Machavellian zawrócił w głąb jaskini gdzie jego towarzysze zorganizowali zasadzkę. Po drodze próbował zatrzymać kilku zdrowo wyglądających mężczyzn by podburzyć tłum. W tym miejscu, jego jedyną bronią był żmijowy język, jad i kłamstwa sączone do uszu maluczkich.
- Posłuchajcie mnie dobrzy ludzie. Niektórzy z was może już wiedzą, że pozbyłem się stąd tego kundla. Teraz wy musicie zrobić coś dla mnie. Chcemy pozbyć się stąd hycla i jego kompanów. W tym momencie moi przyjaciele walczą z nimi, ale być może będą potrzebować naszej pomocy. Oni już nie mają nas czym straszyć, jesteśmy w większości. Dzisiaj raz na zawsze zakończymy ten terror, odpłacimy się skurwysynom za to jak nas potraktowali. Obiecuję, od teraz nikt z was nie będzie musiał się dzielić owocami swojej ciężkiej pracy. Nikt już nie zagrozi waszym żonom i dzieciom, szczuł nas psami. Weźcie co macie pod ręką, wiadra, kamienia i chodźcie za mną!
Machavellian złapał za wiadro, wysypał z niego kamienie i jako pierwszy ruszył do walki.