Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2020, 21:45   #29
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wieczorek przed wilczkami,


Susan zmęczona i zmarznięta siedziała w pobliżu niewielkiego ogniska, starając się podgrzać wszystkim jedzenie i samej się przy okazji nieco ogrzać. Cały czas zerkała w kierunku, starających się przygotować obóz, mężczyzn. Niepokoiło ją to miejsce, nie podobały się jej te kości. Zwłoki mogły być źródłem zarazy choć… to chyba był stary cmentarz. Bo inaczej byłby tu jakiś grabarz…. albo szczury cmentarne. Rozejrzała się powoli po otaczającym ich lesie, starając się dojrzeć coś pomiędzy drzewami. Ciemność zdawała się wypełzać spod krzewów, zza konarów….Jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. I pomyśleć że dziewczyny poszły z tym upakowanym facetem dalej. Niby.. były lekko dziwne. Chyba każda z nich była myśliwym czy czymś takim, więc powinni sobie poradzić.

- Jedzenie jest już ciepłe. - Powiedział cicho do reszty ekipy i ustawiła garnek na jakimś kamieniu. Musiała się jak najszybciej ogrzać by być przydatna.

- Fajno. Co masz? - James’a nie trzeba było zbyt długo namawiać aby zasiadł do kolacji. Właściwie wcale. Do cholery, pogoda była pod psem! Wszędzie jakaś cholerna woda. D tego zimna. Na ziemi, w błocie, w igliwiu, na niebie, na gałęziach no wszędzie. Co za cholerna kraina! Po cholerę tutaj przyleźli? Bo nadal był przekonany, że przyleźli tutaj sami. Może mieli coś znaleźć? Kogoś. A może sami chcieli się przed kimś ukryć? Przed czymś. Na razie jednak miał zgrabiałe łapy i w ogóle było zimno i mokro od tej słoty więc bardzo chętnie przysiadł się do ciepłego ognia który wreszcie udało im się rozpalić.

- Marsz podczas burzy. W nocy. Po ciemku. W górach. W dzikim terenie. Obcym. Czy tylko mnie to wygląda na “genialny” pomysł? - zapytał raczej retorycznie gdy myśli wróciły mu do czwórki która postanowiła maszerować dalej. Co by nie mówić póki tamten włochaty mięśniak był w pobliżu to wolał go nie prowokować tak otwarcie. A na razie usiadł na jakimś pieńku i wyciągnął swoją menażkę aby podstawić pod to co przyrządziła Sue.

Po rozdmuchaniu iskier w pierwsze chciwe płomyki, Igor powierzył reszcie podtrzymywanie ogniska, aby ryć drenaż w na wpół marznącej ziemi. Wrócił w krąg światła z niewesołą miną, przemarznięty jak zmokły pies. Przy tej pogodzie potrzebowali raczej koparki. Albo cholernej amfibii.
- No nie wiem – pokręcił głową, dygocząc i zacierając skostniałe ręce przy ogniu. - Gówno w ogóle wiemy – mruknął. - Dziewczyna gadała, że nie ma w okolicy zwierząt, ale kości same się tutaj nie rozwlekły. Szkoda, że nie trzymamy się w kupie – przymarudził. Mimo wszystkich złych omenów nie potrafił jednak żałować, że został na miejscu. Nie mógłby spojrzeć w lustro, gdyby porzucił na szlaku tę kupkę nieszczęścia, jaką była jeszcze kwadrans wcześniej wyczerpana brunetka. Teraz już wyglądała trochę lepiej. A gdyby ktoś z nich złamał nogę, dostał ataku choroby, albo co? Zdechnijcie, najsłabsze ogniwa?
Zamaszystym ruchem wbił saperkę obok stosu gałęzi. Bez słowa pogrzebał w plecaku, a wyjęty pakunek wyciągnął do Susan.
- Nie jest nowy... Ale będzie ci cieplej – podał śpiwór, którym mogła opatulić się pod gładką warstwą kombinezonu. Dopiero później sięgnął po łyżkę.
- Makaron z konserwami. - Mruknęła do brata wciąż lekko drżąc gdy nakładała mężczyznom jedzenie. Czuła że musi się jakoś o nich troszczyć, jednak była tu najsłabsza.. a chciała się choć odrobinę na coś przydać. Widząc posiadającego Igora uśmiechnęła się i szybko zabrała się za nakładanie prowizorycznej strawy.
Przysłuchiwała się rozmowie o zwierzętach powoli markotniejąc. Tamte kobiety gdzieś tam były.. i do tego z tym mięśniakiem. Cały czas czuła, że to on je zmusił. Czy to znaczyło, że gdyby reszta też chciała iść.. czy byłaby tu sama? Nagle przed jej oczami pojawił się mięciutki pakunek.
Twarz Susan rozpromieniła się. Przyjęła śpiwór i wtuliła się w niego nim dotarło do niej co robi.
- Ekhym.. ja.. a ty będziesz miał pod czym spać? Mam koc. - Zerkała to na śpiwór to na jego właściciela.
- Niektórzy jak się uprą to nie ma rady - skomentował odejście pozostałych Scorpion, który jako ostatni przysiadł przy ognisku. - Jeśli chcą łazić po nieznanym terenie w ciemności i podczas deszczu, pozostaje nam to tylko uszanować, a potem pozbierać ich rzeczy ze szlaku. Zresztą nie wszystkich będzie mi brakowało.
- Pewnie, koc też mam
– szaman uśmiechnął się do dziewczyny. To ten jej uśmiech był zaraźliwy, tak jakby wymagał wręcz pozytywnej odpowiedzi – A poza tym, robi się coraz zimniej i może mamy szansę na śnieg. Śnieg by się przydał - tęsknie spojrzał na marny daszek szałasu, bombardowany kroplami. - Żeby tylko zaczęło sypać, mielibyśmy niezłą dziuplę. Przestałoby podmywać... I doizolowało...

- Praktyczne podejście
– odwrócił głowę, słysząc Scorpiona. O ile nie życzył nikomu śmierci, nawet taki komentarz trochę dalej odpędzał myśli o Pomurniku. Skoro praktyczny gość z porządną spluwą został… Dwóch praktycznych gości (poprawił się zerkając na Bishopa, bo u Sullivana broni nie widział),to jakoś doczekają świtu.

- Niepraktyczni nie dożywają mojego wieku - bandito rzucił odpowiedź, jednocześnie ogrzewając dłonie. - Chyba że mają świra. Taki zawsze się wykaraska z kłopotów - dodał.
- Martwię się o nich. - Susan sama zabrała się niespiesznie za jedzenie, przy okazji cały czas wtulała się w podarowany śpiwór. - Wyglądało, na to że ogarniają się w terenie, ale… ten las wygląda podejrzanie.
 
Aiko jest offline