Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 13:41   #454
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice zacisnęła mocno pięści. To było pytanie poniżej pasa… Zmarszczyła lekko brwi. Miała oceniać coś takiego?! To było wkurzające…
- Od najmniej do najlepszej… Elf z Arcadii, nie znałam jego imienia, Nyrrikki, Eric, Yuki… Rhiannon… To jeśli chodzi o pieszczoty… Co do penetracji… Może być trudniej… Nie pamiętam imion tych cholernych arabów… Wiem, że były mi podane, ale w szoku, po prostu je wyparłam… Mieli też nadane numery, ale też ich nie pamiętam… To nie było najlepsze… To było straszne... - sapnęła. Pokręciłą głową.
- Więc tak… Był Sharif… I czterech jego żołnierzy… - zawiesiła się na moment. Trudno jej było katalogować całą resztę. Wbrew temu, że Kirill ją zgwałcił, ich bycie Gwiazdami sprawiło, że bagatelizowała ten fakt…
- ...Joakim, Kirill, Esme, Terrence - odpowiedziała na jednym wydechu.
- Cudownie… - mruknął Zaira. - Widzisz, moja słodka Jennifer. Twojej macosze najlepiej było z twoim ojcem. Jak cudownie, czyż nie?
De Trafford jęknęła.
- Bierz mnie, ale nie wspominaj mojego ojca, skurwysynie - powiedziała.
- Przepraszam. Nie chciałem okazać braku szacunku - Zaira rzekł spokojnie. Chyba nie przeraził się, że mógł urazić uczucia Jennifer, ale też nie było mu to kompletnie obojętne. - Następne pytanie… kiedy dowiedziałaś się, że masz w sobie Dubhe?
- W Helsinkach, kiedy wytłumaczył mi to dokładnie Joakim - odpowiedziała znów spokojniej. Wcześniej co prawda widziała, że działo się z nią coś dziwnego, ale sądziła, że to ma związek z jej zdolnościami. Dopiero Dahl ją oświecił.
- Wymień osoby, które najbardziej kochasz. Rozgranicz miłość niewinną od tej gorętszej - poprosił Zola.
- Yyy...gh… - sapnęła Alice i znów potarła szyję. To było trudne pytanie.
- To ogromny obszar, bo w miłości niewinnej są te wszystkie osoby na których mi zależy i o które dbam… Pasję czuję natomiast do… Do dwóch osób, może trzech - odpowiedziała szczerze.
- Czy mam wymieniać? - zapytała.
- Pewnie - poprosił Zola.
- Włącznie z tymi niewinnymi? - zapytała… To by było liczenia na całe popołudnie…
- Czy ty rozgraniczasz lubienie kogoś od kochania? - zapytał Zaira. - Niewinnie kochamy rodzinę i to nie zawsze. Poza tym kilka bliskich przyjaciół.
- Nie rozgraniczam. Każda osoba, którą lubię i wywołała śmiech na mojej twarzy, na swój sposób odrobinę kocham, ale w taki niewinny sposób - odpowiedziała Alice. Nie wiedziała, że to było coś nienormalnego. Lubiła rzeczy, lubiła pana od pizzy, albo miłego listonosza. Wszystkie jej bliskie osoby, które wokół niej były… Były już czymś więcej niż tylko ‘lubieniem’.
- Och, jakie to słodkie. Cudownie - powiedział Zola. - W takim razie porzućmy temat kochania i wymień mi osoby, z którymi chciałaś się przespać w całym swoim życiu. Z tych, które poznałaś osobiście. Zanim zaczniesz twierdzić, że to zajmie godziny, żeby wymienić tych wszystkich aktorów…
Harper westchnęła powoli. Zaczęła się zastanawiać. Miała być szczera… Z kim chciała się przespać…
- Z… Joakimem… Z Terrym, ale dopiero po pewnym czasie… - zamilkła na moment… Czy tak naprawdę ktoś poza nimi interesował ją w taki sposób, że myślenie o nim przesyłało gorący dreszcz po jej kręgosłupie? Zarumieniła się nieco, mimo woli. Nie mogła panować nad reakcjami swojego ciała, a jednak musiała myśleć o tym wszystkim.
- Z pewnego względu z Kirillem, ale to trochę inne niż z tamtymi dwoma - dodała na koniec.
- W jaki sposób inne? - zapytał Zaira.
- Bo pociąga mnie myśl o tej kosmicznej ekstazie, która nas łączyła podczas aktu - odpowiedziała powoli.
- Czy gdyby zaproponował ci seks, zgodziłabyś się na niego? - zapytał Zola. - Ostatecznie Terrence’a już nie ma. Przepraszam, Jennifer, że znów o nim wspominam.
W takim kontekście de Trafford nie miała nic przeciwko. Teraz koncentrowała się tylko na odczuwaniu tego rozkosznego ciężaru w jej wnętrzu. Przesuwał się cały czas… nawet nie wiedziała, czy to ona miała tyle soków, czy to dzięki Zairze poślizg był idealny. Tak wielki penis bez problemu penetrował ją szybko i zawzięcie. Powinna być już obolała i zmęczona. Może nawet była, jednak przyjemność nie słabła ani trochę. Chciała, żeby jej nie opuszczała.
- Odmówiłabym - odpowiedziała spokojnym tonem. Nie kłamała, dokładnie tak by było. Kirill pociągał ją, ale własnie dlatego, bo było to coś dziwnego, elektrycznego między nimi. Obecnie jednak jej umysł zajęty był innymi rzeczami, a sam Kaverin miał dziewczynę. Harper nie chciała, by jej potrzeba poczucia tego elektrycznego doznania, przyćmiewała cokolwiek. Musiała mieć jasny umysł, jeśli miała porządnie władać Kościołem.
- A czy gdyby cię potem wziął i tak, zerwałabyś z nim kontakt lub byłabyś na niego zła?
- Byłabym na niego zła… Zerwanie kontaktu zależałoby jednak od pewnych, wielu zależności. Powodów, które nim kierowały, tego co byłoby później… Na pewno odsunęłabym się bardziej, tak czy tak… - odpowiedziała powoli.
- Mimo, że chciałabyś uprawiać z nim seks? - zapytał Zola. - Przynajmniej w tym sensie, że to twoja mała fantazja? No cóż, miło widzieć kobietę z zasadami. Twoi Konsumenci nie mają ich tyle, ale w tym również nie ma nic złego - rzekł. - W sumie możesz odpowiedzieć na te pytania, mimo że retoryczne i tak dokończymy ten wątek. Mam przygotowane kolejne pytanie…
- Mimo tego. Jak sam zauważyłeś… Mam pewne zasady - odpowiedziała Alice. Powoli zaczynała być zmęczona jego pytaniami.
- Jakie jest kolejne pytanie? - zapytała.
- Jak wiele z Siedmiu Insygniów już zebraliście? - zapytał Zola nagle. To pytanie zabrzmiało jak trzaśnięcie biczem. Było nagłe i niespodziewane… i zdawało się, że interesowało go dużo bardziej od tego z iloma osobami Alice się przespała.
W pierwszej chwili Alice nie zrozumiała o co mu chodziło… Po chwili dotarło do niej, że chyba mówił o Gwiazdach…
- Czworo i wiemy mniej więcej gdzie jest piąta osoba - odpowiedziała.
Zola zmarszczył brwi. Nie były w pełni uformowane, jako że włosy Zoli kompletnie nie istniały… Jednak Alice wiedziała, gdzie powinny być ze względu na dwie delikatne wyniosłości.
- Piąta osoba? Jakie osoby?
- Chwileczkę, to nie mówisz o Gwiazdach? - zapytała zdezorientowana Alice.
Zola zdawał się zirytowany.
- Jakbym mówił o Gwiazdach, to bym powiedział “Gwiazdy”. Zapytałem o Siedem Insygniów. Nie zmieniaj tematu…
- Zola, wolniej - jęknęła Jennifer, kiedy ten nagle przyspieszył.
Harper była w kropce… O jakie insygnia mu chodziło?
- Wybacz… Ale czym są Insygnia? Nie posiadam żadnego przedmiotu, który nazywałabym w taki sposób… - odpowiedziała powoli.
Zaira milczał przez chwilę. Zwolnił, aż wreszcie przestał penetrować Jennifer.
- Czyżby Arthur miał spróbować bólu związanego w wpuszczaniem Plazmy do krwioobiegu…? - Zaira zapytał słodko i śmiertelnie niebezpiecznie.
- Przysięgam na swoją matkę, nie mam bladego pojęcia co to jest to co nazywasz Insygniami… Jeśli jakiekolwiek posiadam, to nie mam o tym bladego pojęcia… Pierwszy raz słyszę coś takiego - jej ton był teraz wystraszony. Zerknęła na Arthura zasmuconym i wystraszonym wzrokiem. Nie miała bladego pojęcia o czym mówił Zaira…
- Przysięgasz na matkę? Na twoją martwą matkę? Tę, której nie zaszkodziłoby złamanie przysięgi, bo leży w grobie? - zapytał Zola. - Arthur nie będzie leżał w grobie. Tyle ci gwarantuję - warknął.
- Błagam, mówię prawdę… Wytłumacz mi czym są te insygnia to powiem ci czy coś takiego mam! - zawołała zestresowana. Była w stanie patrzeć na Zolę, była zbyt zestresowana, żeby teraz przejmować się dochodzącą pod nim Jenny.
- Nie udawaj głupiej. Siedem wielkich relikwii pozostawionych po poprzednich Gwiazdach - warknął Zola. - Mam każdą z nich opisywać po kolei? Jeżeli NAPRAWDĘ nie masz pojęcia, o czym mówię, to nie ma szans, żebyś posiadała jedną z nich… - rzekł Zaira. - Masz ostatnią szansę. A potem… żegnaj, Arthurze…
- Poprzednie Gwiazdy miały jakieś Insygnia? - zapytała retorycznie, marszcząc brwi… Panikowała.
- Błagam, naprawdę nie mam pojęcia o czym mówisz… Ledwo co dopiero poznaję swoje zdolności… Naprawdę nie miałam pojęcia, że Gwiazdy mają mieć jeszcze jakieś przedmioty! - powiedziała naprawdę wystraszonym i spiętym tonem. Drżała. Spoglądała nerwowo na Arthura i na Zolę.
- Powiedzmy, że ci wierzę… - Zaira zawiesił głos. - To znaczy, że jesteś naprawdę przedszkolakiem w tej wielkiej, światowej grze… Co jest zabawne, patrząc na twój status. Swoją drogą, gdyby nie Zbiór Legend i wszystkie uprawnienia, też bym o tym nie wiedział. Powiedzmy, że rzeczywiście jesteś taką ignorantką. Jednak przeczytałem dokładnie akta, które zostały sporządzone przez IBPI po twoich słodkich wakacjach na Isle of Man. Oraz pewien dopisek… - zawiesił głos. - Zwrócił moją uwagę dlatego, bo moja rodzina szukała tego od pokoleń…
Alice milczała, czekając na to co też miał dalej do powiedzenia Zola. Była kompletnie zdezorientowana. Nie miała pojęcia o żadnych Insygniach… czy poza tym, że próbowali znaleźć pozostałe Gwiazdy, mieli też szukać przedmiotów? To oznaczało siedem dodatkowych punktów do wynajdywania na mapach… Skrzywiła się lekko.
Oczy Zoli wróciły na jego twarz. Ta przesunęła się na sam środek szyi Jennifer. Teraz znajdowała się pod jej głową. Gdyby nie była odchylona w rozkoszy, najpewniej nigdy by się tam nie zmieściła. Wnet rysy Zoli wyostrzyły się i wyglądał prawie w pełni uformowany. Nogi de Trafford zgięły się i rozchyliły, kiedy kobieta doszła raz jeszcze. Drżały z wycieńczenia i rozkoszy.
- Gdzie. Jest. Pozytywka.
To nawet nie było pytanie… Każde kolejne słowo brzmiało jak uderzenie gongu.
Alice milczała… Zastanawiała się… Coś jej dzwoniło w głowie…
- Pozytywka? Taka zdobiona? Wydaje mi się, że widziałam kiedyś jakiś taki rysunek… I ktoś chyba… jej szukał? - zapytała sama siebie, ale syknęła, kiedy zaczęła ją boleć głowa. Ostrym, kłującym bólem.
- Nigdy w życiu nie miałam pozytywki w dłoniach - odpowiedziała szczerze, masując głowę ze zbolałą miną.
- Nie masz Pozytywki? To kto ją ma? Gdzie ona jest? - pytał Zaira.
Pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia… Nie jestem nawet pewna co to za pozytywka, ani do czego miałaby służyć - odpowiedziała szczerze.
- Ale IBPI napisało, że najprawdopodobniej ty ją posiadasz… - zawiesił głos. - Jeśli naprawdę niczego nie wiesz… to znaczy, że to wszystko… te wszystkie zabójstwa i wysiłek były na nic. Czuję złość. Zabiję was wszystkich - Z chyba zaczął śpiewać. Ton jego głosu zrobił się wyższy, miał mocniejsze brzmienie i płynął zgodnie z pewną niepokojącą melodią.
- Odpowiedziałam szczerze na twoje pytania… Mówiłeś, że jeśli to uczynię nikomu nic się nie stanie - powiedziała spiętym tonem.
- Może kłamałem…
Zamknął na moment oczy. Chwilę potem gwałtownie nabrał powietrza. Jenny jęknęła z rozkoszą, czując drugą porcję nasienia, które było w nią pompowane.
Zaira zastygł w bezruchu, delektując się orgazmem. Kiedy minął, po prostu otworzył oczy i spoglądał na sufit. Jego ciało powoli zaczęło zbierać się z Jennifer. Opuszczało je.
- Nie… - jęknęła de Trafford.
Alice cofnęła się parę kroków. Zerknęła w stronę Arthura, Thomasa i Abby. Póki Zola schodził z Jenny… Czy miała szansę zrobić cokolwiek? Wsadziła rękę do kieszeni płaszcza i chwyciła nią nóż, którym wcześniej Zola kazał jej ciąć sztuczne ciała.
Wnet Zaira uformował się i usiadł obok Jennifer. Obydwoje byli teraz nadzy. Alice ujrzała strużkę wypływającą z ciała de Trafford. Nawet sperma Zoli nie wyglądała kompletnie normalnie. Westchnął i wstał. Oczy Harper chcąc nie chcąc ruszyły w stronę męskości czarnoskórego, która mimowolnie skojarzyła jej się z Joakimem. Ale powoli traciła objętość. Ruszył w stronę Arthura.
- To nie będzie takie złe… - rzucił. - Patrzcie, jak ja na tym dobrze wyszedłem…
- Nie zrobisz im tego… - powiedziała Harper.
- No pewnie, wcale - odparł Zola.
- Jeśli to zrobisz… Jeśli zrobisz jeszcze jeden krok… Zabiję kobietę, która nosi w sobie twoje dziecko - powiedziała spiętym tonem. Miała w dłoni wyciągnięty nóż i mierzyła nim w Jennifer. Oczywiście, że nie miała zamiaru jej zabić, ale liczyła na to, że Zaira nie połapie się. W końcu sam powiedział, że nawet jej powieka nie drgnęła, gdy cięła tamte sztuczne ciała.
- Nie zabijesz jedynej córki swojego zmarłego kochanka. Nawet ty nie byłabyś w stanie tak krwiożerczo dążyć do zagarnięcia całego spadku. A jednak masz jakieś zasady, skoro nie chcesz pieprzyć się z Kaverinem. Poza tym… jakiego dziecka?
- Dziecka…? - Jennifer zamrugała oczami.
Była na skraju utraty przytomności.
Tymczasem Alice ujrzała czarny śluz, który pełzał sufitem…
- Twojego dziecka… Sądzę, że skoro wpompowałeś w nią tyle spermy, koniec końców musiała zajść… - powiedziała Alice, teraz próbując wybrnąć. Widziała czarny śluz kątem oka, ale starała się na niego nie patrzeć, żeby Zola też go nie zauważył.
- Przecież to maszyna, Alice - powiedziała Jennifer. - Czy ktoś kiedyś zaszedł w ciążę z chodzącym dildem?
Zola przystanął w pół kroku.
- ...wow - mruknął. - Dziękuję. Seks maszyna. Może nawet nie taki zły przydomek… I am a sex machine, ready to reload… like an atom bomb about to… oh, oh, oh, oh, oh explode… - zaśpiewał.
Dotknął jakiegoś przełącznika na maszynie podpiętej do Arthura.
Alice wiedziała, że to niebezpieczne, ale ruszyła w jego stronę. Spojrzała na rurkę, która była podpięta do Arthura. Miała nadzieję, że póki Zola był odwrócony do maszyny, to nie zareaguje. Zamierzała bowiem poprzecinać te rurki, które podpięte były do jej bliskich. Wszystkie, ale musiała zacząć od Arthura, bo to on w tej sekundzie był najbardziej zagrożony.
Nie wykalkulowała odpowiednio nachylenia powierzchni, po której stąpała. Otóż nagle zaczynała delikatnie spadać, aby odpowiednio dopasować się do pleców leżących ludzi. Alice poślizgnęła się i upadła na brzuch. Jednak nie wypuściła noża. Wbiła go gładko w udo Jennifer. Ta wrzasnęła z bólu. Zola błyskawicznie obrócił się. Był ekstremalnie zaskoczony, że Alice naprawdę zaatakowała de Trafford… że naprawdę chciała pozbawić ją życia w zamian za życie swoich braci. W sumie… czy to dziwiło aż tak bardzo? To była jej rodzina…
Skoczył do przodu i kopnął ją tak mocno w twarz, że aż pociemniało jej przed oczami i wypuściła z dłoni nóż. Ten i tak pozostawał wbity głęboko w nogę Jennifer…
- T-ty… - de Trafford wyrzęziła. Wcześniej sparaliżowana z powodu przyjemności, teraz z powodu bólu. - Ty pizdo…! - jej oczy zaszkliły się.
Harper tymczasem aż odrzuciło do tyłu i rzecz jasna straciła równowagę od zamroczenia. Wpadła w wodę kilka metrów dalej. Szczęka bolała ją tak mocno, że myślała, że coś jej pękło. Nie poruszała się chwilę, jedynie wynurzyła głowę z wody, by oddychać. Sapała nerwowo. Potknęła się i zaatakowała Jennifer. To było prawie jak wtedy z Joakimem… Tylko tym razem była świadoma całego aktu… Po prostu się poślizgnęła… Upadła w ten sposób swoim ciężarem, bo bała się, że poleci na brzuch, dlatego oparła ciężar na rękach i uderzenie wyszło mocniejsze. Dotknęła ostrożnie szczęki w miejscu, gdzie kopnął ją Zaira. Jej włosy po części stały się mokre. Miała nadzieję, że Jennifer jej to wybaczy. Usiadła. Miała łzy w oczach. Jedyne co udało jej się osiągnąć, to fakt, że Zaira odszedł od Arthura. Siedziała, lekko masując szczękę. Próbowała dojść do siebie, bo była w szoku. Co powinna teraz zrobić? Rozejrzała się, gdzie była czarna maź, którą widziała wcześniej. Czy widziała ją nadal?
- Moje biedactwo… - szepnął Zola.
Upadł na kolana. Spojrzał na udo Jennifer. Złapał mocno jej rękę. Nachylił się i pocałował ją w usta.
- Naprawię cię - przyrzekł. - Nie liczyłem… że ona naprawdę to zrobi…
- J-ja też nie… - szepnęła de Trafford. W jej głosie było słychać prawdziwy ból… jednak nie tylko fizyczny. Odczuwała również żal względem Alice…
Oczy rudowłosej natomiast spoczywał na czarnej plamie na suficie. Strużka z niej skapnęła w dół… i uformowała się w pięść z wyciągniętym kciukiem do góry. Harper z jakiegoś powodu wiedziała, że ten gest był dedykowany dla niej… Wnet Plazma oderwała się z sufitu i opadła prosto na niespodziewającego się niczego Zairę…
Harper podniosła się i spojrzała na de Trafford.
- Nie chciałam cię zranić Jenny… Poślizgnęłam się… - powiedziała, lekko sepleniąc, bo rozcięła zębem nieco wrażliwej, delikatnej skóry wnętrza ust i ta lekko spuchła. Spoglądała natomiast co stanie się z Zairą po tym, jak napadnie go Jen… Nie miała pojęcia co się będzie działo…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline