Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 13:27   #443
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Arthur nachylił się i pocałował ją w wargi.
- Myślisz, że mogłabyś być jednocześnie moja i brata? - zapytał. - Jednak nawet jeśli cię opuści… na przykład dla Bee… to będę na ciebie czekał. Wiem, że nie jestem taki przystojny, jak Thomas, ani tak zgrabny, jak Bee… ale jeśli będziesz chciała drugiego człowieka u swojego boku… to rozważ mnie.
Przechylił głowę i spojrzał gdzieś w bok.
- Bo boję się… że ja mam tylko ciebie… - kącik jego ust zadrżał.
Abigail zerknęła na niego.
- Nie martw się. Mogę być twoja i twojego brata, jeśli Bee zechce, to i jej, ale jeśli nie… Nieważne co, będziemy się przyjaźnić Arthurze. Obiecuję - przyrzekła i pocałowała go w policzek. Ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną… I ty i Thomas - dodała.
Arthurowi trochę zrobiło się przykro, że w tej intymnej chwili poruszyła zarówno Bee, jak i Thomasa… jednak nie było w tym może nic złego. Może powinien tak samo zaprzyjaźnić… zakochać się w Bee… i zaprzyjaźnić się z Thomasem jeszcze mocniej. Już teraz byli nadzwyczaj zgodnym rodzeństwem.
- Przepraszam, że wybrałem sobie tę chwilę na tego typu rozmowy. Ale zazwyczaj nie ma okazji na nie. Dlaczego tak ciężko jest zmusić się do bliskości, kiedy wszystko jest w porządku i dzieje się tak, jak powinno? - zaśmiał się.
Myślał w tej chwili nawet nie tyle o niej, co o swojej córce. Dlaczego uważał ją i żonę za oczywistość zesłaną z niebios i daną na zawsze? Natomiast pozycję w środowisku medycznym cenił tak, jakby od niej zależało jego życie…
- Arthurze… Ponieważ kiedy masz coś cennego, zaczynasz się przyzwyczajać, że to nie zniknie i zajmujesz się innymi rzeczami, które też chcesz posiadać… Jednak sądzę, że wszystko jest ulotne i o wszystko co masz, należy dbać, bo zniknie. Ale to działa w obie strony. To nie tylko twoja wina… Nie wiń wyłącznie siebie. Bo w relacjach między ludźmi współpracują obie strony - oznajmiła.
- Tak między tobą i mną, żeby wszystko działało i ja i ty musimy się starać… - dodała i uścisnęła znów jego dłoń.
Arthur uśmiechnął się lekko. Czy jego żona starała się? Nie sądził. Po prostu go obwiniała… Nie był bez winy, ale ona niczego mu nie ułatwiała. Przecież podążał ścieżkami kariery nie tylko dla siebie… również dla nich. Kiedy odeszły, tylko kariera mu została. Aż do wypadku samochodowego Connora, kiedy stracił także tę jedną, jedyną rzecz, która go określała…
Thomas wyszedł z łazienki. Ujrzał, że Arthur przytulał się do Abby. Uśmiechnął się lekko.
- Głodni? - zapytał.
Abigail pogładziła Arthura po plecach i spojrzała na Thomasa.
- Myślę, że jak wilki. Chodźmy wataha. Pora zjeść - powiedziała i poczekała, aż Arthur ją puści.
- Po drodze do kuchni zajdźmy do tych pokojów… - poleciła.
- Może będą tam świeże ubrania - dodała.

Okazało się, że w kuchni nie było nic prócz kawy.
- No cóż, kawa - mruknął Arthur. - Przynajmniej tyle.
- Jestem całkiem pewny, że Zaira wspomniał, że umieścił zapasy w naszych pokojach.
Ruszyli w tamtą stronę. Thomas i Arthur wnet zniknęli w pomieszczeniach do nich przydzielonych. Abby również weszła do własnego. Ujrzała bochenek chleba, kilka jednorazówek masła, nutelli i dżemu… konserwę mięsną oraz opakowanie żółtego sera w plastrach. Wystarczyło, żeby przeżyła.
Ujrzała niedaleko opakowanie po tabletce, którą zażyła….
Zrobiła sobie kromkę chleba z masłem i nutellą. Należała do tej grupy ludzi, którzy lubili łączyć te dwa smaki smarowideł kanapkowych. Następnie, z czystej nudy podeszła do pudełka i podniosła je. Obejrzała, jedząc dalej kanapkę.

Patrzyła na wiele różnych standardowych napisów. Potem zerknęła na datę ważności. Była lekko wytłoczona i się jej nie spodziewała. Czwartego września 2006 roku.
Jej tabletka poronna była przeterminowana ponad cztery lata.

Abigail zamrugała. Przeczytała napis ‘2006.09.04’. Potem przeczytała jeszcze raz napis ‘Data ważności’.
Jeszcze raz datę.
Jeszcze raz tytuł pod nią…
Jeszcze raz…

Przestała rzuć kanapkę. Ramiona zaczęły jej się trząść.
- Ar…..ARTHURZE! - zawołała tak głośno, że aż jej zadzwoniło w uszach od echa.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rVeMiVU77wo[/media]

Zola Zaira nucił cicho pod nosem. Znalazł piękny gabinet. Musiał należeć do jakiegoś ważnego człowieka. Piękna, dębowa podłoga oraz elegancka tapeta na ścianach. Pozostawiono również złote lampy. W innym znalazł dwa pozostawione fotele. W trzecim drobny stolik. Ułożył to wszystko na środku. Wyglądało to minimalistycznie, jednak wystarczało.
Na jednym z foteli została ułożony ogromny, czarny kokon. Był wilgotny i błoniasty. Co chwilę w pewnym miejscach błyszczały zielone iskierki.
- Moja piękna - mruknął, zerkając na sferę.
Namalował na nim czerwonym pisakiem permanentnym czerwone, pełne usta, kreskówkowe oczy i zadarty nos. Znalazł taką powierzchnię, która była całkiem sucha i dało się po niej pisać. Czy w tym przypadku - rysować.
- Może ciasteczka? - zapytał.
Na stoliku znajdował się dzbanek herbaty i dwie szklanki. Niestety cukiernicy nie znalazł. Jednak ciastka były świeże, ze sklepu w Reykjahlid.
- Nie chcesz? Będzie więcej dla mnie - zaśmiał się.
Siedział na drugim fotelu. Przed nimi był duży ekran. Zakochani nie patrzą na siebie nawzajem, tylko razem w jednym kierunku. I dlatego też obydwoje oglądali relację na żywo z sypialni trójki Konsumentów.
- Stawiam dwa ciasteczka na to, że Thomas dojdzie pierwszy - rzucił.
Jennifer nie sprzeczała się z nim. Zakochani byli też jednomyślni. Lubił tę Jennifer bardziej, niż poprzednią. Miał nadzieję, że nie będzie się już zmieniała i taką pozostanie. Choć seks z nią był teraz dużo gorszy, o czym zdążył się już przekonać.
Tymczasem de Trafford w środku poruszyła się delikatnie.
Nadchodził czas wyklucia…
Jenny czuła się ściśnięta. Do tej pory to uczucie było nawet przyjemne. Czuła się bezpieczna, otulona i chroniona, teraz jednak zaczęła się czuć niewygodnie. Co więcej, od dobrych dziesięciu minut swędział ją nos i nie mogłą go podrapać, przez co priorytet potrzeby uwolnienia wzrósł o dobre trzydzieści procent.

Na czarnej strukturze zaczęły pojawiać się pęknięcia. Zaczęła strzykać i poruszać się, głównie dlatego, że zawartość również była już teraz w ruchu, coraz bardziej intensywnym. Jenny nie wiedziała gdzie jest, dlaczego… Nie pamiętała za bardzo co się działo, poza tym że była w jakiejś łaźni, przy ścianie. Jej umysł by wygłuszony i powolny. Była w stanie skupić się teraz tylko na tym, że chciała wyjść.
Wysunęła przed siebie dłonie… te nieoczekiwanie przedziurawiły jej schronienie. Na zewnątrz zaczął wylewać się gęsty, smolisty płyn. Nie miał żadnego zapachu. De Trafford dalej dziurawiła błony wokół niej, aż wydostała się na zewnątrz. Zaczerpnęła pierwszy raz powietrza od kilku godzin.
- Och… - mruknął Zola. - Czyli jednak znowu będziemy śliczną parą międzyrasową.
Przez jakiś dwaj obydwoje byli czarni. To do siebie pasowało, ale było nieco nudne. Następnie Zaira przeniósł wzrok na ekran.
- Jedziesz, cowboyu! - krzyknął, kiedy Thomas zaczął masturbować się piersiami Abigail.
Kończyny Jenny były zmęczone i nieco ociężałe, jak po długim mocnym treningu, albo bardzo intensywnym, żywiołowym seksie. Wydostała się i po prostu wypadła na podłogę. Substancja rozlała się wokół niej, zdobiła jej skórę i jej włosy. Powoli ściekała po jej ciele. Jej piersi były nieco powiększone, jej ciało zdawało się takie samo, ale jakby jednocześnie nie do końca. Trudno było określić, jakby cała jego struktura zmieniła się w jakiś niejasny i niewidoczny sposób. De Trafford podniosła ręce i zaczęła ocierać twarz z czarnej mazi. Nie wiedziała na co patrzył Zola. Czuła się zniesmaczona. Czym była umazana? Co było grane? Czuła powoli rosnącą irytację. O dziwo nie chciało jej się ani do toalety, ani jeść… Nawet pić jej się nie chciało. Była zaskakująco syta.
- Co jest… do diabła… - powiedziała zdezorientowana i rozejrzała się po przetarciu oczu.
- Właśnie piliśmy herbatkę. Nie bądź zła, że nie o piątej. Wiem, jak Angielki lubią swoje zwyczaje - rzekł. - To znaczy ty nie piłaś, bo nie chciało ci się pić i też nie ruszyłaś swojego ciasteczka. Oglądałem właśnie spontaniczny seks twoich przyjaciół. Patrz, jacy są piękni - powiedział.
Podszedł do Jennifer i wyciągnął w jej stronę rękę.
- Chodź, umyjemy cię. A potem może… hmm… co takiego robią zakochani w sobie ludzie? - zastanowił się.
Jenny zerknęła na ekran. Jej wzrok jeszcze nie był wyostrzony, ale zauważyła troję ludzi, które… Kopulowało jak jebane króliki…
- Pierdol się… Co to jest? - chlapnęła w niego mazią. Była rzecz jasna niezadowolona i obserwowanie pornola na ekranie wcale nie poprawiało jej nastroju. Z jakiegoś powodu pomyślała, że to sprawka Zoli. Że naćpał ich czymś, albo im kazał się ruchać. Rozpoznała dwóch Douglasów i kręcone włosy Roux. Rzygać jej się zachciało i nie była pewna, czy to z powodu tego co widzi, czy ogólnie.
- Skarbie, ile masz lat? Czy powinienem tłumaczyć, co się dzieje, kiedy mężczyzna i kobieta lubią się nawzajem? W tym przypadku dwóch mężczyzn - mruknął. - To atmosfera tego miejsca. Nie dość, że jesteś na dalekiej Islandii… to jeszcze na samym północnym skrawku wyspy… ponadto w tajnej bazie ukrytej pod ziemią… Opuszczona, wyludniała strefa. Jesteś tylko ty, piękna kobieta i twoje rozbuchane libido. Cholera, mówię teraz o sobie? Czy o nich? Najpewniej o nas wszystkich. Chodźmy do łazienki, umyję cię. Potem może coś zjemy, albo obejrzymy, albo kogoś zabijemy… co tylko chcesz - uśmiechnął się.
Jenny milczała. Na razie pozwoliła mu pomóc sobie wstać. Jej kończyny wydawały się nieco nie chcieć z nią współpracować. Jakby bardziej miękkie i bardziej skłonne do leżenia, niż wypełniania rozkazów, które zlecał im mózg de Trafford.
- Co to za maź - sprecyzowała pytanie. Zniechęconym tonem. Jedyne, kogo chciała zabić, to on. Jedyne co chciała oglądać, to niebo, kiedy wreszcie wyjdzie na wolność z tej dziury. Jedyne co chciała zjeść to cała misa mandarynek, na swojej kanapie w Anglii.
- Nie mam pojęcia - mruknął Zaira. - Moje ciało coś z tobą zrobiło. Chyba przekształciło cię tak, żebyśmy pasowali do siebie jeszcze bardziej.
Jenny skrzywiła się. ‘Jego ciało zrobiło coś z nią, by bardziej pasowali’? Przez jej myśl przeszło jakieś wspomnienie sceny… I macek… Wzdrygnęła się.
Zola podszedł do niej i przytulił ją mocno. Tym samym siebie ubrudził, ale nie przejmował się tym w ogóle.
- Ja mam ochotę wziąć dziś ślub z tobą - powiedział. - A przynajmniej kochać się, znowu.
Pomyślał, że weźmie ją pod prysznicem. Już robił się twardy na samą myśl.
Jennifer zerknęła na niego. Chciał ponownie uprawiać z nią seks. Z jednej strony, miała dość. Z drugiej strony, niemal błyskawicznie jej organizm zareagował na taką wizję podnieceniem. To jej się nie podobało. To nie była normalna reakcja jej ciała. Zdezorientowana spojrzała w dół i zmarszczyła brwi. Nic nie powiedziała. Zacisnęła pięść.
- Jesteś głodna? - zapytał. - Mamy tutaj kuchnię.
Chwycił ją za dłoń i ruszyli w stronę korytarza.
- Mogę ci zrobić jajecznicę. To będzie takie romantyczne! Znasz mnie. Dobrze wiesz, jak lubię romantyczność - uśmiechnął się do niej.
Miał na sobie białą koszulę. Niezapiętą. Oraz białe spodnie. Ten kolor bardzo wyróżniał się na tle jego skóry. Niby proste ubranie, ale na nim wyglądało dobrze. Aż za dobrze.
Jennifer była umazana w czarnej mazi i naga. On też częściowo swój piękny, biały strój pobrudził. Wyglądało to jak dzieło jakiegoś artysty sztuki nowoczesnej.
- Nie jestem głodna… Nie chce mi się też pić… Wolałabym się umyć i ubrać… - ‘i wydostać stąd’, dodała w myślach idąc z nim. Było jej jakoś ciężko chodzić i czuła się ociężała i wkurzona.
- Dobra, idziemy…

Wnet poprowadził ją korytarzem dalej. Otworzył jeden z pustych pokojów. Znajdowały się w nim drzwi prowadzące do łazienki. Wszedł do niej. Pociągnął za szklane drzwi kabiny prysznicowej. Odkręcił letnią wodę. Następnie kurtuazyjnie skłonił się.
- Zapraszam piękną panią do środka - powiedział.
Jennifer popatrzyła na niego trochę nieufnie. Potem weszła do środka pomieszczenia, skanując, czy nie było tu nic podejrzanego. Następnie, kiedy uznała, że to zwykła łazienka, weszła pod prysznic i zaczęła się opłukiwać z czarnej mazi. Teraz znów było widać jej dobrze zbudowaną sylwetkę, kiedy ciemna substancja spływała z wodą, odsłaniając jej jasną skórę dla oczu Zairy. Przegarnęła palcami włosy, wypłukując z nich czarną substancję. Westchnęła i odrobinę podkręciła temperaturę. Niezbyt mocno, ale wolała ciepło.
Zola w tym czasie rozebrał się. Wszedł do środka, ale nie zamknął kabiny. Nie chciał, żeby było zbyt duszno i nie obchodziło go, że nieco wody mogło spaść na podłogę. Przytulił się od tyłu do Jennifer. Był wyższy od niej. Kiedy wysunął głowę, pocałował ją z boku czoła.
Jenny poczuła dreszcz, który przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa aż w dół. Był silny, bardziej wyraźny niż zwyczajne podniecenie. Oparła się rękami o ścianę przed sobą i jęknęła zaskoczona. Sapnęła, otwierając nieco szerzej oczy.
- To nie jest normalne… Co ty mi kurwa zrobiłeś… - zapytała zła, bo w życiu nie reagowała na zwykły dotyk w taki sposób. Wyglądała na zaniepokojoną i jednocześnie gotową, żeby go uderzyć.
- Chyba cię przekształciłem - powiedział. - Moje ciało uczyniło cię moją. Niektórzy zakładają sobie złote obrączki na palce - mruknął. - Nasza więź jest silniejsza. Znajduje się w każdej komórce twojego ciała.
Złapał ją mocno za prawy, jędrny pośladek. Druga ręka powędrowała na pierś. Oblizał wargi, niczym wygłodniały przed obfitym i pysznym posiłkiem. Woda spłukiwała z nich czarną maź kokonu, ale niektóre smugi wciąż pozostawały na nich.
Jenny czuła dotyk Zairy jakby na zupełnie innym poziomie. Była w szoku, bo potrafiła rozróżnić zwyczajny dotyk, od tego dotyku. Jakby dotykał ją bardziej i głębiej, jedynie sunąc palcami po jej skórze. Gdzie Zola mocniej nacisnął, pojawiała się odrobina czerni i zielonych błysków, tak jakby jej skóra reagowała na jego nacisk, dostosowując się. Jenny zerknęła na ślady czerni, które pozostały na jej skórze. Na udzie, biodrze, prawej piersi i brzuchu, spróbowała je potrzeć i spłukać. Jednocześnie poczuła jak jej sutki stały się sztywne i nabrzmiałe, od samego draśnięcia przez palce Zairy. Zrobiło jej się goręcej.
- Nie zgadzałam się na to… - powiedziała, ale jej oddech już stał się nieco przyspieszony. A Zaira zorientował się, że wyczuwał iż była wilgotna. Jakby wiedział, zanim dotknął. Instynktownie. Jakby sam jej zapach mu o tym wszystko wyśpiewał.
- Nie zgadzałaś się też na to, aby urodzić się piękną kobietą. Nie zgadzałaś się na to, żeby posiąść potężną moc. Nie zgadzałaś się na to, żeby być bogatą. Czasami dobre rzeczy dzieją się bez naszej zgody. Takie dobre, jak ta.
Wsunął dłoń między jej pośladki. Pomasował przez chwilę odbyt Jennifer. Następnie jego palce zawędrowały dalej, chcąc wejść wgłąb jej pochwy.
Jenny wypchnęła odruchowo biodra w stronę jego dłoni jakby tylko na to czekała, by wsunął się do środka. Jęknęła.
- Ja… To jest… Nienormalne - wysapała tylko, czując jak bardzo czuła teraz potrzebę jego dotyku. W środku, na skórze… Wszędzie. Miała wrażenie, że potrzebowała, by ją pochłonął i chyba dopiero w tym momencie poczułaby satysfakcję.
Zola przesunął palcami po swoim penisie. Znów był gruby, długi i twardy. Napęczniały. Nie zwlekał ani chwili. Zaczął zagłębiać się w Jennifer. Westchnął z rozkoszy, kiedy jej ciepłe i wilgotne wnętrze otuliło jego żołądź. Następnie wszedł głębiej i głębiej… Tak głęboko, jak tylko mógł. Podniósł dłonie i ścisnął nimi obie piersi de Trafford. Następnie wysunął się lekko… zaczął ją penetrować.
- Jesteś moja - powiedział. - Od teraz zawsze będziesz moja. Nawet jeśli się rozdzielimy… choć nie pozwolę, żeby to miało miejsce… zawsze wrócę do ciebie - rzekł. - Nie spodziewałem się miłości, ta jednak nas opanowała.
Przymknął oczy, chłonąc rozkosz.
 
Ombrose jest offline