Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2020, 20:54   #34
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przy współpracy z MiRaaz

12 Martius 816.M41, mostek Błysku

Bell po zakończeniu swojej wypowiedzi wycofała się w tył. Nie lubiła być w centrum uwagi. Zaprzeczało to temu kim była i do czego została wyszkolona. W ciszy przysłuchiwała się wypowiedzi Ramireza, czując się coraz mniej pewnie. Wiedziała jednak, że musi mu powiedzieć… to tylko chwila. On… on nie był taki jak Lady.. jak szlachta. Rozumiał maszyny.

Gdy tylko zakończyła się odprawa a techkapłan ruszył w tylko sobie znanym kierunku puściła się za nim szybkim krokiem. Czuła jak jej serce wali…. tak bardzo nie lubiła rozmawiać. To nie był jej świat. Ten statek.. ci ludzie. Ona była stworzona przez kosmos.. miała służyć Panu.. więc.. więc czemu…

- Techkapłanie. - Powiedziała nietypowo jak na siebie lekko podniesionym głosem. Była kilka kroków za mężczyzną i nie chciała by jej uciekł. Bała się udać do jego sanktuarium. Pozwoliła więc by jej melodyjny głos poniósł się po korytarzu.

Pierwsza obróciła się serwoczaszka, która przyozdobiona modlitwami na pergaminie unosiła się za ramieniem techkaplana. Ramirez zatrzymał się w pół kroku. Jednak nie odwrócił się od razu. Czaszka zaś zdawała się lustrować astropatkę.
- Tak, milady? - powiedział w końcu Ramirez i powoli odwrócił się w stronę kobiety

Bell podeszła szybkim krokiem i odezwała się teraz już w typowy dla siebie sposób. Cicho.
- Czy mogłabym ci zająć chwilę. - Zawahała się. - Na osobności.

Ramirez zdawał się być bardzo spiętym.
- „Chwilka” jest bardzo niewymierną jednostką czasu. - Ramirez patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem. Być może weryfikował coś wyświetlanego tylko dla niego przez któryś z implantów.
- Kontynuując marsz w stronę rufy za sześć minut i dwadzieścia osiem sekund będziemy na obszarze pokojów relaksu. W teorii możemy tam rozmawiać swobodnie. W praktyce istnieje zaś niezerowe prawdopodobieństwo istnienia tam podsłuchu zainstalowanego przez lojalistów seneszala.

- Tak długo jak zachowa to dla siebie… to chyba obojętne. - Powiedziała cicho podążając za wzrokiem techkapłana.

Pokoje relaksu były ni mniej ni więcej jak pokojami wynajmowanymi na godziny w wiadomym celu. W teorii dawały one dyskrecję. Były bardzo popularne, co wcale nie znaczyło, że na okręcie panowała rozwiązłość. Często w kajutach zajmowanych przez pięcio czy nawet sześcioosobowe rodziny ciężko było znaleźć chwile dla siebie. I tu pomocą były właśnie „pokoje relaksu”

Trudno było sobie wyobrazić Ramirez korzystającego z takich pomieszczeń zgodnie z ich przeznaczeniem. Pewnie dlatego nie odnotował żadnego nietaktu w swej propozycji.
- Możemy też poświęcić na rozmowę owe sześć minut spaceru, przy założeniu, że mieszczą się one w definicji „chwili”.

Serwoczaszka jak na komendę zawróciła w powietrzu i poleciała dalej w stronę rufy zostawiając parę oficerów w pustym korytarzu.

- Nie lubię mówić gdy idę. Ten statek cały czas szepcze. - Bell przymknęła oczy wsłuchując się w trzaski i kroki wypełniające otaczającą ją przestrzeń. Jeśli w propozycji było coś nieodpowiedniego, to Bell wyraźnie tego nie odnotowała. - Pokoje wypoczynku są dobrą propozycją.. to neutralny grunt

Szli w milczeniu. Dość szybkim krokiem. Czas każdego z nich był cenny. Ramirez prawdopodobnie wszelkie formalności związane z dostępem do kwatery zorganizował z użyciem swoich kapłańskich wszczepów, ponieważ gdy dotarli na miejsce od razu podszedł do drzwi z oznaczeniem 266. Wprowadził tymczasowy kod, co potwierdzało fakt, iż cały proces „wynajmu” przebiegał w czasie marszu w milczeniu. Techkapłan przepuścił astropatkę w drzwiach. Pomieszczenie było schludne i przygotowane na ich przybycie. W jego centrum znajdowało się sporej wielkości łóżko. Lampy emitowały czerwone światło o niewielkim natężeniu. Z głośników dobiegała muzyka pobudzająca zmysły.
Na łóżku paliły się dwie zapachowe świece, których celem było wypędzenie z tego miejsca zapachu maszynowni. Zapachu, który niósł się za Ramirezem równie mocno, co za niemal każdym AdMech na tym statku.

- Przepraszam - odezwał się w końcu Ramirez - za niedogodność związaną z brakiem stosownych siedzisk. Obawiam się, że nie przewidziano zastosowania tego pomieszczenia do rozmów. W pomieszczeniu relaksu grupowego są według planu trzy łóżka, ale on w tej chwili jest zajęty. Proszę - ręką wskazał dominujący w kajucie mebel - niech milady zechce zająć miejsce. Ja postoję.

Bell zsunęła z głowy kaptur odsłaniając pokrytą tatuażami głowę i usiadła na łożu. W jej oczach widać było delikatny niepokój gdy spoglądała na techkapłana z dołu. Nie miała jednak czasu na ustalanie kto ma siedzieć, kto stać.
- Zwiastunem podróży jest karta odkrywcy. - Powiedziała cicho, spoglądając na górującego nad nią mężczyznę. - Zwiastuje on też nieznane… odkrycia. Widniejąca za nim zorza może wskazywać na to, że uda nam się przedostać… jednak… był element, który zaniepokoił mnie bardziej.

Ramirez patrzył z uwagą na kobietę. Jego spojrzenie nie wyrażało kompletnie niczego. Nie odważył się też niczego wtrącić w kwestii Imperialnego Tarota.

- Ten odkrywca wyglądał jak ty. Mam przeczucie, że jeśli uda nam się przedostać - Bell zawahała się. - To dzięki tobie. Istnieje też szansa że może się to udać tylko tobie.

- My, Kapłani Marsa preferujemy raczej klarowne wyjaśnienia. To o czym milady mówi jest dla mnie niezrozumiałe. Może w obliczu zebranych danych mógłbym przeprowadzić stosowną symulację. Jednak tych danych najwyraźniej brakuje.
- Patrzył na kobietę badawczo.

- Rozumiem. Wiem, że potrzebujecie więcej informacji… bardziej konkretnych. Niestety Pan Imperator, wiele pozostawia dla nas niejasnych. - Bell uśmiechnęła się do górującego nad nią mężczyzny. - Widząc jednak twoją twarz na karcie byłam pewna iż muszę ci to przekazać osobiście. Wierzę, że gdy przyjdzie odpowiedni czas, ta dziwna wizja stanie się danymi, których potrzebujesz…

Bell zawahała się na chwilę.
- Za twoją postacią był lądownik… za nim masyw górski i dalej Zorza Wielkich Burz. - Opisała dokładnie swoją wizję i odetchnęła. Po astropatce widać było ile wysiłku ją to kosztowało.

- Jakie karty były przed odkrywcą? Jakie jest ich znaczenie? - Ramirez dopytywał. I o dziwo wyraz jego twarzy złagodniał. - Jeżeli istnieje klucz określania znaczeń kart, to daje nam skończoną ilość kombinacji dla znaczeń.
Techkapłan zrobił krok do przodu w stronę siedzącej Bellity.
- Martwi… - przez sekundę analizował kwestie protokołu przechodząc do porządku dziennego nad tym, że główny Astropata rozmawia z nim tak swobodnie. - Ta wizja martwi cię, czy cieszy?

Na twarzy astropatki na chwilę odmalowało się zdziwienie, ale już po chwili uśmiechnęła się.
- Arystokrata i immaterium…. - Odpowiedziała spokojnie - Tak… karty mają swoje znaczenia, ale ich układ też na nie wpływa….

Westchnęła i oparła dłoń na piersi wyraźnie coś analizując.
- Martwi mnie… zbyt wiele znaków jest niepewnych… złowrogich.

Ramirez pokiwał głową przytakująco.
- Obawiam się, że nie umiem pomóc. Ilość zebranych danych nie prognozuje skutecznej ekstrapolacji. Nie ma nade mną łaski Imperatora. Nie wróżę z kart. Czy można jakoś uczynić znaki pewniejszymi? Czy mogę zrobić cokolwiek zanim przeznaczenie się wypełni?

Bell chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią przyglądając się swemu rozmówcy.
Powoli podniosła się i nieco niepewnie ułożyła dłoń na dłoni techkapłana.
- Wierzę, że robisz najwięcej z nas wszystkich by ta podróż zakończyła się powodzeniem. - Odparła spokojnie. - Po prostu pamiętaj tą wizję. Gdy przyjdzie czas wierzę, że cię poprowadzi.

Ramirez patrzył na ich stykające się dłonie. Delikatnie rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale głos utknął mu w gardle.

- Wybacz, że zajęłam ci aż tyle czasu. - Bell dygnęła delikatnie. - Ta rozmowa była dla mnie bardzo ważna.

Skinął głową.
- Jeżeli zatem była ważna, to czas ten nie został stracony.
Cały czas patrzył na ich dłonie.
- Czy jakoś jeszcze mogę pomóc?

Astropatka pokręciła przecząco głową. Sama także spoglądała na ich dłonie nad czymś się zastanawiając.
- Nie… muszę jeszczę udać się na audiencję do lady Corax. - Powstrzymała ciężkie westchnienie. - Dziękuję.

Światła rozjaśniły się. Muzyka ucichła. Drzwi do pokoju relaksu zostały podświetlone, lecz się nie rozchyliły. Jedyne czego mogła domyślić się astropatka, to to, że Ramirez przy użyciu swej niezwykłej więzi z duchami maszyn właśnie zwolnił ich pokój.

Sam techkapłan skłonił się lekko. Cofnął najpierw dłoń, potem resztę ciała.
- Dziękuję za to spotkanie… - zawahał się przed ostatnim słowem. Jakby pękała jakaś bariera w jego umyśle - Bellito.

Po tych słowach odwrócił się i wyszedł przez rozsuwające się z sykiem drzwi.


Bell odczekała chwilę i ruszyła w kierunku pokoi Lady Winter. Niestety tej rozmowy obawiała się bardziej. Zdegenerowana szlachta... przedstawienie kobiety.. upadku... rozpadająca się róża. Wiele niewiadomych, a ona przez skórę czuła, że Winter uczyniła coś czego nie powinna, że ściągnęła na siebie i na nich zagrożenie. Co gorsza będzie musiała o tym jej opowiedzieć.

Pozwoliła sobie na ciche westchnienie gdy na korytarzu akurat nikogo nie było. Do tego to Immaterium. Przez skórę czuła, że czeka ich ciężka wędrówka.

Podczas ewentualnego spotkania Bell opowie dokładnie corax jak wyglądała karta arystokracji, oraz że w ręku jej przedstawicielki była czarna róża.

 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 10-02-2020 o 10:46.
Aiko jest offline