Zere'el badawczo przyglądał się możnowładcy, który w końcu wystąpił z szeregu. Nadal uspokajał oddech oraz nerwy. Intensywnie zastanawiał się, czy aby nie jest bezczelnie robiony w konia. Boleśnie uświadomił sobie, że plan Zarbona miał jedną, kardynalną wadę: nie miał pojęcia jak rozpoznać przywódcę powstania. Cholerni Akrozjanie... Zere'el klął w myślach na całą ich rasę. Przecież gdyby on stanął obok Zarbona, od razu byłoby wiadomo kto książę, a kto gwardzista! Strój i zewnętrzne oznaki zaraz by to zdradziły! A tutaj? Wszyscy ubrani podobnie. I wszyscy w maskach wspomagających oddychanie. Brakowało już tylko okrągłego stołu, aby całkiem zamydlić obraz. Niestety nie wiedział kto zajmował miejsce u jego szczytu, zanim weszli.
- A wy co? Wyznajecie wolność, równość i braterstwo, że wszyscy wyglądacie tak samo? - zapytał pogardliwie Zere'el, spluwając na posadzkę. Wiedział jednak, że arogancja była wszystkim, co mu pozostało. Stało przed nim sześciu arystokratów i nie miał pojęcia, który z nich jest królem. Tak naprawdę mogli wcisnąć mu dowolny kit. Równie dobrze królem mógł być ten, którego przypadkowo rozsmarował na ścianie zaraz na początku.
Z wielkim trudem starał się zachować zimną krew. Nie było łatwo. Już wyobrażał sobie jak zareaguje Zarbon, kiedy przyprowadzi mu jakąś popierdółkę zamiast króla...
- Masz dziesięć sekund - oznajmił wreszcie Nobrazianin, wyciągając przed siebie prawicę. - Dziesięć sekund, aby udowodnić że jesteś królem. A jeśli mnie nie przekonasz...
Energia zaczęła leniwie zbierać się w dłoni fioletowowłosego.
- Raz... Dwa...