Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2020, 01:48   #116
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie bez stęknięcia sztukmistrzyni dźwignęła bridowe chomąto i oparła je o koło wozu, które odezwało się rozpaczliwym jęknięciem. Zaś sam jej domek chyba.. jakby.. trochę się przekrzywił pod tym nagłym ciężarem. Tak troszeczkę.
Wyprostowała się, po czym dłonią poklepała konisko po potężnej szyi. Było to tym łatwiejsze, że Mały Brid' opuścił nisko głowę i zajął się skubaniem trawki u swych kopyt. A zatem skoro nie musiała do niego podskakiwać, ani wspinać się na palce, to wykorzystała ten moment wytchnienia żeby rozejrzeć się po okolicy.
Nie spodobał jej się ten widok. Tak jak i wcześniejszy, gdy przyglądała się wiosce z siedzenia kozła.

-Pfft, śmierdzi druidztwem – podsumowała ozdabiając twarzyczkę grymasem obrzydzenia. Ale choć targały nią tak silne emocje, to nie była głupia. Dlatego swe słowa kierowała do znanych i zaufanych uszu: końskich, lisich i przede wszystkim tych należących do skrzydlatej bardki. To właśnie z nią podzieliła się swoimi podejrzeniami -Ej, może to tutaj się przeniosły te wszystkie nagusie z tamtego kamiennego kręgu! Czujesz się jak w domu?

- Nie.. to osada. Ja mieszkałam w lesie. A ten druid nie jest mi znany. Ale może mają jakiś krąg, co? Zobaczymy?
- podekscytowała się lekko wróżka -Druidzi są mili, znają różne sztuczki i mają dużą wiedzę. Potrafią leczyć i pokazywać ukryte rzeczy i jeszcze nie przeszkadzają im widzowie! Zamierzasz zostać druidką? A może potężnym wcieleniem żywiołu ognia? Jak w kręgu menhirów czy na zamku, gdy pogo…palec elfki odruchowo powędrował do ust rozgadanej wróżki. Trixie mogłaby za dużo wygadać. Ale chyba też wiele wiedziała o druidach.

-Cicho, cicho, cicho! -Eshte w spanikowaniu próbowała uciszyć wróżkę, co właściwie nie było niczym zaskakującym. Każdego dnia musiała ją powstrzymywać przed wypowiedzeniem zbyt wielu słów w nieodpowiednim towarzystwie, albo przed rozsiewaniem swojego BARDZO niebezpiecznego pyłku - Nikt nie może usłyszeć o moim małym.. talencie. Ani szlachciurki, ani ich służba, ani inni artyści. A już na pewno nie ten porośnięty zielskiem druid.
Zwykle jedno przypomnienie starczyło Trixie na.. no, na chwilę, więc elfka cofnęła od niej rękę i obie skrzyżowała na piersi. Spod byka spojrzała w kierunku miejsca, gdzie wcześniej zobaczyła tamtego mężczyznę -Zauważyłaś jak się we mnie wpatrywał tymi swoimi kurzymi ślepami? Pewno kolejny zbereźnik, jak cały ten ich Dzikun.

- Oni wiedzą, wiesz? Nie muszą widzieć, czy słyszeć? Może węszą?
- zamyśliła się mała bardka. - W każdym razie wyczuwają swoich.
Oczy Trixie zrobiły się wielkie jak spodki ( od bardzo małych filiżanek co prawda), gdy mówiła. - Czyżbyś była potajemnie druidką?!

-Cooooo? Nie!
-Eshte ostro się obruszyła na to przebrzydłe oskarżenie. Prawie podskoczyła w miejscu, ale i ręce szeroko rozłożyła, co by wróżka mogła się dokładnie przyjrzeć jej kończynom i ogólnie gibkiemu ciałku -Czy widzisz, żebym czymś porosła? Mam ogon? Ośle uszy? Uprawiam gołe tańce ku chwale tego ich rogatego bożka?!
Prychnęła w niedowierzaniu, że Trixie mogłaby ją posądzać o takie obrzydliwości. Buńczucznie wsparła swoje całkiem elfie dłonie na równie elfich biodrach -Tamtego pewno spodnie zaczęły cisnąć na mój widok, ostatnio tak zaczęłam działać na mężczyzn, wiesz. Jakiś mam kuźwa blask, czy coś.

Nie wypowiedziała tych słów z dumą, wręcz w jej głosie rozbrzmiewało rozdrażnienie tą przedziwną sytuacją. Wprawdzie jak na razie owych mężczyzn było tylko dwóch, a wśród lubieżników była również kapłanka, ale już taka ilość natrętów sprawiała jej same kłopoty.

- No… ganiałaś nago parę razy i płonęłaś ogniem.- zastanawiała się wróżka trochę za głośno. I przypominała kłopotliwe epizody z Panią Ognia. Po czym dodała.- Druidzi twierdzą, że Dzikun jest jedynym prawdziwym bóstwem tego świata, a reszta to pijawy które przyszły na gotowe i wcisnęły swoje zasady tworząc cywilizację. Nie lubią cywilizacji i… ubrań też nie.
Wzruszyła ramionami opowiadając dalej.- Mówią że cywilizacja nas zmiękczyła i dlatego Panowie i Damy się tu panoszą. Kiedyś było inaczej. Noooo… ale ja owego kiedyś nie pamiętam. Poza tym są mili, potrafią leczyć i są opiekuńczy i… nie przeszkadza im jak coś podejrzę.

-A to nie tak, że wyznawcy każdego bożka uznają właśnie swojego za największego i najwspanialszego? Nawet jeśli tym Oh-Najpotężniejszym jest byle karzełek w peruce i podomce..
- mruknęła powątpiewająco Eshte, która jako światowa artystka niejednego oszołoma widziała, niejednego proroka słyszała i niejednym czcicielom rybiego bożka zamykała drzwi wozu przed nosem. I tak jak od tamtych, tak i od dzikunowych sympatyków wolała trzymać się z daleka.
Jednak byłaby najszczęśliwsza, gdyby i sam Dzikun się od niej odchrzanił się. Z tą myślą zwróciła się do Trixie z pytaniem. No, z pytaniami -Długo żyłaś blisko druidów, nie? Widziałaś, żeby któryś z nich stawał w płomieniach tak jak ja? A może tańcowali w tym całym kamiennym kręgu?

- Płomieni nie… ale tańcowali nago w kamiennym kręgu i robili inne rzeczy. Także to co ty ze swoim mężem.
- przypominała sobie bardka siedząc grzecznie na kole wozu.- Większość czasu poświęcali na zbieranie ziółek, przygotowywanie wywarów, bimbrownictwo i leczenie różnych zwierząt i ludzi, i nieludzi.
Trixie uśmiechnęła się dodając.- Nie znam się za bardzo na innych kapłanach, bo ci jakoś w większości nie lubią wróżek i wolą je obchodzić szerokim łukiem, aaaleeee… druidzi są znośni. Dla nich wszyscy jesteśmy dziećmi Dzikuna, bez względu komu bijemy pokłony.

-Nooooo
– elfka nagle się wyprostowała, co spowodowało napięcie się tuniczki na jej wypchniętych ku światu piersiach -Mi to wystarczył jeden kroczek postawiony w tym ich kręgu, żebym zaczęła ciskać ogniem we wszystkie strony. Więc chyba oni coś robili źle, co?
Nie był to najlepszy powód do dumy, ale lepszy taki niż żaden. Wprawdzie Pani Ognia bywała przydatna, jednak częściej sprawiała sama problemy i później kuglarka musiała się wstydzić za jej bezwstydne zachowanie. A za własne nie wstydziła się nigdy!

-Może właśnie dlatego sobie stamtąd poszli? Krąg na nich nie reagował, więc zaczęli szukać innej polany i nowych kamieni do poukładania – wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie spodziewając się niczego innego po tych kamieniolubnych nagusach.

-Nie wiem… chyba powinnaś zapytać męża.- stwierdziła Trixie zakłopotana brakiem swojej wiedzy. I użyła jeszcze tego paskudnego słowa… “mąż”.- Mówi tak jakby wszystko wiedział. A co do druidów, to… nigdy nie pytałam o ich sprawy. Myślałam, że będą zawsze… a tu nagle, zniknęli bez śladu.

-A potem pojawiłam się ja!
-gdyby wróżka była większa, to w tym momencie ucieszona Eshte klepnęłaby ją mocno w plecy. Ale nie była większa, wręcz była malutka. Dlatego elfka poprzestała tylko na błyśnięciu zębami w uśmiechu -Sztukmistrzyni zamiast golasów baraszkujących w zielskach, wóz i podróże zamiast ciągle tego samego lasu. Dobrze wyszłaś na tej wymianie!
Parsknęła głośnym śmiechem osoby przekonanej o swojej wspaniałości, jednak zaraz jej minka nieco zbladła. Wywróciła oczami -Thaaneeekryyyst wie tyle o druidach co wyczyta ze swoich ksiąg, czyli niewiele. Musiałabym znaleźć kogoś bardziej doświadczonego w odmawianiu dzikunowych darów.

- Noooo … tu jest jeden.
- uśmiechnęła się bardka i dodała. - I nie martw się. Mogą wyglądać dziko i niepokojąco, ale są bardzo przyjaźni. I sprzedają ziółka.

-Przyjaźni..
- kuglarka prychnęła cicho pod nosem. O ile wróżka była prawdziwym ucieleśnieniem naiwności, to sama Eshte musiała być jej całkowitym przeciwieństwem i większość osób podejrzewała o podłe zamiary. Tym razem nawet miała ku temu powody -Widziałaś tamte elfy na rozdrożach? Zapewniam Cię, że same się nie powiesiły na drogowskazie. I jakoś wątpię, by ten tutaj druid próbował je bohatersko ochronić przed tak parszywym losem.
Dłonią potarła kark, na którym uniosły się drobniutkie włoski zdradzające jej wewnętrzne zaniepokojenie.
-Nikt tutaj nie jest przyjaźnie nastawiony do spiczastouchów - dodała ponurym tonem -Ty też nie powinnaś nigdzie sama odlatywać.

- Mnie ludzie, albo lubią… lub uciekają ode mnie. Nie wiem czemu.
- odparła zamyślona Trixie.- Czasem tylko jakaś zabłąkana strzała leci w moim kierunku, ale tak to już bywa gdy jest się malutką.
Po długim machaniu skrzydełkami z pewnością wszyscy wróżkę lubią… albo ignorują pogrążeni w wywołanej pyłkiem chuci. A i te strzały mogły nie być zabłąkane, tylko niecelne.

-Podobno istnieją na świecie takie zakątki, gdzie duszone skrzydełka wróżek są uznawane za „efrądo z jaki”. Wiesz, wyjątkowe pyszności – Eshte wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby na tych samych stołach znajdowały się też policzki elfów z rodzynkami czy innym paskudztwem.
Pochyliła się do małej bardki, a wraz z jej ciałem zniżał się także jej głos - Kto wie, może właśnie jesteśmy w takim miejscu? Może tamten druid wcale nie patrzył na mnie, tylko zastanawiał się jakie grzyby będą pasowały do Twojej twarzyczki? -oczy elfki rozszerzyły się w takim rodzaju trwogi, który pasował nocnemu przesiadywaniu przy ognisku, ale zwykle tych „strasznych opowieści” słuchały dzieci. No, albo podpici dorośli.

-Pewnie już czeka do kolacji, żeby Cię złapać i – wyczucie czasu było niezwykle ważne w profesji każdego artysty. Najwyraźniej również Skel'kel zaczął ociekać kunsztem kuglarki, bowiem właśnie w tym momencie, najlepszym ze wszystkich momentów, wysunął pyszczek z kieszeni jej tuniki i kłapnął ząbkami w kierunku Trixie.
Ah, perfekcja.

-Napraaawdę?! To straaszszne! Musimy unikać takich miejsc… - przeraziła się Trixie, ale nie tak bardzo jak się kuglarka spodziewała. Bo uśmiechnęła się wesoło.- Ale to takie nie jest. Inaczej nie byłoby tu druidów.
Miała bowiem niezachwianą wiarę w tych dzikusów. Biedna naiwna wróżka.

-Póki co widziałam tylko jednego... -tym razem to na Eshte przyszła kolej, żeby się przestraszyć. Tak troszkę. Bowiem bardziej niż strach odczuła niechęć do tego, co kryło się za słowami wróżki.
Wyprostowała się podskokiem, po czym raz jeszcze czujnie zlustrowała sąsiedztwo swego domku -Myślisz, że może ich tu być więcej?!

-Nooo… może być cały krąg. To tak z sześcioro..
- zadumała się bardka, podczas gdy kuglarka z ulgą dostrzegła brak jakichkolwiek druidów kryjących się w okolicy, chociaż…. ten kot czający się koło jednej z chatek wydawał się elfce podejrzany. Ciągle się na nie gapił, a przecież druidzi potrafią przybierać postać zwierząt. Wszyscy to wiedzą.






Kuglarka przymrużyła oczy. Gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca.
Czy to tamten kurwikooki druid przysłał tu jednego ze swojego pobratymców na przeszpiegi? Czego się po niej spodziewał?! Że będzie tu uprawiała jakieś ich drzewne czary-mary? A może przechadzała się na golasa?! Szlachciurek, kapłanka, chędożony Pierworodny, druid – nieważna była rasa, płeć czy profesja, po prostu każdy chciał sobie zerknąć na goły tyłek sztukmistrzyni Meryel! Obrzydliwcy!

Ooooooh! A jeśli podglądał ją mając nadzieję na coś innego, coś tak strasznego, że na samą myśl w kuglarce zagotowywała się krew w żyłach?! Czy to bez-czel-ne druidzisko liczyło na DARMOWY występ?! Tego już było za wiele!

Pochyliła się i chwyciła w dłoń niewielki kamień. Zamachnęła się.
-A kysz! Poszedł stąd! - z tym bojowym okrzykiem na ustach, Eshte cisnęła kamieniem w zuchwałego sierściucha.

Podziałało. O dziwo, kot pierzchnął z miauknięciem jakby był tylko zwyczajnym dachowcem, a nie druidem w przebraniu. Ale pewnie chciał uśpić czujność... parszywy naturofil.

-Planujemy jakiś występ wieczorem?- zmieniła temat Trixie nie znając się na naturze profesji kuglarki. Eshte już bowiem fachowym okiem oceniła osadę. I zakwalifikowała ją do kategorii: ciemne zadupie. Tu ludziska niechętnie są gotowi wyłożyć pieniądze na występ (o ile w ogóle jakieś monety mają) i nie bardzo da się tu zarobić.

Występowała w takich miejscach, jedynie będąc w desperacji i popisując się za zapłatę w naturze (tą “naturą” było oczywiście siano dla jej konika i trochę zboża i fasoli dla niej samej). Poza tym nie lubili ognia w takich miejscach i sztuczek z nim związanych. Tak więc… nie byłoby sensu ni powodu wysilać się dla miejscowych, ale Trixie była nowa w branży i jeszcze tego nie pojmowała.

-E, wątpię – odparła Eshte nadal łypiąc złowrogo w kierunku, w którym zniknął druid w kociej skórze. Była za sprytna dla tej zgrai, ot co -Szlachciurki nadal trzęsą portkami po wczorajszym ataku i plucie przed nimi ogniem nie byłoby dobrym pomysłem. Wolę się dzisiaj nie wychylać, bo jeszcze im jakieś bzdurne pomysły przyjdą do łbów. A mieszkańcy tej wioski też nie są z tego rodzaju, co płaci za występy.
Wzruszyła ramionami, po czym wpadła w mentorski ton. Nie miała ku temu wielu okazji, ale jak już się jakaś trafiała, to artystka ochoczo z niej korzystała do dzielenia się swoją wiedzą -Bo wiesz, każdy sobie może występować za darmo. Sztuką jest potrafić z tego wyżyć i napełnić sobie brzuch.

- A sława? A fama? Jak możemy stać się sławne i rozpoznawalne, jeśli nie będziemy się popisywać?
- zapytała nieco smutnym głosem wróżka, która choć miała podobne priorytety do elfki, to ustawione w innej kolejności. Dla niej sława była ważniejsza od monet. I była gotowa występować…. za darmo, co z kolei było odrażającym konceptem dla samej Eshte.

-Sławą się nie najesz. Znaczy, może Ty się najesz, bo jesteś malutka, ale ja na pewno nie – elfka jak najbardziej mówiła z własnego doświadczenia. Wszak kiedy była jeszcze młodą, naiwną ( choć nie TAK naiwną jak Trixie ), początkującą artystką, to też marzyła o życiu wyłącznie ze swojej sztuki i sławy, o cieszeniu każdej napotkanej osoby swoim talentem. A potem zderzyła się z głodną rzeczywistością.

-Trzeba potrafić sobie dobierać publikę. Najlepsza jest ta, która na koniec w zachwycie obsypuje Cię kosztownościami i zaproszeniami na swoje przyjęcia. Najgorsza zaś wyciąga widły i próbuje Cię spalić na stosie za niewinne kuglarskie sztuczki – jakieś konkretne wspomnienie wykrzywiło wargi sztukmistrzyni w brzydkim grymasie zdegustowania takim podejściem do JEJ sztuki. Dla niektórych ludzi nie warto było wskrzeszać nawet iskiereczki - Wszystkiego Cię nauczę, nie martw się.

- To co będziemy robić? Szukać szpiegów złego Pierworodnego? Krzyżować plany twojej rywalki do serca Tancrista? Prowokować bójki w barze?
- pytała entuzjastycznie wróżka wymyślając głupiutkie misje. W tej zabitej dechami dziurze nie było nawet porządnej karczmy. Każdy pędził bimber (zapewne drzewny) we własnym zakresie.

-Możemy zacząć od odnalezienia Czarusia i zaprzęgnięcia jego leniwego tyłka do.. - ciekawie się zaczynało, ale Trixie nie miała przyjemności usłyszeć zamiarów elfki co do tej przesadnie jędrnej części ciała czarownika. A nie usłyszała, bo Eshte nagle urwała i zapatrzyła się w przestrzeń między chatynkami. Ślepia przymrużyła, wargi zacisnęła w wąską linię.

Nie, to nie druid w kociej postaci wrócił na przeszpiegi, chociaż obu intruzów łączył podobny wzrost. A raczej jego brak. Tym razem ponure spojrzenie kuglarki przyciągnął niziołek o głowie okolonej loczkami, które upodabniały go do tych grubiutkich dzieciaków ze skrzydełkami.
To nie tak, że nie lubiła tego kurdupla. Lubiła, ładniutko układał jej włosy. Ale lubiła go.. samego, nie w towarzystwie kapłanki. A chociaż teraz na pierwszy rzut oka zmierzył w ich kierunku bez Arissy, to Eshte wyraźnie widziała jej przebrzydłą aurę wokół niego. Aż był od niej lepki, tak samo jak lepka była sama kapłanka.

-Tsk, a zapowiadał się taki spokojny dzień - zamarudziła spoglądając na zbliżającego się Loczka, jak na najgorszy ze złych omenów. Że też niektórzy wierzyli, że to czarne koty przynosiły pecha. Pewno nigdy nie spotkali wysłannika Arissy.




* * *




Miało to wprowadzić w osłupienie niejednego wielbiciela niezwykłej kuglarki, ale musimy to w końcu powiedzieć otwarcie - nie była ona idealna! Tak, tak. Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré posiadała WADĘ. WADĘ!

Rysą na jej prawie nieskazitelnej postaci było - UWAGA, niech wszyscy usiądą - niesprawdzanie się w roli perfekcyjnej gospodyni. Często zmęczona po występach lub długiej podróży po prostu zostawiała ubranie tam gdzie akurat się rozebrała, nieraz z garnków musiała zdrapywać resztki wczorajszego jedzenia, a o ścieraniu kurzu to już w ogóle nigdy nie słyszała. Dawniej Papcio jeszcze pilnował, aby myła po sobie naczynia, ładnie składała ubrania i nie zostawiała igieł w miejscach, gdzie ktoś mógłby się na nie nadziać, ale później już sama się sobie stała gospodynią. Nie oznaczało to, że utrzymywała w wozie bałagan tak wielki, jak dramatyzował czarownik wychowany z całym zastępem służby. Raczej był to taki.. artystyczny bałaganik pasujący kuglarce. Artysta żyjący w czystości był po prostu dziwny. Albo nudnawy.

Elfce nie przeszkadzał własny nieporządek. No właśnie - własny. Ciuchy porozrzucane na podłodze przez samą siebie, kubeczki i filiżanki z niedopitymi przez siebie trunkami, z własnej winy porozbijane naczynia, kuglarskie akcesoria zapełniające każdy kąt wozu. Kuglarka brała pełną odpowiedzialność za wyrządzany przez siebie bałagan. Żyła z nim w zgodzie.
Dlatego rozdrażnieniem przepełniał ją widok istnego CHLEWU wyrządzonego współpracą Paniuni i cuchnącego trolla. To nie ona wywróciła cały wóz do góry nogami, więc czemu teraz musiała wszystko sama sprzątać?! Nie mogła już wymagać wiele od trolla, w końcu zostało po nim niewiele niż skwierczący ślad na ziemi, jednak lalunia to już powinna tutaj od rana zasuwać na kolanach ze szmatą! Eshte głośno i uparcie wspominała mężusiowi o swoich roszczeniach, ale ten po prostu zostawił ją samą z tym obcym chaosem. To fałszywe małżeństwo brzmiało wyjątkowo prawdziwie.

Została sama z tkaninami plączącymi się na podłodze, z tą samą podłogą miejscami klejącą się od niewypitych trunków, z gołębiami panoszącymi się pośród porozrzucanych ubrań, z rozsypanymi skarbami i pamiątkami - no, dużo tego było. A elfka nie miała co liczyć na pomoc Trixie czy Thaaneeekryyyysta. Oboje traktowali wóz jak gospodę na kołach, do której przychodzili tylko się przespać i znikali na resztę dnia. Zaś dla Eshte były to własne cztery kąty. Brakowało im zamkowych luksusów, nie zatrzymywały się nigdzie na dłużej, ale tylko takie znała i posiadała. I jeśli ona ich nie posprząta, to kto?

Pyknęła sobie z fajeczki na pocieszenie. Podciągnęła rękawy.
Ten łajdak to nawet nie zaproponował opłacenia armii służek do wysprzątania wozu. Eh, żadnego pożytku nie było z jego szlachciurskich tytułów. Równie dobrze mogła mieć świniopasa za niby-męża. Równie dobrze mogła podróżować samotnie. Wtedy przynajmniej miałaby tylko własny bałagan do posprzątania.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem