Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2007, 16:14   #81
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
W łodzi

Trans samouwielbienia... nowopoznane pojęcie idealnie oddawało stan, do jakiego w krótkim czasie doprowadził się Bayard. Wkrótce minstrel miał ochotę przeklinać pomysł, unikając przysłowiowego deszczu wymówek i wyrzutów wpadł pod istną rynnę banialuk, które w szybkim tempie go całkowicie zalewały.

Ucieczki poszukał w myślach, a potem skoncentrował się na odebraniu od rybaka prowiantu i zapłaceniu mu. Niestety, w braku Nettersa, Bayard odbiorcą swoich opowieści uczynił towarzysza, który szybko postarał się o to, by napocząć dostarczony przez Nettersa obiad, co miało go uwolnić od konieczności odpowiadania.

- Taaaa-dam! Otom jest! Szczęśliwy dzień dla was nastał, śmiertelnicy. - kiedy z pierścienia wyprysnął gnommin Hadrian był gotów uznać w nim wybawcę - Słyszałżem, że przy mojej pomocy udało się wam zdobyć podmorskie ziele... pokażta.

Coś zaświtało w głowie minstrelowi, który wyciągnął wodorosty, formułując słowa. Nie zdążył:

- Jak przy twojej, kurduplu? Chybaś się szaleju najadł albo w łepetynę trzasnął. Toż wszystkie przeciwności losu samżem pokonał - syreny, trytony, sztormy... ja sam! I kiedy już miałem...

- MILCZ! - Widząc świński ryj przyozdabiający twarz towarzysza, Hadrian doszedł do trzech wniosków naraz.

Lubił gnommina.

Bayardowi nos pasował.

Podświadomie czegoś takiego oczekiwał. Co oznaczało wiele rzeczy. M.in. to, że magia zaczynała mu powszednieć, lub też on zaczynał lepiej przewidywać, kiedy i gdzie ją napotka. Definitywnie był to temat wart głębszego zastanowienia... ale potem. Gnommin mówił bowiem dalej:

- Tylko dzięki przysłanej przeze mnie pomocy nie jesteście obydwaj Utopnikami. Ale nie oczekuję podziękowań, zamiast nich z pokorą przyjmuję czarną niewdzięczność - ale czczej gadaniny o własnym bohaterstwie nie zniosę. Wracając do wodorostów - mogą być. Spodziewałem się po was więcej, ale i to starczy. Jakieś pytania? Bom umówiony na partyjkę Durnia - w tym miejscu lekko zachichotał spoglądając z ukosa na chrumkającego Bayarda.

- Ekscelencjo... - zaczął Hadrian, nie będąc właściwie pewnym co powinien powiedzieć.

Zapytać, czy to mały duch przysłał księżniczkę? Zapytać o coś dotyczącego syren? Ostatnia próba nie była zbyt udana? Może o Utopników? To wydało się... niezłym pytaniem. Gdzieś w duszy Hadriana kołatała się jeszcze jedna idea. By spytać, czy faktycznie przez moment syrena była pod jego urokiem. Bo przecież z jakiegoś powodu wodorosty przyniosła... Zdecydowawszy niemal z miejsca, podjął przerwany na chwilkę wątek:

- Jak rozumiem Tobie, Ekscelencjo, zawdzięczamy pojawienie się księżniczki. Dziękujemy. Chciałem się zapytać, czy można Utopnika uratować? I co się z takowym dzieje, jak pod wodę trafi? I wreszcie, rzecz ostatnia. Poprosiłem syrenę by przyniosła nam wodorosty z dna morza... i najwyraźniej to właśnie uczyniła, sądząc po Twej dla zielska aprobacie. Potem jednak zażądała, by któryś z nas zszedł z nią pod wodę. Na cóż jej to było? Czemu chciała z nas uczynić Utopników?

Usłyszawszy pochrząkiwania Bayarda, Hadrian westchnął cicho, dodając:

- I czy mogę prosić o przywrócenie towarzysza do... eee... normalności, Ekscelencjo? Jestem pewien, że pojął lekcję i będzie cicho, prawda Bayardzie?

Hadrian poświęcił chwilę na ciężkie spojrzenie na zaczarowanego towarzysza, by potem zapytać:

- Wreszcie, na sam koniec, czy masz jakieś dla nas rady lub wskazówki odnośnie dalszego celu podróży? Myślałem aby się najeść, przespać i wyruszyć ku Północnym Górom. Skałę z Korthulu znaleźć się może udać po drodze... chyba, że podróżować przyjdzie nam tak samo jak ostatnio... - zawiesiwszy głos, Hadrian spoglądnął pytająco na małego ducha.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 11-07-2007 o 16:15. Powód: Niesparowane znaczniki
Tammo jest offline  
Stary 24-07-2007, 23:29   #82
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Duch wyraźnie był dziś w lepszym nastroju - i Hadrian zaczynał obawiać się, że ma to coś wspólnego z przykrym psikusem wyrządzonym jego towarzyszowi. Mały acz potężny czarownik unosił się beztrosko powyżej głów swoich rozmówców, rozparty w powietrzu jak na najwygodniejszej otomanie. W zębach trzymał zdobioną złoceniami długą fajkę, z której co i rusz wypuszczał zawijasy aromatycznego dymu. Być może tym razem mieli sznasę na uzyskanie odowiedzi na swoje pytania?

- Utopnicy? Cóż... w zasadzie pod ich postacią spodziewałem się zobaczyć WAS... hihihihi... nic to, może po prostu następnym razem wam nie pomogę, zobaczymy jak sobie radzicie sami.
Utopnicy są całkiem szczęśliwi wypełniając każdy rozkaz swoich Pań. Nie chcą być uratowani, gardzą napowierzchniowcami - a swoją upokarzającą służbę traktują niczym spełnienie marzeń. Ratowanie takiego to - przykro mi to mówić - bezsens totalny. Możecie się tym zająć jak skończymy z księżniczką Fruuu. Beze mnie, oczywiście.
Ziele zaś faktycznie, odpowiednie całkiem - i zdziwionym bardzo, że jedna z Morskich Dam zgodziła się być u człowieka na posyłki. Coś musiało stać się nietypowego, nieprzewidzianego - jeszczem o takim przypadku nie słyszał. Możeście jej wspominali o mnie i mojej mocy?


Hadrian westchnął ciężko, choć starał się uczynić to nieznacznie - dlaczegóż Los pokarał go podróżą z dwoma takimi bufonami? "Ech, nie dla przyjemności przeciez podróż tą odbywam..." - myśl o Misji zawsze jakoś dodawała mu otuchy w ciężkich chwilach.

- Na twój świński ryj, zadufany mitomanie - gnommin używał epitetów tyle złożonych, co ciężkich do zrozumienia - postaram się coś zaradzić. Jeśli chodzi o dalszą podróż - Północne Góry to kierunek dobry jak każdy inny. Ale dobry. Podróżować możecie jak wcześniej, nie będę już tylko wam tym drzewkiem sterował - sami się o to martwcie. Thettre'll - leć, Stredd'eer - ląduj. Kierunek już wam ustalam. - w tym momencie jedna ze smug symu puszczanych przez gnommina zmieniła kolor na zielony i wijąc się opętańczo poleciała w kierunku drzewa, a potem dalej - ku północy - Pamiętajcie zatrzymywać się zawsze na noc - coś po ciemku nawigacja mi w tym zaklęciu szwankuje... zajmę się tym później. Coś jeszcze?

Zgasił fajkę, wstał - wciąż w powietrzu - i kurtuazyjnie się ukłonił, co było znaczącą odmianą po poprzednich jego zniknięciach.

- Obiecałem jeszcze, że coś Bayardowi na ten *nos* zaradzę... - w pięknych oczach Świńskiego Ryja zapaliła się iskiereczka nadziei - ... łap!

Cóż... zamiast strumienia magicznej energii przywracającej Bayardowi jego orli nos od strony znikającego gnommina poleciał kawałek czernionej szmatki.

Zamiast własnego nosa otrzymał od ducha woalkę.
- I co, ja mam w tej szmacie łazić? Jak BABA???

Biadolenia słuchał tylko Hadrian, ducha już nie było.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 04-08-2007, 16:49   #83
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Na plaży, z widokiem na Syrenią Skałę

- Utopnicy? Cóż... w zasadzie pod ich postacią spodziewałem się zobaczyć WAS... hihihihi... nic to, może po prostu następnym razem wam nie pomogę, zobaczymy jak sobie radzicie sami.

Hadrian lekko skłonił się, ukrywając przewracane do góry oczy i maskując opadajacymi na twarz włosami ciche westchnienie. Dwóch. Jeden był już wystarczającym utrapieniem, ale on musiał mieć takich dwóch.

- Utopnicy są całkiem szczęśliwi wypełniając każdy rozkaz swoich Pań. Nie chcą być uratowani, gardzą napowierzchniowcami - a swoją upokarzającą służbę traktują niczym spełnienie marzeń. Ratowanie takiego to - przykro mi to mówić - bezsens totalny. Możecie się tym zająć jak skończymy z księżniczką Fruuu. Beze mnie, oczywiście.

To była wyborna odpowiedź. Hadrian momentalnie skreślił Utopników z listy rzeczy do zrobienia. Miał wystarczająco dużo do zrobienia dla siebie, do tego związał swój los z losem księżniczki (teraz go nienawidzącej, co przypomniał sobie z kolejnym westchnieniem), a skoro byli szczęśliwi...

- Ziele zaś faktycznie, odpowiednie całkiem - i zdziwionym bardzo, że jedna z Morskich Dam zgodziła się być u człowieka na posyłki. Coś musiało stać się nietypowego, nieprzewidzianego - jeszczem o takim przypadku nie słyszał. Możeście jej wspominali o mnie i mojej mocy?

Hadrian westchnął ciężko, trzeci raz odkąd gnommin zaczął mówić. Dlaczegóż Los pokarał go podróżą z dwoma takimi bufonami?

"Ech, nie dla przyjemności przeciez podróż tą odbywam..." - myśl o Misji zawsze jakoś dodawała mu otuchy w ciężkich chwilach.

- Na twój świński ryj, zadufany mitomanie -słysząc te słowa gnommina Hadrianowi z miejsca nasunęło się przysłowie przyganiał kocioł garnkowi - postaram się coś zaradzić. Jeśli chodzi o dalszą podróż - Północne Góry to kierunek dobry jak każdy inny. Ale dobry. Podróżować możecie jak wcześniej, nie będę już tylko wam tym drzewkiem sterował - sami się o to martwcie. Thettre'll - leć, Stredd'eer - ląduj. Kierunek już wam ustalam. - gdy jedna ze smug symu puszczanych przez gnommina wijąc się opętańczo poleciała w kierunku drzewa, Hadrian szeptem powtarzał zapamiętane słowa, zmagając się z ich nieco obcą wymową.

- Pamiętajcie zatrzymywać się zawsze na noc - coś po ciemku nawigacja mi w tym zaklęciu szwankuje... zajmę się tym później. Coś jeszcze?

Hadriana olśniło.

- Jeśli można, Ekscelencjo, chciałem zapytać.. ach, zresztą, zapewne Smoki to będzie zbyt kłopotliwy temat, przecież na pierwszy rzut oka widać, że one i gnomminy to całkowicie odmienne istoty, nie będą zatem wiele wiedziały o sobie wzajem. - Hadrian potrząsnął głową, jakby ubolewając nad niefortunnym pytaniem.

- Jeśli można, Ekscelencjo, jak daleko do źródła, lub ile dni musimy tam lecieć?

* * *

Duch zniknął, pozostawiając Bayarda i Hadriana, pierwszego wstrząsanego gniewem, zaciskającego w ręce woalkę, 'cudowne remedium' na swoją przypadłość, drugiego wstrząsanego cichym, choć potężnym śmiechem, z racji ... właściwie tej samej..

* * *

Zapakowawszy jedzenie oraz rozłożywszy - i porządnie przymocowawszy, aby wiatr czy co insze ich nie porwało - wodorosty do schnięcia (i - bądźmy szczerzy, dla pozbycia się ich zapachu) Hadrian ruszył z powrotem ku drzewu. Tym razem poświęcił trochę czasu na porządne zapakowanie bagażu, przywiązanie go, znalezienie dla siebie legowiska, oraz przekonanie kompana, aby zrobił to samo. Wlazłszy na drzewo, Hadrian sprawdził jak jego legowisko, ułożone na rozwidleniu dwu konarów, się sprawuje, a przetestowawszy, ułożył się wygodnie i westchnął cicho z błogością. Był senny nie lada, więc dla pewności, a także na wypadek, gdyby drzewo miało się ni stąd, ni zowąd obrócić, przywiązał się dobrze, potrójnie. To samo zresztą wtrącił pomiędzy biadolenia Bayarda, stwierdzając, że świński nos towarzysza znakomicie polepsza mu nastrój. Cicho pogwizdując, minstrel układał w pamięci strofy opowieści o konfrontacji na Syreniej Skale.

Kiedy już niemal wszystko było gotowe, Hadrian śmignął w krzaki na moment, a potem wykąpał się po raz ostatni, wesoło bawiąc się i pluskając. Podjął też niewielką próbę skłonienia ku temu samemu Bayarda, lecz stek wyzwisk dość szybko go ze zbędnego socjalizowania się z oburzonym na świat kompanem wyleczył.

Kiedy ubierał się, słońce drgnąwszy, poczęło swą wędrówkę ku zachodowi. Połowa dnia minęła.

- Zupełnie nie wygląda to na Syrenią Skałę. Zupełnie nie uwierzyłbym, że tam Syreny mamią. Dobrze, że się Netters trafił, i dobrze, żem mech miał. Ech... Nie wiem jeszcze, jak księżniczkę ułagodzę, ale coś trza będzie wymyślić. Zresztą... mam pomysł...

Niewiele myśląc, dobył z plecaka wstążkę i owinął ją wokół znalezionego na plaży patyka. I czekał, ciekaw efektu.

"Jeśli to jaki wielki efekt będzie, wplotę sobie wstążkę we włosy, kiedy z księżniczką będę się widział. A potem powiem jej, co oznacza magia czasami. Może zrozumie, zwłaszcza, jeśli na koniec przeproszę..."
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 08-08-2007, 09:32   #84
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Gnommin najwyraźniej zaczynał być zniecierpliwiony rozmową z istotami tak marnymi i nieciekawymi jak członkowie Księżniczkowej Wyprawy Ratunkowej... na kolejne pytania wyprysnął co prawda z pierścienia, ale zaraz ziewnął ukradkiem i przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby już-już miał do niego wrócić.

Ale nie.
Wysłuchał pytań Hadriana z lekkim znudzeniem - to prawda. Postanowił jednak zaszczycić go odpowiedzią "W końcu na pogłoski o potędze i nieomylności gnomminów musi ktoś pracować - nawet i wśród pospólstwa"

- Jutro już powinniście góry zobaczyć, ale jeszcze jednego dnia potrzeba abyście dolecieli najwyżej jak to możliwe. Gdy drzewo zatrzyma się, trzeba wam bedzie w górę jeszcze dzień cały wędrować.
- Smoki... gdzie tam wam do tych bestii? Zajmijcie się lepiej czymś mniejszym i pierzastym, lepiejście wybrali. Ze smokami żeby się mierzyć trzeba prawdziwego wojownika i prawdziwego mędrca, mistrza w wymowie i magii, niezrównanego w znajomości tych gadów, ich zwyczajów, słabostek...
A ja nie mam czasu.

Jakby przewidział, że może być poproszony o pomoc... przez chwilę bohaterom zdawało się, że na maleńkiej twarzy gnommina zagościł strach. Było to jednak tylko mgnienie oka, w następnym Pappasmerph wykonał skomplikowany powietrzny ukłon i w spirali połyskującego srebrzyście dymu zniknął wewnątrz pierścienia...

***

Hadrian przygotowywał się do wyprawy.
Suszenie zielska, szykowanie drzewa do podróży, wiązanie sznurów, jeszcze kąpiel... gdzieś w początkach tych wszystkich zajęć Bayard chrząkając żałośnie poprosił go o pierścień. Dać? Nie dawać?

Biedak wyglądał tak żałośnie, że grajek postanowił użyczyć mu gnomminowego mieszkania na chwil kilka - podejrzewał zresztą, że mały czarodziej nie zechce wcale poświęcić swojej uwagi kolejnemu śmiertelnikowi.

Bayard zniknął w krzakach - na całkiem długo. Z gąszczu dochodziło chlipanie, chrząkanie, jakieś trzaski... i podniesiony głos gnommina!
"No, ciekawe... szkoda, że nie jest mi dane oglądać to widowisko." - mimo lekkiego żalu Hadrian szybko powrócił do poprzednich zajęć.

Gdy Bayard wyszedł z gąszczu - miał własny nos. Był jednak cały czerwony, mokry i jeszcze wyraźnie zapuchnięty od płaczu, który Hadrian wcześniej słyszał. Stanowił widok naprawdę żałosny i kiedy wilgotną dłonią oddawał minstrelowi pierścień i mamrotał słowa podziękowania - Hadrian poklepał go po ramieniu. Ten przyjacielski gest najwyraźniej dodał otuchy odświnionemu towarzyszowi, bo zdecydował się jednak na morską kąpiel.

Podczas, gdr Bayard pluskał się i parskał nieopodal - Hadrian miał na głowie już ważniejsze sprawy. Wstążka... byłaby pomocna? Kiedy owinął ją wokół patyka - nic się nie stało. Nic. Ani zieloność, ani kwiecie, ani piękno żadne... może na istoty żywe działa tylko? Gdy ochłodzony, wesoły towarzysz pojawił się przy jego boku - bez pytania owinął mu wstążkę wokół nadgarstka.

Wrażenie, jakie zrobił na nim Bayard było powalające. Nigdy nie widział kogoś tak wspaniałego - na jego przystojnej twarzy malowały się jednocześnie wrażliwość i męstwo, szlachetność i wola walki... cała postać była wysmukła, silna, zdawało się - heros z dawnych legend. Hadriana największym marzeniem stało się być choćby giermkiem tego wspaniałego rycerza, stawać się choć w milionowej części do niego podobnym, służyć mu we wszystkim i na zawsze...

- Co ty mi tu, dziewczyńskie fatałaszki zakładasz? - gdyby nie fakt, że Bayard zerwał wstęgę i rzucił na nadmorski piach - los Hadriana byłby godny pożałowania - Dość już mnie upokorzył Wielki i Potężny Gnommin, Władca Magii - widać było, że pochwały ducha wygłasza z wielkim przymusem.

- Bez takich żartów okrutnych, proszę. Co teraz robimy? Polecimy jeszcze kawałek?
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 16-08-2007, 10:17   #85
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Jeden dzień, by zobaczyć góry. Jeden, by dolecieć jak najwyżej. Jeszcze jeden do dwu poprzednich, by wywędrować chyba na same szczyty.

Były zatem granice magii. Rzeczy, których magią nie dało się osiągnąć. Chociaż... Hadrian na moment zamyślił się, czy słusznie czynił, tak pospiesznie ograniczając magię? Ostatecznie, wiedźma sama znała się na magii, po cóż więc miałaby trzymać gnommina? Z przyjaźni? Patrząc na pierścień na palcu, minstrel odrzucił tę perspektywę. Pomysł przehandlowania przyjaciela w ten sposób zupełnie był niezrozumiały. Chociaż, jeśliby się żyło ponad sto lat, to czy na pewne rzeczy nie patrzyłoby się inaczej?

"Odpowiednie tego ujęcie w pieśni to byłyby chyba z cztery zwrotki. Skup się lepiej na tu i teraz."

Odpowiedź o smokach nie byłą minstrelowi niczym nowym. Każdy autorytet, mag, mędrzec i licho wie kto jeszcze, słysząc, że idzie o smoki mądre miny robił i mówił to samo. Gnommin niestety nie okazał się wyjątkiem. Natomiast jakaś zadra w młodym grajku została, choć on sam nawet jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.

Przygotowania do wyprawy pełne były krzątaniny, którą ubarwiły dwa incydenty. Bayard prosząc o pierścień totalnie zaskoczył Hadriana, który z początku nieufnie spoglądnął na kompana, ale ten wyglądał tak żałośnie...

"Gdzież tam gnommin zechce poświęcić uwagę kolejnemu śmiertelnikowi! Niech choć spróbuje, biedak, przecie też mi by z takim nosem nie było wcale do śmiechu."

Ale ciekawość żarła trzewia Hadriana, tak, że w krzątaninie przesuwał się troszkę, kroczek tu, dwa tam, aż wreszcie odgłosy dochodzące z gąszczu doszły jego nadstawionych ciekawie uszu.

Słysząc jednak chlipanie, Hadrian zawstydził się. Sam w życiu nie chciałby być podglądnięty w takiej sytuacji, myśl też o droczeniu się z towarzyszem w kwestii 'nowej twarzy' jakoś mu obrzydła.

Nie mówiąc więc nic wrócił do swoich zajęć, nijak też nie skwitował powrotu zapuchniętego od płaczu kompana. Dopiero gdy ten oddawał pierścień mamrocząc podziękowania pod nosem, Hadrian poklepał go pocieszająco po ramieniu, próbując dodać mu ducha.

Już przy pierwszym przepakowaniu rzeczy, minstrelowi w palce weszła wstążka i od tego czasu chodziło po głowie aby rzecz przetestować. Ale wyszukany patyk nie zmienił się ani na jotę. Natomiast Bayard...

Ocuciło Hadriana bezceremonialne zerwanie wstążki przez niedawnego herosa z dawnych legend rodem. Widząc metamorfozę podszedł do 'fatałaszku' z daleko większym uznaniem, z respektem i dbałością chowając go głęboko w torbie.

- Dość już mnie upokorzył Wielki i Potężny Gnommin, Władca Magii - szczęka Hadriana zaryła na moment w piasek, a on sam z niedowierzaniem spojrzał na Bayarda. TYTUŁY?? Siła perswazji Gnommina była nie do pogardzenia. - Bez takich żartów okrutnych, proszę. Co teraz robimy? Polecimy jeszcze kawałek?

- Eee... jassne, tak. Polecimy, jak najbardziej. Właściwie to możemy zaczynać, wszystko gotowe. A jako że przed nami parę dni podróży, pokażę Ci jak się przywiązać na wszelki wypadek, by nie spaść.

Zmiana tematu na ten już przemyślany dodała Hadrianowi pewności siebie, choć wciąż jeszcze był wstrząśnięty niesamowitą przemianą Bayarda. Urok miał siłę porównywalną z siłą głosu syreny, totalnie zagłuszał wszelkie inne wrażenia.

"Jeśli szpiedzy Królowej będą choć tak dobrze wyposażeni... jesteśmy w tarapatach. Jak to mówiła Mądra? Za piękni, za dobrzy, zbyt uprzejmi... Do diaska!"

Dreszcz przeszedł minstrela. Zda się, zadanie znienacka przybrało ciężaru. Gdy Bayard wsiadał na drzewo, minstrel zerknął po raz ostatni, by upewnić się, czy ktoś ich nie obserwuje. Nawyk ten serdecznie postanowił od teraz rozwijać. Przez moment wydało się Hadrianowi, że w świetle słońca powoli zaczynającego się chylić ku zachodowi, dostrzega piękną płetwę nurkującej syreny, ale równie dobrze mógł być to odblask promieni słonecznych w grzywaczach fal.

Skończywszy pakowanie i mocowania, załadowawszy się samemu na drzewo, Hadrian rozglądnął się, nabrał tchu i rzucił:

- Bayardzie, trzymasz się? To lecimy! Thettre'll!!

Podróż bynajmniej nie miała się ku końcowi... daleko jej jeszcze było do końca.

* * *

Start był, oczywiście, równie gwałtowny jak poprzednio, a dodatkowo tym razem żadne korzenie nie sprawiły problemu - wszystkie były już w końcu wyrwane. Po prostu nagle ziemia zaczęła się oddalać z niesamowitą prędkością, a spoglądającemu w dół Hadrianowi instynktowny strach skręcił żołądek w supeł. Bayard dla pewności sprawdził węzeł, po czym ułożył się, starając się dojść do ładu z przyciskanym prędkością żołądkiem. Wkrótce jednak drzewo przestało się wznosić i pomknęło prosto jak strzelił na północ. Obserwując przemykającą dołem linię wybrzeża, Hadrian mimowolnie pogrążył się w zachwycie, powracając do układania swojej pieśni. Oryginalne dwie strofy na powietrzną podróż w następnych dwu godzinach rozszerzyły się do bez mała strof dwudziestu, choć jedyny świadek powstawania wielkopomnego dzieła spokojnie spał, Bayard bowiem zasnął ledwo co oddalili się od wybrzeża. Hadrian również czuł znużenie po nieprzespanej nocy, kiedy więc ziewanie poczęło rozdzierać mu niemal twarz, zaprzestał komponowania i zerknąwszy na słońce, upewniwszy się, że sznury trzymają i pomachawszy przelatującym gęsiom, sam również zasnął.

* * *

Obudził go chłód. Otworzywszy oczy, Hadrian zorientował się, że zapadła całkowita ciemność. Przeciągnął się, zdrętwiały od sznurów i niezbyt miękkiego koniec końców łoża i próbował coś dostrzec, ale jedne źródło światła stanowiły mrugające w górze gwiazdy.

"Ależ są wysoko! Nawet w domenie ptaków gwiazdy wydają się równie dalekie jak z ziemi! Jak wysoko one wiszą, właściwie?"

W tym momencie, jak uderzenie młotem w brzuch potrafi pozbawić człowieka oddechu, oblać gorącem i sprawić mu wiele niewygody i nieprzyjemności, ogólnie mówiąc, tak Hadrianowi wszystko to zafundowało nagłe wspomnienie słów gnommina:

- Pamiętajcie zatrzymywać się zawsze na noc - coś po ciemku nawigacja mi w tym zaklęciu szwankuje... zajmę się tym później. Coś jeszcze?

"Nawigacja... ale nie latanie, prawda??" przemknęło przez myśl nagle spotniałemu grajkowi.

I nagle lecieli w dół. Zupełnie jakby uświadomienie sobie tej prawdy miało odciąć moc napędzającą magiczny taran, nagle, miast lecieć... spadali!!

Zimny pot oblał Hadriana, ale on sam nawet tego nie poczuł, tak samo jak nie poczuł pędu powietrza, nabierającego siły z każdym pokonywanym metrem. Drzewo poczęło jeszcze na domiar złego się obracać, przez co Hadrian zupełnie już stracił orientację.

- Thettttt...re'll - wyskrzeczał minstrel przez zaschnięte gardło, by natychmiast powtórzyć, z zająknięciem - Thetttre'll - i wreszcie pełnym głosem, coraz głośniej, by wreszcie wydrzeć się, kiedy wypadli z chmur i dało się dostrzec zbliżającą się coraz szybciej, rosnącą w oczach ziemię - Thettre'll! Thettre'll! Thettre'll!!! THETTRE'LL!!!!

Wszystko to jednak bezskutecznie, wiatr porywał słowo, drzewo trzeszczało pod jego naporem jakby miało lada moment się złamać, Hadrian już właściwie widział pęknięcia i odłamywane gałęzie, wicher zaś wyrywał dech z piersi minstrela, krztusił, dławił... zmusił w końcu Hadriana do rzucenia się w bok, do przytulenia policzka do szorstkiej kory drzewa i wyszeptania...

* * *

- [i]Thettre'll...[i]

Z cichym szeptem Hadrian obudził się. Zmierzch był już bliski, a on sam wisiał w niedorzecznie niewygodnej pozycji na linach, mając pod sobą ledwo dwie trzeszczące mocno i niezbyt grube gałęzie, i czując wokół pęd powietrza, który teraz, gdy minstrel 'wytoczył' się spod przygotowanej zawczasu osłony z wyjątkowo w danym miejscu gęstych liści, stał się znacznie mocniej odczuwalny.

Szybko przetoczywszy się z powrotem, Hadrian syknął z bólu, czując jak w niektórych miejscach liny go poznaczyły. Nie klął jednak. Doskonale wiedział, że otarcia czy siniaki będą ceną tej podróży i zdecydowanie wolał to, niż los z jego snu, albo spadnięcie we śnie z drzewa.

Wspomnienie snu nakazało też otworzyć oczy. Zmierzchało się. Bayard spał, ułożony wygodnie, lekko pochrapując, zaś wybrzeże zostało już jedynie kreską w oddali. Hadrian z podziwem i zdumieniem pokręcił głową. Niezwykłość podróży nieraz jeszcze miała go napawać zdumieniem i podziwem dla możliwości magii.

- [i]Stredd'eer...[i] - wyszeptał, a drzewo posłusznie zaczęło obniżać lot - Jeśli moje kalkulacje okażą się słuszne, to powinniśmy mniej więcej trafić na polanę, ale na wszelki wypadek... BAYARDZIE!! LĄDUJEMY!! CHWYĆ SIĘ CZEGOŚ!!

I wtedy właśnie to się zdarzyło.

Ktoś, spoglądający na Hadriana z boku, mógłby spostrzec, że naraz minstrel jakby skamieniał, poprawiające liny ręce zesztywniały, wpół obrócone ciało zamarło w dziwnej pozycji. Gdyby taki obserwator spojrzał na twarz Hadriana, zdumiałby się jej wyrazem: mieszaniną niedowierzania, skrajnej wręcz niewiary i zdumienia oraz najwyższej koncentracji. Hadrian wytężał zmysły do granic, aby przebić pierzastą i poszarpaną chmurę na prawo od drzewa wzrokiem, nastawiał uszy na jakiekolwiek odgłosy i skoncentrował się na tym tak dalece, że właściwie odpuścił wszystko inne.

"Niemożliwe... zdawało mi się... Musiało mi się zdawać..."

Czarny kształt wynurzył się z chmury. Złote oczy objęły przestworza, wraz z obniżającym szybko lot drzewem i dwójką śmiałków na nim, promienie zachodzącego słońca zalśniły na czarnych łuskach, potężne, skórzane skrzydła przecinały powietrze, gdy średnich rozmiarów czarny smok szybował obojętnie nad minstrelem, targanym coraz to silniejszymi emocjami.

- Za nim - wyszeptał minstrel, nawet nie wiedząc, że to mówi - Za nim - powtórzył o ton głośniej, do drzewa, nie reagującego na tak jasną i oczywistą komendę - Za nim, leć, no leć! Za nim, no skręcaj! - lecz drzewo mechanicznie wciąż leciało ku ziemi, głuche na błagania i natarczywy ton grajka, który nagle uświadomił sobie, że przecież może jedynie poderwać drzewo do lotu dalej, na północ... i odprowadzać smoka wzrokiem.

Frustracja wykrzywiła rysy Hadriana, aż wreszcie te zastygły w wyrazie rozpaczy. Nim jednak smok naprawdę zmalał, minstrel z cokolwiek błędnym wzrokiem siedział już na drzewie, natarczywie wołając do pierścienia

- Pappasmerphie! Ekscelencjo! Pappasmerphie! - aż w kłębach różowo-zielonego dymu pojawił się gnommin z sześcioma kartami w dłoniach, z fajką w zębach i z wyrazem irytacji na twarzy. Nim jednak dane mu było cokolwiek powiedzieć Hadrian poderwał się na tyle, na ile umożliwiały mu to liny, i niczym w gorączce, jął mówić:

- Musimy skręcić na zachód! Musimy lecieć za nim! To był smok! Prawdziwy smok! Musisz zakręcić drzewo, ja muszę go zapytać...

- MUSZĘ?!

Nie było mowy o pomyłce, maleńki gnommin był wyraźnie rozsierdzony, nawet na tyle, że część wypowiedzi grajka mu po prostu umknęła.

- Hola, grajku zbolały, czyżbyś już zapomniał kim jestem, że nagle zaczynasz wydawać mi rozkazy? - groźba zawisła niemal w powietrzu, zaraz obok niewzruszonego chrapania Bayarda - To jakieś eony za wcześnie na taką zarozumiałość ze strony śmiertelnika bez krzty pojęcia o wielkich Arkanach Magii, by rozkazywać mnie, najpotężniejszemu z gnomminów! Muszę zawrócić? Cóż niby takiego miałoby być warte mojego trudu?! - w tym miejscu gnommin musiał zaczerpnąć tchu, zaś Hadrian wykazał się zupełnym brakiem spostrzegawczości (a może zrozumienia?) dla latających tu i tam sygnałów ostrzegawczych i brnął dalej:

- Smok!! To był smok! Musimy lecieć za nim, dogonić go i... - nie dane było nikomu się dowiedzieć co po dogonieniu musieli według Hadriana uczynić śmiałkowie, bo gnommin spurpurowiał, wypuścił z rąk karty a z ust fajkę, okręcił się jak bąk wokół własnej osi i dostrzegłszy oddalającego się smoka wybuchł, niemal dosłownie:

- Ty głupcze! Ty ośle patentowany! Ty idioto! Gonić?! Smoka?! Oszalałeś?! - mały duch aż się zapowietrzył, nie zauważając nawet, że węgielek z fajki, nim wygasł, przypalił mu zielone portki. - I pewnie jak go już go dogonisz i wpadniesz w tarapaty, to znowu ja będę musiał was ratować, jak ostatnio?! Absolutnie nie ma mowy! MILCZEĆ!! - ostatni ryk był imponujący, że nawet niewzruszone dotąd chrapanie Bayarda cichutko przeniosło się bliżej właściciela, który przewrócił się na drugi bok, niechętnie wybudzając się ze snu.

- Jeszcze pierzastej księżniczki nie odczarował ale już na smoki się wybiera! Dobre sobie! - ciągnął tymczasem gnommin nie pozostawiając na minstrelu suchej nitki, nawet gdy ten zupełnie przestał się już bronić, po prostu słuchając, zwiesiwszy głowę i milcząc. Dopiero po dobrej chwili, przy zupełnie już wybudzonym Bayardzie, gnommin fuknął po raz ostatni, ruchem dłoni naprawił spodnie i z fajką w dłoni wsiąknął z powrotem w pierścień, niemal pozostawiając za sobą karty, z których jedna mignęła ku grajkowi wizerunkiem człowieczka w błazeńskim stroju i z makijażem klauna na twarzy.

* * *

Lądowanie przebiegło w milczeniu. Bayard oczyma łypał na pierścień, wyraźnie miał zdrowy respekt do gnommina, Hadrian zaś po prostu milczał, trawiąc słowa małego ducha. Gdy obaj herosi zsunęli się z drzewa, którego lądowanie nijak nie można było nazwać łagodnym, odczuli odrętwiałe, nierozruszane mięśnie, i liczne siniaki oraz otarcia od sznurów. Nadal w milczeniu Hadrian zajął się rozbijaniem obozowiska i przygotowaniem kolacji, intensywnie myśląc. Palił go wstyd i gniew. Złość go brała na straconą szansę, a jeszcze większa na własną bezsilność. Wspominał nieustannie to pobyt u wiedźmy, to znowu rozmowę z gnomminem, a raczej monolog tamtego, i niemal pluł sobie w brodę.

"Wspaniale. Oto spotykam dwie istoty, które naprawdę mogą mi coś pomóc, które naprawdę znają się na magii, i co? I właściwie mam nadzieję, że rozwiążą mój problem za mnie! Do diaska! Ależ żałosne! Rację ma. Spotkałem smoka... i cóż z tego? Zapytać go o nic, obronić się nawet nie zdołam, jeśliby coś chciał przetrącić między jednym posiłkiem a drugim. Nie mam.... nic."

Z wściekłością zrodzoną z frustracji minstrel buszował w krzakach zbierając chrust na ognisko i łajał się w myślach.

"Magiem trza być. Moc mieć. Zwyczaje bestii znać. Tak mówił gnommin. Nawet on się przecież boi, a co dopiero ja! Z motyką na słońce, idiota..."

Góra chrustu rosła, w miarę jak gniew się wyczerpywał. Wreszcie, otarłszy łzy złości, Hadrian nabrał pełne naręcze drewna i wrócił do rozpalania ogniska i przyrządzania kolacji w prawdziwie minorowym nastroju, rozważając totalną zmianę układanej do tej pory epopei na tragedię, albo przynajmniej tonacji z dur na mol.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 20-08-2007, 10:17   #86
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Laar obserwowała ich.

Wciąż ze złością myślała o dwunogiej dziwie, która przeszkodziła jej w zabraniu tych zadziwiających mężczyzn w głębiny, ale... coś ją do nich ciągnęło. Czy było to echo usłyszanej wcześniej muzyki? Nie wiedziała - wiedziała tylko, że musi ich pożegnać wzrokiem.
Nigdy wcześniej tak się nie czuła, nigdy też nie spotkała im podobnych istot. Gdy już-już opuszczali plażę Syrena westchnęła po raz ostatni, plasnęła ogonem o błyszczącą taflę wody i dała nura w morskie odmęty.

Może jeszcze kiedyś trafi się jej podobna zdobycz...?

***

Bayard zdecydowanie nie przepadał za lataniem - mógł z czystym sumieniem wygłaszać ten osąd, ponieważ jedno takie doświadczenie za sobą już miał... i niechętnie patrzył na plan powtarzania go.
Tym razem jednak było inaczej - zapobiegliwy towarzysz, w którym nieoczekiwanie Bayard zobaczył kogoś w rodzaju druha, przygotował zabezpieczenie, doradził wyszukanie odpowiedniego miejsca... lecieli.

Nie było aż tak źle jak ostatnio - cóż, o to byłoby trudno. Wyszukane miejsce w zagłębieniu kilku grubszych konarów dawało w miarę wygodne siedzisko... można było i głowę oprzeć... zasnął.

Zbudził go okrzyk towarzysza - "Co to, do diaska? Znów atak jakowy?" - słysząc jednak o bliskim lądowaniu złapał się z całej siły za sąsiednią gałąź i zacisnął powieki. Nie na długo - nie minęła najmniejsza nawet z chwil, kiedy już Hadrian nowe sensacyje wykoncypował.

"Za nim?" - te słowa skłoniły Bayarda do otworzenia oczu, zaraz jednak tego pożałował. Olbrzymia, krwiożercza, latająca bestia to nie było to, co chciałby zobaczyć... w bujnej wyobraźni którą skrywała głowa Dębowej Głowy gad ten ścigał ich i już-już miał ich przysmażyć zionącym z paszczy ogniem... jeśli zaś oddalał się to tylko po to, by zaatakować z większym impetem.
"Najlepiej będę udawać, że nadal śpię... może nas zostawi."

Ten zaś skretyniały grajek od siedmiu boleści chciał za nim lecieć! I wywołał z ukrycia tego potężnego maga, który ledwo co 'przyozdobił' przystojną twarz Bayarda świńskim ryjem...
"Dobrze mu tak, będzie miał za swoje. Ciekawe, w co Mistrz go zamieni... byleśmy tylko zdążyli przed gadem uciec!"
Gdy gnommin obsobaczył towarzysza Bayard, mimo strachu, miał wielką ochotę wybuchnąć śmiechem - a tak mędrkował, bohater od siedmiu boleści - aby jednak nie dać po sobie poznać rozbawienia (z gnomminami nigdy nic nie wiadomo, tego już zdążył się nauczyć) przewrócił się na drugi bok i tam już spokojnie zachichotał.
"Dobre sobie."

***

Wylądowali.
Bayardowi wciąż chciało się śmiać z reprymendy, jaką towarzysz dostał od gnommina - pamiętał jednak jeszcze dobrze, że Hadrian powstrzymał się od złośliwości gdy jego twarz zdeformował zły los... zmilczał więc.

Niedługo później kończyli już posiłek, koło ogniska zaś piętrzyła się jeszcze spora wiązka nazbieranego przez towarzysza chrustu. Hadrian trochę nucił pod nosem, najwyraźniej układając monumentalną pieśń o smoku... jeśli chodzi zaś o Bayarda to najchętniej udawałby, że gadzin na świecie wcale nie ma.
"Po co kusić licho..."

Syn świniopasa już-już miał zapaść w sen kiedy z jego przedpoli wyrwał go niecodzienny, choć już wcześniej widziany, widok.
Maleńki zim-ptak wylądował na gałązce rosnącego nieopodal krzewu kaliny - chwilę się im przyglądał, przysiadł na ramieniu Hadriana, delikatnie skubnął go w ucho, przefrunął na ziemię... i znów, szast-prast - przemiana była tak szybka, że prawie jej nie zauważyli.

Na ziemi siedziała księżniczka - a była jeszcze piękniejsza niż zwykle. Suknia zielonkawa, w kolorze lasu i łąk, przeszywana złotą nicią i zdobiona szmaragdami mieniła się w świetle płomieni. Dekolt tego cuda był - jak na księżniczki - dość głęboki, zawartość tego dekoltu jednak uciszała wszelkie pytania. Widok księżniczki zapierał dech w piersiach - na jej twarzy zaś gościł uroczy uśmiech, uśmiech za przynajmniej sto talarów.


- Witajcie, wybawcy! Jestem pełna podziwu, że tak daleko już zaszliście... - schwyciła dłoń Hadriana i spojrzała mu głęboko w oczy - Do gór jeszcze daleko, ale wiem że uda się wam każde zamierzenie - teraz ujęła przybrudzone dłonie Bayarda i również spojrzała na niego uroczo, dziękując za pomoc - Jestem wam taka wdzięczna! Jesteście prawdziwymi bohaterami!

Pod Bayardem ugięły się nogi - przez cały czas czuł się tu jak piąte koło u wozu, nic tylko Hadrian i Hadrian... a tu proszę! Piękna księżniczka, cudowna jak wróżka z bajki, osobiście dziękuje mu za jego bohaterstwo...
Zaczerwienił się jak burak. Sztywny, schylił się jednak i pocałował Ciattyne w pachnącą fiołkami dłoń... wybąkał też kilka słów:
- Pani... to zaszczyt... - nigdy nie był dobry w dworskiej mowie - Uratujemy cię, księżniczko. Nie strachajta się.
Nie był do końca zadowolony z tej przemowy...

"Następnym razem wcześniej sobie wykoncypuję cosik na takie okazje."

- Nie chcę was od snu powstrzymywać, wiem że zmęczeni jesteście - księżniczka wdzięcznie przysiadła na niedalekim pieńku, uważnie sprawdzając czy nie pobrudzi zbytnio drogocennej sukni - Nie zdołałam zabrać ze sobą wiele... ale mam tu trochę suszonych owoców i mięsa, na dalszą drogę - faktycznie, przy sukni wisiał satynowy niewielki woreczek... niewielki, ale za to pełen smakołyków - I butelkę wina mam dla uczczenia waszego męstwa - wypijemy razem, zanim was opuszczę?

Butelka wina okazała się przednim kordiałem z dalekiego Truwgiru, rzadkim w ostatnich czasach, ale jakże pożądanym. Bayard, któremu Ciat podała butelkę poczuł się wyróżniony, aż z dumy się napuszył i zaczął rozplątywać sznurek mocujący zamknięcie butli.

Księżniczka przyglądała się temu ze ślicznym uśmiechem
- Cieszę się, że was znalazłam.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.

Ostatnio edytowane przez Tahu-tahu : 20-08-2007 o 10:38.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 23-08-2007, 06:02   #87
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Hadrian, kolacja z księżniczką

Ostatnio wydarzenie przybrały wcale bajkowy obrót, w zadumie stwierdził Hadrian kończąc zbierać chrust. Po pierwsze, zimptak co zmienia się w księżniczkę i historia, którą pewnie zmienić przyjdzie, bo nikt nie uwierzy, że to znowu macocha księżniczkę chce życia zbawić.

Potem podróż do Mabel i spotkanie z Yerrotyxą, potem rozmowa w Chacie Mądrej i poznanie detali sprawy. Pobudka na polanie i gnommin zaczarowujący drzewo. Szaleńczy, lecz jakże piękny lot na plażę, który dotąd przejmował dojmującym zachwytem i ściskał serce minstrela obręczą, lądowanie zaraz nad morzem, Netters i jego lęk przed Syrenią Skałą, lęk tak uzasadniony...

Potem nieludzkie, straszne ale tak wspaniałe piękno syreny, które nawet teraz wzbudzało w Hadrianie tęsknotę i pragnienie usłyszenia jej głosu, głosu, który był tym, czym wstążka - oślepiającym nakazem służ mi i bądź szczęśliwy.

"Więc taka może być magia..."

Kolejny lot i zobaczenie - zupełnie przypadkowe i całkowicie niespodziewane - stworzenia bodaj najbardziej otoczonego mitami i legendami z wszystkich Hadrianowi znanych. Pieśni o smokach było bez liku, a opowiadały rzeczy tak nieprawdopodobne, że aż godne swego niewiarygodnego tematu. Innymi słowy, nawet Hadrian nie wiedział gdzie tam licencia poetica a gdzie perła prawdziwej wiedzy.

Myśli kłębiły się po głowie minstrela tak, że nawet nie zauważył, iż wrócił do starego nawyku nucenia. Zdarzało mu się to jedynie wtedy gdy był bardzo zdenerwowany lub zamyślony.

Wdzięczny był natomiast Bayardowi za jego milczenie, bo w obecnym nastroju jakiekolwiek chyba komentarze do zajść na drzewie nie byłyby pomocne...

Minstrel na tyle był pogrążony w myślach, że przybycie zimptaka zauważył dopiero wtedy, gdy ten delikatnie skubnął go w ucho.

Księżniczka była dziś jeszcze piękniejsza niż zwykle. Suknia zielonkawa, w kolorze lasu i łąk, przeszywana złotą nicią i zdobiona szmaragdami mieniła się w świetle płomieni. Płeć dziewczęcia przez zręczny krój sukni, linie i sztywność gorsetu podkreślona; przypomniała Hadrianowi syrenę, której piękny biust podziwiał nie tak dawno temu. A myśl o syrenie przywiodła wspomnienie wydarzeń na Syreniej Skale.

"Czy ten strój... dlatego, że wtedy palnąłem, że syrena...? Żeby pokazać, że on też jest piękna? Przecież... wiadomo, że jest, prawda? Czy po prostu chce to dziś usłyszeć?"

Myśl wywołała falę sympatii dla dziewczęcego uroku takiego postępowania, przez co Hadrian uśmiechnął się, dając owej sympatii wyraz.

Dopiero gdy ta spojrzała mu w oczy, dziękując, minstrel doświadczył 'Drugiej myśli', tej która powstanie, gdy człowiek się nad tematem nieco zastanowi i spróbuje przynajmniej popatrzeć nań z różnych stron i na różne sposoby. Drugą myślą Hadriana w tym przypadku, było:

"Podziękowania? Czy to może z radości? No tak, przecież... było nie było, mamy wodorosty. Ale ale! Wodorosty mieliśmy już wtedy, na Skale, zatem?"

W chwilę później, monolog wzbogacił się o kolejne spostrzeżenie, które nasunął minstrelowi wcale pyszny widok zawartości woreczka z prowiantem, jaki księżniczka przyniosła ze sobą. Może nie było tego szczególnie wiele, ale było tam mięso i suszone owoce na drogę, a także wino z Truwgiru, na widok którego minstrel nie zdołał powstrzymać krótkiego okrzyku zdumienia i radości. Lubił truwgirskie wina, zresztą, niewiele pił win od nich lepszych. Na pewne rarytasy nigdy nie było go stać, a jak już nawet było... To były inne, lepsze sposoby na wydanie pieniędzy.

"Może to takie spóźnione podziękowanie? Wtedy przecie nie miała prowiantu. Jeśli nawet, zacnie z jej strony."

Spostrzeżenie przeszło szybko, gdyż sam Hadrian zajął się wtedy zebraniem płaszcza, by rozłożyć go dla księżniczki. Wspomnienie jednak jej reakcji ostatnio, gdy płaszcz zebrała i rzuciła z powrotem właścicielowi, ostudziło grajka na moment, a w międzyczasie księżniczka już usiadła.

- Pani, i Ty witaj. - skłaniając się, Hadrian z zaskoczeniem zauważył, że ruch, zazwyczaj płynny i elegancki był teraz jakiś... zesztywniały. Same kończyny też sprawiały wrażenie kloców drewna niż części ciała, równie były poręczne, ciężkie a często też bezwładne.

"No tak. Spałem na drzewie, wybudził mnie koszmar a potem..."

Potem zdecydowanie nie było miłym wspomnieniem by się w nie teraz zagłębiać. Widząc, że Bayard siłuje się wpierw z dworską mową (z mocno średnim skutkiem) a zaraz potem z winem (ze skutkiem znacznie lepszym), Hadrian niezręcznie zakrzątnął się by przepłukać własny kubek i zaoferować go księżniczce, jednocześnie podstawiając jej swój talerz, wyjmując dla siebie żebraczą miskę, z której korzystał ostatnio dawno, bo całe lata już temu, gdy stawiał pierwsze kroki na szlaku, i mówiąc, podczas tej krzątaniny, by odwrócić uwagę od tego, że jego zwykle zręczne ruchy są teraz ociężałe i pozbawione cechującej je gracji.

- Pomysł posiłku jest, przyznam, przedni. Ujmujący to gest, za który serdecznie dziękujemy. - przerwawszy na moment krzątaninę, Hadrian skłonił głowę ku księżniczce, wybierając znacznie prostszy ukłon. Nadal w jakiś sposób zależało mu na tym, aby jego zmęczenie nie zostało przez nią dostrzeżone i w skrytości ducha cieszył się, że przespał się trochę podczas lotu, bo inaczej nie wyglądałoby to najlepiej!

Pamiętając jej poprzednią reakcję na komplementy, nie silił się na nie. Nie chciał być jednym z tłumu, od dawna wiedział, że minstrel średni to żaden minstrel. Miast tego jednak nie zdejmował wzroku z księżniczki, patrząc na nią uważnie, z przyjemnością śledząc jak układały się jej włosy, jak skrzyły się jej oczy, jak jej usta składały się do uśmiechów... To też był komplement, i chłopak wiedział, że kobiety często go rozumieją i cenią bardziej niż słowa.

Księżniczka zaś przyglądała się im.

"Śliczny uśmiech" - zauważył sam przed sobą minstrel - "Jest w nim naturalność, niewymuszona życzliwość... I sięga oczu. Nie jest to po prostu ułożenie ust w wyuczony..."

Nagłe uświadomienie sobie czegoś sparaliżowało minstrela. Usta. Usta człowieka... czyli... dziób ptaka. Czyli...

"Kiedy skubnęła mnie w ucho... to tak naprawdę..." myśli młodzieńca rozpierzchły się niczym stado jaskółek, gdy wpada pomiędzy nie jastrząb, każda zaś z jaskółek obrała inną ścieżkę. "Nie wiedziała. Nie zdawała sobie sprawy. Nie, na pewno wiedziała. Na pewno wie, że to..." tu śmiałość myśli zabarwiła rumieńcem oblicze chłopaka. "To był po prostu psikus. Ot, skubnięcie. W ten sposób dodawała otuchy. Niewielki gest, tak jak zmierzwienie włosów młodszemu bratu albo połaskotanie siostry. Wyraz sympatii... Sympatii?"

Wprawiło to Hadriana w stan pewnej konsternacji, z którego wyrwały go dopiero słowa księżniczki, poruszające temat od dawna go ciekawiący:

- Cieszę się, że was znalazłam.
- Właśnie! I mnie to cieszy! - uśmiechnąwszy się, Hadrian z przyjemnością spełnił truwgirskim winem toast do ich urokliwego gościa i kontynuował - Nieraz już mnie zdumiała ta umiejętność. To przecież nie pierwszy raz. Po drodze do Mabel, na Syreniej Skale, wreszcie tutaj... Czy tak łatwo nas znaleźć?

"Czy to dlatego, że jest ptakiem w nocy? Czy dlatego, że Mabel mówi jej gdzie lecieć? Czy też z jeszcze innych powodów? I... jeśli ona wie, to czy szpiedzy królowej matki będą mieli jakiekolwiek kłopoty aby nas odnaleźć?"

Po chwili milczenia chłopak dodał, cichszym głosem:

- Przed nami jeszcze dzień lotu i dzień wspinaczki. Nawet zaczarowane drzewo, choć wspaniale się sprawuje - pochwała i aprobata zabarwiły ciepłem zatroskany głos minstrela - nie doniesie nas do samego źródła.

Myśl o źródle nasunęła myśli o wodorostach, których nie rozłożył, nadal więc pewnie śmierdziały w torbie, miast tracić swój zapaszek, a myśl o ich rozkładaniu teraz nasunęła jęk protestu na język (powstrzymany), jęk mięśni (objawiony ich nagłą ciężkością i niechęcią do wstawania), a przede wszystkim - myśl o wstążce. Z tą ostatnią grajek wiązał pewne plany, należało też przetestować jak owe wodorosty wyglądają z wplecioną w nie wstążką.

"Jakoś to przecież trza będzie zaprezentować Królowej Przestworzy..."
Spojrzawszy uważnie na księżniczkę, Hadrian zapytał:

- Jak tam w pałacu, pani? - uważnie obserwował dziewczynę, ciepło, ze współczuciem. Nie wyobrażał sobie jak by to miało być, mieszkać z osobą, która planuje dla Cię taki los i udawać wobec niej samej serdeczność a wobec jej planów - nieświadomość.

- Mówisz, pani, żeśmy Twoimi zbawcami, ale faktem jest, żeś i Ty naszą. Nie mówię tu jedynie o Syreniej Skale, ale też o fakcie, że jeśli królowa dowie się o naszej wyprawie, jedynie Ty będziesz mogła nas wtedy ostrzec. Nikt inny. Wyprawa jest zatem nie tylko moja i Bayarda, nasza jest, naszej trójki.

Przegryzając kawałek mięsa chlebem, minstrel posilał się, w przerwach między gryzami kontynuując:

- Przy tym, jak zapytałem Mądrą kogo przyjdzie nam się na drodze spodziewać, rzekła by się wystrzegać Zbyt Dobrych. Pamiętasz pani? Wiesz, o co jej chodziło?

Pytania nie były retoryczne, grajek miał jeszcze parę rzeczy, które chciał poruszyć. Tymczasem jednak poważnym, skupionym wzrokiem, czasami jedynie ześlizgującym się na łabędzią szyję dziewczyny, przesuwającym się po złotych puklach jej włosów, obserwował księżniczkę, czekając na jej odpowiedzi.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 27-08-2007, 10:04   #88
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Leśna uczta na trzy osoby.

Zakrzątnęli się wokół niej, rzucili do pomocy... prawie wydzierając jeden drugiemu możliwość usłużenia księżniczce.

- Pomysł posiłku jest, przyznam, przedni. Ujmujący to gest, za który serdecznie dziękujemy...

Każdy z nich myślał, że już-już rozkochał w sobie królewską córę, że wyciągnął szczęśliwy los na niesprawiedliwej loterii życia.

***

Lieez zaś... nie sądziła, że będzie to aż tak proste.

"Oto nauczka dla mnie, by ufać własnej królowej. Zawsze."

Prostszego zadania nie miała już dawno - przecież oni łyknęli wszystkie jej opowiastki jak młode dżungirskie mewy... mogłaby teraz zrobić z nimi wszystko.
"Może później" - z pewną dozą zainteresowania spojrzała na niższego z obdartusów - "najważniejsze, że wypili miksturę"

Lieez nie była przesadnie skromna - dobrze wiedziała, że jest najlepszą Kalką w Purpurowym Zastępie... organizacji wystarczająco tajnej, by nie wiedział o niej sam Król.
Wiedziała, że potrafi odbić każdego - i to równie wiernie, jak lustrzana tafla. Wiedziała... bo jej umiejętności były już sprawdzane wielokrotnie, odbijała Króla i paziów, pokojówki i ambasadorów, kurtyzany i żebraków...
Lieez była najemnikiem, a w tym fachu dobrze jest znać swoją wartość.

Pozostawało jednak jeszcze jedno... to samo, co zwykle - mała, maleńka szansa na niepowodzenie.
Odcień zachowania, specyficzne powiedzonka, prywatne żarciki, niedokończone wcześniej rozmowy... pytania o rzeczy, których Kalka nie zrozumie.
Lieez z przykrością wspominała te przypadki, gdy poniosła porażkę - a wszystkie miały wspólny ton, tą nić przewodnią międzyludzkiego porozumienia.
"Co u tej starej złośnicy? - I jak, udało się? - Gdzie to w końcu schowałeś?"

Nawet teraz myśl o tych dekonspiracjach wzbudzała w niej falę złości... po prostu - lubiła wykonywać swoje zadania idealnie.
Tu jednak nie będzie problemu. Nie tej nocy.
Ci biedni, wiejscy chłopcy nie są dla niej godnymi przeciwnikami... ale niegodnych też niszczyła.
"Im łatwiej, tym lepiej."

***

Tak... zadawali jej jakieś pytania, wszyscy to robią. Jednocześnie jednak pili przygotowany przez Lieez kordiał - a to w końcu najważniejsze.

... - Czy łatwo nas znaleźć?
- Dowiaduję się, gdzie was szukać od Mabel. - tu Lieez z trudem powstrzymała wyraz wściekłości, nienawidziła tego imienia.

... - Jak tam w pałacu?
- Och - myślę, że dobrze. Gdy uda się wam uratować mnie - zamieszkamy tam razem

... - Pamiętasz Pani? Wiesz o co jej chodziło?
Lieez nie pamiętała - bo i jak? - ci dwaj byli jednak w nią tak zapatrzeni... prawie też już odpłynęli w magiczny sen.
- To teraz nieważne, Panie - ważne, żeście dotarli tak już daleko. I moje wybawienie jest bliskie.

***

Rozmowa przy ognisku i biesiadzie toczyła się wartko, uśmiech księżniczki coraz częściej przeznaczony był dla onieśmielonego Hadriana... ale i Bayard czuł się wyróżniony, mogąc tak pięknej damie usługiwać przy posiłku.
Wino szumiało w głowie... księżniczka śmiała się perliście, złota kurtyna jej włosów przesłaniała Hadrianowi cały świat.
Wszystko zawirowało... zasnął.
***

-Tak, Pani. Zostawiłam ich w lesie. Oto pierścień, zgodnie z rozkazem - jedyna rzecz, której odebranie gwarantuje koniec tej wycieczki... wolałabym ich zabić, postąpiłam jednak zgodnie z rozkazem.


Sab, jedyna królowa Hadrancji, zamyśliła się głęboko - jeśli powiedziano jej prawdę... bez tego złośliwego ducha stara Mabel i jej pachołki poniosą porażkę.
Wybrani przez wiedźmę chłopcy pogubią się w górskich pustkowiach... a Ciat, ten żałosny strzępek przeszłości, na zawsze zostanie ptakiem.

Sab wzięła podany przez Kalkę pierścień i wrzuciła do szuflady sekretarzyka.
Przekręciła klucz.

***

Ból głowy wypełniał wszystko.
Hadrian ocknął się... był jednak pewien, że najlżejszy nawet ruch spowoduje kolejną eksplozję tego bólu - leżał więc płasko, czując pod głową granit a pod tyłkiem szyszki.

Nic przyjemnego.
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
Stary 27-08-2007, 12:05   #89
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Post Hadrian Oszukany, w Lesie

Gniewna, gniewna i gorzka melodia towarzyszyła improwizowanemu śpiewowi obudzonego minstrela.

Głupiec, głupiec, głupiec!
Mimo woli, mimo chęci, zawsze tak!
Nigdy nie zmądrzejesz,
Choćbyś tysiąc mądrych słyszał rad!

Patrzysz na powierzchnię,
Nie próbując nawet zajrzeć w głąb!
I straciłeś pierścień,
Dobrze, że choć został Ci ten dąb!

Piękni, dobrzy, mili!
Czy tak trudno jest zrozumieć to?!
Prawdę Ci mówili,
Ale nie! Ty lepiej wiesz kto, co!

Jeśli dziewczę zginie,
Wina Twoją będzie Hadrianie.
Twoją jest ta Misja
Na Stare Prawa wziąłeś to zadanie.

Głupiec, głupiec, głupiec!
Może chociaż pokaż, że uparty!
Osłem wszak już jesteś,
Więc jak osioł chociaż bądź zażarty.


Skończywszy, minstrel wziął z ziemi szyszkę i z impetem cisnął ją w dal.

- Ruszamy, Bayardzie! Dwa dni drogi do źródła! Przy okazji przypomnij sobie, jak w lesie zdobywa się pożywienie, bo to ostatni dzień naszego lotu! Schodzić będziemy już piechotą!

W gniewie, umysł minstrela pracował nadzwyczaj sprawnie. Młodzian jasno oszacował szkody. Stracili pierścień. Pomoc małego złośliwca została im odebrana. Wraz z nią, możliwość przesterowania drzewa na inne kierunki oraz jeden z darów Mabel.

- Może powinienem był jednak wcześniej założyć wstążkę z wodorostami? Wtedy wpadłaby sama w sidła magii, którą tak lubi.

Chwila jednak zastanowienia się ukazała grajkowi wady pomysłu.

- Zaraz, posnęliśmy jak susły. Wzięłaby i wstążkę i wodorosty pewnie. Nie. Dobrze jest jak jest, to co ważne wciąż mamy i nadzieję też wciąż mamy. Dwie z trzech rzeczy, rok na zdobycie trzeciej. Uda nam się. Starczy jedynie dojść gdzieś, ostrożność teraz nie powinna zostać łatwo zapomniana, zebraliśmy lekcję...

Wyciągając wnioski i układając plany minstrel zwijał szybko obóz, jadł śniadanie. Zacięte usta, skrzywione w wyrazie gniewu i pogardy (tej ostatniej dla samego siebie), dłonie zaciskające się w pięści... Hadrian ledwo co odbił się od dna wczoraj dzięki przyjaznemu gestowi 'księżniczki' gdy znalazł się tam z powrotem.

- Masz swoje zaufanie do królewskich linii. Głupiec, głupiec, głupiec. - wyszeptał gorzko - Wszystko w niej krzyczało, że to nie Księżniczka Ciatynne. Miła, przyniosła posiłek, nazwała nas wybawcami, podniosła Cię na duchu, miast po prostu zjeść nasze jedzenie jak dotąd i siedzieć jak zwykła dziewczyna... którą nijak nie jest!

I może właśnie ten ostatni zarzut bolał najbardziej.

Załadowawszy wszystko na drzewo, razem z sobą i towarzyszem, Hadrian rzucił krótkim, rozkazującym tonem:

- Thettre'll!

"Mam nadzieję, że bez gnommina drzewo poleci."
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 31-08-2007, 10:22   #90
 
Tahu-tahu's Avatar
 
Reputacja: 1 Tahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumnyTahu-tahu ma z czego być dumny
Bohaterowie lecą ku górom

Bayard, syn świniopasa, słuchał pieśni towarzysza ze zdumieniem - fakt, Hadrian i wcześniej coś tam sobie brzdąkał, czasem jego pieśni nawet i bywały przydatne... ale ta była wyjątkowa.

"Głupiec, głupiec, głupiec..." - te słowa były jak wołanie do Bogów o pomstę własnej głupoty.

Bayard czuł się podobnie... nie miał jednak oręża w postaci pieśni, gdyby nie towarzysz pewnie wrzeszczałby z całej siły, bezsilny i oszukany. Pewnie nawet kopnąłby któreś z okolicznych drzew.
Z uznaniem spojrzał na minstrela, który - mimo natury poetyckiej i trochę zniewieściałej - potrafił zebrać resztkę sił i zarządzić wyruszenie w dalszą drogę.

"Rację ma, albo nam Księżniczkę ratować albo do świń wracać - jak nic. Spróbować raz jeszcze nie zawadzi."

***

Już kilka chwil później siedział wygodnie w zagłębieniu konarów olbrzymiego drzewa, do którego nietypowego zachowania zdążył się już przyzwyczaić. Zaklęcie i tym razem zadziałało... nie minęło mgnienie oka, gdy chłodne poranne powietrze pędziło wprost na zaspanego jeszcze Bayarda.

Tym razem podróż była znacznie bardziej uciążliwa... i wrażenie to wzmagało się, podobnie jak przenikliwie zimny wiatr. Widziane w dole lasy były coraz niższe, rzadsze - skarlała, chorowita wersja bujnej puszczy, którą zamieszkiwała Mabel.
Mabel... teraz myśleli o niej coraz częściej. Jej wskazówki, rady, dary - a wśród nich jeden utracony na zawsze. Wiedźma wspierała ich znacznie bardziej, niż to sobie na początku wyobrażali - gnommin może i był egocentryczny, może i był pyskaty... ale teraz mknęli pod niebem a ponad ziemią, szybciej niż ptaki. A jak będą wracać? Po tych głazach, gęstwinach, wśród urwisk? Jak odnajdą drogę?

Krajobraz przesuwający się w dole stawał się coraz bardziej nieprzyjazny - i niepokojący. Skalne załomy, przepaściste ściany, wąwozy... jeśli nawet nie spadną - jak nic pogubią się w tym labiryncie.
Podczas tych rozmyślań wciąż i wciąż nabierali wysokości - Hadrian miał jednak wrażenie, że wznoszenie się traci tempo. Drzewo jakby z coraz większym wysiłkiem przemieszczało się ponad kolejnymi górskimi łańcuchami... po to, by ostatecznie łagodnie spocząć na rozległej górskiej hali, upstrzonej kamieniami a porośniętej trzeszczącą pod naciskiem trawą i drobnymi ziołami.

Żadne zaklęcia nie pomogły - tu był koniec zaczarowanej drogi. Pozostała teraz jeszcze droga zwykła, ciężka i mozolna. Wokół polany piętrzyły się skalne ściany, wyrastały ostre krawędzie górskiego łańcucha o wielu zwieńczonych śniegiem szczytach...



Słońce nie chyliło się jeszcze ku zachodowi i dnia zostało jeszcze całkiem sporo - co z nim jednak począć? Bayard z chęcią zwlókł się z drzewa i ruszył ku południowej stronie polany, skąd dochodził szmer strumienia. Pił długo, najwyraźniej zaczarowany kordiał Kalki miał także skutki uboczne typowe dla wszystkich win.

Gdy wrócił, zastał drzewo tam, gdzie postanowiło zakończyć swój lot - co go zbytnio nie zdziwiło. Zebrał swoje manatki, zarzucił na plecy i spytał towarzysza:
- Co robimy?
 
__________________
"All that we see or seem is but a dream within a dream." E.A.Poe
Odskrzydlenie.
Tahu-tahu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172