Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 13:32   #446
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice przyjrzała się Bee.
- Cześć… Jak się czujesz? Mam zamiar odwiedzić detektywów, masz ochotę wybrać się ze mną? Będę miała dziś dla ciebie zadanie - dodała jeszcze.
- Kiedy pojedziemy do wulkanu. Chcę, żebyś została tutaj z detektywami. Są osłabieni, ktoś musi mieć na nich oko. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała.
Barnett czułą się troszkę jak kanarek, który miał się zaopiekować czterema kocurami.
- No… dobrze - powiedziała. - Nie ma problemu. Ale nie chcesz, żebym z tobą pojechała? - zapytała. - Nie potrzebujesz mojego wsparcia? Abby i Thomas nie potrzebują mnie? - mruknęła. Kompletnie zapomniała o Arthurze. - Nie boję się kolejnej konfrontacji. Sytuacje podbramkowe wzmacniają mnie i hartują mój charakter, nie osłabiają - skłamała.
- Nie o to chodzi Bee… Potrzebuję cię. Mam tu tylko ciebie, jeśli chodzi o konsumentów i choć ufam Brandonowi i Fanny, czuję że jesteś mi bliższa… Dlatego właśnie chcę, żebyś tu została. Zostałaś porwana, potem uratowana, by znów trafić w problematyczne miejsce. Chcę, żebyś odpoczęła. Nie chce, by stała ci się krzywda. Wszystkie pozostałe ważne dla mnie osoby są tam na dole… Potrzebuję kogoś tutaj, żeby mieć… Jakąś kotwicę przed popadnięciem w obłęd, jeśli zastanę ich trupy… To nie tak, że odsuwam cię od zadania, po prostu nie chcę zejść tam z tobą i zgubić cię, a potem znaleźć i ciebie… Potrzebuję byś tu była, a jeśli coś będzie nie tak, byś pomogła mi się pozbierać… Dasz radę Bee? - poprosiła szczerze. Było widać, że nie kłamała i to był nieco desperacki akt z jej strony. Harper wiedziała jednak, że jeśli straci wszystkich, to oszaleje. To byłby obłęd, gdyby straciła całą swoją najbliższą Gwardię, przy próbie pozyskania tych kilku cennych osób dla Kaverina. Czekała na odpowiedź Bee. Była samolubna w tej prośbie, ale z drugiej strony, tłumaczyła się tym, że ważne dla niej było bezpieczeństwo Barnett, no i ktoś jednak musiał zostać z detektywami.
- Dam radę - powiedziała Bee. - Ale powiedz mi, co muszę zrobić w przypadku, gdybyś nie wracała… po godzinie? Dwóch? Sześciu? Dobie? Wybacz mi, ale nie pojadę sama was ratować. Chyba, że mnie o to poprosisz, ale nawet nie wiedziałabym, jak dostać się do środka… Myślałam bardziej o tym, żeby pojechać do Akureyri i zwołać tutaj Konsumentów. Bo pewnie nawet nie wiedzą, że jesteśmy tutaj, a nie w Błękitnej Lagunie, prawda?
- Zapewne dostali odczyt z ostatniego punktu, gdzie mój telefon jeszcze wysyłał sygnał, więc wiedzieli, że nie byliśmy już w Lagunie i że byliśmy nad jeziorem. W razie gdybyśmy jednak nie wracali, dajmy na to, do osiemnastej, poinformuj detektywów. Weź ich i jedźcie na lotnisko. Lećcie na drugą stronę wyspy, gdzie jest zasięg… I skontaktuj się stamtąd z Conradem. On zapewne będzie wiedział co robić dalej… - powiedziała cierpko. Gdyby zaginęła… To byłby zapewne armagedon.
Bee cały czas milczała, chcąc wszystko zapamiętać.
- I skontaktuj się z Watahą. Samolot powinien już być aktywny po tych trzech dniach. Weźcie Kirilla i lećcie stąd. To wszystko, w razie gdybym nie wróciła - oznajmiła poważnym tonem.
- Ale wrócisz - Barnett odparła. - Wrócisz.
Na chwilę zapadła cisza. Bee nie wiedziała dlaczego, ale opanowały ją mocne uczucia. Przyszły nagle i znienacka. Jej oczy zaszkliły się, choć wiedziała, że nie powinna płakać.
- Wesołych świąt, Alice - powiedziała.
Harper uśmiechnęła się gorzko…
- Wesołych świąt… Bee - odpowiedziała jej i przytuliła ją. Miała szczerą nadzieję, że wróci. Esmeralda… Prawdopodobnie zabiłaby ją, gdyby nie pojawiła się na wieczornej Wigilii…
Z drugiej strony jeśli szukała osób, które mogły ją zabić, to były całkiem blisko. Nie musiała myśleć o tych w okolicach Manchesteru.
Bee również przytuliła ją mocno.
- Przepraszam, że nie mogę ci lepiej pomóc. Jeśli to przeżyjemy… to zacznę intensywny trening. Będą czołgać się przez błoto, skakać przez przeszkody i tym podobne. Ale dopiero od wiosny, bo bardzo choruję po wysiłku w zimie. Nawet jeśli jest w ciepłym pomieszczeniu - powiedziała i odsunęła się nieco.
Alice poklepała ją po ramieniu.
- Nie musisz zostawać komandosem Bee. Wystarczy, że dalej będziesz sobą, kiedy wrócę… Jesteś super jaka jesteś - obiecała i uśmiechnęła się do niej.
Barnett uśmiechnęła się. Miło było słyszeć takie rzeczy. Nie uwierzyła Alice, nie miała się za superbohaterkę. Ale liczyło się dla niej, że Harper chciała jej mówić miłe rzeczy.
- To idziesz ze mną na obchód? Dobrze byłoby cię przedstawić detektywom, skoro z nimi zostaniesz - wyjaśniła.
- Tak - powiedziała Barnett. - Tylko zarzucę coś na siebie - powiedziała.
Wyprała w nocy swój sweter. Sprawdziła, czy już wyschnął, jednak był miejscami wilgotnawy. Uznała, że pójdzie w takim razie w koszulce, którą miała na sobie. Nie czuła się w niej zbyt komfortowo, gdyż chodziła w niej już któryś dzień. Jednak powinna wystarczyć. Na szczęście nie pachniała źle, choć Bee zaczęła się zastanawiać, jak długo wytrzyma bez swojej garderoby i pralki. Nawet nie chodziło o to, że lubiła się stroić. Bardzo często zmieniała ubrania, żeby ludzie nie myśleli, że nie dba o swoją higienę.
- A jednak nie zarzucę. No dobra.
- Prowadzić do chłopaków? - zapytała Fanny.
W tym czasie podziwiała storczyki na parapercie. Jeden był biały, drugi różowy i trzeci fioletowy. Miały bardzo dużo kwiatów. Nie była ogromną fanką ogrodnictwa, ale musiała coś robić, kiedy kobiety się przytulały i miały emocjonalne rozmowy.
- Tak, prowadź proszę - poprosiła Alice, spoglądając na Fanny. Była gotowa na rozmowę z pozostałymi detektywami. Chciała zjeść jakiś lekki posiłek i ruszyć do wulkanu.
Brice ruszyła korytarzem. Detektywi i Konsumenci zajmowali razem całe piętro. Sześć pokojów to było dużo jak na tego typu ośrodek. Zapukała do drzwi. Wnet otworzył je mężczyzna. Miał czarne, gęste włosy zaczesane na żelu do góry. Ubrany był w niebieską koszulkę, czarną bluzę i bokserki.
- Hej… - mruknął Edmund Thomson. - Cała wizytacja - rzucił, zerkając na trzy kobiety. - Zapraszam - rzekł i stanął bokiem, umożliwiając wejście do środka.
Na łóżku siedział Jeremy Jenkins. Był schludnym mężczyzną w średnim wieku. Patrzył przed siebie i myślał intensywnie. Zdawało się, że nawet nie zauważył trzech kobiet, które weszły do środka.
- Wybaczcie nam to małe najście, ale chciałam z panami porozmawiać. Jak się panowie czują? - zapytała spokojnym, uprzejmym tonem.
Ed zaśmiał się, wracając na swoje łóżko.
- Cudownie! - krzyknął.
Roztaczał urok jednego z tych mężczyzn, którzy zawsze jednocześnie wracają z jakiejś imprezy i się na jakąś wybierają. Bez względu na porę dnia, czy dzień w tygodniu.
- Fanny już mówiła, że mnie przedstawiła, ale nie mieliśmy do tej pory okazji na oficjalne powitanie… Jestem Alice Harper - przedstawiła się. Miała nadzieję, że szybko złapie z nimi kontakt, zamienią parę zdań i będzie mogła przejść dalej. Mieli dziś na głowie dwie spore rzeczy… Po pierwsze wulkan, a po drugie, wyciągnięcie tej małej dziewczynki. Nie zapomniała o niej. Nie sądziła, by Gryla zrobiła jej krzywdę, skoro była dla niej taka ważna, jednak dobrze byłoby jej tam nie porzucać.
- Edmund Thomson - przedstawił się Australijczyk.
- Jeremy Jenkins - drugi mężczyzna mruknął, ale jeszcze nie spojrzał na nie.
Przez chwilę zapadła cisza.
- Dziękujemy za ratunek - powiedział młodszy mężczyzna. - Nie wiem, czy go potrzebowaliśmy, ale wiele pomógł - rzekł. - Odpoczywam przed moją następną akcją.
Rudowłosa pokiwała głową.
- Cieszę się, że doszli panowie do siebie. Chciałabym, aby panowie odpoczęli, skoro przez ostatnich kilka dni znajdowali się panowie w niekomfortowych warunkach. Bee - Alice wskazała Barnett dłonią.
- Moja towarzyszka zostanie dziś tu z wami w hotelu, kiedy ja, Fanny i Brandon będziemy zajęci rozwiązywaniem do końca sprawy Zairy… Chciałabym poruszyć również temat towarzyszącej wam wcześniej dziewczynki… Mamy dwie opcje i chciałabym je wam przedstawić. Chyba, że macie jakieś swoje pomysły, przemyślenia, obiekcje? - Alice okazała im szacunek, a przynajmniej miała nadzieję, że jej się to udało. Starała się być uprzejma i nie urazić ich niczym.
Edmund skinął głową.
- Wracam do tej jaskini - powiedział. - Jenkins natomiast stara się przygotować mnie na każdą ewentualność - mruknął. - Nie będę siedział bezczynnie, kiedy Emma jest tam sama. Jeśli jest ktoś na tej planecie, kto potrafiłby ją uratować, to jestem to na pewno ja.
Jeremy skinął głową.
- Nie wiemy tylko, czy będziesz w stanie swobodnie przenikać przez ściany jaskini - powiedział. - Może mieć szczególne właściwości. Szkoda, że nie sprawdziłeś tego, kiedy tam byliśmy. Co nie jest twoją winą, rzecz jasna - westchnął.
Alice zastanawiała się.
- A jest pan w stanie przenikać przez istoty potencjalnie żywe, oraz struktury w pełni przesycone energią? Które promieniują fluxem? To nie podniesie pańskiego PWF? Przypominam, że byli państwo w Lagunie, ze względu na potrzebę obniżenia jego poziomu - zauważyła Alice. Jej oczy zaświeciły na złoto, kiedy zaczęła przyglądać się mężczyźnie. Czy poziom jego energii był podwyższony?
Tak. Był wysoki. Edmund nie był Paranormalium, ale jako Parapersonum również posiadał znaczące moce.
- Potrafię przeniknąć przez wszystko tak długo, jak wstrzymuję oddech - powiedział. - Również przez istoty żywe. To mój charakterystyczny sposób walki. Wyrwać komuś serce prosto z piersi i rzucić na podłogę - uśmiechnął się lekko.
- Jaki dżentelmen. Z takimi szczegółami przy trzech damach… - mruknęła Fanny.
Alice uniosła brew.
- To znaczy, że trudno mieć przed panem sekrety, no i… jakby to ująć… Musi pan być niezwykle ujmujący, że łapie aż za serce… - powiedziała Harper spokojnym tonem. Rzecz jasna bawiła się w gierkę słowną, która była żartem, jednak ona sama utrzymywała spokojną, nieco może wypraną emocjonalnie minę. Uświadomiła to sobie i zdołała wykrzesać lekki uśmiech, kącikiem ust.
- Daj spokój - powiedział. - Jenkins to pan. Mi możesz mówić po imieniu - rzekł. - Wiesz, jak ono brzmi.
- Przyjrzałam się pańskiemu… Twojemu poziomowi energii. Jest mocno podwyższony. Nie wiem, czy to zdrowy pomysł, byś ładował się w skały naładowane setletnią energią. Choć osobiście uważam, że powinniśmy uratować Emmę, to sądzę, że samobójcza, jednoosobowa misja, to odrobinę… Lekkomyślny pomysł, zwłaszcza, że zaledwie wczoraj uszli panowie cało od seryjnego mordercy, a także losu bycia do końca życia szwaczkami - wyraziła swoje zdanie.
- Nie no… - Edmund zawiesił głos. - To prawda, że dałem ciała na samym początku, kiedy nas porywał. Z drugiej strony moja moc ma limity. Nie mogę wstrzymywać oddechu w nieskończoność. On natomiast może korzystać ze swoich zdolności bez ustanku… niewyrównana walka. Choć myślę, że mogłem to lepiej rozegrać - westchnął. - Zdaje mi się, że mógłbym uciec Gryli. I wziąłbym przy tym z sobą innych. Bo jak kogoś dotknę, to potrafię uczynić go niematerialnym tak długo, jak ja jestem niematerialny. Nie mam pewności, ale bo tak jak Jenkins mówi, te ściany mogą mieć zabezpieczenia. Lofthellir to fortreca. Nawet w skalnych ścianach są pochowani skalni strażnicy.
- Moja propozycja jest taka… Albo poradzimy sobie z Zairą, a potem wydostaniemy i Emmę… Albo poleciłabym wam poczekać na przybycie IBPI. Miałam nieprzyjemną okazję zamienić wczoraj dwa słowa z waszą panią dyrektor i najpewniej w ciągu doby zwali tu pół batalionu uzbrojonych najemników… Wiem, że lubuje się w takich metodach, dlatego sądzę, że to najbezpieczniejsza opcja. Przynajmniej w waszym stanie zdrowia - splotła ręce za sobą.
- To nie takie proste - powiedział Jenkins. - Zanim zostaliśmy przejęci, udało mi się wysłać wiadomość do IBPI. Dokładniej rzecz biorąc, to do mojej przyjaciółki Polly, Koordynator z Portland. Która powinna być obecnie na pierwszym urlopie od wieków na Bahamach. Nie sądzę, żeby w takim razie czytała Zbiór Legend… - Jeremy zaśmiał się lekko. Jakby czuł się zawstydzony. - Zapomniałem, że nie ma jej w pracy. Nie miałem w tamtej chwili też czasu na rozmyślania, wcisnąłem ostatniego odbiorcę poprzedniej wiadomości z listy, czyli ją. Poprosiłem o wsparcie. I żeby nie pakowali się tutaj z bronią, bo Zola ją wykorzysta przeciwko nim. Zapewne do tej pory Polly już dowiedziała się, że zaginąłem i może zalogowała się do Zbioru Legend. Najprawdopodobniej przekazała dalej informację o zdolnościach Zoli. Sądzę, że właśnie dlatego nie ma ich jeszcze. Bo zastanawiają się nad ofensywą. Sama powiedziałaś, że Alicia lubuje się w takich metodach, więc inne może mieć nieprzemyślane.
- Sądzę też, że planuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, a więc pozbyć się Zoli i najpewniej dopaść mnie, z dość oczywistych względów samego faktu, że ośmieliłam się naruszyć waszą spokojną, bezpieczną i cudowną oazę wypoczynku. Sanktuarium zdrowia. Czy Fanny powiedziała wam, jaki był powód mojego znalezienia się na Islandii? - zapytała.
- To nie przybyłaś tutaj, żeby oglądać tysiące ptaków nad Myvatn z lornetką? - Edmund odparł pytaniem. - Bo widzisz, my tu właśnie z tego powodu przybyliśmy - uśmiechnął się krzywo. - Zdaje się, że dopatrzyliśmy się jednego szczególnie drapieżnego ptaszka. Czy może raczej on dopatrzył się nas.
Thomson zastanowił się przez chwilę.
- Wydaje mi się, że mógłbym go zabić. Jeśli udałoby mi się przedostać do niego i zgnieść jego mózg lub serce zanim zmieni formę. Problem jest taki, że wszędzie wokół starej bazy IRWD są kamery i zobaczy moje próby wkradnięcia się z odległości kilometrów.
- Lofthellir zdaje się łatwiejsze do penetracji mimo wszystko… - Jenkins ostrożnie przyznał. - Gryla jest osłabiona, a te jej skrzaty nie są szczególnie groźne. Problemem są skalne golemy i inne uśpione stworzenia. Jednak może Edowi udałoby się zakraść i wyrwać stamtąd Emmę.
- Sieć jest wyłączona, więc nie mielibyśmy sposobów na komunikację, jeśli coś w jaskini poszłoby nie tak. Jeśli jednak chcesz tam ruszyć… To mimo wszystko sądze, że nie powinieneś jechać tam zupełnie sam, choćby nawet druga osoba miała siedzieć w aucie i czekać aż wrócisz… Swoją drogą to ciekawe… Jak to wszystko funkcjonowało w czasach, kiedy nie było komórek… Nigdy się nad tym nie zastanawiałam… Nieważne. Tak czy inaczej, więc jaka jest wasza decyzja? - zapytała, zerkając to na Edmunda, to na Jenkinsa.
Jenkins uśmiechnął się.
- To były prostsze, dużo lepsze czasy - niespodziewanie rozmarzył się. - Bez Kościoła Konsumentów. Bez cyfryzacji tego stopnia i, no właśnie, komórek. Pojawiałeś się ze swoim partnerem w małej wiosce w zachodniej Walii i odkrywaliście lokalne tajemnice tego miejsca. Nie mieliśmy tego typu wrogów. Zbiór Legend to była ogromna biblioteka w każdym z Oddziałów. To miało swój klimat. Wchodziłeś do niej przed misją i szukałeś danych. Potrzebnych tomów, wycinków z gazet i tym podobne. Teraz masz do tego dostęp w każdym miejscu na Ziemi. Wystarczy, że wyciągniesz komórkę z kieszeni. IBPI bardzo zmieniło się przez ostatnie dwadzieścia lat. Choć myślę, że dynamicznie zmieniało się od samego początku… - mruknął Jenkins.
Fanny kiwała głową i wzdychała sentymentalnie. Wszyscy zignorowali pytanie Alice.
- Tak to bywa z czasem… Przemija, biegnie do przodu… Wszystko się zmienia… - powiedziała, dalej spokojnym tonem, choć wewnątrz narosła w niej mała kupka irytacji. To nie był czas na nostalgię, teraz trzeba było działać.
- Pojedziecie do jaskini? - zapytała więc obu mężczyzn wprost.
- Najpierw chcę usłyszeć twój plan na infiltrację Hverfjall - powiedział Jenkins.
Zwrócił na nią oczy. Na pewno spodziewał się wszystkiego, tylko nie “pojadę tam i może jakoś to będzie”.
Alice uniosła brew. To było dobre pytanie.
- Opcja jeden, wykorzystamy tunel, który wykopała Gryla, powinien jeszcze nie stwardnieć mimo czasu, który upłynął. Tylko, że to sporo kopania… Wierzę jednak, że Brandon lepiej radzi sobie z łopatą, niż z kilofem… - zaproponowała rozwiązanie numer jeden.
- Opcja numer dwa, nieco desperacka, skoro ma kamery, na pewno będzie wiedział, że przyjeżdżam. Spróbuję go więc sprowokować, by nas wpuścił. W końcu, czegoś ode mnie chce, nie zabije mnie i jak mniemam towarzyszących mi osób, póki tego nie dostanie… Opcja numer trzy, kompletnie bez sensu, ale rzecz jasna musiała wpaść mi do głowy, znajdę drzwi i zapukam. Może zamiast nieuprzejmości, po prostu otworzy. Jest szaleńcem, jakoś mi to do niego pasuje, tego poziomu ekscentryzm… - wyraziła wszystkie swoje pomysły.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline