Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2020, 17:17   #79
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Następnego dnia obudzili się dopiero południa, gdy słońce stało w zenicie a wokół panował ukrop jak na jakiejś tropikalnej wyspie, mimo że - na ile Leith orientował się w topografii - nie znajdowali się w tej strefie klimatycznej. A zatem znów magia...
Tym razem nie czekało na nich też śniadanie, co oznaczało, że sami się muszą o nie postarać.
- To co, może wprosimy się do Królowej? - zaproponowała z łobuzerskim uśmiechem Aurora.
Leith pokiwał głową ale dodał.
- A nie mieliśmy przypadkiem najpierw upolować jedzenia dla wszystkich? Vanja raczej sobie niczego nie wyczaruje. - przypomniał. - Chodź, pokaże ci jak “małpy” zdobywają jedzenie bez “magicznego oszukiwania”.
W odpowiedzi skrzydlata prychnęła i ostentacyjnie rozprostowała swoje skrzydła, sięgające niemal przeciwległych ścian pomieszczenia.
- Mieliśmy zrobić kolację małpiszonie, ale to miłe, że chcesz dbać o tą małą. - Dodała z poważną miną, choć błysk w oku zdradzał wesołość.
Leith burknął coś pod nosem, ale również wstał.
- Dobrze.
- Postaramy się wrócić przed kolacją, żebyś mógł się wykazać. - skwitowała to wesoło Aurora, choć było widać, że jej ciało napięło się na samą myśl o ponownej wizycie u małej, pyzatej dziewczynki.
Kiedy oboje ubrali się, co w ich przypadku zajmowało mrugnięcie okiem, Leith chwycił Aurorę w talii i… przyzwyczaił wzrok do wiatru zacinającego na tarasie pałacu Snów.
- Wciąż wydaje mi się, że pojawienie się od razu w środku czyjegoś domu trochę kojarzy się z napadem. Tak, wiem, że nie wyglądam na bandziora…
Księżniczka pokiwała głową ze zrozumieniem, ale ciężko było ustalić czy wychwyciła żart, bo przyjęła swoją “wyjściową” minę służbistki. Przez chwilę zawahała się czy zapukać do wrót, czy je otworzyć, jednak paskudna śnieżyca przekonała ją do tego drugiego wyboru. Aurora pchnęła ciężkie wrota i weszła do środka. Leith postąpił drugi, zamykając za nimi drzwi.
- Witaj “domie” - mężczyzna powiedział do klamki, pomny magicznej świadomości jaką posiadał pałac.
Zamek nie odpowiedział, jednak już po chwili pojawiła się przed nimi w holu Liv.
- Goście? Jacy goście? - zdawała się mówić do kogoś, a kiedy ich zobaczyła, wyrzuciła do góry ramiona w geście radości. - Oooo goście! Witajcie, witajcie!
Nie minęła chwila a obok zmaterializował się również jej partner - mniej wylewny.
- Co was sprowadza? - przeszedł do rzeczy, mierząc wzrokiem Leitha.
- Cześć! - Leith wyciągnął do góry otwartą dłoń kopiując powszechny gest powitania, co z uwagi na kształt jego łapy równie dobrze mógłby być odczytany jako “mam pięć ostrych noży” - mamy prośbę do królowej. - bękart też nie lubił owijać rzeczy które nagie prezentowały się wystarczająco dobrze.
- Prośbę... - Diurd zmarszczył brwi, jakby ważąc to sformułowanie na jakiejś szali. Jego partnerka jednak przewróciła tylko oczami, widząc jego konsternację i rzekła:
- Jasne. Diurd zaraz przekaże prośbę o audiencję. Prawda kochanie? - mężczyzna westchnął, ale skinął głową i odleciał
- Co u was słychać? - zaczęła trajkotanie kobieta, a Leith już nawet otwierał usta by odpowiedzieć nim Liv wcięła:
- Może coś zjecie w tym czasie?
- Jasne - Bękart odpowiedział odruchowo. Aurora uśmiechnęła się półgębkiem, lecz tylko skinęła głową potwierdzająco.
Krótkowłosa zaprowadziła ich do jednej z mniejszych jadalni, gdzie “inteligentny zamek” po chwili sam zaczął transportować zastawę, sztućce i oczywiście - jedzenie.
- Siadajcie, jedzcie śmiało. Ja się wstrzymam, bo jesteśmy dopiero po śniadaniu. - mówiła szybko Liv, podczas gdy Aurora zajęła miejsce naprzeciwko wejścia do sali tak, aby mieć je cały czas na oku.
- Co porabiacie? Coś ciekawego u was słychać? U nas nudno jak zawsze, zero nowin ze świata, dlatego wybaczcie, że tak was napadam.
Leith zerknął na Aurorę, nie do końca rozumiejąc czemu w tym związku właśnie on ma być tym gadatliwym… no ale cóż. Jego przyszła żona nagle z wyjątkową uwagą zaczęła studiować jakiś arras.
- Ta sprawa w której byliśmy tu ostatnio, już jakby nie patrzeć, jest załatwiona. I oczywiście z tym też ostatecznie pomogła Królowa - wyznał. - A tak z innych rzeczy to… poznałem swojego ojca a Aurora odnowiła kontakty ze swoim. Tak więc i cała nasza wizyta ma charakter… hmm… “rodzinny”.
- O, to super. Bez rodziny to jak bez ręki nie? Moja matka długo nie potrafiła zaakceptować Diurda, ale gdy pewnego razu...
Liv najwyraźniej potrzebowała kogoś, żeby się wygadać. Ponieważ jednak jej gadanina nie wymagała aktywnego udziału, Leith i Aurora mogli zająć się jedzeniem. Ledwo jednak tknęli swoje porcje, gdy w sali pojawił się portal, a z niego wyszedł Casper. Księżniczka od razu straciła apetyt, patrząc na mężczyznę, który tym razem nie wydawał się tak przyjaźnie do nich nastawiony.
- Bardzo mi przykro, ale królowa was nie przyjmie. - Powiedział chłodno. - Za głowę Leitha księżna Tula wyznaczyła nagrodę oraz powołała się na pakt współpracy między dworami, aby pomóc w jego ujęciu. Ponieważ jednak mieszkańcy Dworu Snów, jak również sama Królowa, darzą was oboje sympatią, możemy przeoczyć to krótkie spotkanie...
Aurora podniosła się z krzesła powoli.
- Wypraszasz nas? - zapytała spokojnie.
Leith, który nie omieszkał jednak przełknąć kilku kęsów w czasie przemowy Caspera spojrzał na Aurorę.
- To brzmi jak szansa na nie walczenie tu i teraz. Oferta, którą rozsądnie byłoby przyjąć. Z tego co mówi Casper będziemy mieli mnóstwo okazji na… - Leith zerknął to na Liv, to na księcia, to na Aurorę jakby szukał pomocy w znalezieniu jakiegoś ładniejszego słowa niż “rzeźnia” - mnóstwo okazji na niesienie przez krainy pochodni ognia boskiej sprawiedliwości.
Nagle Leith poczuł jak coś ściąga go w dół, a właściwie w głąb... jego samego. Znalazł się w pokoju, który wyglądał tak, jak wyobrażenie jego sfery umysłu podczas pierwszego wejścia z Aurorą do projekcji własnej głowy. Nie było tu jednak klejnotu, ani latających czy pełzających żyjątek. Były tylko ściany, podłoga, sufit i... dwa czarne, skórzane fotele. Na jednym z nich skrzyżnie siedziała Aya w niebieskiej sukience.
- No proszę, odwiedziłeś mnie zanim zdecydowałam się ciebie wezwać. Czyżbyś się stęsknił? - uśmiechnęła się łobuzersko.
- Nie. - Leith odpowiedział bez cienia jakiś negatywnych emocji, po prostu szczerze. Rozejrzał się po pomieszczeniu po czym poczłapał do drugiego fotela i usiadł na nim pochylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach.
- Zostawiłaś ją z nim samą? ona chce go zabić, stara się tego nie robić, ale pozostawianie ich bez opieki nie pomaga - ostrzegł.
Aya poczochrała się po bujnej, ryżej czuprynie.
- Więc mówisz dziecku, że nie powinno zostawiać bez opieki dorosłych? - zachichotała. - Spokojnie, nawet nie zauważą, że cię nie ma. Co to za prośba, z którą przychodzicie?
- Mmm… - westchnął Leith, czemu wszyscy od jakiegoś czasu mieli taki psotny nastrój?
- Tak jak bycie dzieckiem zwalniałoby z obowiązku czy potrzeby opieki nad tymi, którzy są ci bliscy i drodzy. - skomentował dając tym jednocześnie pewną perspektywę do tego o czym chciał mówić:
- Nie przejmuję się tymi całymi przepowiedniami. Nie czuję się jakoś specjalnie naznaczony, przeklęty czy błogosławiony. Jestem młody, ciągle się uczę, świata wokół mnie i siebie samego. Nie wiem czego oczekujesz po tych proroctwach, nie wiem nawet czy sama wiesz. Wiem natomiast co ja powinienem robić w danym momencie. Aurora jest mi bliska i nie chcę być z dala od niej, nie chcę też, by coś stało się jej. Jeśli to oznacza, że świat wokół, jakaś jego część musi się zmienić, zmienię ją, zmienimy ją. Chcemy się pobrać i zmienić jej księstwo w coś trochę lepszego. Żeby kobieta którą… - zastanowił się - kocham, mogła być tam szczęśliwa, dzięki temu ja też… będę szczęśliwy. Zaproponowałem jej, żeby Casper, lub ty została naszym świadkiem. Chcesz zmienić życie w swoich księstwach? Aurora jest wojownikiem a ja… ja nie cofnę się przed niczym by urzeczywistnić to w co wierzę.
Aya przyglądała się mu, bawiąc kędziorami włosów.
- Zapraszasz mnie na ślub czy proponujesz sojusz? - zapytała z uśmiechem.
- Proszę o zostanie naszym świadkiem - sprecyzował - nie muszę próbować być sprytny, sama zdecydujesz co z tym zrobisz, po prostu przedstawiłem swój sposób myślenia. Nie mam nic do ukrycia.
- Naprawdę? Jakoś nie powiedziałeś nic o tym, że moja obecność da wam dużo korzyści, bo zostanie to odebrane jako moje wsparcie, co więcej - nikt takiej ceremonii nie podważy, a pewnie będą chcieli to robić, skoro jesteś mieszańcem. Sprytne zagranie. Tylko... jaka w tym korzyść jest dla mnie? - zapytała dziewczynka niewiele mając w swoim zachowaniu dziecinności.
Leith wzruszył ramionami wciąż pochylając się do przodu.
- Tak jak powiedziałem, nie muszę próbować być sprytny - przypomniał, po czym kontynuował: - Mi wydaje się, że Aurora i… ja - z trudem przychodziło mu grawitacja tego stwierdzenia nawet w jego własnym umyśle jak teraz - jesteśmy lepszą szansą, na przeniesienie twojej wizji w inne zakątki twojego królestwa. Niechęć mojej partnerki do twojego dworu ma korzenie personalne, widzę jednak, że sposób w jaki chcesz traktować żyjące istoty nie jest jej ani obojętny, ani niemiły. Ja też wolałbym by wszędzie tak było, do tego nie trzeba być inteligentem. Nikt nie chce cierpieć. - wyznał.
- Ale niektórzy będą, a inni powinni. Bo ilu twoim krnąbrnym dworom naprawdę zależy na czymś innym niż rozrywce grupki degeneratów? Jeśli źle cię oceniłem, po prostu powiedz czego chcesz.
Dziewczynka przyglądała mu się z uśmiechem na twarzy, milcząc jednocześnie.
- W porządku, zjawię się na waszym ślubie jako świadek. Tylko nie chwal się Casprowi. Nie musi o wszystkim wiedzieć, a bywa czasem nadopiekuńczy. Pamiętaj jednak, że twoje zobowiązanie względem mnie, pozostanie niezmienione. Pewnego dnia wezwę cię i zażądam służby.
Leith pokiwał tylko głową.
W tym samym momencie został znów wyciągnięty do zewnętrznego świata i swojego ciała.
- I tak macie szczęście, że nie powiadomiliśmy Tuli - rzekł Casper, wyraźnie zdenerwowany wypowiedzią Leitha.
- A ty masz książę szczęście, że wciąż oddychasz! - wywarczała Aurora, odsłaniając kły, jakby faktycznie warczała na skrzydlatego.
Leith zamrugał oczami. po czym znienacka i dyskretnie objął Aurorę w pasie.
- Księżniczka Aurora chciała powiedzieć, że szczęśliwa widzieć cię w dobrym zdrowiu książę - powiedział bez przekonania mieszaniec po czym dodał zarówno do Caspera i Liv - Dzięki za żarcie - po czym para pojawiła się na wyspie Marco.
- Zgodziła się - powiedział Leith obracając jednocześnie kobietę twarzą do siebie. Jakże ona podobała mu się kiedy była zła. - pachniesz rządzą mordu - pochwalił i pocałował ją w usta.
Odruchowo nawarczała na niego jeszcze, bo w końcu przerwał jej konfrontację. Kiedy jednak sens słów Leitha dotarł do niej, oddała pocałunek.
- Rozmawiałeś z nią? No tak... wyraźnie cię polubiła. Nie wiem czy cieszyć się, czy bać z tego powodu. Zażądała czegoś w zamian? - zapytała Aurora, głaszcząc jego ramiona.
- Tak - przyznał - Czego może chcieć w zamian? poza tym, że jesteś najlepszą wojowniczą księżniczką jaką mogłaby zyskać dla swojej wielkiej wizji? Wiesz… skoro nasz… jak to mówisz, “potencjał” się połączy, to gdy nadejdzie czas w którym będę musiał odrobić uratowane przez królową życie, jej narzędzie będzie tego dnia jeszcze bardziej użyteczne…
Aurora przyjrzała mu się.
- Chcesz powiedzieć, że nie dość, że nie masz posagu, to wciągasz mnie w swoje długi? - minę miała poważną, ale znał już te błyski w jej oczach.
- Nie mówi się o mnie “bękart” bez powodu. - powiedział podrzucając do góry ramię którym obejmował Aurorę tak, że złotooka głowa księżniczki górowała teraz nad jego własną. W tej pozycji pojawili się w tutejszym lesie w pobliżu chatki, którą zajmowali. Niemal od razu Leith oberwał jakimś orzechem. Na ganku domku stała zirytowana Vanja, trzymając się pod boki, jakby chciała im powiedzieć “a wy gdzie byliście?!”
Leith zignorował foch i zadał gestami pytanie “łuk” “oszczep” “polować”?
Jego towarzyszka, którą odstawił na ziemię, pokręciła z rozbawieniem głową.
- Wiesz, że Vanja cię normalnie rozumie?
Dziewczynka jednak była zbyt podniecona propozycją Leitha, by się gniewać z powodu jego ignorancji. Przyskoczyła do niego i zaczęła ciągnąc za jeden ze szponiastych palców, jakby chciała mu coś pokazać.
Leith dał się poprowadzić.
- Pamiętasz jak tłumaczyłaś mi sztukę? - zwrócił się zaś odwracając głowę w stronę Aurory - że artystę najlepiej zrozumie inny artysta? To jak masz zrozumieć kogoś kto nie mówi, jeśli samemu mówisz? - tłumaczył podążając za dziewczynką.
- A ty tak wszystkich starasz się zrozumieć. No popatrz, popatrz... - powiedziała Aurora z przekąsem, po czym nieco spoważniała - Zajmiecie się sobą? Chciałabym... porozmawiać z ojcem. No wiesz, w cztery oczy... jeśli nie masz nic przeciwko, oczywiście.
- Jasne - powiedział mężczyzna kiwając głową.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline