Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 13:40   #453
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Znalazła po trzech kolejnych próbach wejście do następnego pokoju. Na samym jego środku znajdowała się sterta leżących na podłodze dziwnych błon. Były czarne, oślizgłe, pokryte jakąś czarną breją… Wyglądało to ohydnie. Jak gdyby jakiś wąż z kosmosu zrzucił skórę… Wiele skór… Oprócz tego ujrzała osiem różnych sztalug, na których znajdowały się duże wydruki. Każdy z nich po kolei ukazywał kolejną scenę, która miała miejsce w jakichś… łaźniach…? Ujrzała Jennifer. Braną przez szereg czarnych macek… Jej strach, potem rozkosz… Potem spostrzegła fotografię, kiedy było już jasne, że macki wychodziły z Zoli. Penetrował jej odbyt dla odmiany swoim penisem, nie wytworami ze zboczonego filmu science fiction. Dwie ostatnie sztalugi ukazywały moment, kiedy Jennifer pokryła się kokonem… a potem kiedy się z tego kokonu narodziła na nowo. Choć to już miało miejsce nie w łaźniach, ale w zwykłym pokoju. Nad fotografiami znajdowały się słowa ułożone w zdanie: “Biorę, co twoje i kocham czynić to moim”. Osiem słów. A pod zdjęciami osiem cyfr. 4 5 0 2 2 3 1 6.

Alice obserwowała zdjęcia w szoku. Zasłoniła dłonią usta. To miał na myśli Phecda? TAKIE COŚ?! Cokolwiek stało się z Jenny… Najpewniej nie było do odwrócenia, a ona miała na to po prostu przystać, być spokojna i przejść do życia codziennego? To było śmieszne. Zanotowała na telefonie kolejne liczby. Chciała, żeby to już się skończyło. Miała już dość. Czuła się coraz bardziej zmęczona.

Kolejne drzwi odnalazła od razu. Za nimi znajdował się korytarz. Ruszyła nim. Wcześniej odnajdywała pokoje. Tym razem jednak szła gdzieś dalej i dalej… Na ziemi znajdowały się strzałki narysowane czerwonym markerem. Doprowadziły ją do pustej, otwartej windy.
Jechała w górę? Czy w dół? Nie mogła dowiedzieć się inaczej… Niż po prostu wchodząc do środka, co też zaraz uczyniła. Skrzyżowała ręce, obejmując się nimi nieco i potarła ramiona, jakby było jej zimno.

Jechała w dół… Wyszła z windy, kiedy ta się zatrzymała. Ujrzała futurystyczny basen, który widziała już na zdjęciach. Tutaj już nie było strzałek. Jednak najpewniej to tutaj chciał jej Zaira. Czy miała zostać w tym miejscu? A może ruszyć ku wodzie? Czuła wysoką temperaturę, która biła z wody. Najwyraźniej opuszczona baza IRWD miała dostęp do źródeł geotermalnych i to tutaj badacze spędzali niegdyś wolne chwile…
Nie oczekiwała, że zostanie zaatakowana, bowiem Zola zainteresowany był tylko Jennifer. Ruszyła więc do przodu, omijając wodę. Nie zamierzała do niej wchodzić. Na swój sposób to miejsce kojarzyło jej się odrobinę z ukrytymi basenami Trafford Park. Jednak to miejsce nie napawało jej relaksem, a niepokojem. Nie wiedziała bowiem czego szuka, ani czego ma się teraz spodziewać.
- A-alice… - usłyszała gdzieś w tle echo głosu Jennifer… a potem wyraźne jęknięcie. Jak gdyby ktoś ją właśnie zaspakajał.
Harper rzeczywiście mogła iść lekko stromym brzegiem, jednak musiała liczyć się z tym, że jej nogi będą mokre przynajmniej do kostek. Łaźnie nie zostały tak zaprojektowane, żeby do nich wchodzić i być suchym.
Harper miała na sobie buty, więc nie chcąc ich zmoczyć, postawiła je na suchym brzegu. Ściągnęła podkolanówki i podwinęła nogawki spodni. Po czym zaczęła iść dalej. Słyszała głos Jenny i obawiała się tego, co mogła za chwilę zobaczyć, ale jednak była wołana, powinna dowiedzieć się o co chodziło.

Zagłębiała się w plątaninę korytarzy. Było ich tutaj całkiem dużo. Najwyraźniej IRWD nie oszczędzało na swoim odpoczynku. Jeżeli wśród Badaczy relacje były nieciekawe, to każdy mógł znaleźć swój własny kącik i w nim odpocząć. Jak to możliwe, że Detektywi opuścili tak atrakcyjną lokację, jakim było Hverfjall? Może byli potrzebni na stałe przy miejscu wyrzutu Plazmy. Albo Alicia zdenerwowała się, widząc, jak wiele środków szło na otrzymanie całej piwnicy, która przypominała luksusowy ośrodek SPA. Zola musiał niedawno doprowadzić to miejsce do porządku, bo wcale nie wyglądało na opuszczone. Zresztą podobnie jak wyższe piętra.

Alice usłyszała jeszcze kilka razy nawoływania Jennifer. Skręciła w bok raz jeszcze i ujrzała całkiem duże, okrągłe pomieszczenie. Wokół ścian były ułożone zamurowane miejsca siedzące z bąbelkami. Jednak najdalej znajdowała się płaska, płytka przestrzeń, na której można było się położyć. Z niej również wydobywały się bąbelki.

Harper ujrzała Jennifer. Leżała właśnie tam. Miała na sobie czarny kombinezon ze świecącymi, limonkowymi prążkami. Wiła się w rozkoszy i jęczała. Raz rozszerzała uda, potem je ściskała, jak gdyby doświadczała zbyt dużej przyjemności. Nie było pozycji, w której mogła wytrzymać zbyt długo. Obok niej natomiast leżeli Thomas, Arthur i Abigail. Tyle że nieruchomo. Spali. Tuż przy ich szyjach znajdowało się wkłucie, z którego wyrastały rurki prowadzące do trzech maszyn zamontowanych na ścianach. Alice nie widziała dokładnie ich ciał, gdyż były po części przykryte wodą, ale odniosła wrażenie, że dostrzegła srebrne okucia, które unieruchamiały ich w tym właśnie miejscu.

Rudowłosa zatrzymała się w bezruchu i patrzyła na tę scenę. Była w szoku. Czy jej bracia żyli? Czy Abigail żyła? Sądziła, że tak, skoro byli przykuci… Ale co to były za maszyny, do których byli podpięci… Drugie pytanie… Co działo się z Jenny? Czy ten strój, z powodu tego, że był chyba z tej samej substancji co macki na zdjęciach, sprawiał jej przyjemność? To było na swój sposób przerażające, że Zaira miał dostęp do takich rzeczy. Alice obawiała się o psychikę Jennifer.
- Jenny?! - zapytała i ruszyła w jej stronę.
De Trafford poruszyła się lekko, zauważając obecność Alice. Była jej nie w smak. Czy… czy naprawdę musiała teraz akurat… przychodzić? Co prawda ją wołała… ale już od jakiegoś czasu. Nie spodziewała się, że naprawdę tu przyjdzie, zanim Zola skończy...
- Jak… Jak to z ciebie zdjąć Jenny? - zapytała napiętym tonem. Miała nadzieję, że kobieta znała odpowiedź, a co więcej, że będzie chciała to zdjąć… Bycie niewolnikiem przyjemności… Wydawało się Alice gorszym, niż bycie torturowanym. Bo będąc torturowanym narastały w tobie negatywne emocje i dalej nienawidziło się swego oprawcę, a rozkosz? Człowiek koniec końców, po pewnym czasie jej ulegał. Pospieszyła się, chcąc pomóc jakoś Jennifer i ocenić co z resztą.
Głowa de Trafford również była przykryta czarną substancją. Jedynie znajdowały się otwory na nozdrza i usta, dzięki którym nie dusiła się i mogła mówić.
- T-to nie… “to”. Tylko “on”. To Zola… Ach… - jęknęła.
Obróciła się na bok i złączyła uda. Czuła, jak szybko i mocno penis Zairy wdzierał się w nią. Jego język natomiast pieścił jej łechtaczkę. Czuła również coś rozpychającego jej odbyt, choć nie tak mocno, jak pochwę. To były chyba jego palce…
Harper wzdrygnęła się. Widziała, że oczy Jenny były zasłonięte, tak jak większość jej ciała. Gdy dotarło do niej, że ta ciemna masa na jej ciele, to Zaira we własnej osobie. Alice wzdrygnęła się i cofnęła o krok.
- Złaź z niej… - zażądała. Było jednak słychać w jej głosie coś między strachem i złością.
Alice ujrzała, jak na jej oczach palce prawie uformowały się na piersiach Jennifer. Ścisnęły je.
- N-nie. Nie słuchaj jej - szepnęła Jennifer.
W trakcie tego oczekiwania przeżyła już trzy orgazmy, ale nie męczyła się w ogóle. Chciała czwartego… albo i czternastego. Za każdym razem rozkosz tak bardzo ją obezwładniała, że zapominała o oddychaniu tak długo, że aż lekko mdlała. Jednak Zola rozbudzał ją za każdym razem, a ona chciała go więcej. Czuła, że Zaira spuścił się w niej tylko raz, ale to dlatego, bo wcześniej penetrował ją nie tylko swoim penisem. Nasienie mężczyzny było zamknięte w jej drogach rodnych i działało na nią jak najbardziej zboczony, ale i działający narkotyk. Idealny afrodyzjak.
- Nie…! Nie przestawaj… - jęknęła, kiedy poczuła, że ruchy Zairy zaczęły być w niej wolniejsze.
Alice właśnie tego się obawiała. Jennifer była pod jego wpływem… Cokolwiek się z nią stało, doprowadziło do tego, że chciała dotyku Zairy. To było chore. Niezdrowe. Nieludzkie.
- Jenny… To nie jest normalne… Otrząśnij się, to jest morderca - poprosiła Harper, starając się przemówić do rozsądku de Trafford.
- Jak my wszyscy - szepnęła Jennifer.
Westchnęła z ulgą, kiedy poczuła, że ruch wewnątrz niej przybrał na sile. Tak właściwie ta zmiana tempa było tym, co popchnęło ją na skraj orgazmu. Jęknęła i go doświadczyła. Kompletnie sparaliżowana, znowu przestała oddychać. Jedynie lekko drżała. Głównie jej nogi, ale gdyby się przyjrzeć, to całe ciało było poddawane ekstazie.
Tymczasem z boku jej szyi zaczęła formować się głowa. Rysy twarzy nie zostały w pełni uformowane, jednak usta tak. Harper dostrzegła również parę oczu, jednak nie znajdowały się tam, gdzie powinny. Wędrowały po ciele Jennifer. Spoglądały na nią. To był przerażający widok.
- Witaj, Alice - powiedział Z.

Harper nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok na bok. Popatrzyła na swoich braci i na Abigail. Jeśli nie była w stanie ocalić Jenny… Mogła chociaż ich? Chciała ich wszystkich stąd jakoś wyciągnąć. W tym i de Trafford, ale obawiała się, że blondynka mogłaby wręcz chcieć z nią walczyć…
- Czego ode mnie chcesz… Odpowiem ci na wszystkie pytania, ale wypuść ich stąd - powiedziała napiętym tonem.
Jennifer nagle zaczerpnęła duży haust powietrza, jak gdyby właśnie wynurzyła się z długiego nurkowania. Wtedy Zola powrócił do penetrowania jej.
- Od razu przechodzisz do rzeczy… - mruknął Zaira. - To twój plan? Zaufać mi? Przed chwilą słyszałem, że nazwałaś mnie mordercą. Zaufasz komuś takiemu, jak ja? - uśmiechnął się lekko.
- Postawiłeś mnie w sytuacji, w której nie mam wyboru. Moje gratulacje. Wygrałeś… A teraz proszę, wypuść ich - powiedziała Harper. Odsunęła się nieco i skrzyżowała ramiona. Nie chciała patrzeć na Jennifer i na to, co robiła jej czarna masa na jej ciele. Potrafiła sobie wyobrazić rozkosz, zapewne to mogło i tak być za mało, to był zupełnie inny poziom niż dostępne dla zwykłych ludzi doznania, widziała to po reakcjach ciała blondynki. Starała się usilnie o tym nie myśleć.
- Podobał ci się film, który dla ciebie przygotowałem? I wernisaż? Nie mówiąc o ciałach, które wydrukowałem drukarką 3D? Nieco… no cóż, ulepszoną… To wszystko dla ciebie. Czy udało mi się wprowadzić cię w odpowiedni nastrój?
Jennifer dotknęła przelotnie brzucha, ud, pośladków… delikatnie muskała swoje ciało, jakby chcąc upewnić się, że nadal tam jest. Że nie umarła i przeniosła się w zaświaty sprośnej rozkoszy.
- Mam być szczera? - zapytała Alice. Przełknęła ślinę, starając się dalej nie patrzeć na Jenny. Skupiła wzrok na rodzeństwie, ale wzmianka o filmie momentalnie zmusiła ją do patrzenia na ścianę.
- Niech zgadnę… - westchnął Zola. - Wszystkiego się spodziewałaś i nic nie zrobiło na tobie wrażenia? Jak tak, to przypomnij sobie te słodkie ciała złączone z sobą w Dimmuborgir Guesthouse… albo słodycze w Ptasim Muzeum Sigurgeira… Nie mów, że to wszystko wciąż za mało! - jęknął.
- Uważam, że jesteś bardzo pomysłowym artystą, ale kompletnie mi się to nie podobało… Może to kwestia doboru aktorów… Albo tego co z nimi robisz, no ale ponoć każdy reżyser to straszny kutas… Więc chyba pasujesz do tej roli… - odpowiedziała Harper. Nie patrzyła na nich. Po prostu mówiła.
- Bez przesady - mruknął Z. - Posiadam wiele interesujących cech, nie tylko strasznego kutasa. - Zaaaaazdrosna…? - zapytał melodyjnym, wysokim tonem.
- Zejdź z niej… Wypuść moje rodzeństwo i Abby… Przyszłam odpowiadać na twoje pytania, a nie patrzeć jak dalej rżniesz Jennifer… - powiedziała ze ściśniętym gardłem.
- To nie twoja… decyzja… - de Trafford jęknęła.
Gdyby nie natłok innych emocji, czułaby się zła na Alice za to, że tak szybko po nią przyszła. Jeśli pojawiłaby się… na przykład jutro… Jennifer miałaby całą dobę odczuwania tego, co odczuwała. Nagle poczuła bolesny ucisk w brzuchu. Jednak nie był związany z jakimikolwiek działaniami Zoli. Uświadomiła sobie, że nie chciała się wcale z nim rozdzielać. Nie cierpiała go, nienawidziła i tak dalej… Ale już kompletnie nie pamiętała dlaczego. Żaden człowiek nigdy nie sprawił jej tyle rozkoszy… i to rozkoszy tak mocnej, tak niebywałej. Jennifer wcale nie czuła, że w trakcie tych zbliżeń cokolwiek oddaje Zairze. Zdawało się jej, że wręcz przeciwnie, to ona od niego bierze. I już jej nie przeszkadzało, że zabił kilkadziesiąt osób. Seks z seryjnym mordercą miał również swój smaczek. O ile to był seks. Bo nie czuła na sobie wcale męskiego ciała. Co było ironiczne, gdyż tak właściwie oblepiało ją dokładnie z każdej strony… choć nie miało człowieczej formy…
Jennifer przestawała pamiętać, dlaczego po śmierci ojca wciąż tak bardzo zależało jej na Kościele Konsumentów. Czy zależało? Na przynależeniu do sekty? Czy może jednak bardziej wolała odczuwać to, co odczuwała? Oczywiście, że Alice nie będzie się to podobać, nie chciała jej stracić. Jednak Jennifer nie chciała również stracić Zoli. Zawsze była odważną kobietą i wreszcie znalazła w sobie odwagę, żeby to przyznać sama przed sobą.
- Dobra… Zadam ci kilka pytań - powiedział Zaira. - Na niektóre znam odpowiedzi… ale nie powiem ci na które. Jeżeli choć raz usłyszę fałszywą odpowiedź, to do ciała Arthura zacznę pompować Plazmę. Jeśli drugi raz, to ucierpi Thomas. Za trzecim razem Abigail. Jeśli będziesz szczera, to nikomu nic się nie stanie. Brzmi fair, czyż nie?
- Owszem, fair… Zacznijmy więc… - powiedziała przygaszonym tonem. Chciałaby usiąść, ale nie było tu gdzie. Wszystko było mokre, lub w wodzie. Czuła się zmęczona i zagrożona. Szantażował ją samym faktem, że jej bliscy byli w takiej sytuacji. Obrażał tym, co zrobił z Jennifer. To wszystko doprowadzało ją do mdłości.
- Woda jest ciepła. Możesz się rozebrać i wykąpać. Nie stanowię dla ciebie zagrożenia, przynajmniej nie w sensie seksualnym. Nie zgwałcę… cię… - jęknął, kiedy penetracja Jennifer sprawiła mu szczególną rozkosz. - Jestem zajęty czym innym. Kim innym. Powiedzmy, że twoja koleżanka akurat gwarantuje ci bezpieczeństwo. Gotowa na pierwsze pytanie…?
- Wybacz, nie będę się rozbierać, biorąc pod uwagę, że wszędzie masz kamery… Zadaj proszę pierwsze pytanie - odpowiedziała i dalej patrzyła gdzieś na ścianę, na wodę w basenach. Na oświetlenie. Na rozmieszczenie kamer, o których wspomniała. Czekała.
- Jak się nazywasz? - przynajmniej pierwsze pytanie było niewinne.
Rudowłosa uniosła brew.
- Alice Harper. Nie posiadam drugiego imienia - odpowiedziała w pełni na pytanie.
Jennifer jęknęła z rozkoszy. Raczej nie na dźwięk jej nazwiska. Miała inne, ciekawsze bodźce.
- Ile masz lat i gdzie się urodziłaś?
To były proste pytania…
- Mam dwadzieścia sześć lat, obecnie upływa dwudziesty siódmy rok, bo wkrótce mam urodziny. Przyszłam na świat w Seattle - odpowiedziała bez zająknięcia.
- Z iloma osobami uprawiałaś w życiu seks? - Zola szybko i zdecydowanie zmienił charakter pytań.
- Z… czy poprzez seks masz na myśli mnie będącą penetrowaną, czy pieszczoty również? Oraz czy poprzez seks masz również na myśli gwałt - zapytała, chcąc wiedzieć jak odpowiedzieć na to pytanie.
Zola zaśmiał się.
- No cóż, niegdyś pewnie ludzie żyli prościej. To było proste pytanie, na które łatwo było znaleźć odpowiedź. Teraz natomiast żyjemy w dużo bardziej interesującym świecie… Możesz odpowiedzieć po kolei na wszystkie te pytania. Jak wiele osób cię penetrowało i czym. Jak wiele osób pieściło cię, choć nie penetrowało. I oprócz tego ile osób cię zgwałciło.
Rudowłosa zastanawiała się kilka chwil. Zaczęła bowiem liczyć… To zmusiło ją do przypominania sobie każdego z aktów i dwuznacznych sytuacji, w których do tej pory się znalazła. Kto by pomyślał, że praktycznie wszystkie miały miejsce od czerwca tego roku…
- Pieściło mnie pięć osób. Penetrowało… Dziesięć… w tym gwałtu dopuściło się… Sześć… - odpowiedziała Harper. Podniosła dłoń i nerwowo potarła się nią po szyi.
Zola przestał na chwilę, co wywołało jęk niezadowolenia Jennifer.
- Jestem przy tobie praktycznie dziewicą - powiedział Zola. - Dobrze rozumiem, że jest prawie dwa razy więcej osób, które cię zgwałciły, niż z którymi uprawiałaś dobrowolny seks? To już dla ciebie nic nowego… Sześć osób… wow… to musiało być grupowe, czyż nie?
Alice zbladła.
- Raz było - powiedziała ostrożnie, nieco ściszonym tonem.
Zola pokiwał głową, choć bardziej spróbował, jako że jego twarz wciąż znajdowała się na szyi Jennifer.
- Uszereguj pieszczoty i penetracje od najprzyjemniejszej do najmniej przyjemnej, wymieniając imiona osób, które… no cóż, były w to zaangażowane - poprosił.
To była dla niego bez wątpienia dobra rozrywka.
 
Ombrose jest offline