Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2020, 20:09   #19
Balzamoon
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Athariel właśnie zasiadał do śniadania gdy do drzwi jego kajuty ktoś zapukał. Nim zdążył się odezwać do wejścia podbiegła Swirll i podskoczyła do klamki, trzepocząc nieco rękoma by wzbić się na odpowiednią wysokość. Kajuta stanęła otworem ukazując zaskoczoną Rils.
- Słucham, co panią sprowadza? - zaćwierkała Swirll wyglądając zza drzwi. Jako elinka Rils nie mogła się poszczycić wzrostem, pomimo to była wyższa i to znacznie od drobniutkiej, ptasiopodobnej służącej.
- Oczekiwałem tego gościa Swirll, zaproś proszę panienkę Rils do środka. - włączył się elf. - Zechce panienka spożyć ze mną śniadanie? - zapytał elikę.
- Oh - sapnęła zaskoczona Rils, jednak szybko się opanowała. - Dziękuję, z przyjemnością - powiedziała, wkraczając do kajuty. Obrzuciła pomieszczenie szybkim spojrzeniem, jednak nie na tyle nachalnym by było niegrzeczne. Krótkim skinieniem głowy podziękowała Swirll. Jeżeli obecność skrzydlatej istoty ją zdziwiła, nie dała tego po sobie poznać.
- Mam nadzieję, że noc minęła paniczowi spokojnie - powiedziała, dygając wdzięcznie po czym usiadła.
Kajuta była umeblowana ze smakiem, sprzęty były zdobione czy to rzeźbieniami czy szlachetnymi materiałami, z kolei niewiele widać było ekwipunku elfa, żadne kufry czy walizy nie stały na widoku. Ściany osłonięte były draperiami w szmaragdowym kolorze, od których kajuta miała swoją nazwę.
- Dziękuję bardzo zaiste, noc była spokojna, a jak u panienki? - zapytał uprzejmie elf kiwając na kogoś. Po kilku chwilach przed elinkę na stół wleciał talerz, za nim sztućce, a sekundę później nad stół wleciała Tairll i zaczęła proponować potrawy. Wybór był zaiste dość urozmaicony, zwłaszcza jak na statek powietrzny, z drugiej jednak strony Szmaragdowa Kajuta znajdowała się pośród najlepszych na pokładzie. Do wyboru były pieczone kiełbaski, jajka zarówno smażone jak i gotowane, świeże bułeczki, masło, dżem, a raczej jego trzy rodzaje, miód i owsianka gęsta od orzechów i suszonych owoców. Smażone jajka niestety zdążyły nieco wystygnąć, więc Athariel sięgnął po dysk, przebiegł palcami po runach wypowiadając coś cicho, skierował strumień mocy na talerz i po chwili jajka zaskwierczały i stały się ponownie gorące, tak jakby je zdjęto przed chwilą z patelni.
- Proszę się częstować, o poważnych sprawach porozmawiamy po śniadaniu. - uśmiechnął się lekko. - Wino, woda czy sok do picia? - poruszył ostatni z ważnych tematów. Reszta śniadania upłynęła na konsumowaniu i rozmowach o błahostkach typu pogoda czy wrażenia z podróży powietrznym statkiem. Następnie przesiedli się na wygodne fotele z kielichami w dłoniach.
- Przyznam że niemal nie wytrzymałem i nie zapytałem już wcześniej. Zatem panienko Rils, jaka jest decyzja reszty drużyny? - pochylił się nieco w jej kierunku, nie napastliwie czy groźnie, po prostu widać było że naprawdę z niecierpliwością oczekuje odpowiedzi.
Elinka do śniadania wybrała wino, chociaż poprosiła także o sok i to ten ostatni popijała najczęściej. Nic zatem dziwnego, że gdy posiłek dobiegł końca i przenieśli się na fotele, w jej kielichu nadal znajdowała się ilość trunku, która nie wymagała uzupełnienia.
- Zatem nie będę przedłużała, paniczu Atharielu - rozpoczęła, uśmiechając się delikatnie. - Drużyna wyraziła zgodę na to byś do nas dołączył - obwieściła, pogłębiając nieco uśmiech.
- Wspaniale, kiedy możemy się spotkać bym poznał pozostałych? Może za jakąś godzinę na górnym pokładzie? Przyznam że ta kajuta pomimo że z tego co słyszałem i tak jedna z obszerniejszych przyprawia mnie niemal o klaustrofiobię. Chyba że będziemy omawiali jakieś sprawy które powinny pozostać tylko pomiędzy nami, wówczas zalety tej kajuty przeważą jej niedogodności. - niecierpliwość elfa mogła by być komiczna, gdyby nie była aż tak autentyczna.
- Jestem przekonana, że takie spotkanie będzie możliwe. Nie sądzę jednak by odbywanie go na pokładzie było rozsądne. Możliwe, że padną w jego trakcie informacje, które nie powinny trafić do cudzych uszu. Z tego też powodu zostałam zobligowana by zaprosić panicza do kajuty naszego dowódcy w porze przedobiadowej. O ile takowa paniczowi odpowiada - poinformowała, uśmiechając się nieco szerzej i upijając niewielki łyk wina. - Jeżeli nie uzna tego panicz za zbytnią impertynencję, czy mogę zapytać dlaczego ktoś taki jak wasza osoba, zdecydował się na wzięcie udziału w tej niebezpiecznej wyprawie?
Elf chwilę milczał, delikatnym ruchem nadgarstka mieszając wino w kielichu, zastanawiając się nad odpowiedzią. Został co prawda wstępnie przyjęty do drużyny ale miał wrażenie że od tej odpowiedzi może zależeć jaką ilością zaufania zechcą go obdarzyć nowi towarzysze.
- Nie każdy z nas może znaleźć swoje miejsce w warstwie w której się urodził. Ja nie zdołałem i zdecydowałem się na dość drastyczny krok jakim jest postawienia na swoje umiejętności a nie rodowe bogactwo i koneksje. Jestem tutaj by je poddać się próbie i zacząć nowe życie. - odpowiedział szczerze.
- To niezwykle odważne z panicza strony - przyznała po krótkiej chwili zadumy. - Nie każdy byłby w stanie zdobyć się na taki krok. Zwykle bogactwo i nazwisko rodowe jest wszystkim, o czym się marzy. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jest to tylko złota klatka.- podzieliła się z nim swoim poglądem, uśmiechając się przyjaźniej. - Cieszę się zatem, że przyjdzie nam razem wziąć udział w tej wyprawie, paniczu Atharielu - skłoniła przed nim lekko głowę.
- Dziękuję i podzielam radość ze wspólnej wyprawy. Mam jeszcze jedno pytanie, no może dwa. Kim są członkowie drużyny i do której kajuty mam się udać na spotkanie? - zapytał, pozwalając sobie na bardzo przelotne spojrzenie na twarz elinki podczas rozmowy, tak jak można było to zrobić wobec członków rodu... lub przyjaciół.
- Z przyjemnością odpowiem na owe pytania, paniczu - odłożyła kielich, stawiając go bardzo delikatnie, na stoliku. - W obecnej chwili drużynę tworzy panicz Narsh, panienka Sintri, panicz i ja - poinformowała. - Jest szansa że dołączy do nas ktoś jeszcze, jednak w tej kwestii nadal trwają negocjacje. Panicz Narsh ma na oku potencjalnych kandydatów jednak decyzja nie została jeszcze podjęta.
- Co do kajuty to jest to kajuta zwana Złotą i znajduje się na tym poziomie.
- odpowiedziała także na drugie pytanie. - Jeżeli jest jeszcze coś o czym panicz chciałby się dowiedzieć to, o ile odpowiedź będzie mi znana, z chęcią podzielę się wiedzą. Proszę pytać swobodnie, wszak jesteśmy teraz towarzyszami broni - zaoferowała, składając dłonie na kolanach i zamierając w pozie pełnej wyczekiwania.
- Jakimi zdolnościami dysponują poszczególne osoby i jaki styl walki preferują? Sądzę że kwestię doboru ekwipunku, ewentualnych jego uzupełnień czy strategii walki poruszymy już przy wspólnym stole. - pokiwał głową elf.
- W tej kwestii jestem w stanie udzielić jedynie częściowej odpowiedzi - odezwała się nieco przepraszającym głosem. - Panicz Narsh jest wojownikiem i to doświadczonym. Panienka Sintri… Cóż, panienka preferuje walkę z bliskiej odległości chociaż nie w zwarciu. Nasz ewentualny, kolejny członek drużyny jest podobnie jak panicz Narsh, wojownikiem. Ja z kolei specjalizuję się w kilku stylach. Jestem w stanie walczyć zarówno w zwarciu jak i na odległość. Moją specjalizacją jest szybkie unicestwianie przeciwnika, najlepiej zanim ten zauważy że stał się celem - wyjaśniła. - Czy to zaspokaja panicza ciekawość? - zapytała z lekkim uśmiechem.
Elf odpowiedział swoim uśmiechem na jej i powiedział.
- To nie ciekawość, to wstęp do taktyki walki, ale o tym porozmawiamy w większym gronie, nie wypada dyskutować o sprawach drużyny bez jej udziału, nieprawdaż? Byłoby to niezwykle niegrzeczne, zgodzi się za mną panienka? - niemal wymruczał bardzo zamyślony. Jednak już po chwili otrząsnął się.
- Jeżeli jednak panienka ma teraz chwilę czasu to chciałbym zapytać o Porę Elinu. Wiele czytałem o tym miejscu, jednak autorzy ksiąg tak często przyjmują że czytelnik ma ich wiedzę że pomijają podstawowe ale jakże istotne fakty. Jeżeli to nie koliduje z innymi panienki obowiązkami to zapraszam na spacer po pokładzie i kulturalną rozmowę. - zaproponował.


Poranek minął w przyjemnej atmosferze. Rils dotrzymała mu towarzystwa w trakcie spaceru dzięki czemu miał okazję pogłębić swoją wiedzę dotyczącą Pory Elinu. W końcu jednak pożegnała się z nim obiecując że przybędzie po niego gdy nadejdzie chwila spotkania w Złotej kajucie. W trakcie spaceru zaobserwował, że niektórzy pasażerowie przyglądają się mu dziwnie i że obecność Rils w jego towarzystwie wzbudza liczne szepty. Nie wyglądało jednak na to by ktokolwiek miał ochotę na konfrontację.

W końcu nadszedł ów wyczekiwany moment, w którym rozbrzmiało pukanie do drzwi, a po ich otwarciu ponownie w progu ujrzał białowłosą elinkę. Jak się okazało, kajuta o której mówiła, znajdowała się jedynie parę drzwi od jego własnej. Rils zapukała dwa razy po czym otworzyła drzwi mimo iż nie słychać było zaproszenia.
- Panicz Athariel - zaanonsowała, wchodząc jako pierwsza i robiąc miejsce dla elfa.
W kajucie przebywały tylko dwie osoby. W fotelu pod oknem siedział białowłosy castanic w czarnej koszuli i takiegoż samego koloru spodniach. W dłoni trzymał kielich czerwonego wina, w drugiej zaś dość cienki wolumin. Obok niego, na drugim z czterech foteli, siedziała ubrana w czarną suknię zdobioną złotymi haftami i białą koronką, elinka. Królicze uszy oklapły jej trochę, opadając na blond loki. Ona także trzymała w dłoniach księgę, znacznie jednak grubszą. Poza fotelami, w pomieszczeniu znajdował się jeszcze stół z czterema krzesłami, regał pełen woluminów i szezlong. Kolor złoty ewidentnie dominował, jednak nie rzucało się to w oczy na tyle by było rażące. Akompaniowała mu biel zasłon, obrusów, obić foteli i szezlongu. Także drzwi prowadzące zapewne do sypialni, były białe. Całości dopełniał puszysty dywan zaścielający podłogę.
Ostatnia godzina przed przyjściem Rils była ekstremalnie pracowitym czasem dla służących elfa. Najlepsze ubranie zostało rozłożone i wyprasowane, trzeba było też dopilnować by do kąpieli zostały dodane odpowiednie pachnidła, a włosy szlachcica wymagały uczesania, ułożenia. Nie można też było zapomnieć o odpowiedniej biżuterii. Teraz zaś idąc korytarzem obok elinki Athariel prezentował się w pełnej krasie. Po zapowiedzi wszedł na dwa kroki do pomieszczenia i skłonił się z pełnym ceremoniałem. Głęboki ukłon, z wysunięciem lewej nogi do tyłu, lekkie przekręcenie się na jednej stopie by punkt ciężkości pozostał nienaruszony podczas wykonywania gestu przywitania podczas pochylania się, przejście do pozycji wyjściowej z ukłonu z dłońmi ułożonymi w znaki rozpoznania równych sobie i nieagresji, wyprostowanie się z dłońmi skrzyżowanymi na piersi i dłońmi w znaku przyjaznych intencji. Przywitanie elfa wysokiego rodu, wykonane bezbłędnie i z gracją wynikającą z lat ćwiczeń.
- Oby nasze drogi, połączone przez los i naszą dobrą wolę doprowadziły nas do celów które sobie wyznaczymy w przyjaźni i dobrej wierze. - nie było to standardowe przywitanie. - Ja Athariel Tamariell Nemaar z rodu Sathrilliari, przybywam ze schowana bronią i w poszukiwaniu wspólnego wroga. - zgodnie ze zwyczajem swego rodu spoglądał w przestrzeń, nie zatrzymując wzroku na twarzach rozmówców. Ktoś zaznajomiony choć pobieżnie ze zwyczajami rodów Wysokich Elfów mógł rozpoznać starożytne powitanie mające swe korzenie jeszcze w wojnach pomiędzy elfami. Mógł też wiedzieć że do tego powitania nie wszystkie rody miały prawo.
Słysząc powitanie, castanic wstał i odczekawszy aż przebrzmią słowa, odezwał się dopiero gdy cisza w kajucie zaczęła się przedłużać.
- Bądź powitany, Atharielu z rodu Sathrilliari - skłonił głowę, chociaż daleko temu było do pokłonu jaki wykonał elf. - Zwą mnie Narsh. Rils niezwykle wysoko ceni sobie twoją osobę, zatem i my cenić ją na równym poziomie winniśmy. Chodź, usiądź i napij się w towarzystwie swych nowych druchów. I od razu wybacz, lecz nie przywiązujemy tu aż takiej wagi do etykiety - dodał, uśmiechając się lekko i wskazując jeden z dwóch wolnych foteli. Do drugiego podeszła Rils, aczkolwiek jedynie stanęła przy jego oparciu, wyraźnie czekając na to aż elf zasiądzie na swoim. Króliczoucha elinka nie odezwała się nawet słowem, a jedynie skinęła lekko głową po czym powróciła do lektury.
- Zauważyłem już że podejście do formalności jest znacznie bardziej swobodne niż przywykłem, lecz uznałem że nasze poznanie się powinno być jednak podane w pełnej formie. Teraz zaś możemy zaiste nieco rozluźnić więzy etykiety. - uśmiechnął się lekko elf. Podszedł do stołu i odsunął krzesło elinki. - Skoro zaś uznajemy się za drużynę nie wypada mi usiąść przed panienką. - powiedział do Rils.
- Jak sobie panicz życzy - zgodziła sie obdarzając go przy okazji pełnym wdzięczności uśmiechem, po czym usiadła.
- Nie dziwię się dlaczego tak cię polubiła - skomentował castanic nalewając wina do dwóch kielichów, które w tym celu stały na stoliku. - Nie jest łatwo wywrzeć na niej wrażenie. Biorąc jednak pod uwagę twoje zamiłowanie do etykiety, powinienem zapewne przestać się dziwić. I faktycznie, etykieta wśród poszukiwaczy przygód nie jest czymś, co stanowi priorytet. Liczą się umiejętności, doświadczenie, a niekiedy nawet złoto. Powiedziałbym wręcz, że znacznie częściej niż powinno. Wybacz zatem że zapytam o twoje własne doświadczenie w boju oraz stopień umiejętności. Nie wpłynie to oczywiście na naszą decyzję gdyż tą już podjęliśmy, a słowa nie mamy zwyczaju cofać tak jak i łamać obietnic. Jesteśmy jednak ciekawi - wyjaśnił, przesuwając wino w stronę Athariela, a następnie w stronę Rils.
- Dziękuję. - elf delikatnie powąchał a później skosztował wina, skinął głową z uznaniem doceniając wybór. - Naprawdę doceniam wybór elfiego wina. Niestety moje bezpośrednie doświadczenie w walce jest niewielkie, mój ród nie pozwalał mi ryzykować własną osobą jednak byłem szkolony przez jednego z najpotężniejszych magów wysokich elfów, mianowicie przez Mistrza Magii Imaterilla Simathi Datheri z rodu Sathrilliari. Jeżeli chodzi o stopień umiejętności to nie mając porównania z innymi magami ciężko się o nim wypowiadać. Podstawowe czary mam opanowane do perfekcji, podobnie jak niebojowe zastosowania magii żywiołów, ale do poziomu mistrza jeszcze bardzo mi daleko. - odpowiedział spokojnie i szczerze.
- To mi się podoba. Szczerość, na samym początku i to taka, której nie trzeba ani kupić ani wyciągać ją siłą. Miła odmiana, nie sądzisz? - białowłosy zwrócił się do milczącej towarzyszki, która odpowiedziała mu jedynie skinieniem głowy, nadal nie przerywając swojego zajęcia. - Cóż, dobrze przynajmniej, że nie próbujesz mydlić nam oczu nie wiadomo jakimi dokonaniami. To zawsze doprowadza mnie do szału - wyznał z westchnieniem. - No ale dobrze, jak widzisz, póki co jest nas dość mało. Rils wspomniała, że pytałeś o nasze umiejętności. To wskazuje na rozsądek, co także przypada mi do gustu. Kto wie, może coś jeszcze z ciebie będzie. Masz jakieś pytania? - zasugerował, sięgając ponownie po swój kielich.
- Jak rozumiem jesteśmy w tej chwili grupą nastawianą mocno na dopadnięcie do przeciwnika jak najciszej i wyeliminowanie go jak najszybciej bez podejmowania dłuższego boju, gdyż brak nam, przynajmniej na tą chwilę kogokolwiek kto mógłby związać przeciwników walką przez dłuższy czas. Nie mamy Berserkera ani Lansjera? - upewnił się w swoich przemyśleniach elf.
- Masz rację, na obecną chwilę nie mamy nikogo takiego - przyznał Narsh, kiwając głową. - To jednak nie stanowi tak wielkiego problemu jakby się mogło wydawać. Biorąc pod uwagę, że większość czasu właśnie w ten sposób działaliśmy, nasze style walki są do tego dostosowane. Zwyczajowo to ja biorę na siebie rolę osoby, która skupia na sobie uwagę przeciwników podczas gdy moje drogie panie - dłonią wskazał na obie elinki - zajmują się ich likwidacją. Do tej pory układ ten działał perfekcyjnie. Teraz jednak, jak sam zauważyłeś, zdecydowaliśmy się na wzmocnienie naszych sił. Ta wyspa to jednak nie jest domowe podwórko. Nie wiemy co tam na nas czeka ani jaka będzie moc przeciwników. Nie wiemy nawet czy to oni będą największym zagrożeniem. Nie powinieneś jednak zbytnio przejmować się brakami przedstawicieli profesji ciężkozbrojnej. Umiemy sobie radzić bez nich - zapewnił, upijając łyk wina i mierząc elfa nieco rozbawionym spojrzeniem.
- Rozumiem że tak było w przeszłości, jednak jak sam o tym powiedziałeś na tej wyspie jest tak wiele niewiadomych że wystarczy nawet drobne poślizgnięcie się w doborze taktyki aby kogoś to kosztowało życie. Jeżeli zaś mowa o taktyce to jaką będziemy przyjmowali? Jednym z moich czarów mogę uniemożliwić poruszanie się kilku celom, aby być dokładnym jak na razie zdołam utrzymać ten czar na trzech istotach. Poprzez poruszanie się mam na myśli chodzenie, bieganie a nie walkę w ich zasięgu. Niestety czar wymaga nieco czasu zanim będę mógł go rzucić ponownie, jak ma się to do obecnej taktyki - lepiej dla was jest zmniejszyć ilość przeciwników do usunięcia na początku walki czy też odczekać i uniemożliwić oskrzydlenie? Podobnie jest z czarem-pułapką. Ponownie czar który wymaga odczekania nim poziom mocy się ustabilizuje na tyle by ponownie go rzucić. Wolicie zastosować go jako osłonę flanki na początku walki czy też w razie silniejszego przeciwnika stosujecie taktykę atak-odskok w którym to przypadku można wycofać się poza przygotowany czar i pozwolić wrogowi się na nim poranić? Kolejny z czarów o silnej fluktuacji to Bomba Magmowa. Minus to niewielki zasięg, zaś wielkim plusem jest możliwość przerzucenia jej nad waszymi głowami i promień wybuchu, ale musimy ustalić kiedy mogę jej użyć tak żeby żadne z was nie wyrwało się do przodu i nie weszło w eksplozję. O najbardziej podstawowym czarze nawet nie wspominam gdyż jestem w stanie go kontrolować by w was nie trafić nawet podczas gwałtownej bitwy. Wszystko to wymaga dokładnego zaplanowania i ćwiczeń. Podejrzewam że wielu, wielu ćwiczeń. - elf przerwał swój wywód i spojrzał po twarzach swojej drużyny. - Chyba każdy czytał “Taktykę walki małych oddziałów” Silrana, relacje z walk na froncie essenijskim podczas inwazji czy z obecnych walk z
Argonami?
- zapytał nieco zakłopotany.
Narsh słuchał uważnie, od czasu do czasu kiwając głową. Bezimienna elinka zdawała się być absolutnie pochłonięta lekturą, powoli przekładając karty w księdze. Rils z kolei siedziała grzecznie, na samym brzegu fotela i wodziła wzrokiem od castanica do elfa, tylko sporadycznie zerkając na swoją siostrę.
- Przedstawione przez ciebie… ewentualne problemy w kwestii taktyki są… Cóż, powiedziałbym że uzasadnione - odezwał się w końcu Narsh po chwili ciszy. - Nie znamy się, nie znamy swoich stylów walki. Z tego co mówisz, wynika że sam studiowałeś tajniki taktyk bojowych i posiadasz na ich temat rozległą wiedzę. Z tym, że my nie mamy zwyczaju trzymać się takowych. Wiem, działało to do tej pory całkiem sprawnie, a sytuacja w której wkrótce się znajdziemy będzie inna, to jednak nie sądzę by wymagała radykalnych zmian. Są nam znane czary, które wymieniłeś oraz ich działania, jak i zasięg. Nie jesteś pierwszym czarodziejem, z którym przyjdzie nam współpracować. Zwykle w trakcie tego typu współpracy zostawiamy kontrolowanie pola walki temu, który ma na niego najlepsze spojrzenie. My zaś robimy swoje. To od ciebie będzie zależało w którym momencie skorzystasz z którego czaru. My swoją robotę znamy. Żadna z naszych drogich pań nie wejdzie w zasięg twoich czarów. O ile, oczywiście, nie rzucisz ich w chwili, w której obie będą przy przeciwniku. I mówimy tu o jednym, potężnym, bowiem w przypadku grup, twoim zajęciem będzie likwidacja tych, którzy mogą nas zajść od tyłu. Od tego będziesz zaczynał. Zwykle jest to zadanie Rils - wskazał na białowłosą, która pokiwałą zgodnie głową. - Na koniec zaś, co by w pełni rozwiać twoje wątpliwości co do naszych metod… - przerwał i spojrzał na bezimienną, która w tej samej chwili zamknęła księgę, wstała i ruszyła w stronę drzwi do sypialni. - Nie bez powodu działamy tak skutecznie. Mamy, że się tak wyrażę, swoje sposoby. Jako członek naszej grupy, przynajmniej na czas trwania tej wyprawy, znajdujesz się pod naszą opieką, podobnie jak my pod twoją. Tak to już działa, Atharielu - Narsh rozłożył dłonie i uśmiechnął się. W międzyczasie elinka powróciła, niosąc w dłoniach niewielkie, podłużne pudełeczko. Postawiła je na stole przed elfem, po czym otworzyła. Wewnątrz znajdował się naszyjnik. Prosty, niczym się nie wyróżniający, srebrny łańcuch, na którym zawieszono błękitny kamień w srebrnej oprawie.
- To łza Karas’a - odezwała się po raz pierwszy, delikatnie muskając palcem błękitny kamień. - Po śmierci Elinu wypłakał ich wiele, pogrążony w swej żałobie. Niestety, niewiele ich już pozostało. To, co widzisz przed sobą to amulet, dzięki któremu nie będziesz się musiał obawiać raz pochodzących z ataków twych sojuszników. Każde z nas ma podobny artefakt dzięki któremu jesteśmy w stanie działać skuteczniej niż inne grupy. Aby działał, musi być nasączany mocą Elinu, sam w sobie jest jedynie piękną ozdobą. Cenną, lecz poza walorami ozdobnymi… Cóż, być może dla przedstawiciela stworzonej przez niego rasy, łza tego boga jest magiczna sama w sobie - dodała, przenosząc wzrok na elfa.
- Z pewnością pozostali także otrzymają odpowiedniki tego amuletu - ponownie głos zabrał gospodarz. - Jest to standardowe wyposażenie. Te jednak, które będą pochodzić z przydziału są znacznie słabsze, chociaż działają dłużej. Możesz się zdecydować, że wolisz taką opcję lub przyjąć ten drobny podarek - uśmiechnął się, jakby w jego umyśle nie było nawet cienia wątpliwości co do tego którą opcję elf wybierze.
Athariel przyglądał się naszyjnikowi z nieukrywanym zainteresowaniem. Oczywiście czytał o nich, ale czytać a widzieć i rozważać konsekwencje działania na własną osobę to dwie różne sprawy. Zaczynał rozumieć nie tylko głębię swojej ignorancji w sferze działania takich grup jak ta ale i to że ich metody były znacznie bardziej zaawansowane niż te o których czytał, ale z drugiej strony armia działała inaczej niż zawodowi poszukiwacze przygód. Wstał z krzesła i skłonił się po kolei wszystkim członkom drużyny.
- Zaszczytem jest przyjęcie tego podarunku. - powiedział i wziął pudełko w dłonie. Delikatnie wyjął naszyjnik i założył go na szyję. - Czy są jeszcze jacyś kandydaci do grupy oprócz mnie?
- Oczywiście, mamy kilka osób na oku - przyznał Narsh. - Zastanawiamy się nad zaproszeniem kolejnego wojownika i mistyka chociaż są to nadal kwestie nie do końca sprecyzowane. Nadal mamy trochę czasu, a nie lubimy podejmować tego typu decyzji bez dokładnego ich przemyślenia - poinformował, a króliczoucha elinka w międzyczasie zajęła z powrotem swoje miejsce.
Elf pokiwał głową i po chwili wahania powiedział.
- Nie mam waszego doświadczenia ani wiedzy o poszczególnych awanturnikach, ale na statku widziałem znajomą twarz. Gravaren jest wysokim elfem szlachetnego rodu i magiem, o ile się orientuję jego i moje moce są na porównywalnym poziomie, choć może mieć nieco więcej praktycznego doświadczenia. Nie sądzę aby zszedł ze ścieżki honoru więc może być wart dokładniejszego przyjrzenia się jego osobie. Jednak decyzję pozostawiam wam. Przepraszam panienko czy mogę spojrzeć na książki, przyznaję że brakuje mi nieco wartościowej lektury. - na koniec przemowy zwrócił się do milczącej elinki.
- Zastanowimy się nad jego kandydaturą - odrzekł Narsh. - Wolelibyśmy jednak nie powtarzać zestawu umiejętności w drużynie. Z wyjątkiem osób, które zdolne są wesprzeć nas łaską bogów. Nie jest wszak dla nikogo tajemnicą, że tej nigdy za wiele gdy staje się w szranki z przeciwnikiem.
Elinka, zagadnięta o książki skinęła jedynie głową, wyrażając przyzwolenie.
- Jest wśród nich historia Karasa i Elinu, paniczu - poinformowała go Rils, wstając i wraz z nim podchodząc do regału. - Oraz historie opowiadające o pozostałych bogach i o tytanach. To tylko część zbioru - dodała, przystając obok i placem przesuwając po grzbiecie jednej z ksiąg. Narsh wraz z drugą elinką zostali na swoich miejscach, delektując się winem w ciszy.
Czarodziej przeglądał księgi. Większość rzeczywiście koncentrowała się na bogach i ich historii. Elf uśmiechnął się lekko widząc cieniutką książkę o szlachetnych rodach Allamanthei.
- Zawiera nieco przestarzałe informacje. - mruknął w powietrze. - Zostały utworzone dwa wakaty pośród niższych rodów, aby okazać pro-Federacyjną politykę miały być przeznaczone dla jednego człowieka i jednego castanijczyka. - odłożył ją na półkę i sięgnął po nieznane mu zupełnie wydanie historii o której wspomniała Rils. Uśmiechnął się z wdzięcznością do elinki i usiadł wygodnie zaczynając lekturę. Przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie.
- Wiem że może to dziwnie zabrzmieć i okazywać moją niewiedzę dotyczącą życia, nazwijmy to poszukiwacza przygód, ale czy nasza grupa ma jakąś nazwę? Zauważyłem też nasza swobodna rozmowa z panienką Rils wzbudziła zainteresowanie, czy rzekłbym nawet pewien rodzaj wzburzenia. Dlaczego? - spojrzał na castanijczyka.
Narsh w odpowiedzi roześmiał się, a Rils wyraźnie zaczerwieniła.
- Zapewne właśnie dlatego - odpowiedział. - Rils znana jest przeważnie z tego, że rzadko z kim prowadzi luźne rozmowy. Zgasić czyjś płomień życia, proszę bardzo, z tym problemu nie ma ale namówić ją na spacer i pogawędkę - tu zagwizdał, po czym westchnął. - I nie, nie mamy żadnej nazwy. Nie uznaję czegoś takiego. Za każdym razem gdy widzę wojaków wypinających dumnie pierś i zwących się Potężna trójca, czy coś w tym stylu… Cóż, miecze same mi wskakują w dłonie - wyznał. Siedząca na fotelu elinka roześmiała się tylko.
Elf uśmiechnął się do Rils.
- Prawdziwym zaszczytem zatem jest dla mnie że panienka uznaje mnie za odpowiedniego towarzysza do rozmów. Im więcej się dowiaduję tym bardziej rozumiem jaki honor mi uczyniono. Jestem zawsze do panienki usług. - skłonił się lekko.
- Słysząc taką nazwę to chyba każda myśląca istota ma ochotę zrobić coś prymitywnego, nierozsądnego i bardzo niemiłego. A przy tym ostatecznego. - mag uśmiechnął się krzywo do wojownika. - Jakie mamy plany na najbliższe dni po wylądowaniu? - zapytał. Choć nie lubił przyjmowania rozkazów rozsądek nakazywał mu teraz przekazać inicjatywę w ręce towarzyszy którzy najwidoczniej spędzili już trochę czasu na planowaniu swojego udziału w tej wyprawie.
Rils zaczerwieniła się jeszcze bardziej i wyglądało na to że zapałała ogromną miłością do woluminu traktującego o roślinach leczniczych, bowiem to tą księgę zdjęła z regału i zaczęła z pasją przeglądać. Sądząc po minach pozostałych bawili się oni setnie widząc w jakiej opresji znalazła się ich towarzyszka. Nie na tyle jednak by nie odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Przede wszystkim pasuje zapoznać się z obozem oraz naszą podopieczną - poinformował Narsh. - Jest ona nam na szczęście znana, więc przynajmniej tu nie powinno być dużych problemów. Znając jednak tą osóbkę, problemów będzie i to dużo. Jako że wylądujemy zapewne wieczorem, wypadałoby zjeść coś, a następnie się przespać. Wyruszymy w głąb wyspy dopiero kolejnego dnia. Z tego co mi wiadomo, naszym pierwszym zadaniem będzie dostarczenie księżniczki do głównej bazy lub też miasta, jak niektórzy zaczęli już to miejsce nazywać. Po tym… - wzruszył ramionami. - Jestem pewien, że coś się znajdzie dla zabicia czasu - dodał, bez wątpienia mając już w myślach wstępny plan tego czegoś.
- Sekrety tego miejsca czekają na to by je odkryć i zabezpieczyć - potwierdziła jego towarzyszka.
- Jeżeli zechcielibyście mi powiedzieć coś więcej o naszej “podopiecznej” będę wdzięczny. Jakieś konkretne plany co do eksploracji wyspy? - elf pochylił się w stronę towarzyszy szykując się do zapamiętania jak największej ilości informacji.
- W tej chwili jeszcze nią nie jest - sprostował Narsh. - Oficjalnie nie powinniśmy nawet wspominać o tym kim jest, póki nie wylądujemy.
- To księżniczka Hime z Pory Elinu, ambasadorka i jedna z patronów tej wyprawy, jak i poprzedniej - wyjaśniła króliczoucha.
- Ale równie dobrze możemy się tymi informacjami podzielić już teraz skoro do nas dołączyłeś - dokończył castanic, rzucając tylko krótkie, gniewne spojrzenie w stronę elinki.
- Istnieje ryzyko, że będzie chciała towarzyszyć nam także w poznawaniu wyspy chociaż obowiązki raczej jej w tym przeszkodzą - dodała Rils, przenosząc na siebie uwagę elfa. - Hime jest jednak dość uparta i gdy się na coś uprze to ciężko ją od tego odwieźć. Możliwe, że więcej problemów będzie z nią, niż z demonami.
Elf przysłuchiwał się im uważnie, pozornie nie zauważając różnicy zdań.
- No cóż to się okaże. Jak na razie wygląda na to że naszym zadaniem będzie przede wszystkim danie księżniczce to czego pragnie w takiej formie aby nie było to zbyt niebezpieczne. Jeżeli będziemy starali się całkowicie odciąć ją od przygód to najprawdopodobniej skończymy ścigając jakąś grupę awanturników do których się potajemnie przyłączyła po najgorszym i najbardziej niebezpiecznym obszarze wyspy. Idealnie byłoby najpierw oczyścić jakiś teren z najgorszych istot a później go “odkrywać” z księżniczką u boku. Wiem że to zabrzmi cynicznie ale może należałoby nająć jakąś grupę by się zajmowała odnajdywaniem takich miejsc i nazwijmy to “wstępnym przystosowaniem” ich do zainscenizowanych eksploracji. Oczywiście gdy księżniczka będzie zajęta obowiązkami można będzie zająć się swoimi wyprawami. - powiedział powoli, analizując problem.
~ Żal mi księżniczki, doskonale rozumiem jej pragnienie wyrwania się na wolność z więzów narzucanych przez urodzenie i status, ale jako osoba współodpowiedzialna za jej bezpieczeństwo nie mogę ryzykować jej życia i zdrowia. Udało mi się choć na chwilę zakosztować wolności tylko po to żeby pierwszym zadaniem było nie pozwolić zrobić tego innej osobie. To prawdziwa ironia. A pod hipokryzję podchodzi to że moje poczucie obowiązku powoduje że będę się starał “chronić” księżniczkę przed wolnością i swobodą z całych sił. ~ pomyślał ~Mogę co najwyżej postarać się żeby jej złota klatka była jak najobszerniejsza i jak najmniej widoczna. Może to wystarczy aby poczuła się zadowolona. Przekonamy się gdy ją zobaczę i z nią porozmawiam, o ile to będzie możliwe. ~ westchnął ciężko.
- Ze względów czysto politycznych i propagandowych byłoby przydatne żeby w osobistej ochronie księżniczki był przynajmniej jeden przedstawiciel każdej z ras Federacji. Podejrzewam że o to już zadbano, ale czasami rzeczy oczywiste uchodzą uwagi w natłoku spraw. - uśmiechnął się krzywo.
- Jesteśmy w trakcie kompletowania drużyny - przypomniał mu Narsh. - Nie musisz się zatem obawiać. O ile znajdziemy odpowiednie osoby to kwestia ta zostanie rozwiązana pozytywnie. Nie mam jednak zamiaru uciekać się do kompromisów. Chociaż nie mogę też powiedzieć, że niektóre względy osobiste nie będą tu brane pod uwagę. Wiedz jednak, że nie poświęcę dla nich dobra zadania - poinformował, ostatnim słowom nadając nieco ostrzejsze brzmienie. Ewidentnie coś było na rzeczy, chociaż nie dało się jednogłośnie stwierdzić co. Widocznie zadanie, które im powierzono, sprawiało więcej problemów niż oczekiwano i to zanim w ogóle się rozpoczęło. Nie wróżyło to dobrze na przyszłość.
- Księżniczka sama w sobie jest doświadczoną wojowniczką - zapewniła Rils. - Wątpię więc by nie odkryła tego, że próbujemy ją kontrolować za pomocą marchewki. Obawiam się także że takie postępowanie zaowocowałoby jedynie większymi problemami. Sam się o tym przekonasz paniczu, gdy już ją poznasz - zapewniła, obdarzając elfa łagodnym, przyjaznym uśmiechem.
- Cierpliwość i wiara będą dla nas równie potężnym orężem co ostrze miecza - dodała jej królicza towarzyszka. Nie dało się nie wychwycić aluzji.
- Zaprzestanę zatem snucia niewczesnych planów i poczekam aż panienki zdołają przedstawić mnie księżniczce. Wciąż zapominam że zewnętrzny wygląd, czy zachowanie elinek nie ma nic wspólnego z ich doświadczeniem. Przepraszam zatem i proszę o wybaczenie drogie panie. - powiedział poważnie i z namysłem elf.
~ Tak łatwo jest ulec złudzeniu i traktować je jak dzieci, a nie istoty stworzone z esencji bogini. Na dodatek te zwierzęce atrybuty i cienkie głosiki. Z tego co czytałem te dwie zachowują się ekstremalnie poważnie jak na swoją rasę co ma swoje dobre strony, łatwiej traktować je w odpowiedni sposób. ~ przez chwilę się zadumał. Następnie zaproponował wino obydwu elinkom, dolał go sobie do kielicha i schłodził zawartość. Wolał wino nieco zimniejsze niż ogólnie przyjęto. Potem zagłębił się w lekturze księgi zaproponowanej mu przez Rils.


Pobyt w Złotej kajucie trwał dość długo i przyniósł zarówno nową wiedzę jak i niespodziewany dodatek w postaci naszyjnika. W końcu jednak trzeba było wrócić do siebie i odpocząć. Kolejny dzień wstał równie pięknym jak poprzedni. O ile przewidywania miały się sprawdzić, nim nastąpi jego kres, dotrzeć mieli na wyspę, która celem ich podróży była. I tak też się stało. Widok Wyspy Świtu zapierał dech w piersiach chociaż budził też grozę, gdy się wiedziało co na niej czycha. Nikt jednak nie zwlekał z zejściem na ląd. Szybko też nowi rekruci zaczęli się rozchodzić by zdobyć oręż, odnaleźć przypisane im namioty czy łączyć się w grupy. Athariel grupy szukać nie musiał, namiot jednakże by mu się przydał bowiem nie wypadało by ktoś z jego rodu noc spędził pod gołym niebem. Udał się zatem tam, gdzie każdy udać się w końcu musiał, a mianowicie do kwatermistrza. Człowiek ów, w jesieni swego życia będący, przywitał elfa z szacunkiem i kurtuazją. Najwyraźniej wiedział już z kim ma do czynienia i jedyne co miał do zrobienia to wskazanie szlachetnemu elfowi jego lokum, choćby jedynie na mapie.
Odnalezienie namiotu nie było trudne, wystarczyło podążyć za wskazówkami i odnaleźć ten, który ozdobiono złotą gwiazdą. W nim zaś czekała na Athariela niespodzianka…
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline