Marcus z niedowierzaniem patrzył na Alfreda. Nigdy wcześniej nie widział, do czego jest zdolny głodny niziołek. Zaśmiał się pod nosem, zeskoczył z konia i wszedł do karczmy za Alfredem i Garretem, zostawiając Iren i elfkę przed nią. Po wejściu do środa, od razu uderzyło go ciepło i intensywny zapach jedzenia. Uświadomił sobie, że już od dawna nie jadł sytego posiłku i że czas wreszcie się porządnie najeść. Podszedł do lady, a gdy Alfred skończył składać zamówienie odezwał się: - Ja, poproszę, specjalność dnia dzisiejszego. Oczywiście, jeśli jest taka opcja. - uśmiechnął się szeroko - Oraz butelkę najlepszego trunku, jaki posiadacie. - po czym zmierzył do jednego z większych stolików i rozsiadł się wygodnie na krześle.
__________________ Jest jeden wielbłąd,
Do jednej igły ucha,
Nieliczni zbawieni...
Licznych Bóg nie słucha! |