Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2020, 22:38   #153
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 41 - 2519.VIII.13; ranek

Miejsce: Ostland; Las Cieni; okolice Kalkengard, obóz armii imperialnej
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); ranek
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, rosnący gwar obozu


Tladin



Okazało się, że tak prędko z wojakami Tladin się nie pożegnał bo tak samo jak on szli do chaty jaką zajmowali oficerowie. Tam musiał poczekać razem z większością zwiadowców bo do chaty najpierw wezwano szefa tej większej grupki. Kristian i jeden z jego ludzi zniknęli wewnątrz chaty gdy większość jego ludzi rozsiadła się przed chata zastanawiając się co będzie na śniadanie i na co wymienia swoje fanty. Niektórzy niepokoili się czy oficer dotrzyma słowa i wypłaci im to co obiecywał wieczorem.

W końcu Kristian wraz ze swoim pomocnikiem opuścili chatę i pozostali gebirgsjager wstali, otoczyli go i pytali co wyszło. Cała grupka oddaliła się w stronę budzącego się do życia obozu. Rzeczywiście sądząc po dymach ognisk i zapachu kuchnie już pracowały aby wkrótce napełnić żołądki wojaków.

- Z bogami. - kapral na odchodne machnął dłonią Tladinowi w geście pozdrowienia.

No a Tladin został wezwany do złożenia meldunku jako kolejny. Minął strażników i wszedł więc do izby podobnej do tej w jakiej spędził większość nocy. Tylko tutaj w piecu było napalone więc promieniowało przyjemne ciepło. Działało to bardzo kojąco na zmarznięte członki.

- Kim jesteś? Co masz do zameldowania? Częstuj się jeśli masz ochotę. - oficer jaki urzędował za zwykłym, chłopskim stołem wskazał krasnoludowi na wolne krzesło. Na stole stał dzban i gliniany kubek do dyspozycji gościa. Obok oficera siedział chyba skryba bo miał mnóstwo papierów przed sobą i chyba gotów był zapisać nowe.

Oficer musiał być w kwiecie wieku. Miał modne u ludzi wąsy i zadbaną bródkę. Chociaż szczecina na policzkach sugerowała, że nie golił się ostatnio zbyt często co nieco psuło ten efekt. Szczecina nie sięgała jednak starej blizny na policzku. Mężczyzna wydawał się poważny i czuć było od niego zawodowego oficera. A teraz czekał na raport od zwiadowcy z jego nocnej wycieczki.


---



Rozmowa w chacie chyba nie trwała zbyt długo. A może tylko tak się wydawało. W każdym razie Tladin przeszedł przez poranny obóz. Większość wojaków była na etapie wstawania, porannych modlitw i ablucji, rozpalania ognia albo marszu do lasu po materiał na te ogniska. Rżenie koni i bydła dołączało się do tej kakofonii dźwięków. Właściwie to jeśli chciał się załapać na śniadanie to nie było sensu kłaść się spać. Budzący się dzień coraz bardziej rozpraszał mgłę i zapowiadał cię całkiem ładny i słoneczny poranek. Nawet zaczynało się robić trochę cieplej i już ten przenikliwy, mokry chłód przedświtu tak nie wnikał w ciało. Nocne przygody nie wywarły na krzepkim khazadzie zauważalnego wpływu. Owszem oberwał, jego kolczuga jeszcze więcej, tak był głodny i zmarznięty ale z tego wszystkiego tylko otrzymane w nocy rany mu tak jednak dokuczały. Z drugiej strony choć wydawało się, że jego siły są niespożyte to jednak jego ciało, jak każde inne, też miało swoje limity wytrzymałości. Na pocieszenie za te nocną wycieczkę miał swój trzos trochę cięższy niż wieczorem. Armia okazała się słowna i wypłaciła mu obiecaną sumę po wysłuchaniu jego raportu.

Ale zanim doczekał się śniadania to najpierw czekał go powrót do wozów i reszty towarzyszy. W gmatwaninie płotów, wozów, ognisk i namiotów oraz ludzi i zwierząt łażących w tą i we w tę odnalazł właściwe wozy. Te ratuszowe dwukółki i ten ciężki wóz niziołków. Jego towarzysze już nie spali i widząc powracającego krasnoluda zerwali się z miejsc z zaniepokojonymi minami. W końcu wieczorem wyszli w szóstkę a wracał sam.

- A gdzie nasz pan? Gdzie Karl? Co się stało? - dopytywali się z niepokojem ludzie Karla gdy tylko Tladin podszedł do ogniska a Karla nigdzie nie było widać.

- A moi kuzyni?! Co się z nimi stało?! - pucułowaty Milo przepchnął się przez dwóch ochroniarzy i z taką samą troską w głosie dopytywał się o swoich pobratymców, krewniaków i wspólników.




Miejsce: Ostland; Las Cieni; okolice Kalkengard, splądrowana wioska
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); ranek
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, odgłosy lasu, środek leśnej głuszy



Karl


Tamci co ścigali Karla przy bramie, chyba zwierzoludzie, nie ścigali go zbyt długo. Jakby wystarczyło im przegnanie go ze swojego rewiru. Więc gdy odbiegł trochę od murów miasta, gdy te najpierw rozmazały się w porannej mgle a w końcu znikły zupełnie to znikli też jego prześladowcy.

Znów znalazł się na tej samej drodze jaką szedł już raz nocą. Tylko tym razem szedł sam i w przeciwnym kierunku. Czekała go dość długa droga powrotna. Pocieszające było to, że póki będzie się trzymał drogi to nie powinien się zgubić. Mniej pocieszające było to, że poczwary jakie dominowały w okolicy były typowo leśnej natury i dróg nie potrzebowały. Las był dla nich domem i droga była oczywistym miejscem do zasadzki.

Przy okazji jednak siłą rzeczy był skazany na podziwianie mrocznego królestwa Talla. W innych okolicznościach byłaby to świetna okolica na polowanie, przejażdżkę czy choćby zbieranie grzybów i runa leśnego. Mgła stopniowo rzedła i poranek wstawał pogodny. Gdyby nie te wzdęte trupy ludzi, nieludzi i koni byłby to bardzo malowniczy zakątek.





Właśnie jak tak szedł tą drogą zorientował się, że wśród tej rzedniejącej mgły widzi coś przed sobą. Najpierw dostrzegł po prostu jakiś ciemniejszy kształt. Szybko zorientował się, że ten kształt musi się poruszać w tym samym kierunku co on bo inaczej szybko by zaczęli do siebie zbliżać kursem kolizyjnym albo po prostu dochodziłby do tego czegoś. Więc tamto coś przed nim musiało maszerować w tą samą stronę co on.

Niedługo potem zorientował się, że to są dwa cosie. Co szły obok siebie. A w końcu, że należą do niskich, kuleczkowatych postaci. Te chyba go usłyszały bo odwróciły się w jego stronę i wtedy poznał, że to Tido i Barlo.

- Karl! - ucieszyły się niziołki gdy zbliżyli się na tyle by móc rozmawiać. Obaj go uściskali jak dawno nie widzianego przyjaciela.

- Ty żyjesz! Myśleliśmy, że tylko nam się udało! - Tido mówił ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem wciąż nie puszczając mężczyzny z objęć.

- A inni? Spotkałeś kogoś? Wiesz co z nimi? - zapytał Barlo gdy już te pierwsze uściski i powitania mieli za sobą.


---



I tak dalej szli we trzech powoli zbliżając się do obozu. Mgła stopniowo rzedła, robiło się coraz jaśniej, przejrzyściej i cieplej. W serca zdawała się wracać otucha, że jakoś się z tej wyprawy wygrzebią. Szli dość wolno bo krótkonogie istoty niezbyt były kompatybilne z długonogim Karlem. Ale dzięki temu mieli większe szanse wypatrzyć coś zawczasu.

- Już chyba niedaleko. Chyba poznaję tą wioskę. - Tido ucieszył się widząc splądrowaną i częściowo spaloną wioskę. Co prawda nie był to zbyt cieszący widok dla pobratymców tych splądrowanych i spalonych ale oznaczało, że są od obozu już rzut beretem. W ciągu pacierza powinni już widzieć obóz. Jeszcze ta wioska, kilka zakrętów i już będą “w domu”. Ale wojenna fortuna im nie sprzyjała. Ledwo przeszli kawałek otwartej przestrzeni idąc drogą prowadzącą wzdłuż tych splądrowanych, drewnianych chat gdy usłyszeli zwierzęce wycie i szczęk broni. Na skraju lasu z jakiego dopiero co wyszli pojawiło się z pół tuzina zwierzoludzi. Mieli prawie ludzkie głowy choć z małymi rogami i zwierzęce odnóża. Zawyli widząc swoją zwierzynę łowną i rzucili się do ataku. Mieli dwukrotną przewagę liczebną nad zaatakowanymi a do tego dwa niziołki raczej nie sprawiały wrażenia zawodowych wojowników. Teraz też obaj pisnęli ze strachu i rzucili się do ucieczki. Chociaż przeciwko półzwierzęcym przeciwnikom zbyt długo uciekać nie mogli. Może zdołaliby dobiec do którejś z chat zanim opadnie ich ta myśliwska sfora. Niewielkim pocieszeniem było to, że Karl nie zauważył u kopytnych broni zasięgowej więc musieliby dotrzeć do nich aby doszło do starcia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline