Inkantacja Sadraxa brzmiała obco. Nic dziwnego, język, którym się posługiwał był martwy od czasów, gdy bogowie byli jeszcze młodzi. Jego głos brzmiał chropawo i przywodził na myśl dźwięk drapania pazurów o wieko trumny. Od środka. Jego palce, wygięte niczym szpony wyciągnęły się w kierunku postaci widocznej na dachu. Pierścień z czaszką rozjarzył się. Promień o brudnym, zgniłozielonym kolorze pomknął ku uciekającej i rozlał się po niej poświatą wyglądającą jak cuchnąca ropa po przecięciu wrzodu.
Zwykły promień osłabienia rzucany przez początkującego maga bywał jedynie drobną niedogodnością, ale ta potężna wersja zaklęcia rzucona przez Sadraxa, Mistrza Nekromancji, dr mag. (5 st.), dr thaum., bak. ok., mgr num., lic., spec. komunikacji post-mortem potrafiła rzucić na kolana słonia.