Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2020, 08:16   #16
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Dziękuję Grave Witch i Buce za dialogi

Zajęcie się automatem do kawy nie było ostatnią czynnością jaką JJ miał w planach. Technik po wymianie uprzejmości z Master sierżantem Reynoldsem wyruszył w poszukiwaniu jedzenia. Na blaszaną tackę trafiły dwa talerze, kubek i sztućce. Jeden talerz wypełniły gofry, a na drugim wylądowała jajecznica z kilkoma plastrami wędzonego boczku. Kubek wypełniła miętowa herbata. Nie mogło też zabraknąć dwóch tostów z masłem. Jones najwyraźniej wziął sobie do serca słowa matki, że śniadanie było najważniejszym posiłkiem dnia.


Jacob nie mógł klapnąć przy pierwszym lepszym stoliku. Rozglądał się chwilę po barwnym towarzystwie niczym niechciany kundel czekający na dobrego samarytanina, który zechce go przygarnąć. W końcu technik ruszył do stolika przy którym siedziała Starsza Kapral Holon. Pani doktor była jedną z nielicznych osób, które poświęcały się swojej pracy z oddaniem nie mniejszym niż JJ. Żołnierz zatrzymał się solidny krok od stolika spoglądając na kobietę z szacunkiem. “Silver” wiedziała, że mimo opinii gaduły Kapral Jones potrafił czasem się zachować profesjonalnie.

- Witam Panią Kapral. Można się dosiąść? - zapytał technik z przyjaznym wyrazem twarzy.

Elin uniosła wzrok znad wyświetlacza pada i przez krótką chwilę sprawiała wrażenie, jakby miała zamiar odmówić. Nie zrobiła tego jednak.
- Oczywiście - zaprosiła, gasząc ekran. Co prawda miała właśnie zamiar wstać i poszukać Wenstona, mogła jednak poświęcić kilka chwil na rozmowę z Jacobem. Tym bardziej, że jeszcze nie dokończyła swojej drugiej kawy, a nie chciała chodzić z kubkiem w dłoni. To było, w jej osobistym mniemaniu, nieprofesjonalne.

- Jak samopoczucie po hibernacji?- zapytał mężczyzna dosiadając się i zaczynając konsumpcje posiłku od boczku w plastrach. - Ja zawsze po przebudzeniu dochodzę do siebie dobre kilka godzin.- żołnierz się uśmiechnął spoglądając na kobietę. W jego spojrzeniu było widać walkę niemal niezdrowej ciekawości z wstrzemięźliwą przyzwoitością. W końcu jednak facet wrócił do przeżuwania z cierpliwością wsłuchując się w odpowiedź uczonej.

- Dobrze, dziękuję - odpowiedziała, odkładając pada na stół, a następnie otuliła dłońmi kubek. - Jeżeli źle się czujesz mogę podać ci coś, co pomoże w szybszym dojściu do siebie - zaproponowała z troską widoczną zarówno na twarzy jak i słyszalną w głosie.

- Dziękuję bardzo, pani doktor, ale jestem zmuszony odmówić. - powiedział z lekkim uśmiechem Jacob przeżuwając dalej śniadanie. - Reakcja mojego ciała na hibernację jest nawet ciekawa. Bóle mięśni, lekkie drgawki, zawroty głowy i mdłości. Są jak mityczny jeden obieg algorytmu programu niezgodny z kodem źródłowym. Anomalia. Poza tym nie ma co marnować leków na polepszenie mojego samopoczucia, bo jest ono całkiem dobre. - mężczyzna napił się gorącej herbaty. - To będzie pani pierwszy kontakt z Xenomorfami? - zadał pytanie żołnierz wykrzywiając się lekko w trakcie wymawiania nazwy nikczemnych kreatur.

Skinęła głową w odpowiedzi. Objawy, które opisał, nie były niczym odbiegającym od normy i powinny wkrótce minąć. Nic nie wskazywało na to by miały się przerodzić w coś poważniejszego.
- Tak - odpowiedziała na jego pytanie. - Moje dotychczasowe doświadczenia skupiały się na czynniku ludzkim. Nie da się jednak długo unikać także tego przeciwnika - dodała.

Mężczyzna spojrzał na kobietę badawczo jednak po chwili opamiętał się. Wstrzemięźliwość wygrała nad ciekawością i JJ pokiwał powoli głową.
- Myślę, że się da. - odpowiedział po chwili. - Ja przez bardzo długi czas nie zostałem wysłany do misji jakkolwiek skorelowanej z Xeno.- uśmiechnął się technik. - Miałem do czynienia z piratami czy żarłoczną roślinnością, ale te kreatury będą dla mnie nowością. Nie narzekałem na brak wrażeń i raz nawet byłem bliski zejścia, ale… W sumie to uwielbiam tą robotę. Ponoć tacy jak my, specjaliści, żyją w korpusie spokojniej. - zaśmiał się żołnierz. - Co sprawiło, że wybrała Pani krew, szycie i podawanie leków, a nie na przykład klucze nasadowe i spawarkę? Chęć niesienia pomocy, zawsze i wszędzie, czy jest może inny powód? - Kapral Jones z pewnością należał do ciekawskich ludzi chociaż starał się nie zadawać zbyt osobistych, czasem drażliwych, pytań.

- Lubię pomagać - odpowiedziała, po krótkiej ciszy. - Może pan uznać iż jest to moim powołaniem - dodała, uśmiechając się leciutko. To było takie proste, zrzucić wszystko na powołanie, pomijając wszystkie koszty jakie się poniosło. Dla niej była to po prostu odpowiedź z rodzaju bezpiecznych.
- Podejrzewam, że z panem jest podobnie - wyraziła przypuszczenie, starając się utrzymać rozmowę ale też odwrócić jej bieg. Nie lubiła rozmawiać o sobie.

- Nic z tych rzeczy. - zaprzeczył żołnierz z lekkim uśmiechem. - Moje pobudki są zdecydowanie mniej samarytańskie. Nie nazwałbym ich też egoistycznymi. Mój ojciec wolałby abym biegał z wielką spluwą jak on. Większość mego dzieciństwa spędziłem z matką i jej gadżetami, które z czasem stały mi się naprawdę bliskie. Dla niektórych może to się wydać dziwne, ale technologia potrafi zastąpić kontakty międzyludzkie. - technik lekko się zamyślił. - Podobnie jak Pani zawsze kieruję się dobrem innych jednak w zdobywaniu wiedzy i umiejętności potrafię być nieco samolubny. Wystarczy nieznana mi wcześniej komenda w jednym ze znanych mi języków programowania, a potrafię wsiąknąć na całe godziny szukając wiedzy na temat jej genezy i przykładów wykorzystania. Tak samo jest z aspektami automatyki czy robotyki. Jeżeli jednak chodzi o uwolnienie kogoś spod ostrzału zawirusowanego cerbera albo przekierowanie dmuchaw wentylacji aby pozbyć się trującego gazu to można uznać, że też zdarzało mi się ratować życie. - mężczyzna powoli kończył jajecznicę zabierając się za deser. - Jakieś lektury poza dziedziną medycyny Kapral poleci? Goferka? - żołnierz wskazał widelcem na pokryty słodkim sosem stos gofrów.

Pokręciła głową odmawiając. Kawa pobudzała ją w wystarczającym stopniu, cukier zaś, szczególnie w takiej ilości, obciążyłby jedynie organizm powodując na koniec wyraźny i gwałtowny spadek energii. Tego z kolei zdecydowanie nie potrzebowała biorąc pod uwagę to, gdzie się wybierają.
- Podręcznik zdrowego odżywiania? - rzuciła pierwszą propozycją, spoglądając wymownie na talerz JJ. Spojrzenie to nie było karcące, podobnie jak jej głos. Kryło się w nim rozbawienie. Tego typu, pełna kalorii, cukru i protein dieta, była bodajże ulubioną wśród mariens. Jakby nie spojrzeć palili oni takie ilości energii, że jedzenie w ten sposób nie odbijało się na ich ciałach. Przynajmniej jeżeli chodzi o przyrost masy tłuszczowej. Gorzej już było z poziomem owego tłuszczu we krwi, jak i z efektywnym regenerowaniem się masy mięśniowej po wysiłku. Nie była to jednak chwila na takie wykłady. Szczególnie, że istniało duże prawdopodobieństwo tego, że przynajmniej część z nich nie przeżyje misji.

- Pani doktor… Ja jestem na diecie high-carb. - zaśmiał się technik zabierając się za gofry. - Tak na poważnie to nigdy nie miałem problemów zdrowotnych związanych z moim sposobem żywienia. Podejrzewam, że bilans energetyczny jest dla mnie całkiem korzystny, bo sporo chodzę i bywam na obowiązkowej zaprawie. - mężczyzna przyjrzał się swojemu talerzowi po czym spojrzał na lekarkę. - Nie wygląda mi Kapral na zwolenniczkę skrajnych rozwiązań jak dieta ketogeniczna czy inna dieta eliminacyjna... Nie mylę się, prawda?

Potwierdziła skinieniem głowy.
- Nie, nie kultywuję zwyczajów niektórych. Dieta jako doktryna, o ile nie jest to podyktowane warunkami zdrowotnymi, nie powinna według mnie istnieć. To, na co powinno się zwracać uwagę to nie narzucanie sobie ograniczeń, a świadome i zbalansowane jedzenie. Diety kojarzą się z wyrzeczeniami, przymusem, przesadną kontrolą. Sporej ich części towarzyszą także zaburzenia psychologiczne w postaci depresji, stanów lękowych, nawet paranoi. Nie można czegoś takiego rozpowszechniać jako dobre, pożyteczne dla zdrowia, jako coś co należy robić by życie było lepsze. Na wszystko jest czas, jest miejsce, jest zapotrzebowanie. Cukier, tłuszcz, produkty mączne. O ile wybieramy je świadomie, wiedząc co zawierają, co robią z naszym organizmem, wtedy nie możemy wybierać źle. To jednak nie powinno być narzucane, to powinien być wolny wybór, w innym bowiem wypadku nie przyniesie to żadnego pozytywnego skutku - zakończyła, po czym przez chwilę milczała, sprawiając wrażenie zaskoczonej. - Proszę mi wybaczyć, delikatnie się zagalopowałam i… - obdarzyła go przepraszającym uśmiechem.

- Ależ nie ma czego wybaczać. Naprawdę. - odparł Jones z uśmiechem. - Wydaje mi się, że nie tylko dieta, ale każdy aspekt naszego życia kiedy dopiąć do niego odpowiednią ideologię staje się chory. Chodzi mi w sumie o wszystko. Trening ciała, naukę, sztukę… Sporo czytałem o popkulturze i powiem szczerze, że wielu twórców do swoich dzieł, czy to muzyki, rzeźb czy obrazów, dodaje pogmatwane ideologie. - Jacob pokiwał głową z dezaprobatą. - Jak dla mnie ludzie często doszukują się drugiego dna tam gdzie go nie ma albo popadają w skrajności. Zdolny haker może być po prostu utalentowany i lubić swoją robotę, a nie od razu brać się za obalanie rządów, przebijanie się przez zapory sieciowe banków i takie tam. Chociaż ponoć tylko ludzie chorobliwie ambitni docierają na szczyt. Za bardzo poszedłem po bandzie… - zaśmiał się technik niemal kończąc posiłek. - Sporo u nas zmian kadrowych niedawno było. - dodał ze smutną nutą w głosie JJ. - Nie odstrasza to od bycia Marines? - zapytał spoglądając ze spokojnym wyrazem twarzy na rozmówczynię.

- Cóż, nie widzę siebie jako marines - wyznała, zakładając za ucho luźny kosmyk włosów, który wymknął się z uwięzi. Rozmowa wciągnęła ją, czego się nie spodziewała. Była to miła odmiana od zwyczajowych tematów oscylujących wokół broni i sposobów zadawania bólu i zabijania.
- Jestem przede wszystkim lekarzem. Nie rozdzielam ludzi między wojskowych, a korporacyjnych. Ludzie to ludzie, każdemu winna jest pomoc. Czy go na nią stać czy nie, czy znajduje się po właściwej stronie barykady czy też jest naszym wrogiem - wyznała, a w głosie dało się wychwycić pasję. - To, że należę do korpusu jest jedynie zrządzeniem losu, wynikiem niezależnych ode mnie w danym momencie czynników, niczym więcej. I tak, zdecydowanie zbyt często szukamy drugiego dna w zdarzeniach i osobach. Szukamy go w ich intencjach nie biorąc pod uwagę opcji, w której takowe nie istnieje. Czasami jest to po prostu męczące ale bywa też że powoduje faktyczny ból. Cóż jednak, nie da się ukryć że kto jak kto ale człowiek jest mistrzem gdy w grę wchodzi zadawanie cierpień swym współbraciom - dodała smutnym głosem. - Ponownie przesadziłam, proszę mi wybaczyć, widocznie ja również jeszcze nie doszłam do siebie po pobudce - odsunęłą kubek, jakby jego zawartość przestała jej smakować. - Na dodatek psuję panu przyjemność z posiłku. Doprawdy, marna ze mnie towarzyszka - na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech.

- Dawno nie prowadziłem tak poznawczej konwersacji Pani Kapral. Moim zdaniem świetna z Pani towarzyszka. - uśmiechnął się JJ. - Niestety nie zgadzam się z faktem, że akurat w Korpusie znalazła się Pani nie z wyboru, a przez zrządzenie losu. Prawdę mówiąc mam na to własną teorię. Lekarz w armii musi być nie tylko silny psychicznie, ale też bardzo sprawny w swym rzemiośle. Marines to nie tylko fachowcy od zadawania bólu, ale też mistrzowie w otrzymywaniu poważnych, często śmiertelnych, ran. Co zatem idzie wielu z nich ginie na stołach operacyjnych, a nawet przed trafieniem na salę… Gro za swoją służbę doczekało końca w lazarecie polowym, gdzieś na zadupiu wszechświata. - westchnął Kapral Jones. - Dlatego też uważam, że jest Pani świetnym lekarzem, bo trafia na zdecydowanie cięższe przypadki niż lekarz cywilny. Niestety, zapewne więcej ludzi ginie u nas, z powodu wspomnianych ciężkich ran, ale tutaj widzę kolejną superlatywę, o której już wspomniałem. Mając świadomość ich cierpienia i poświęcenia trzeba mieć wielkie jaja aby nadal mieć w sobie uczucia i nie stać się chorym, wypranym z emocji robotem. Jest Pani silniejsza niż myśli i przy tym wszystkim nadal ludzka. Jeżeli miałbym oddać swoje życie w ręce medyka chciałbym aby to był fachowiec taki jak Pani. Wierzę, że zrobiłaby Pani wszystko aby mnie ratować… - Jacob uśmiechnął się na koniec spoglądając na kobietę. - Oczywiście ja na stół trafiam niezbyt często, bo nie do wszystkiego wysyłają najlepszego technika w korpusie. - zaśmiał się dla rozluźnienia atmosfery żołnierz.- Kierując się zatem do rdzenia mojej teorii uważam, że podświadomie wybrała Pani Korpus mając świadomość, że na swej drodze napotka masę ludzi potrzebujących pomocy. Wśród Marines nie brakuje wszak przypadków beznadziejnych. Tutaj jest Pani potrzebna zdecydowanie bardziej niż w cywilu.

Skinęła głową bowiem przez chwilę zwyczajnie zabrakło jej słów. Nie sądziła że kiedykolwiek ktoś spojrzy na nią w ten sposób. Łapało to za serce, dając niezbity dowód na to, że nadal je miała i było nader czułe.
- Dziękuję - powiedziała w końcu, zaciskając dłonie na kubku znacznie mocniej, niż wymagało tego podniesienie go i przyłożenie do ust. Potrzebowała zająć się czymś ręce. W marines nie było miejsca na miękkość, a przynajmniej zawsze to słyszała gdy przypadkiem odebrała telefon z domu. Mimo iż słowa te padały od osoby, której postanowiła się postawić to i tak wnikały głęboko i dyktowały to, jak na siebie patrzyła. Dyktowały także to jak uważała, że inni na nią patrzą. Zgubne koło.
- Muszę przyznać, że jestem zaskoczona - powiedziała w końcu, gdy była pewna, że ma swój głos oraz ciało pod kontrolą. - Nie myśli pan jak typowy marines. To przyjemna odmiana, powiew świeżości. Naprawdę mam nadzieję, że nie trafi pan pod moją opiekę - dodała, uśmiechając się.

- Korpus jest bardzo kolorowy i mimo iż nie brakuje u nas freaków to miło mi słyszeć, że odstaje od normy. - zaśmiał się Jacob. - Ojciec mawiał, że odstające gwoździe się dobija aby pasowały, jednak to jest jeden z tych typowych, na których tle tacy jak my mogą błyszczeć. - uśmiechnął się technik kończąc niespiesznie posiłek. - Miłego dnia, Pani doktor. Zanosi się nam na ciekawą acz szalenie niebezpieczną misję. - dodał mężczyzna z lekkim ociąganiem zbierając talerze, sztućce i kubek na tackę.

Nie chciał kończyć tej rozmowy, bo była przyjemną odskocznią od szarości i bylejakości jakiej ostatnio doświadczył. Jones nie spodziewał się, że “Silver” będzie tak nietuzinkową osobą. Z chęcią poznałby jej poglądy na kilka aspektów jednak nie miał czasu do stracenia. Jak przed każdym zadaniem musiał się przygotować i opracować standardowe algorytmy działania. Zanim odszedł od stolika uśmiechnął się raz jeszcze chociaż i tak niemal wszyscy uważali go za wesołka i gadułę.


- JJ, jak będziesz gotowy, to do mnie. Mam dla ciebie małą robótkę, bo na odprawie przysypiałeś… - Sierżant Reynolds uśmiechnął się nieco podejrzanie do Jonesa.

- Zawsze jestem gotowy do działania, sir. - odparł Jacob podchodząc do przełożonego. - Ta robota to na miarę mojego geniuszu, rzecz jasna? - zapytał z malutkim uśmiechem Jones.

- Jeszcze mi tu kurwa wybrzydzasz?? - Fuknął sierżant, ale widać było po nim, że to żart - Zapieprzasz po sprzęt, przyjdziesz za chwilę! Normalnie wam się w dupach poprzewracało! Zamiast tlenu było w komorach co innego? Lecisz! Już! - Wskazał JJ kierunek dłonią.

JJ bez gadania zaczął biec we wskazanym kierunku. Przebieżka powinna mu dobrze zrobić. Technik miał do skompletowania całą masę sprzętu, ale wszystko było pedantycznie poukładane. Powrót do Reynoldsa zajął zaledwie kilka minut. Czasu było dość aby dokładnie sprawdzić stan techniczny zabawek Jacoba. Mężczyzna szczególną uwagę poświęcił dwóm miniaturowym robotom, których budową i programowaniem zajął się osobiście. Znał każdą śrubę, sterownik i linijkę kodu obu konstrukcji. Jones z wymalowaną na twarzy ekscytacją wrócił do przełożonego. Bez słowa zaprezentował swój cały rynsztunek. Był gotów na kolejne zadanie.


Sierżant zlustrował JJ z góry do dołu, po czym sobie zapalił… podrapał się po podbródku, założył swój karabin na ramię, i przez chwilę chyba ciężko nad czymś myślał.
- I co tak szczerzysz kły? Mam zrobić odbiór inspekcji czy jak? Nie idziesz na bal maturalny do kurwy nędzy. Masz przy sobie CHD*? To idziemy… - Ostatnie słowa wypowiedział dziwnie cicho.

JJ pokiwał posłusznie głową i ruszył za sierżantem. Jego uśmiech ustąpił miejsca kamiennej twarzy żołnierza na misji. Kapral Jones wymieniał w głowie sposobności wykorzystania CHD*. Zapewne Reynolds go zaskoczy czymś błahym, ale JJ nie był na misji badawczej nieznanej planety tylko na pierdolonej wyprawie ratunkowej. Na takich wykorzystywano proste i sprawdzone rozwiązania. Nic odkrywczego co mogłoby przypominać akrobatykę powietrzną i niepotrzebnie narazić kolonistów.

- Ruchy! Ruchy! Za "dychę" widzę wszystkich w hangarach! - Rzucił na odchodne sierżant do reszty oddziału. Poprowadził następnie Jacoba przez chwilę korytarzami statku, aż stanęli przed drzwiami z napisem Magazyn 3. - Otworzysz je? - Reynolds spojrzał na panel sterujący na ścianie obok drzwi, na technika, a następnie spojrzał w obie strony korytarza w jakim stali. Co on kombinował?

- Mogę spróbować. - odpowiedział Jacob z lekkim uśmiechem sięgając po potrzebne narzędzia i urządzenie do łamania zabezpieczeń. - Biorąc pod uwagę okoliczności biorę się bezzwłocznie za robotę. - dodał technik rozpoczynając pracę nad elektronicznym zamkiem. Jones musiał pamiętać o wszelkich zabezpieczeniach przejścia i dezaktywować je zanim otworzy wrota. Alarm wyglądał na bardzo łopatologiczny i aż dziw brał, że JJ rozbroił go tak szybko.

Po rozprawieniu się z alarmem technik zajął się zamkiem. Jacob był tak skupiony, że odpłynął zostawiając Reynoldsa i stalowego giganta, w którego trzewiach tkwili Marines gdzieś daleko. Jego umysł serfował po linijkach kodu szukając odpowiednich bibliotek, zmiennych i… dziur w zabezpieczeniach, które mógłby wykorzystać. Dla niego walka z zamkiem była zabawą. JJ nie zdziwił się kiedy wrota nagle i bezszelestnie się otworzyły.

Źrenice żołnierza powiększyły się jednak błyskawicznie kiedy uruchomił się alarmowy sygnał dźwiękowy. Technik nie spojrzał nawet na Reynoldsa reagując natychmiast. Jones wiedział, że pierwsze obejście alarmu było zbyt proste aby było prawdziwe! Żołnierz z siłą nie pasującą do jego postury chwycił nagle wiązkę kabli wybebeszając obudowę zamka. Pomiędzy dwoma przewodami wisiała jeszcze jedna, malutka i niewinna, płytka drukowana. To na niej znajdowało się prawdziwe zabezpieczenie, które technik zdezintegrował w kilka chwil. Alarm jednak miał miejsce. Dźwięk zdołał się rozprzestrzenić, a sygnał popłynąć od elektroniki zamka po wszystkich światłowodach wewnątrz statku. Być może zaalarmowany został mostek albo sektor kontrolny magazynów…

- Jednak nie tak genialny jak zwykle, sir. - powiedział do sierżanta technik z prawdziwym smutkiem w oczach. - Matka by miała ubaw widząc, że przerósł mnie tak prosty układ... - Jones zamontował obudowę mechanizmu zamka i schował swoje narzędzia. Musiał zapamiętać schemat tego alarmu aby nie dać się tak nabrać w przyszłości.

- Dobra, nie podniecaj się tak… - Sierżant wszedł jako pierwszy do środka, po czym rozejrzał się po magazynie - Szukamy trzech skrzyń, oznaczenia FRMRE 00-121 i 122, i skrzyni TAB 012, do roboty!

- Stary magazyn. Bez oznaczeń lokowania skrzyń w sieci. - westchnął Jacob ruszając ku wnętrzu pomieszczenia. Kapral Jones wierzył, że jego analityczny umysł namierzy skrzynie szybciej dzięki analizie oznaczeń. Skrzynie były ułożone gabarytowo lub alfabetycznie. JJ miał zamiar szybko określić, która z jego hipotez była właściwa. Wystarczyło porównać sąsiadujące ze sobą rzędy towarów.

- Znalazłeś coś? - Spytał po chwili sierżant.

- Coś mam, ale to nie to czego szukamy. - zaśmiał się cicho JJ spodziewając się kolejnego opierdolu w stylu Reynoldsa. - Potrzebuję jeszcze trochę czasu aby namierzyć te skrzynie. - dodał żołnierz ruszając w dalsze poszukiwania.

Wstępne założenia Kaprala Jonesa były błędne. Po przestudiowaniu opisów kilku skrzyń nie znalazł on ułożenia alfanumerycznego lub alfabetycznego. Co dziwne skrzynie były podobnych, ale nie uporządkowanych gabarytów. Być może w tym starym magazynie ktoś układał je w nieprzewidywalny sposób, ale to zupełnie nie miałoby sensu. Żaden magazynier nie pozwoliłby sobie na taki ruch mając świadomość, że po pewnym czasie sam będzie miał problem namierzyć towar, który w magazynie umieścił. Technik ruszył dalej mając nadzieję, że namierzy skrzynie zanim Reynolds straci cierpliwość.

Jacob w końcu znalazł skrzynie. I to obie, stojące jedna na drugiej. Natychmiast to zameldował sierżantowi… a odpowiedź mogła być tylko jedna:
- I co kurna, chcesz za to medal?? Pakuj je na wózek i zabieramy! - Odezwał się gdzieś z zakamarków magazynu Reynolds, a JJ już miał powiedzieć coś o masie skrzyń 1.5m na metr na metr, gdy zaparł się by choć poruszyć jedną z nich o centymetr… i mało sam tą górną na siebie nie zrzucił. Skrzynie okazały się wcale nie takie ciężkie.

- Panie Sierżancie, co one takie lekkie? - zapytał JJ pakując skrzynie na wózek. Przez umysł technika mknęły różne obrazy. Od pustych skrzyń, poprzez różnorodne lekkie wypełnienie jak jałowe gazy czy wata szklana. Tylko po co Reynoldsowi byłaby wata szklana?

- Dowiesz się za kilka minut… a teraz kołuj drugi wózek, znalazłem TAB 012 - Powiedział sierżant. Po chwili zaś, gdy technik był przy nim, na krótką chwilę był w stanie przeczytać naklejkę na skrzyni, nim zdarł ją Reynolds, pakując do kieszeni.


"TAB 012 - Tactical Atom Bomb"

Wtf?!

- Też lubię wybuchy, ale czy atomówka na misji ratunkowej nie jest przesadą? - zadał pytanie Kapral szukając w pośpiechu drugiego wózka. Reynolds miał świadomość, że JJ był oddany kompanom i nawet poznawczy tajemnicę nikomu by jej nie powtórzył. Technik był fanatycznie lojalny wobec najbliższych mu żołnierzy i sierżant doskonale to wiedział. Byli razem na wielu paskudnych zadaniach wliczając to jedno, którego realizację Jones niemal przypłacił życiem.

- To w ostateczności. Jako totalnie, totalnie ostatni akt desperacji, jakby się wszystko na maksa zesrało - Wyjaśnił sierżant, a JJ zrozumiał o co chodzi, co wcale nie wpłynęło na niego pozytywnie. Gdy wszyscy będą martwi, ostatni odpala fajerwerki… super. - Dobra, to oczywiście nie muszę gadać, że gęba na kłódkę i idziemy do hangarów? - Dodał Reynolds.

- Jestem bystry, ale nie potrafię czytać w myślach. - zaśmiał się cicho technik. - Gdybym nie wiedział, że mam nikomu nie mówić pewnie bym wypaplał. Atomówki to drugi najpopularniejszy temat do rozmów przy podgrzanym MRE. Zaraz po głupich kotach... - Kapral Jones spojrzał na sierżanta. - Tajemnica jest u mnie bezpieczna. Zupełnie jakby jej nie było. - dodał zupełnie poważnie magister Cybernetyki.

*CHD - Comtech Hacking Device
 
Lechu jest offline