No i chu no i sześć pomyślał Lahey chwiejąc się nad zwłokami zlinczowanego miastowego. Dla zabicia smutku napił się ze swojej magicznej butelki, niemal tracąc przy tym równowagę. Ciężki jest los polejmana, oj ciężki.
W sumie, to… może to i dobrze, że usunęli słotkiego syropka? Rolę miał silną, ale znikomą motywację by walczyć z gównoburzą Rickiego. A wiedzieć trzeba, że życie Rickiego ulepione było w gównostożek, które zamieniało wszystko czego dotknął w gówno. GÓWNO! Wszędzie gówno! Gównoburza! Gównopioruny! Gównoślady! Gównochwasty! Gównostrzębie! Gównoznaki! Wodospady gówna.
Rankiem, Jim ocknął się w jadali, gdzie zapewne urwał mu się film. Przykryty był stołem, krzesłem, doniczką, a na głowie miał akwarium z rybką, która pływała mu przed oczami.
- Randy?! Oj Randy, szemuś mnje nj obudz… No tag… Randego nje ma… znowu pewnje oszedł pot fastfooda edawać swoje szszszeksowne, penkate cjało za kilka szizzzburgerów.
Zbierając swe chuderlawe, stare, pomarszczone i zabarwione na niebiesko „zwłoki”, wykopał się spod stosu gówna dnia minionego i ruszył w poszukiwaniu gówna dzisiejszego. Odbijał się przy tym od ściany do ściany, bowiem korytarze tego przybytku, były wąskie, ciasne, pochyłe i o zachwianej grawitacji.
W końcu dotarł do zgromadzenia, by się dowiedzieć, że Ricki, Julien i Bubbles, sprzątnęli minet… monetkę i gościa, który wyglądał jak Trevor.
Mr. Lahey mógłby się ostro wkurzyć, że kolejne szambo wybiło i postanowiło zalać jego spokojne życie na emeryturze, gdyby nie fakt, że pewna osoba przeżyła tę noc, a to oznaczało, że Chłopcy nie wiedzieli kim była i co potrafiła. Zawsze to jakiś plus w tej sytuacji. W prawdzie gówniany plus, ale plus.
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab" |