Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2020, 22:51   #13
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znalezienie miejsca, gdzie urzędował kwatermistrz wyprawy, nie stanowiło żadnego problemu. Parę minut po wylądowaniu Gravaren znalazł się przed obliczem kwatermistrza.


- Słucham? - Kwatermistrz, mężczyzna nie pierwszej już młodości, uniósł głowę znad papierów rozłożonych na stole i spojrzał na elfa. W namiocie, w którym rezydował, pełno było koszów ze zrolowanymi mapami, ksiąg, trochę broni nawet i wisząca na stojaku zbroja. Był też stolik i były dwa fotele, chociaż te akurat stały z boku i nic nie wskazywało na to by były często używane.
- Witam - dodał mężczyzna już nieco uprzejmiejszym głosem, oceniwszy wpierw strój jak i postawę swego gościa. - W czym mogę pomóc?
- Dobry wieczór. - Elf uprzejmie skinął głową. - Gravaren - przedstawił się. - Przydałby mi się jakiś dach nad głową, zanim przyjdzie czas na wyruszenie w głąb wyspy. Ponoć właśnie do pana można się zgłaszać.
- No tak, tak, oczywiście - pokiwał głową. - Zwą mnie Narthan. Już sprawdzam gdzie by tu było odpowiednie miejsce - dodał, sięgając po grubą księgę leżącą po jego prawej stronie. Był to dość podniszczony okaz, ewidentnie często wertowany. - Tak, tak… - mruczał pod nosem. - Obawiam się że pojedynczych namiotów już nie mamy ale… Cóż, powiedzmy że umieszczę cię w sześcioosobowym… Nie, w sumie to ten jeszcze nie ma lokatorów… No dobrze, to… - sięgnął po rulon papieru, który okazał się mapą. - Dobrze, to będzie ten tutaj - wskazał palcem niewielki kwadrat znajdujący się mniej więcej pośrodku pola namiotowego.
- A czym ten się różni od innych? Żebym nie pomylił i nie wprosił się tam, gdzie nie powinienem się znaleźć? - spytał Gravaren.
- To bardzo proste - zapewnił kwatermistrz. - Wystarczy wejść w ten rząd - wskazał właściwy na mapie. - Następnie iść wzdłuż niego aż dotrzesz do tego namiotu - ponownie stuknął palcem w mapę. - Są odwzorowane jeden do jednego. Dodatkowo ten ma przy wejściu zawieszone cztery szarfy w kolorze purpury. To znak, że ma cztery wolne miejsca. Zdejmij jedną jak wejdziesz - poinstruował. - Ewentualnie mogę zobaczyć czy nie ma kogoś kto by mógł zaprowadzić - zaproponował.
- Chyba że by to była miła panienka - zażartował elf. - Przepraszam. Domyślam się, że wszyscy są zapracowani, więc nie będę zawracać nikomu głowy i zajmować niepotrzebnie czasu. Z pewnością trafię - zapewnił. - Czy jeszcze o czymś powinienem wiedzieć? - spytał.
- Poza tym żeby się na kolację nie spóźnić i że jutro pobudka skoro świt to nie. Chyba że potrzeba jakiegoś sprzętu, zbroi, broni i tego wszystkiego - dodał, chociaż sprawiał wrażenie jakby nie oczekiwał potwierdzenia.
- Ewentualnie potrzebowałbym mikstur, ale tego pewnie nie dostanę w kwatermistrzostwie - powiedział Gravaren.
- No, tego nie, ale jak udasz się do magazynu to z pewnością coś się znajdzie. Tylko nie liczyłbym na nic szczególnego bo to standardowe przydziały. Kilku kupców przybyło tym samym statkiem co ty, a i paru było już wcześniej więc ich można popytać chociaż ceny… - tu rozpostarł ręce w geście bezradności.
Gravaren uśmiechnął się lekko.
- Domyślam się. - Westchnął lekko. - Nie mój pierwszy obóz, więc wiem, jak to wygląda. Dziękuję i już nie zawracam głowy.
- Ależ proszę bardzo i powodzenia życzę - odpowiedział, po czym powrócił do przeglądania papierów.

Gravaren opuścił kwaterę Narthana, po czym wybrał się na poszukiwanie namiotu, odwiedziny w magazynie pozostawiając na później. Pamięć miał dobrą, liczyć też potrafił. Nie tylko do dwudziestu, więc znalezienie odpowiedniego rzędu nie sprawiło mu kłopotu. Do namiotu z czterema szarfami również trafił bez problemu. Zdjął jedną szarfę i odsunął udającą drzwi płachtę.
W środku zastał cztery prycze, nawet dość szerokie. Przy każdej, w nogach, stał kufer. Nie zabrakło również stojaków na broń i zbroję, jednak na tym kończył się wystrój namiotu. Nie było tu ani żadnych eleganckich zdobień, puszystych dywanów czy wygodnych foteli. Był to zwykły, żołnierski namiot jakie spotkać można było na froncie.
Gravaren obmacał wszystkie materace, okazało się jednak, iż żaden nie był lepszy od pozostałych. Rzucił więc szarfę na jedną z prycz, stojącą pod tylną ścianą, a do kufra schował swój bagaż.
Nie minęła chwila, a poły namiotu rozsunęły się ponownie, wpuszczając do środka kolejnego lokatora.


Tym razem była to młoda castanca w lekkiej zbroi. Jej długie, białe włosy spływały luźno na plecy. W dłoni trzymała podróżny plecak i łuk. Kołczan przewieszony miała przez ramię.
- Cześć - przywitała się swobodnie, podchodząc do pierwszej z brzegu pryczy i zrzucając na nią swój bagaż, a następnie ruszyła w stronę elfa. - Tanelia - przedstawiła się, wyciągając do niego rękę.
- Gravaren - odpowiedział, do słów dołączając uścisk dłoni. - Miło poznać. Wojowniczka, z nastawieniem na łuk? - spytał, równocześnie omiatając spojrzeniem jej sylwetkę.
- Tak się jakoś złożyło - odpowiedziała, słowa okraszając lekkim wzruszeniem ramion. - Jestem potworną niezdarą gdy w grę wchodzą miecze, topory czy… W sumie cokolwiek innego, a że magii we mnie tyle co na dnie kociej miski zatem… - Puściła do niego oczko i rozejrzała się po wnętrzu namiotu. - Warunki raczej standardowe. Mogło być gorzej - podsumowała.
- Zawsze uważałem, że wyeliminowanie przeciwnika z dystansu jest bardzo rozsądnym rozwiązaniem. - Uśmiechnął się. - Gorzej? Na przykład jedna prycza na dwie osoby? - zażartował.
- Dokładnie - zgodziła się, zaraz jednak dodała. - Chociaż to nie zawsze jest takie znowu złe.
- Wszystko zależy od tego, kto leży obok. - Pokiwał głową. - Czasami ta druga osoba nieźle grzeje...
- Co jest dobre, ale w chłodne dni - potwierdziła, po czym przeciągnęła się i westchnęła. - To… Wybierasz się do magazynu? - zapytała, ruszając już w kierunku wyjścia. - Lepiej się tam pojawić wcześniej niż później bo później można dostać co najwyżej pełne politowania spojrzenie - wyjaśniła, uchylając połę i czekając na jego decyzję.
- Idziemy, zanim się tam zwali cała reszta nowo przybyłych - zgodził się z nię elf.

Zatem poszli. Nie trzeba było szczególnie długo szukać by znaleźć magazyn, a raczej jak się okazało to zwykłą zbieraninę namiotów, a nie solidny budynek. Miejsce to łatwo było poznać także po tym, że zebrał się tam całkiem spory tłumek.
- Zobaczmy co też uda się zdobyć - oświadczyła castanca ruszając śmiało w sam środek tego zgromadzenia.
Elf nie zamierzał pozostawiać jej samej, więc ruszył za Tanelią, trzymając się tuż za jej plecami.
Castanca bez dwóch zdań potrafiła się poruszać w tłumie. Jakimś cudem znajdowała przejścia, luki, wyczuwała chwile w których ktoś się przesunie albo odejdzie. Nie minęło dużo czasu, a już stali przed amanką, która najwyraźniej zarządzała całym tym rozgardiaszem.
- Czego potrzeba? - zapytała ostro, rzucając tylko krótkie spojrzenie na stojącą przed nią parę.
- Narthan mówił, że możemy tu dostać mikstury... - Gravaren delikatnie minął się z prawdą, bez mrugnięcia oka wpatrując się w magazynierkę.
- No tak, tak - zbyła ich machnięciem ręki. - Tamten namiot po prawej. Trzy mikstury leczące i trzy zwracające manę dla rzucających zaklęcia i sześć leczących dla wojowników - poinformowała nieco automatycznym głosem, jakby wygłaszała wyuczoną na pamięć regułkę.
- A gdzie dostać można sprzęt na drogę? - dopytała castaniczka.
- To ten następny - amanka wskazała szponiastym palcem. - O ile coś tam jeszcze zostało - dodała, po czym zakrzyknęła - Następny!
- Chodźmy - zaproponował Daveth. - Idź pierwsza... masz talent - przyznał.
- Skoro tak mówisz - odparła, filuternie odrzucając włosy na plecy i ruszyła przodem.
Przy namiocie z miksturami nie było szczególnie tłoczno. Stojący za ladą popori zapisywał imiona i nazwiska, o ile ktoś te ostatnie podawał, po czym wręczał niewielkie buteleczki mikstur.
- Tanelia i Gravaren - powiedział elf. - Wojowniczka i mag - sprecyzował.
- Dobrze, dobrze - odpowiedział popori. - Już się robi, już, już… Gdzie ja to miałem… O, tu! No, proszę - postawił przed nimi skrzyneczki z miksturami. - Miłego wieczoru życzę - dodał, machając do nich i już zwracając swoją uwagę w kierunku kolejnego chętnego na miksturki.
- Dziękujemy bardzo - odpowiedział Gravaren, zabierając skrzyneczki. - To zabrzmiało tak - powiedział cicho, gdy już odeszli kawałek - jakby dał nam eliksir miłości. - Był wyraźnie rozbawiony.
- Wtedy pewnie by jeszcze podskoczył parę razy - odpowiedziała, chichocząc. - Cóż, oni już tacy są. Jeszcze nie spotkałam przedstawiciela ich rasy który byłby gburowatym pesymistom, chociaż w sumie niewielu ich do tej pory widziałam - przyznała, kierując się do kolejnego namiotu. Tam, za stołem stał młody mężczyzna, który na widok Tanelii od razu się uśmiechnął.
- W czym mogę pomóc? - zapytał, kierując te słowa w jej kierunku, jakby elfa w ogóle nie widział.
- Tanella ma całą długą listę życzeń - powiedział niewzruszony Gravaren.
- Ach tak? W takim razie mam nadzieję, że będzie mi dane je spełnić - odpowiedział, tylko okiem rzucając na Gravarena.
- Tak, tak - potwierdziłą castanca. - Mój partner i ja będziemy potrzebować podstawowego ekwipunku jaki oferujecie. Plecaki, koce, naczynia… Sam wiesz najlepiej - dodała, uwieszając się przy tych słowach ramienia elfa. - Lubimy być dobrze przygotowani na… różne okazje, prawda? - uniosła spojrzenie ku twarzy Gravarena. W jej oczach lśniły psotne iskierki.
- Jak zawsze masz rację, moja droga - odparł. Tym razem on nie zwracał uwagi na młodziana na ladą, skupiając wzrok na castance. - Bez ciebie bym zginął...
- Nie sposób się z tobą nie zgodzić - westchnęła, po czym przeniosła wzrok na nieco zmieszanego człowieka. - W takim razie…
- Tak, tak, już szykuję - prychnął w odpowiedzi i ruszył w stronę skrzyń stojących za jego plecami.
- Słodki z niego dzieciak - skomentowała szeptem Tanelia.
- Znasz go? - jeszcze ciszej spytał Gravaren.
- Znam takich jak on - sprostowała, również nie podnosząc głosu.
- W zasadzie trudno mu się dziwić... - Mówiąc to Gravaren na moment rzucił okiem na biust swej towarzyszki. - Wyraźnie go zaczarowałaś, więc masz w sobie magię - zażartował.
- Żeby tak jeszcze nadawała się do walki… - westchnęła teatralnie, po czym się roześmiała. To z kolei, całkiem jakby faktycznie magii użyła, przywołało młodzieńca wraz z dwoma plecakami, które ze sobą przytaszczył.
- Proszę, oto one - burknął niezbyt grzecznie, chociaż widząc uśmiech castaniczki, ewidentnie do niego skierowany, zmiękł ponownie.
- Zapakowałem wszystko co może się przydać. Koc, naczynia, maści i bandaże, hubkę, krzesiwo, lampę - wymieniał, wyraźnie pragnąć się przypodobać.
- Wspaniale! - wykrzyknęła Tanelia, całkiem jakby jej właśnie chciał worek złota ofiarować. - To niezwykle pomocne, dziękujemy - dodała, biorąc jeden z plecaków.
- Bardzo dziękujemy. Byłeś bardzo pomocny... - powiedział elf, zabierając swój plecak. Co prawda był pewien, że nawet gdyby słowa nie powiedział, to i tak młodzieniec by tego nie zauważył. - Idziemy, skarbie? - zwrócił się do Tanelli.
- Oczywiście kochany - odpowiedziała, puściła jednak oczko młodzikowie zanim opuścili namiot. - Warto trzymać niektóre furtki otwarte - wyjaśniła, zarzucając sobie plecak na ramię.
- Gdybyś była sama, dostałabyś wszystko, co najepsze - uśmiechnął się Gravaren. - A ja będę musiał sprawdzić, czy mi jakichś kamieni nie dorzucił... czy przenośnego piecyka - zażartował.
- Faktycznie, tak może być bezpieczniej chociaż wątpię - stwierdziła wesoło. - W końcu to jego zadanie by wydawać ekwipunek potrzebny drużynom. Gdyby wyciął taki numer to by poniósł konsekwencje - wyjaśniła, śmiało prowadząc ich między namiotami wprost w stronę ich namiotu.
- Niczym ptak wracający do gniazda - powiedział z uznaniem Gravaren. - Przydatny talent - przyznał. Odsłonił płachtę, by Tanella mogła wejść przodem. A przy okazji mógł zobaczyć, że rewers dziewczyny jest tak samo zgrany, jak awers.
Jako że zbroja była dość skąpa mógł dojrzeć całkiem sporo odsłoniętego ciała dziewczyny. Ona sama zdawała się nie zwracać uwagi na ewentualne bycie podglądaną i zwyczajnie podeszła do łóżka na które zrzuciła kolejny ciężar.
- Zwykle faktycznie się przydaje. Nie wiem, jakoś zawsze tak miałam że nie ważne gdzie szłam to trafiałam bezbłędnie - wyznała, siadając na samym brzegu posłania.
- Czyli śmiało mogę iść za tobą bez obawy, że zabłądzę - z na pozór poważną miną powiedział Gravaren, kładąc swój plecak na podłodze. Usiadł na łóżku, przyglądając się castance.
- Co najwyżej zwiodę na manowce - roześmiała się, odchylając nieco i zakładając nogę na nogę. - Zatem, Gravernie, cóż cię sprowadza na tą wyspę?
- No, mogłabyś... - stwierdził. - W przerwie między jedną wojaczką a drugą wybrałem się na poszukiwanie przygód. No i jest do odkrycia kawałek świata, a może i historii, a to jest interesujące. Chociaż z pewnościę niezbyt bezpieczne.
- Biorąc pod uwagę opowieści to nawet bardzo niebezpieczne - potwierdziła wzdychając. - No ale fakt, przygoda to nie byle jaka. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze i uda się przeżyć to… No ale najpierw trzeba przeżyć, a nie gdybać o tym. Słyszałam plotki o jakiś demonach - wyznała, krzywiąc się trochę.
- Też doszły do mnie opowieści o różnych stworach, mniej czy bardziej naturalnego pochodzenia - potwierdził. - W zasadzie powinni nam zrobić mały wykład, nim wyruszymy w lasy i między ruiny - dodał. - [i]Ja w każdym razie mam zamiar pożyć jeszcze trochę. - [i]Uśmiechnął się. - Świat jest pełen przyjemności, z których warto skorzystać, póki ma się siły i ochotę.
- I tu się z tobą zgadzam - pokiwała głową. - Wiesz, zawsze możemy spróbować sami zrobić sobie mały zwiad - zaczęłą kusić.
- Romantyczna randka w cieniu wysokich drzew? - zażartował. - Mimo wszystko proponowałbym poczekać do jutra.
- Oj daj spokój, nie odejdziemy daleko - namawiała dalej. - No i wiesz, blask księżyca i te sprawy…
- Te sprawy w blasku księżyca zwykle kończyły się w łóżku... bynajmniej nie samotnie - odparł Gravaren.
- Oj daj spokój - jęknęła, zaprzestając machania stopą. - Nie jesteś chociaż trochę ciekawy? Co niby mamy tu robić cały wieczór? Nie widziałam żadnych atrakcji - zwróciła mu uwagę.
- Ja widzę jedną, ale pewnie mamy różne gusty - zażartował.
- Bardzo zabawne - przewróciła oczami ale się uśmiechnęła. - No niech ci będzie. W takim razie trzeba będzie załatwić sobie jakieś atrakcje na miejscu. Masz coś na myśli? Jakieś propozycje?
- Chodź, przejdziemy się po obozie, może znajdziemy jakiegoś weterana... A może dostaniemy ciekawego u kupców... chociaż ceny będą pewnie zabójcze. A po kolacji zapraszam na wino... - przedstawił garść propozycji.
- Oj z pewnością ceny powalą nas na kolana - potwierdziła, wstając. - No ale dobrze, dobrze, chodźmy się rozejrzeć - zgodziła się, ruszając jako pierwsza.
Gravaren wstał i poszedł za nią.
 
Kerm jest offline