Po skończonej bitwie, Abdel, przemoczony i wyczerpany, rozejrzał się dookoła. Pobojowisko przedstawiało ponury widok. Dziesiątki trupów, mase zniszczeń i wszechobecna krew. Zaraz też spostrzegł wracającego Adama i twarz mu się rozjaśniła:
- Adam, tutaj! - zawołał do brata machając ręką - Cieszę się, że widzę cię całego i w dobrej formie. Bracia padli sobie w ramiona.
- Ja też się cieszę, braciszku - odrzekł Adam - ale niewiele brakowało a nie było by mnie tutaj. Ktoś mi pomógł, ale nie wiem kto. Chciałbym móc się odwdzięczyć.
- Może jeszcze będziesz miał okazję. - Abdel uśmiechnął się w duchu na te słowa, ale nic nie dał poznać po sobie - No, ale nieważne. Powiedz, gdzie pozostali, bo nie widzę ich przy tobie? - zapytał z niepokojem w głosie. Adam spuścił wzrok i opowiedział o tym co zaszło w zasadzce. Abdelowi natychmiast zrzedła mina i zapłakał po cichu nad śmiercią towarzysza. Po długiej chwili, bracia podeszli w miejsce gdzie zebrali się inni i wysłuchali przemówienia Brada. Gdy skończył, a reszta gospodarzy też zabrała głos, Abdel złożył raport:
- Jeden nie żyje, dwóch rannych, a jeden... zbiegł. - westchnął głęboko - Pytasz się sołtysie czy pojedziemy z Tobą do Shalgon? Teraz już i tak nie mamy wyboru. Wieść o klęsce strażników rozniesie się szybko, a ich dowódca nie puści tego płazem. Ja i mój brat jesteśmy z Tobą. Abdel już wcześniej czuł, że pomagając sołtysowi w walce, wkroczy na ścieżkę, która poniesie go daleko poza granice jego małej farmy. |