Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 13:42   #456
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Jennifer miała kompletnie mieszane uczucia. Z jednej strony obecność Alice ucieszyła ją, a z drugiej wkurzyła. Kobieta zaatakowała ją i nawet jeśli przypadkiem, o musiała być fatalną fajtłapą… Może i mogła, ale trudno jej się wykazywało empatię i spokój ducha, kiedy udo napierdalało ją niewyobrażalnie, zwłaszcza, że jej mięśnie były wyjątkowo wymęczone po licznych orgazmach.
- Olej ubrania… Powinny być na wyższym piętrze w jednym z pokojów… Ewentualnie, możesz ubrać mnie w siebie… W końcu, tak jakby jesteśmy parą, czy tego chcę, czy nie i czy ty tego chcesz, czy nie - odpowiedziała nieco przez zęby, bo je zaciskała z bólu.
Zola przystanął. Jennifer odniosła wrażenie, że o mało co jej nie upuścił.
- Jesteśmy parą…? - zawiesił głos. Kompletnie niewinnie i prawie że chłopięco.
Zaczął oddychać przez usta. Już do tej pory czuł się pobudzony obecnością nagiej kobiety, ale przez jej słowa jego penis urósł do pełnego wzwodu. Wstydził się tego. Oczywiście, że chciałby ją wziąć, ale przecież miała nóż wbity w udo, prawie aż po rękojeść! Zola, co było z tobą nie tak…?
- Jak ubrać w siebie? - zapytał.
Szedł korytarzem. Nie miał pojęcia gdzie dokładnie, ale przecież nie mógł pozostać w miejscu.
- Czuję, że ci stoi… Ale może mi być trochę trudno cię wziąć… Przez ten pieprzony nóż… - powiedziała cicho. Nie była zadowolona, bo czuła się mokra na świadomość tego jak potrzebował ją Zaira. Jenny kojarzyła gdzie były przejścia, ale nie wiedziała jak je otwierać, to mógł tylko Zola. Liczyła na to, że chociaż tego nie zapomniał.
Zola wstrzymał oddech i podniecił się jeszcze bardziej. Myślał teraz już tylko o seksie. Może jednak blondynka mogłaby spróbować? Choć przecież bolało ją, musiało ją bardzo boleć.
“Nie myśl tylko o sobie, debilu”, napomniał się prędko.
- Po prostu mnie stąd zabierz do szpitala - poprosiła, zmęczonym tonem. Chciała się stąd wydostać razem z nim. Co prawda wizja, że na zewnątrz byli detektywi IBPI nie była najweselsza, ale liczyła na to, że może dopiero udawali się w tę stronę. Trochę kutasiarskim manewrem było wyjść z łaźni z Zairą i pozostawić tam Alice i resztę, ale nie mogła znowu zrobić nic… Alice sama ją załatwiła… Miała nadzieję, że Harper miała plan, a co najważniejsze, dostanie w ten sposób trochę nauczkę za ten pieprzony nóż.
- O mój Boże… - Zola jęknął. - Tam była prawdziwa egzekucja…
Stanął jak wryty. Widział w oddali szereg ciał powieszonych za kostki. Oraz kałuże krwi, które pojawiły się na podłodze pod zwłokami. Zaira nie bał się ujrzeć nieco szkarłatu, ale to było kompletnie co innego… Zaczęło mu się zbierać na wymioty, a erekcję szlag trafił. Wnet spazm przeszedł po jego twarzy…
Postawił Jennifer na podłodze.
- Słuchaj mnie uważnie - powiedział do niej. - Mamy niewiele czasu. Nie wiem, kiedy wróci mi ta druga osobowość. Doktor Jekyll i pan Hyde, jak mi się zdaje - skrzywił się żartobliwie. - Problem jest taki, że ten miły nieudacznik na niczym się nie zna. Nawet nie mogę bezpiecznie użyć moich mocy, bo jeśli pojawi się, wybijając mnie z siodła… to nie wiem, jakie będą tego konsekwencje. Musimy więc ustalić plan, który nas zabierze w bezpieczne miejsce. Umiesz pilotować helikopter?
Jennifer przytuliła go trochę mocniej, świadoma teraz, że to ‘jej Zola’.
- Potrafię… Mogę pilotować… Za ile będą tu detektywi? - zapytała, rzecz jasna chcąc wiedzieć ile mają czasu i ile czasu będzie miała Harper. W końcu nie widziała, by do tej pory wychodziła z windy i zastanawiało ją już trochę, czy wszystko tam było w porządku. Mimo noża, nadal nie życzyła rudowłosej śmierci.
- Na razie jeszcze siedzą w samochodach na drodze przy Hverfjall - powiedział Zaira. - Ta baza jest bardzo trudna do spenetrowania, zwłaszcza po zabezpieczeniach informatycznych, jakie na nią nałożyłem. Jednak teraz nie mam nad nimi pełnej kontroli, więc to tylko kwestia czasu, aż je sforsują - powiedział. - Ale my w tym czasie będziemy już daleko w przestworzach - dodał. - Tam znajduje się winda prowadząca na wyższe piętro - dodał i wskazał jedno z pomieszczeń leżących kilkanaście metrów dalej. - Prowadzi do hangaru z dwoma helikopterami. Były zepsute, więc IRWD je tu zostawiło. Obecnie znajduje się tam tylko jeden, naprawiłem go. Może uda mi się otworzyć kopułę, ale tylko wtedy, jak będę w swojej prawdziwej formie. Normalnie ja mógłbym prowadzić, ale ty będziesz musiała. Twoim celem będzie farma na południu od Kopasker. Umieściłem w niej dużo jedzenia, wody, amunicji i antybiotyków. Oraz innych bandaży. Widziałem, że byłaś w stanie poruszać nogą, więc nie przerwali ci nerwów. Wyjmiesz nóż, zatamujesz krwawienie… Użyj opaski zaciskowej na udo. Spróbuj zdezynfekować ranę, a poza tym najedz się antybiotyków i środków przeciwbólowych. Zabandażuj. Jak nie umrzesz z powodu utraty krwi, to zakażenie nie zabierze nam cię od razu. Do tego czasu będziesz już daleko. Będziemy już daleko. Ale wcześniej… musimy ponownie przelecieć się do Krafli. Wysadzisz całą infrastrukturę, inaczej oczy IBPI będą na całej Islandii. Nie możemy pozwolić, aby deptali nam po piętach. Czy masz gdzieś zapisać współrzędne? - zapytał. - Nie bardzo… 66.289899, -16.420699. Może nie będziesz musiała. Przy odrobinie szczęścia obudzę się i powiem, że to ta farma.
Jenny zmarszczyła lekko brwi, ale postarała sie zapamiętać kluczowe informacje jak kierunek, gdzie była farma i potrzebę zdetonowania Krafli. Reszta przyjdzie wraz z obecnością w wyznaczonych miejscach…
- Dobra… To chodźmy, póki jeszcze jesteś sobą… - powiedziała.
- To miejsce też wybuchnie? Jak stąd wylecimy to wedrą się tu detektywi? - zapytała jeszcze.
- Prędzej lub później tak. Normalnie walczyłbym z nimi, ale nie jestem obecnie w stanie nawet przejąć helikoptera - Zaira jęknął. - A to miejsce nie powinno wybuchnąć. Czemu miałoby wybuchnąć. Chcemy, żebyś wysadziła komputery pod Kraflą. Tylko tyle i aż tyle. Nie będziemy wysadzać całej elektrowni. A na pewno nie tej starej bazy.
Cieszył się, że Alice i kilku Konsumentów tutaj zostanie. IBPI skupi na nich swoją uwagę i w ten sposób kupią im nieco czasu. Poza tym Zola nie chciał tych ludzi w życiu Jennifer. Mogła mieć przyjaciół, ale takich, którzy będą również jego przyjaciółmi. Na razie takich potencjalnych osób nie było za dużo.
Chwycił Jennifer i ruszył z nią w stronę wspomnianego pomieszczenia z windą.
- Trochę się martwię co z Alice i resztą… - powiedziała w zamyśleniu. Objęła go odrobinę mocniej. Udo już jej odrobinę zdrętwiało, choć nadal je czuła, ale póki nie robiła gwałtownych ruchów, lub nie napinała mięśni nogi, to powoli dawała radę je znosić.
Zola nic na to nie powiedział.
- To były dobre orgazmy, póki wszystko się nie spieprzyło - dodała cicho.
- Spokojnie, Alice wbiła ci nóż w udo, nie wycięła ci krocza - powiedział Zola. - Jeszcze nic się nie spieprzyło i nic się nie skończyło. Jesteśmy razem, czyż nie? - zapytał. - Nie zamierzam cię opuścić - nachylił się i delikatnie pocałował ją w czoło.
Ruszyli do windy. Wnet zaczęli jechać nią w górę.
- Tak właściwie to IBPI to zawdzięczamy bardziej Alice, niż mi - powiedział. - Nie tylko spiskowała z detektywami z Błękitnej Laguny, włóczyła się z nimi po okolicy, to jeszcze zabiła Emilię van den Allen, która była siostrą dyrektor IBPI. Gdyby nie Harper, to IBPI w ogóle nie zareagowałoby jeszcze przez co najmniej tydzień, kiedy skończyłby się okres świąteczny i wszyscy na serio wrócili do pracy. Mam jednak dobrą wiadomość… - mruknął Zaira.
- Jaką dobrą wiadomość? - zapytała Jennifer. Była w lekkim szoku. Alice zabiła siostrę dyrektorki IBPI? Nie była pewna, czy powinna być pod wrażeniem jej odwagi, czy też może głupoty. To jednak oznaczało, że tym bardziej jeśli detektywi się tu wedrą, będą chcieli ją pochwycić.
- Nawet jeśli nie będę w stanie nas ochraniać… to wcale nie będziemy bezbronni - powiedział Zola.
Na środku hangaru znajdował się zwykły helikopter. Po jego bokach jednak stała czwórka… ludzi? Istot. Byli ubrani w normalne ubrania, jednak zdawali się dziwnie bladzi. Oraz nieruchomi. Jak gdyby byli może nieco bardziej robotami, niż żyjącymi osobami…?
Najbardziej uwagę zwracały ich limonkowe, świecące oczy…


Jennifer przyjrzała się osobom. Policzyła je.
- Czy to cześć z pochwyconych detektywów? Ta, która nie uciekła saniami? - zapytała z zainteresowaniem.
- Tak. Oni pompowali we mnie Plazmę, więc ja zacząłem robić to samo im. Zdaje się, że trochę usmażyłem im mózg. A może to tylko chwilowe. Ale to moi ukochani żołnierze, którymi będę się opiekował. Wszyscy pozostali nie przeżyli przemiany. To najsilniejsza czwórka. Nie jestem jeszcze pewny, co takiego potrafią, ale ten zielony błysk w ich oczach sugeruje, że są potężni - zaśmiał się.
Jenny kiwnęła głową. Zerknęła na moment przez ramię Zoli, w stronę, z której przyszli. Miała nadzieję, że Harper i reszta sobie tam poradzą… Tym razem nie miała jak ratować im dupy…
- Lećmy - oznajmiła, kiedy zbliżali się do helikoptera.
Zola znieruchomiał.
- Ci ludzie mnie trochę przerażają… - szepnął po dłuższej przerwie. - Czemu się nie poruszają? - spojrzał na nią. - To jacyś twoi przyjaciele? Mam wrażenie, że zaraz nas rozstrzelają - zaśmiał się niezręcznie, a potem uciszył. Nie chciał prowokować czwórki dziwnych zombie.
- Oni będą nas bronić… Wejdźmy do helikoptera… - wyjaśniła Jenny. To był zły moment, żeby Zaira stał się swoją drugą wersją. Kto bowiem teraz otworzy kopułę? Zastanawiała się jak miała przebudzić drugiego Zolę…
- Usiądź na siedzeniu pilota. Usiądę na tobie. Będzie cieplej - powiedziała, przechylając się i szepcząc mu do ucha.
Zola zarumieniłby się, gdyby jego karnacja na to pozwoliła. Uśmiechnął się lekko. Wszedł po schodkach na pokład helikoptera. Wyminął czwórkę strażników, kompletnie rozproszony.
- Jest tu już prawie zimno - powiedział. - Nie będzie ci nieprzyjemnie? Nie chcę, żebyś zachorowała… - mruknął.
Zgodnie z jej poleceniem usiadł na siedzeniu pilota. Ustawił jej ciało tak, że siedziała na jego długich udach i opierała o jego ciepłą klatkę piersiową. Nie wiele myśląc objął ją od tyłu pod piersiami i przytulił mocno. Tymczasem strażnicy zaczęli zwijać schody i dopinać rzeczy na ostatni guzik.
Cieszyło ją to, bo zdawali się wiedzieć co mają zrobić. Nie musiała się też przejmować zamknięciem drzwi do helikoptera, bo najpewniej zrobią to, gdy tylko skończą.
Jennifer mruknęła. Przesunęła pośladki nieco w tył i otarła się nimi o jego męskość. Momentalnie zrobiła się mokra dla niego.
- Pokieruję… Ale chcę mieć cię w sobie - powiedziała, mając nadzieję, że z podniecenia ten Zola aż schowa się do środka oddając jej tego drugiego. Tak naprawdę, to było nawet… fajne. Miała swojego Zolę i tego drugiego, niewinnego, którego mogła sobie wyuczyć dla swojej rozkoszy. To było dodatkowo podniecające, bo zachowywał się, jakby nigdy nie miał penisa w kobiecie…
Zaira zaśmiał się…
- Co… co ty robisz? - zapytał.
Błyskawicznie stwardniał.
- To takie… nieodpowiedzialne… - mruknął. - Mamy… chyba mamy uciekać… - rozejrzał się dookoła, ale potem spojrzał na smukłe ciało Jennifer. Na jej piersi. Chciał ich dotknąć, ale też czuł wewnętrzną barierę…
Jennifer otarła się o niego znowu, a gdy stał się twardszy, uniosła nieco biodra i zaczęła go nakierowywać na swoje wejście.
- Owszem… Uciekniemy, ale tak będzie dużo przyjemniej, nie sądzisz? Będziemy uciekać, a ty będziesz brał pilota helikoptera… Gdy pozostawimy wszystko za sobą… No dalej Zola… Weź mnie… - poprosiła, powoli nasuwając się na niego coraz bardziej. Czuł jaka była gorąca i mokra i to dla niego.
Zaira wstrzymywał oddech, słuchając jej słów. Jego ręce lekko drżały, kiedy zacisnął je na jej bokach. Następnie podniósł jej biodra. Spróbował nakierować ją na swoją męskość. Z doświadczenia wiedział, że to nie zawsze było takie proste. Dlatego tym bardziej się zdziwił, kiedy błyskawicznie w nią wszedł żołędzią. Jennifer mu to ułatwiała i między innymi dlatego tak łatwo poszło. Zola jęknął, czując jak jego penis zagłębiał się wgłąb de Trafford. Chwycił ją mocniej za biodra i nadziewał. Rozpychał jej wilgotne, rozgrzane wnętrze. Westchnął, kiedy wszedł w nią cały. Zaczęło nim trącać. Jennifer przez chwilę obawiała się, że Zola przewróci się… ale ten nagle znieruchomiał. Potem chwycił jej piersi i ścisnął je mocno. Delikatnie poruszył biodrami.
- Tatuś wrócił - mruknął żartobliwie.
- Mhmm, tak myślałam, że co jak co… Ale to na pewno cię wyciągnie... I będzie przyjemnym urozmaiceniem naszej podróży ku wolności. Żołnierze zajęli się przygotowaniem helikoptera - mówiła, jednocześnie poruszając nieco na nim biodrami. Już czuła się rozkosznie, bo znów miała go w sobie, zupełnie tak, jakby była od tego faktu uzależniona. Zaczęła jednak odpalać kontrolki na panelu i sprawdzać wszystkie wskaźniki. Złapała drążek sterowania i aż ścisnęła, kiedy jęknęła cicho.
- Możesz mnie tak budzić za każdym razem - powiedział Zola. - W ten sposób chce zaczynać dzień - zaśmiał się.
- Dobrze… Uwielbiam mieć cię kurwa w sobie… A teraz otwórz kopułę, bo będziemy za moment startować… - poleciła, odpalając śmigło, które zaczęło się powoli obracać, nabierając prędkości. To musiał być też sygnał dla żołnierzy, że pora było wsiadać. Jenny zaciskała na nim mięśnie, ocierała się. Wyraźnie jej ciało też go pragnęło, tak jak cały czas od przemiany. Maszyna wokół nich pracowała, tak jak teraz pracowały na Zairze biodra i mięśnie de Trafford.
Jennifer była szczupłą i zgrabną kobietą, ale również stosunkowo wysoką i umięśnioną, przez co nie była lekka jak piórko. A jednak Zaira zdołał tak po prostu podnieść jej biodra. Zaczął ją w pełni penetrować i to sprawiło, że dłoń de Trafford ześlizgnęła się z drążka, zanim Jennifer odzyskała kontrolę nad nią. Zola jęknął.
- Wchodźcie - mruknął.
Czwórka Strażników znalazła się w środku. Nawet nie mrugnęli okiem, widząc ich seks. Usiedli na dwóch ławeczkach po bokach i przypięli się pasami. Tymczasem Zola zamknął oczy i je otworzył. Zamigotały na zielono… ale tylko tyle.
- Kurwa - westchnął.
Przez jakichś dziesięć sekund skoncentrował się na braniu blondynki. To surowe otoczenie podniecało go dodatkowo, podobnie jak widok jej krwi na udzie. Było coś okropnie gorącego w tym, że chcieli rżnąć się wszędzie, nawet w takim miejscu i czasie.
Jeszcze raz zamknął oczy i je otworzył. Dopiero wtedy światło okazało się stałe. Klapa nad nimi zaczęła się podnosić…
Oddech Jenny zadrżał, ale wzięła głębszy haust powietrza. Musiała się teraz na kilka chwil skupić, by dobrze wznieść helikopter w górę. Mimo tego jak bardzo jej ciało chciało teraz dawać się i znów pozwolić na przejęcie ekstazie, musiała ich stąd zabrać. Chwyciła znów drążek, sprawdziła ciśnienie w kokpicie po tym jak weszli do środka żołnierze i zamknęli drzwi i teraz już tylko czekała na to, aż kopuła otworzy się dostatecznie szeroko, by mogli się wznieść i odlecieć. Nie oczekiwała, że detektywi będą tu mieć naszykowane takie bronie by zestrzelić helikopter, którego nie oczekują… Więc jedynie pozostało jej stąd wylecieć… Mimo to poruszyła na nim biodrami i otarła się plecami o jego klatkę piersiową.
- Trzymaj mnie mocno, bo nie możemy zapiąć pasów - powiedziała i pogładziła jedną jego dłoń na swojej piersi. Te były ciepłe i tak szybko reagowały. To chyba jednak dotyczyło całego jej ciała, po prostu była naprawde uzależniona od Zoli. Bardziej niż od alkoholu, a to… był wyczyn.
Kiedy kopuła całkiem się rozwarła… Wystartowała.
To był trudniejszy moment, więc Zola opuścił ją na siebie i chwilowo nie poruszał się. Zamiast tego jedną ręką pieścił jedną jej pierś, a drugą łechtaczkę. Okazało się, że tak właściwie to wciąż ją rozpraszało, tyle że w inny sposób. Miała pełną kontrolę nad helikopterem, jednak nóż w nodze, penis w jej pochwie… dłonie na jej ciele… to tak rozpraszało… Musiała skoncentrować się, żeby nie zrobić jakiejś głupoty. Pomyślała sobie, jak miło byłoby, gdyby w tym śmigłowcu leciał z nimi jeszcze Shane Hastings. Miałaby cały, pełen zestaw najróżniejszych rozkoszy. Abigail mogła mieć dwóch mężczyzn. Czy ona była gorsza? Z drugiej strony z Zolą było jej tak dobrze, że tak naprawdę nie pożądała nikogo więcej. Po prostu byłoby jeszcze ciekawiej…
Nabierali wysokości nad Hverfjall.
Zola zaczął się w niej poruszać.
- Nie wypuszczę cię… - obiecał.
- I dobrze… - odpowiedziała Jennifer. Udało jej się utrzymać koncentrację i wylecieć z hangaru poprzez kopułę. Teraz musiała tylko nabrać wysokości i ruszyć w stronę, w którą Zola polecił jej ruszyć.
- Mhm...
- Podaj mi koordynaty na tę… farmę… Ustawię wspomaganie autopilota - powiedziała posapując, kiedy znów się w niej ruszał. Poczuła euforię… Uciekła, było jej zajebiście… Dawno nie doznała tego pozytywnego odczucia w tak czystej, pierwotnej postaci. Na dodatek dreszczyk emocji, którego tak lubiła. Seks w trakcie pilotowania śmigłowca. Dopiero teraz to sobie uświadomiła. Zdawała sobie też sprawę z całej listy rzeczy, które dopiero czekały na uświadomienie.
- 66.289899, -16.420699 - powiedział Zaira. Jeszcze raz popisał się pamięcią fotograficzną. - Lecimy? - zapytał, chyba retorycznie. Był zajęty składaniem pocałunków na jej plecach.
- Mhm… Lecimy - odpowiedziała, ustawiając dłonią koordynaty w komputerze pokładowym, po czym włączyła autopilot, który miał dowieźć ich na miejsce, jednak lądowanie znów będzie na jej głowie. Na razie jednak… Mogła zdjąć dłonie z drążka, co uczyniła i uniosła je w górę i do tyłu, tym samym wypychając pośladki do Zoli, a swój biust w jedną z jego dłoni i westchnęła rozkosznie. Na razie nie chciała myśleć o niczym.
Od bardzo długich miesięcy, czuła się tak i to bez grama alkoholu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline