Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2020, 02:06   #31
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
współwinni zbrodni: corax, Mi Raaz, Zuzu + MG

[MEDIA]http://66.media.tumblr.com/f70c44de22a51d96afb300f4f5344683/tumblr_mhenzmiJtD1s3979jo1_500.gif[/MEDIA]
Głośny trzask zwrócił uwagę Alex. Dziewczyna poświeciła latarką w kierunku z którego dochodził. Ale musiał być za daleko. Siąpiący deszcz rozpraszał światło latarki. Dziewczyna zaklęła pod nosem. Najpierw zdenerwowana sytuacją. Potem zdenerwowana tym, że traci nad sobą kontrolę.
Ręka ściskająca latarkę była już cała skostniała. materiałowe rękawiczki były już kompletnie przemoczone. Kolejny trzask. Wiązka lasera z celownika pod pistoletem przebijała się przez deszcz. Dziewczyna opierała ściskającą broń prawą dłoń o lewą, w której trzymała latarkę. I wtedy zauważyła, że Lika najwyraźniej ma jakiś problem. Podeszła do dziewczyny. Nie wypuściła ani broni, ani latarki. Zamiast tego przylgnęła swoim biodrem do jej biodra.
- Co jest Lika? Będziesz rzygać?

- Nie ma opcji - warknął wielkolud zgarniając zgiętą Likę wolnym ramieniem i przerzucając sobie przez ramię - Dziewczyny! Plecy!
Zdecydowany bas wydawał polecenia.
- Nie odstawać, trzymamy się w kupie. Lika oświetlasz drogę przed nami. Broń w pogotowiu. Szukać odpowiednich drzew!

Jak odpowiedzieć, kiedy choćby delikatne otworzenie ust mogło się zakończyć pozbyciem ostatniego posiłku? Vasilieva wiedziała, że to niedopuszczalne - marnotrawstwo. Tak samo jak niedopuszczalnym było, aby pozostać w miejscu. Tajemnicza siła śledząca ich do ruin widać znudziła się tymi którzy zostali i podjęła dalszą wędrówkę śladem pieszej grupy.
Nie miała pojęcia co to była, poza tym, że powinni uciekać, jak najdalej i najprędzej, aby uniknąć kontaktu. Świat zawirował jej przed oczami, przez chwilę myślała że mdleje, lecąc twarzą na spotkanie mokrej ziemi, ale nie. Obraz ustabilizował się, a ona zebrała całą siłę woli, aby otworzyć usta, rzucając zduszone:
- Bieg… bieg-gnijce…

Burza, mrok i mgła, błoto pod nogami i zmęczenie walczące o palmę pierwszeństwa z wychłodzeniem. Obcy teren: dziki, nieprzychylny. Wrogi wręcz, jeśli słuch Swann nie mylił. Gdy Donnelley pakował blondynę na ramię, Federatka słuchała, wgapiając się w mrok za ich plecami. Na niewiele się to zdało, czasu dużo też nie mieli.
“Biegnij” brzmiało… źle. Zupełnie jakby mieli pchać się w pułapkę, podobni stadku królików zaganianych prosto w gardziel zasadzki. Pompka wylądowała przy pasie, kobieta wolała mieć wolne ręce, cokolwiek miałoby się zdarzyć. Ruszyła za olbrzymem, zostawiając dla siebie ponure przemyślenia, choćby o tym, że albo słuch ją mylił, albo przeciwnik próbował ich otoczyć.

Tym razem tropicielka maszyn została w tyle. Skoro Sebastian niósł dziewczynę, to on powinien poruszać się najwolniej. A zagrożenie miało nadejść z tyłu. Alex zabezpieczyła pistolet i przeniosła palec ze spustu na korpus. Nie chciała, żeby broń przypadkiem wypaliła w czasie biegu. Zwłaszcza, że teraz miałą mieć wszystkich przed sobą. Ruszyła biegiem za resztą co jakiś czas nerwowo zerkając za siebie i omiatając mrok lasu światłem latarki i chaotycznie skaczącą czerwoną kropką laserowego znacznika.

Ruszyli pędem, walcząc o każdy krok z zaborczym błotem chwytającym ich stopy, z deszczem zacinającym w oczy i ciemnością, rozświetlaną jedynie przez wąskie snopy latarek albo chaotycznie walące pioruny. Wysoko ponad ich głowami trwała walka żywiołów, wzbudzająca lęk i trwogę w sercach ludzi już od zarania dziejów. Na ziemi zaś trwała inna walka - z czasem, z nieznanym, z ciemnością i własną słabością. Z każdym kolejnym metrem pokonywanym pod zacinający prosto w twarze wiatr… nie zważali na to, nie myśleli o zmęczeniu. Jeszcze nie, jeszcze mieli siłę. Wykorzystywali ją, prąc uparcie do przodu, tam gdzie noc, mrok, mgła i wyłaniające się w nikłym blasku latarek pnie drzew, przyczajone po obu stronach starej, rozmokniętej drogi.

Pierwszy biegł Sebastian, z blond pakunkiem wiszącym mu na ramieniu. Echo jego ciężkich kroków dudniło, każdy kolejny stawiało się trudniej i trudniej. Był rosłym, silnym mężczyzną w kwiecie wieku, zahartowanym trudami nie tylko podróży… na razie jeszcze biegł, mimo że oddech stawał mu się coraz cięższy, a na skronie wstąpiły krople potu. Dodatkowe kilkadziesiąt kilogramów obciążenia nie pozostawało niezauważone - odczuwał je, gnając przed siebie. Z każdym metrem ciążyły mu coraz bardziej… ale biegł. Wciąż do przodu, przed siebie. Biorąc kurs wyznaczony przez skaczące światło latarki. Za nim biegła Ophelia, dopomagając własnym źródłem światła, choć mizerna to była pomoc. Niemniej lepsza niż całkowita ciemność, napierająca na nich z każdej możliwej strony.

Ona też słyszała poruszenie po bokach, na szczęście wciąż z tyłu. Szelest krzaków, stąpanie i sapanie prawie tak głośne, jak te wydawane przez Sebastiana. Coś ich goniło, przyspieszyło wtedy, gdy i oni to uczynili. Deptało po piętach, osaczało nie dając o sobie zapomnieć. Było tuż na granicy między blaskiem latarki, a ciemnością lasu, lecz chowało się sprytnie, nie dając się dostrzec. Słyszała też szepty, a wycie wichru wypełniały odgłosy płaczu - dalekiego, rozpaczliwego, aż do spazmów.

Lika nie widziała, wyczuwała jednak że ich prześladowca jest niedaleko. Czyhał w czerni i mgle za ich plecami. Prześladowca, lub prześladowcy, biorąc pod uwagę że ława pościgu zmieniała się w łuk, próbując chyba zamknąć ludzką grupkę w środku… albo gdzieś nagonić. Na razie pompowane adrenaliną mięśnie pomagały utrzymać dystans. Na razie.

Kondukt żałobny zamykała Alex, ona też w zawodzeniu wichru słyszała płacz, a może tylko się jej wydawało? Tak jak za każdym razem lizała pustkę i mgłę, gdy skakała po niej światłem latarki. Do momentu, gdy w błysku gromu między drzewami snop światła nie liznął czegoś innego niż kora, gałęzie i mgła.


Widziała to tylko przez ułamek sekundy, pokraczny, przygarbiony kształt wielkości sporego psa, albo młodego cielaka. Góra pokrytego liszajami futra, wciśnięta między głazy i brązową korę. Stwór o podłużnym, zdeformowanym pysku i ślepiach osadzonych tak głęboko, że nie dało się ich dostrzec, o ile istota w ogóle je posiadała. Podłużny łeb posiadał paszczę pełną ostrych kłów, z żuchwy zwisały gęste krople śliny, wymieszanej z deszczem. Stworzenie mignęło, a potem znikło, nim tropicielka ponownie je namierzyła, co w biegu i przez ramię łatwe i tak by nie było. Nie ubiegła jednak więcej niż niż pięćdziesiąt metrów, gdy powietrze, prócz pomruku gromów, przeszło głuche, chrapliwe i skrzeczące zawodzenie, do którego dołączyło drugie, trzecie i kolejne, gdy las za plecami ludzi rozbrzmiał złowrogą pieśnią. Ta jeszcze nie zdążyła przebrzmieć, a krzaki i ziemia zatrzeszczały, gdy pogoń rozpoczęła pościg.

Szybko, precyzyjnie, niczym na ustalony znak bądź sygnał. Wiele nóg, zbyt wiele dla czwórki na wpół żywych, oślepionych czernią nocy kretów. Swann na końcu języka, na samym skraju czaszki, miała świadomość, że nie uciekną. Nie tutaj, w obcym, dzikim terenie. Uciekając po błocie, we mgle i wśród drzew. Decyzja zapadła szybko, bez roztrząsania. Gnane impulsem ciało przestało naraz biec, ryjąc stopami w rozmiękłym gruncie, zaś lewa dłoń powędrowała do kieszeni kurtki, grzebiąc tam intensywnie.

Gdy Alex zorientowała się, że brunetka się zatrzymała sama też natychmiast się odwróciła. Zaciskała zęby. Serce podchodziło jej do gardła na myśl o roznoszących się wkoło jękach. Lewa dłoń drżała z trudem dzierżąc latarkę. Jej światło na moment owiało pnie pobliskich drzew. Alex skojarzyła, że stwory uciekają od światła, dlatego nie świeciła w już w stronę rzuconego przez Ophelię przedmiotu. Spojrzał na ciemny kształt z latarką zawieszoną na klatce piersiowej. Czekała na reakcję drugiej kobiety.

Nie musiała czekać Bóg wie ile. Ledwo Ophelia zamachnęła się i już zerwała się ponownie do ucieczki.
- Spierdalać! - krzyknęła - Będzie boom! ruchy, ruchy!

Alex ruszyła biegiem nadal zamykając konwój.

Wyczuł ten moment gdy brunetka się zatrzymała. Krótka chwila a jego wnętrzności ścisnął strach i niepewność. Donnelley odrzucił obydwa podrzucając blond tobołek na ramieniu by pewniej chwycić kobiece ciało w twardym uchwycie. Skulił się nieco i parł dalej.
- Ofka, noga! - warknął wściekle, odwracając się by choć kątem oka dostrzec drobną postać wśród rozbłysku i huku.
- Trzymać się razem. - gwałtownie łapał powietrze wypychając parne chmurki z ust.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline