Topaz uśmiechnęła się tak, że tylko lata treningu pozwoliły Johnowi nie paść do jej stóp i błagać o choćby dotyk. Zdecydowanie zmieniła się od poprzedniego spotkania. Przemknęło mu przez myśl, że być może Raya nie była teraz groźniejsza.
Królowa ruszyła w jego kierunku. Czuł prawie, że fizyczny nacisk na wolę i ciało. O ile wola wytrwało, o tyle ciało zaczęło reagować. Spodnie robiły się za ciasne...
Raya spokojnie ruszyła na przeciw dwójce mężczyzn. Zza opaski na udzie wyjęła drugi sztylet. Ruchy miała zwodniczo płynne i spokojne. Jak sunąca kobra. W jednej chwili majestatyczny widok, w następnej rozmazana w morderczym ataku zabójczyni.