Morgan zmarszczył czoło i przez chwilę jego oczy przeskakiwały z jednej strony jezdni na drugą.
- Przejawiał ewidentną przynależność do innej korporacji? Na przykład Mishima? - zapytał w końcu.
- Tak i tak - odpowiedziała krótko.
- Jak się nazywa i co o nim wiesz? - zapytał bezpośrednio. - A ten twój znajomy to kto?
O jej znajomości z Nakano nie wiedział nawet David, więc nie przywykłą do mówienia o nim. W sumie to nawet nie wiedziała czemu nie powiedziała o tym ojcu. Chyba zwyczajnie nie było czasu i okazji na to, a z czasem przyzwyczaiła się do tego stanu rzeczy.
- Wiem o tym człowieku tylko tyle, że na nazwisko ma Kobayashi - powiedziała to w sposób zdradzający, że nie przeszkadza jej, że tak mało o nim wie. - W pełni ufam mojemu znajomemu i gdyby nie miał on zaufania do tej osoby, to nie umówiłby mnie na spotkanie z nim - dodała nie wiedząc co tak naprawdę o nim powiedzieć.
- Czyli źródłem informacji o nim jest twoj znajomy - pokiwał głową. - Opowiedz mi o nim w takim razie.
Corday przygryzła wargę w zastanowieniu od czego zacząć. Po chwili milczenia uznała, że nie będzie kombinować.
- Nakano Yoshi, dawny przywódca Storm Warriors - odpowiedziała krótko i zwięźle.
- Nic mi to nie mówi - skomentował. - To jakaś Mishimska sekta?
Jakoś tak dziwnie ulżyło jej, że Morgan nie kojarzy jej znajomego.
- Szkoła walki, ale zwał jak zwał - odparła. - Ogólnie rzecz ujmując nie lubią się z triadą i ich szkołą Czarnych Smoków.
- Dowiedz się kim konkretnie jest ten, jak mu tam, Kobayashi. Może być dla nas groźny.
- Nie powiedziałam mu nic co by go mogło motywować do zagłębiania w problem jaki z nim omawiałam - stwierdziła Irya, nie podzielając jego obaw. - Specjalnie szukałam informacji poza Capitolem, żeby nikt nie poczuwał się do drążenia tematu.
- To Mishima. Po nich nigdy nic nie wiadomo. W ich kulturze zaszyta jest nieszczerość i nieokazywanie prawdziwych intencji. Słowo manipulacja powinno pochodzić z języka Mishimskiego. Nie ma pewności kogo i w jakim stopniu zainteresowałaś swoją opowieścią.
- I mówi mi to kto? Prawnik Heretyk - skomentowała ironicznie.
- Właśnie - przytaknął. - I prawnik heretyk mówi, że oni są gorsi.
- Pewnie masz rację - odparła z rozbawieniem. - Ale to ludzie do przesady honorowi.
- Którzy zrobią wszystko, żeby nie okryć się hańbą w oczach innych. Poza tym myślisz, że w Mishimie nie ma heretyków?
- Miło, że masz mnie za tak naiwną - sarknęła.
- To jak się to ma do tego, że według ciebie są przesadnie honorowi? - wytknął.
Corday westchnęła przeciągle.
- Po prostu tak jak tobie ufam pomimo tego, że jesteś heretykiem, tak Yoshiemu ufam pomimo tego, że jest z Mishimy. Co ja mam ci więcej powiedzieć? Uratowałam jego wnuczkę przed śmiercią i teraz on czuje za to do mnie dozgonną wdzięczność - dodała na koniec dla rozjaśnienia mu relacji jaką miała z Nakano.
- Ale ten cały Kobayashi, który wie o Cleanerach i Sztuce, ma względem ciebie jakies zobowiązania? Ufasz mu bezgranicznie?
- On nie ma powodów, żeby się interesować moją sprawą - powtórzyła, ale przez to jego dociekanie zdążyło zalęgnąć się w niej drobne zwątpienie.
- Zna się na Sztuce, a ty wspominałaś mu o heretykach. Powiedz mi z takim przekonaniem, abym uwierzył, że nie ma powodów, żeby się tobą interesować - poprosił.
- Nie wspominałam mu o Heretykach tylko o usiłowaniu morderstwa, któremu towarzyszyły nienaturalne zdarzenia - poprawiła go. - Jak już chcesz mieć powody do zmartwień to ci dam. To zdarzenie zostało zgłoszone do Bractwa, zgodnie z protokołami policyjnymi. Więc jeśli braciszkowie nie zainteresują się, to Kobayashi tym bardziej. Gratulacje mam ci złożyć pisemnie czy wystarczy ustnie? - dodała dla zaznaczenia, że sam się o to postarał. - Kobayashi pomimo moich pytań, nie chciał powiedzieć czym się zajmuje, więc może działa w zakresie odpowiednika naszego capitolskiego wydziału do spraw przestępstw specjalnych, bo o tych też nie mówi się głośno i sięga w ostateczności.
- Po prostu bądź ostrożna - powiedział wyraźnie na załagodzenie sytuacji i zerknął w kierunku Iryi. - Jak nie będziesz to zwyczajnie ktoś spowoduje, że więcej mnie nie zobaczysz. Co do zgłoszenia do Bractwa to byłbym zaskoczony, gdybyś tego nie zrobiła.
- Szczęście w nieszczęściu, że później White przyszedł mnie zastraszać i zrobiłam z tego notatkę, to jak Bractwo z nudów zajmie się moją sprawą, to on jest pierwszy na liście podejrzanych. A jeszcze jakbyś ty zostawił ślad ciemności to nawet by zamknęli sprawę.
- Niby czemu mam wkopywać White’a? O wiele chętniej pozbył bym się Parkera.
- Bo w przeciwieństwie do niego ma motyw, a po znalezieniu tego kto przyprowadził Hilla sprawa zostałaby zamknięta i braciszkowie by się odczepili - zdziwiła się, że to wymaga tłumaczenia. - Już ci się Parker znudził?
- Przecież jak Bractwo zacznie go przesłuchiwać to zaraz wyjdzie, że nic nie wie. To nie korporacja, która po najmniejszej linii oporu zamiecie sprawę pod dywan. A Parker jest zbyt ambitny.
- Pomarzyć nie dasz - prychnęła. - A od kiedy to, że jest ambitny ci przeszkadza? - nie rozumiała jego problemu.
- Nie słucha i chce wszystko robić po swojemu.
- Tu cię boli - zaśmiała się. - Czyli żałujesz, że mu załatwiłeś udziały po Harrisie?
- Z perspektywy czasu, tak - przyznał.
- Niektórym to się nigdy nie dogodzi - pokręciła głową. - W razie czego zawsze możesz mu wyciągnąć jakiegoś trupa z szafy i się go zamknie - mrugnęła do niego.
__________________ Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start. |