Starsza matrona dziewczynę czesała
Warkocze plotła i tak jej mawiała: "Nie płacz kruszynko, bo ślubu sakrament
Jest piękny, szczery i zbędny tu lament."
Młoda załkała, swe oczy podniosła
W swoim uporze przerosłaby osła "Lecz ja nie kocham! Tu nie ma miłości!
Nie chcę się oddać tylko z samotności!" "Nie ma miłości? No cóż, miłość rani"
Tak jej odrzekła dużo starsza pani. "Lecz jest mamona i w mamonie siła
Wnet się przekonasz, słodka moja miła
Że na rozterki i na serca rany
Radzą najlepiej wazy z porcelany,
Suknie, diamenty, daktyli bez liku
Sztućce ze złota, nie tanie z plastiku."
Młoda westchnęła, z tym się nie kłóciła
Smutek i gorycz, apatia z niej biła
Po trzech tygodniach obrączkę przyjęła
A w noc poślubną swoją suknię zdjęła
Mąż bogacz brzydki... lecz tu niespodzianka
Potencja wielka... ekscesy do ranka...
Pociąg wzajemny, lubieżne szaleństwo...
Całkiem udane stało się małżeństwo. |