Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2020, 11:04   #78
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy dotarli do jaskinio-domku, który na czas pobytu udostępnił im Marco, Leith spytał Aurorę.
- Świadek? kogo chcesz wziąć?
- Nie wiem, teraz mam obawy prosić kogokolwiek w naszej sytuacji. - Westchnęła, zasłaniając okna, które jednak zostawiła częściowo otwarte. Na latającej wyspie nawet nocą panowały dość wysokie temperatury. Aurora z wyraźną przyjemnością zniknęła swoją zbroję, przechadzając się teraz w luźnej koszulce i majtkach.
Leith powiódł za nią wzrokiem i nosem
- Pomyślimy o tym w wannie. - rzekła, dając Leithowi tym samym do wiadomości, że nie wywinie się od wieczornej kąpieli.
- Mmmm… - westchnął mężczyzna ale ochoczo poczłapał za kobieta.
W porównaniu z zamkowymi łaźniami, balia w domku była niewielka, ale przy dobrej logistyce mogli razem się pomieścić.
- Spróbuj sam podgrzać wodę - poleciła Aurora, przysiadając na krawędzi i wkładając dłoń do zimnej wody. - Najchętniej zaprosiłabym Kaspiana, to on opiekował się mną na Dworze Wiatru. Kai z kolei wydaje się bliski tobie, a i jeśli miałabym być interesowna, mógłby mi pomóc z nogą. Niemniej to jest ryzyko, o którym mówiłeś. Tylko w związku z tym, kto? Eryk? Bo chyba nikt z Dworu Królowej, co?
Leith skupił uwagę na cieczy wyobraził sobie jak bardzo ciepła jest krew z wnętrza ciała, taką właśnie temperaturę chciał osiągnąć.
- Przeciwnie, poprośmy właśnie tego całego księcia Snów, który zabił twoją babkę. Pokaż, że naprawdę jesteś inna i że zabiegasz o legitymizację w oczach korony. Ten kto cię nie poprze sprzeciwi się nie tylko woli Aurory prawowitej księżnej Wiatru ale i samej królowej. -zauważył. - zresztą, drugim świadkiem na ślubie mieszańca jest mieszaniec, stolica będzie zachwycona…
Aurora rozważała jego propozycję, marszcząc brwi. Aby zyskać na czasie, skupiła uwagę na kąpieli.
- Brawo, woda jest idealna. Teraz rozbierz mnie samą myślą. Ponieważ nie ćwiczyliśmy jeszcze tworzenia magicznego schowka, wyobraź sobie po prostu, że te rzeczy zdejmujesz ze mnie i odkładasz na tamtą półkę - wskazała miejsce, po czym stanęła naprzeciwko, oparta tyłem o balię wody.
Leith pokiwał głową i skupił się na tym poważnym zadaniu ochoczo. Sformułowanie „rozbierać kobietę wzrokiem” było tak objechane w świecie ludzi, że aż już wcale nie śmieszne. Zresztą, Leith nie potrzebował rozbierać żadnej innej tylko Aurorę, swoją partnerkę, którą właśnie nagą i przy swoim własnym ciele chciał najbardziej. Mężczyzna widmowymi szponami zsunął kobiecie ramiączka i pozwolił bluzce spaść a następnie opuścił księżniczce również majtki (przy czym wydawało mu się, że te niechcący przeciął.) Już był z siebie zadowolony… przypomniał sobie jednak, że bieliznę miał jeszcze zniknąć na półkę. Znów więc zwizualizował sobie swoją nogę kopiącą ciuchy ku półce.
Księżniczka przyglądała mu się z uwagą podczas całej tej czynności, która, o dziwo, znajdowała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Choć nie do końca.
- Dobrze że to nie były moje ulubione - z uśmiechem wskazała pocięte na kawałeczki majtki i podkoszulek. Widać Leith “zahaczył” materiał widmowymi szponami więcej niż jeden raz.
Aurora ‘zniknęła’ swoje skrzydła i przeciągnęła się niespiesznie. Mięśnie zagrały pod alabastrową skórą, jędrne piersi naprężyły się jeszcze bardziej, a na twarzy pojawił wyraz ulgi, gdy coś strzyknęło w karku. Po tym małym spektaklu, skrzydlata wykonała zapraszający gest dłonią.
- Wykąpiesz się ze mną?
Mężczyzna poczłapał w jej kierunku kobiety, poczuł jak jego własne ubranie, element po elemencie znika, kątem oka zobaczył, że ciuchy pojawiają się zaś na półce.
Leith spojrzał na balię, po czym wyciągnął łapy by unieść na nich swą ponętną towarzyszkę. Miejsce ich kąpieli nie było na tyle duże by obyło się bez pewnej kreatywności przy wchodzeniu. Dodatkowym aspektem utrudnienia była nie do końca uginająca się noga Aurory. Wreszcie jednak przy akompaniamencie śmiechów udało im się umościć we dwoje. Księżniczka siedziała pomiędzy nogami Leitha, obrócona do niego plecami. Teraz też, opierając się dłońmi i podbródkiem na krawędzi balii wróciła do przerwanej kwestii.
- To o czym mówiłeś... to jest dobre zagranie taktyczne. Doskonałe wręcz, ale... boję się trochę, że jeśli on mnie sprowokuje... rzucę się mu do gardła. - Spojrzała na Leitha przez ramię, przepraszającym wzrokiem.
Mężczyzna otarł się o jej policzek własnym.
- Ktoś kto zdecyduje się cię prowokować do tego w mojej obecności, nie posiada choćby krztyny instynktu samozachowawczego, ma życzenie śmierci wypisane na czole. Naprawdę chcesz go zabić? w sensie w przyszłości? pytam bo kiedy sam żywię takie uczucia to zawsze ten ktoś musi zginąć. - wyznał nacierając kark kobiety gąbką.
Westchnęła i odchyliła się do tyłu, by przytulić się plecami do Leitha i objąć jego szyję ramieniem.
- Staram się unikać takich myśli. Każdy ma jakąś motywację. Nie każdą znam i... chcę znać. A za Cassprem stoi królowa. Jej moc... wątpię byśmy we dwoje mogli się jej oprzeć. Zabijanie jej pupila równałoby się zapewne samobójstwu, a tego nie chcę. Nie teraz. Nie dla ciebie. - wyszeptała mu do ucha.
Leith objął księżniczkę za piersi i przytulił do siebie.
- A pomyślałaś o sytuacji gdy w którymś momencie, twoja matka będzie chciała się… pojednać. Niezależnie od jej motywów, szczerych czy też nie, co zrobisz?
Aurora zamruczała pod wpływem pieszczoty i pogładziła kark mężczyzny.
- Chciałabym, żeby tak było. Chciałabym zaproponować jej miejsce wśród doradców, chociaż... będę to musiała skonsultować z mężem. - Dodała z uśmiechem, po czym zapytała. - Zgodziłbyś się?
Leith westchnął.
- Nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji w której bym jej uwierzył. Ale to może po prostu dlatego, że mam tylko jakieś pięćdziesiąt lat i nie nabrałem jeszcze wprawy w wymyślaniu różnych rzeczy - dodał po czym przesunął wargami po szyi kobiety.
Aurora odwróciła się z pewnym trudem. Kiedy jednak jej się to udało przylgnęła wargami do ust mężczyzny w namiętnym pocałunku. Nie spieszyła się, powoli, zmysłowo pieszcząc jego usta i język własnymi.
Mężczyzna odwzajemniał pieszczoty, przy Aurorze było mu tak dobrze, tak spokojnie, tak słodko, że aż nieświadomie zaczął pomrukiwać z zadowolenia.
Kiedy skrzydlata odsunęła się, przyjrzała się twarzy Leitha, nie przestając go gładzić po policzku.
- Wiem, że ona cię skrzywdziła, ale z jakiegoś powodu to właśnie ona połączyła nasze losy. Choć moja matka bywa okrutna potrafi dostrzec sploty, których ja często nie widzę. Ona i Ulv... byli w tym mistrzami. Dlatego wątpię, by poddała się ot tak. I dlatego jeszcze raz chcę się upewnić, czy chcesz walczyć w tej walce, bo po prawdzie to nie jest twoja bitwa. Chciałeś odejść. Możesz to zrobić jeszcze.
Mężczyzna oparł czoło o czoło Aurory.
- Ciągle ktoś mi powtarza, że moje przeznaczenie to, moje przeznaczenie tamto… A ja po prostu chcę mieć spokój, w sensie: żyć swoje życie. Odkąd mam ciebie, chcę, żeby to życie było z tobą, z najlepszą wersją ciebie, tą, która jest pełna. To co jest po drodze wcale mnie nie obchodzi. Te proroctwa… o zagładach i tak dalej, widzę to tak, że to ci którzy najbardziej się ich obawiają, sami spuszczą je sobie na głowy, przez stawanie na… naszej drodze. I jeśli tak właśnie ma być, nie mam z tym problemu Auroro. - mieszaniec przytrzymał twarz księżniczki w swoich łapach - wiem już, że nie chcesz naprawdę tracić swojej matki. Wiem, że nie cieszyło by cię gdyby zginęła z twojej ręki, wiem, że może nigdy nie wybaczyłabyś mi, gdyby zginęła z mojej, chcę tylko żebyś wiedziała jedno. Jeśli miałbym wybierać pomiędzy twoim życiem a jej, nie drgnął by mi nawet jeden mięsień.
Skrzydlata przymknęła oczy, pozwalając mu trzymać swoją twarz.
- Nigdy nie myślałam, że będę się tym z kimś dzielić. To było moje brzemię, moje złe decyzje. Teraz boję się, że cię zawiodę. Nie jestem kryształowa, Leith. Nie wiem czy będę w stanie dać ci “najlepszą wersję” siebie. Ale chciałabym dbać o ciebie tak, jak ty dbasz o mnie. Więc jeśli coś mogę... na czymś ci zależy... powiedz mi to. Kogo chcesz jeszcze zabić? Mówiłeś nieraz o jakiejś liście.
Leith uśmiechnął się krzywo.
- Jestem młody wiesz, nie wiem ile ty masz w ogóle lat, zresztą nie ma to dla mnie znaczenia. Kiedy byłem jeszcze młodszy, wierzyłem, że wszyscy ludzie i skrzydlaci zasługują na śmierć - wyznał - nie wiem czy w pełni rozumiesz, kiedy mówię “wszyscy” chodziło mi o całą żywą populację świata. Dla kogoś, kto nigdy nie zaznał czegoś pozytywnego to było łatwe to pomyślenia. Oczywiście, musiałem mierzyć siły na zamiary, więc w pierwszej kolejności musieli umrzeć ci, którzy bezpośrednio zagrażali mi w danym momencie, czyli ci, którzy zrobili mi krzywdę, w sensie nie nazwali brzydko tylko dusili, gonili z siekierą czy w inny sposób chcieli i mogli zabić, oraz ci, którym już się to w jakimś sensie udało. Po południowej stronie gór pozbywałem się takich istot raczej na bieżąco, choć zostało kilkanaście. Nie wiem jednak, czy w ogóle jeszcze żyją, ludzka egzystencja jest krucha. Odkąd trafiłem w niewolę, nie spotkałem się z jakąś specjalną agresją ze strony skrzydlatych. Potrafię rozpoznać bicie które ma skruszyć ofiarę a takie które ma ją zabić. Tych… szlachciców jak ich nazwałaś, zabiłem bo naprawdę chcieli mnie zabić. Gdyby nie Kira już bym nie żył. Dlatego wiedziałem, że ich zabije. Rudy zdecydował się mnie zaatakować gdy zabierałem cię ze strażnicy, Dlatego on też musiał zostać zgładzony. Ulv… to była niespodzianka, to naprawdę wytrąciło mnie z równowagi. Widzisz, wszystko co robił do tej pory nie zapewniło mu miejsca na tej liście, po prostu był dupkiem, krzywdził innych ale nie mnie bezpośrednio. Ale mój ojciec… to pierwszy zbrodniarz, pierwsza istota która mnie skrzywdziła, ktoś o kim nawet nie śniłem, że wpadnie w moje ręce. Najważniejszy ze wszystkich potworów. Ktoś odpowiedzialny za wszystko. On musiał umrzeć - Mężczyzna zrobił przerwę skupiając się na rytmie pulsu Aurory, co go uspokoiło - Po tej stronie gór, jedyna osoba która naprawdę jeszcze została to Milena. Zdecydowała się mnie zamordować mimo iż nawet nic nigdy nie mogłem jej zrobić, moja egzystencja zupełnie nic dla niej nie znaczyła, mimo wszystko zdecydowała poniżyć się do tego stopnia by rozgnieść mnie. Wybrała śmierć. - Leith westchnął - To prawda, po tym całym czasie zabijanie zwyczajnie sprawia mi przyjemność. Nawet to mnie teraz nie dziwi z uwagi na to czyim jestem synem… Jednak ja naprawdę nie atakuję tych, którzy sobie na to nie zasłużyli. Ty widzisz okrucieństwo, ja sprawiedliwą karę dla przestępców i przestrogę dla widzów. Żyję proste życie Auroro, nie narzucam się innym. Ale jeśli ktoś zagrozi mnie lub… tobie, zginie. Zginie na pewno. Nieważne kto i ilu ich jest. Nieważne czy skrzydlaty, człowiek, potwór, bóg, demon, jedna osoba czy cały świat.
Kobieta przeczesała palcami mokre włosy - wpierw swoje, potem Leitha.
- Proste życie... i dlatego chcesz zostać księciem Dworu Wiatrów, pierwszym mieszańcem w historii - zaśmiała się, po czym dodała - Dobrze. Zatem w ramach prostego życia, umyć ci włosy?
- Dobrze, pozwól, że też cię umyję - Leith pochylił głowę tak by można było ją umyć i tak by jego usta mogły dotknąć piersi Aurory. Piersi które zaczął delikatnie muskać językiem.
Westchnęła, reagując żywo, jakby czekała na jego pieszczoty już od pewnego czasu. Z trudem udało jej się skupić na tyle, by polać włosy Leitha jakąś ziołową mieszanką i wmasować ją na tyle, aby rozpuścić strąki morskiej soli.
Pieszcząc palcami głowę mężczyzny, napinała się za każdym razem, gdy jego usta muskały delikatną skórę.
- Czy tobie... - szepnęła mu do ucha - naprawdę nie przeszkadza to, że jestem... kaleka?
- Nie jesteś - powiedział między pocałunkami - nie zmieniało by nic gdybyś była. - Leith poprzestał tylko na tym i uniósł kobietę w powietrze przed sobą by pieścić ustami jej brzuch i uda, tam gdzie wiedział, że jest jej prawdziwe ciało a nie jego imitacja.
Aurora westchnęła słodko i odrzuciła głowę do tyłu, pozwalając by przemówiła do niej argumentacja sensualna a nie werbalna. Aby nie stracić równowagi, chwyciła mokre włosy kochanka w garście.
Leith podniósł dwurącz Aurorę za pupę do góry tak, że nos miał teraz w jej blond włoskach, bynajmniej nie na głowie. Księżniczka nie była za ciężka ale Leith zanotował w pamięci by zapuścić dodatkowe mięśnie… przecież mógł to teraz robić niemal na zawołanie.
Kochanka odruchowo otoczyła go nogami w taki sposób, że jej łydki krzyżowały się na jego plecach. Wsłuchiwał się w jej oddech coraz cięższy i szybszy w miarę tego jak pieścił ją językiem.
- Leith... - wyszeptała jego imię, czule głaszcząc głowę - Nie możemy... rozwalić kolejnej bali... - usłyszał śmiech w jej głosie - Przenieśmy się... może?
Leith pomyślał więc o miejscu gdzie zostawili koc, a gdy już mężczyzna zacisnął na nim stopę, pomyślał o pobliskiej plaży. Para przewróciła się na piasku.
- Sprytne - stwierdziła ze śmiechem Aurora, która znajdując się teraz obok, przylgnęła do Leitha i zaczęła obsypywać pocałunkami jego twarz. Jej nagie, wciąż mokre i rozgrzane kąpielą ciało, przywierało do niego, wręcz ocierało się.
- Ciężko mi to przyznać - szeptała księżniczka pomiędzy pocałunkami - bo zawsze radziłam sobie sama... ale... potrzebuję cię... Leith... pragnę, żebyś był przy mnie... a teraz też... we mnie… - wyznała Aurora a Leith ułożył ją plecami na kocyku. Mężczyzna rozłożył nogi kobiety, był gotowy ale wiedział, że ona także. Czuł to w drżeniu jej ciała, w jego cieple, wilgoci. Czuł jej zapach. Widział to w wyrazie jej twarzy, w palącym uczuciem spojrzeniu złocistych oczu, w lekko rozwartych ustach z których wydobywał się gorący, słodki oddech, w falujących pod wpływem intensywnego bicia serca piersiach. Dlatego kiedy Leith położył się na swojej partnerce, wiedział, że mimo sztywności i samych rozmiarów nie sprawi Aurorze bólu. Mężczyzna poruszał się z pasją ale i pogodnym przekonaniem iż daje księżnicze radość na którą zasługiwała. Na którą oboje zasługiwali w tym świecie pełnym potworów.
Może jutro będą cierpieć, może któreś z nich zginie, może zginą oboje. Jednak dziś, teraz przez te kilkadziesiąt minut, pchnięcia nie ranią. Uderzenia nie biją, Jęki nie zwiastują agonii. Pot nie świadczy o męce, Łzy nie świadczą o bólu a słowa nie kłamią.
Później zaś leżeli zmęczeni, mokrzy od potu i soków miłości, oblepieni piaskiem, który zawsze jakoś znajdzie sposób, by dostać się do ciała, mimo oddzielającego koca. Aurora tuliła głowę kochanka do swoich piersi, leniwie przeczesując jego włosy.
- I powiedz, że dalej nie lubisz kąpieli... - zażartowała.
- Może samotnych - mężczyzna wymamrotał z policzkiem przyklejonym do piersi kobiety.
Aurora uśmiechnęła się. Co ciekawe, wiedział o tym, choć nie patrzył na jej twarz. Po prostu poczuł jak ścięgna szyi poruszają się. A może też i wyczuł jakoś intuicyjnie?
- Co do twojej propozycji... może w ogóle idźmy dalej. - rzekła kobieta, patrząc w nocne niebo. - Skoro mamy być pierwszą chyba parą małżeńską, gdzie oboje mamy ciemne kamienie, co czyni nas chyba też najpotężniejszym... małżeństwem w historii, zaprośmy Królową. Ona, jakby nie była potężna, potrzebuje sojuszników, a my... no cóż, też będzie nam łatwiej zdetronizować matkę z takim wsparciem. Choć to niebezpieczna gra…
Leith przesunął nosem po krysztale partnerki po czym uniósł się na łokciu tak by zrównać się z kobietą spojrzeniem.
- Sami jesteśmy niebezpieczni - przypomniał uśmiechając się krzywo - w jakie gry mielibyśmy grać. - mężczyzna zamyślił się po czym jeszcze raz skupił uwagę na znajdujących się pod nim piersiach Aurory. Gładził je zataczając okręgi wokół kamienia.
- Jeśli istnieje jakiś sens tych kamieni, tej “potęgi” i “mocy” to jest on właśnie taki - spojrzał jej w oczy - silni biorą na swoje barki największe wyzwania, bo tylko oni mogą i tylko oni potrafią.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Zmieniłeś się...
Kiedy zaś nie przerywał pieszczot, zarzuciła Leithowi ramiona na szyję i wygięła zmysłowo.
- Teraz już wiem, czemu tak często nosisz mnie na rękach, to w ramach tego noszenia na barkach wyzwań, tak?
Leith już miał odpowiedzieć ale zreflektował się.
- Śmiejesz się ze mnie? - powiedział zaczepnie - to śmiej się głośniej… - nos zniknął mężczyzny pod pachą kobiety.
I tak też się stało. Tej nocy morze niosło ze sobą jeszcze dużo odgłosów śmiechów i rozmów.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline