Natchniony serialem odkupiłem sobie wszystkie książki i teraz jak mam na świeżo, to jeszcze bardziej doceniam serial
Paru rzeczy nawet nie pamiętałem.
1. Yennefer w książkach też jest mega-sprawna w walce sztyletem i nie walczy samą magią. Co w sumie miało sens, w końcu szkolili ją, by na dworach była gotowa na każdą formę ataku. Ale jak widać, jest też potwierdzenie na piśmie. W Krwi Elfów to niemal ninja
2. Kobiety w Cintrze szkolone są jak mężczyźni, w tym w sztuce wojennej/walce.
3. Calanthe i w książce lubuje się w "męskich" niewybrednych żartach i podziwia u wyspiarzy ich podejście do życia. Szczerze mówiąc, po lekturze opowiadania nie widziałem w niej przebiegłej wyniosłej damy, jakiej obraz pamiętałem z polskiego serialu. Nie widziałem też "męskiej", hardej królowej-wojowniczki. Raczej coś pomiędzy.
Doceniłem też serialowego Foltesta z opowieści o Strzydze, moim zdaniem wyszedł dużo lepiej niż ten książkowy. U tego filmowego do prawie samego końca nie wiadomo, czy jest tym złym. Ciężko go rozgryźć, jest skryty, popada na zmianę w złość i depresję, nie wiadomo czy jest szaleńcem, czy nie. Czy to, co stało się z jego siostrą i jej dzieckiem nie zniszczyło mu psychiki.
A ten w książce? Cały kraj wie, że spółkował z siostrą, on się tego nie wypiera, wręcz przeciwnie, każdemu obcemu chętnie od drzwi opowiada całą historię z detalami. Ogólnie równy brachu, trochę srogi, ale od razu dowiadujemy się, że tylko na pokaz. Uda się to się uda, nie uda się to się nie uda. Wiedźminowi dobrze z oczu patrzy, więc niech se spróbuje bez konsekwencji. Ogólnie luzacki kumplowski klimat, a Strzyga pozostawiona wraz ze starym dworem, by pożerała poddanych to raczej taka śmiszna fanaberia całkiem równego i racjonalnie myślącego gościa. Zdecydowanie bardziej podobało mi się poprowadzenie całego tego wątku w serialu.
Co, oczywiście nie znaczy, że podobało mi się wszystko. Fanatyczny "ustrój" Nilfgaardu i węgorze nadal uważam za będące od czapy. No ale zobaczymy jak przynajmniej ten Nilfgaard dalej poprowadzą.