Przed wieczorem Max był gotów. Nawet samochód działał, choć ciężko wchodziły biegi. Dron kołował nad magazynem zrzucając obraz z kamer na monitory Maxa.
Tommy, w towarzystwie Franko i Duncana, drążył tunel. Wg krokomierza był już w obrębie ogrodzenia. Niestety gps nie sprawdzał się podczas akcji na kreta. Franko na ramieniu miał plecak z kilkoma butlami specyfiku Maxa. Wystarczyło polać prochy tym świństwem i staną się tylko glutowatą galaretą o bogatym, aczkolwiek nieprzydatnym składzie chemicznym.
Dwa oddechy przez maski tlenowe nadawały całej wyprawie kosmiczny akcent. Dziurawienie betonu wokół magazynu było niepotrzebnym ryzykiem. - Jesteśmy pod magazynem. Mniej więcej pod główną alejką. - powiedział Tommy. Zerknął na zegarek, Max już powinien kontrolować kamery i puszczać im spokojny kawałek w kółko.
Powoli w górę. W końcu wpadło trochę świeżego powietrza. Chłopak zdjął maskę i “ubrał się” w kamienny pancerz.
Komunikator w uchu zaskrzeczał i odezwał się Max:
- Mieścicie się w czasie. Kamery mam pod kontrolą, zaczekajcie minutę aż minie was patrol i wychodźcie. Nawet nie wiecie jakie piekło rozpętało się w internecie po publikacji filmiku. Idą, cisza.
Faktycznie, chwilę później usłyszeli kroki. Dwóch osób. - Poszli, możecie wychodzić. To czego szukamy chyba jest ułożone na kupę w głównym korytarzu między regałami. Nigdzie indziej nie mieli tego jak upchać.
Tommy poszerzył dziurę i ostrożnie wyszedł. Znalazł się w jednej z alejek. Wyjrzał zza regału. Faktycznie parę metrów od nich zobaczył pryzmę worków foliowych wyższą od niego i długa na jakieś 10 metrów. |