Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2020, 22:34   #149
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację
Konrad miał plan. Naprawdę chłopak wziął sobie do serca nie tylko rady Mikołaja, ale także powagę całej sytuacji, która już dawno przestała być dziecięcą igraszką.
Plan nie tylko był złożony, skomplikowany, trudny, ale przede wszystkim miał rozmach. Konrad nie chciał bawić się w pół środki. Czy to wpływ oglądanych na VHS-ach amerykańskich produkcji w stylu Rambo, czy Terminator, czy to zakorzeniona gdzieś głęboko w duszy sarmacka fantazja, do końca nie wiadomo.
I to w sumie nie ważne, bo najważniejszy jest efekt.

A ten...

No cóż, zacznijmy od początku.
To, co wydarzyło się w bazie Mikołaja mogłoby posłużyć za kanwę do nowego scenariusza Żywych Trupów, czy innej Teksańskiej Masakry Piłą Mechaniczną.
Sceny gore z udziałem Lilki, Mikołaja i oczywiście Konrada mogłyby zawstydzić, niejednego fana takich produkcji.
Oszczędźmy sobie szczegóły, wszak pora jeszcze wczesna, a i nieletni mogą czytać te słowa.
Dość jednak powiedzieć, że krew była wszędzie. Na centralnej konsoli, na ścianach, na suficie i oczywiście na ubraniach obu chłopaków. Krew oczywiście sztuczna, ale któż mógłby to ocenić na pierwszy rzut oka.
Lilka, choć była przecież tylko mechaniczną podróbką prawdziwej punkówy, darła się jakby ją żywce ze skóry obdzierali.
I w sumie tak było, bo żeby dostać się do radzieckiego nadajnika trzeba było zedrzeć sztuczną skórę, wyrwać sztuczne mięśnie i dopiero wtedy można było wykroić radiotelegraficzne ustrojstwo.
Tutaj po raz kolejny amerykanie pokazali swoją przewagę technologiczną. Ich dzieło, czyli Mikołaj, funkcjonowało w tej materii o wiele sprawniej i co najważniejsze bezkrwawo. U Mikołaja wystarczyło tylko odchylić płat sztucznej skóry i już można było dostać się na przykład do gniazda ładowania.
Konrad nawet przez kilka chwil myślał, czy aby na pewno się nie pomylił i nie kroi żywcem swojej przyjaciółki. Wystarczyło jednak dotknąć gumowatej skóry i liznąć ściekającej po twarzy krwi, aby przekonać się że nie. Krew Lilki smakowała rozcieńczonym syropem malinowym z dodatkiem witaminy A.

Dalsza część planu była równie spektakularna, ale na szczęście już nie tak krwawa.


***
Wedrzeć się do rozgłośni radiowej, to nie było łatwe zadanie. Wieczorem pilnował jej jednak na szczęście tylko jeden ZOMO-bot. Konrad miał już wprawę w oszukiwaniu tych tępych, choć skomplikowanych maszyn radzieckiej produkcji.
Po tym, jak Konrad zrobił sztucznemu zomowcowi wodę z mózgu, ten stał się na tyle usłużny, że im nawet drzwi do studia nagraniowego otworzył.
Lilka i Mikołaj czekali na korytarzu i bacznie obserwowali zachowanie ZOMO-bota. Na wypadek, gdyby sztuczny zomowiec odzyskał jasność myślenia, oboje byli uzbrojeni w ciężkie klucze francuskiej, które powinny wystarczyć do unieruchomiena go.

Konrad zasiadł przy mikrofonie i przez kilka chwil zastanawiał się co ma powiedzieć. Przypomniał sobie wszystkie komunikaty ostrzegawcze, które wbijano im do głowy na zajęciach z Przysposobienia Obronnego.
Przynajmniej raz te wszystkie bzdury na coś się mogły przydać.
- Uwaga! Uwaga! Ogłasza się alarm o skażeniu dla mieszkańców miasta Stalinogród! Wszyscy mieszkańcy powinni udać się pod Spodek.. to znaczy pod Halę Widowiskowo-Sportową przy alei Korfantego. Im szybciej tym lepiej. Skażenie jest duże! Powtarzam! Uwaga! Uwaga!

Przemowa Konrada nie była może w pełni profesjonalna i zgodna z wytycznymi, ale kto się przejmuje regułkami, gdy słyszy ogłoszenie alarmu o skażeniu. Wszyscy mieli przecież w głowach i awarię Grawitronu w Stanach, związane z tym potężne trzęsienia ziemi, jak i radioaktywny wyciek w jednej z elektrowni atomowych.
Konrad nagrał swój komunikat i puścił go w pętli.

- Dziękuję towarzyszu za świetnie wykonane zadanie - Konrad poklepał ZOMO-bota po metalowej piersi - Władze i mieszkańcy miasta będą ci wdzięczni. Czuwaj i niech żyje przewodnia narodu
- To ja dziękuję towarzyszu, że mogłem pomóc w tym zaszczytnym dziele. Cześć pracy!

***
Po wyjściu z rozgłośni cała trójka dosłownie parskała śmiechem. Wszak nie co dzień tak gładko wyprowadza się w pole mechanicznych sługusów systemu.
Salwy śmiechu powtarzały się, niemal tak często, jak megafony rozstawione na ulicach wyszczekiwały alarm ogłaszany przez Konrada.
- A wy z czego się dzieciaki tak cieszycie? - zapytał pewien dziadek, który właśnie mijał grupę - Tu się nie ma z czego śmiać. Kto wie, co te świry z Pętli wymyśliły, Gdzie są w ógole wasi rodzice?
- O tam! - krzyknął Konrad i pomachał jakieś grupie osób po przeciwnej stronie ulicy - Do wiedzenia panu!
Nim dziadek zdążył coś powiedzieć cała trójka przebiegła już na drugą stronę jezdni.
Plan Konrada podziała w stu procentach. Ludzie mimo wieczornej pory wylegli tłumnie na ulicę i zmierzali w stronę Spodka.
Zdezorientowani milicjanci z otwartymi ustami patrzyli na gromadzących się ludzi i próbowali uzyskać od centrali jakieś rozkazy, co mają robić. Wszak bez nich, to ani rusz.

***
Konrad i Lilka wychowali się na Śląsku. Łażenie po hałdach, opuszczonych wyrobiskach, biedaszybach, to była dla niech nie pierwszyzna. Jednak stary szyb to zupełnie inna bajka. Wedle dziennika ojca Mikołaja, szyb miał prawie sto lat. Od samego początku został ponoć źle wydrążony i stanowił poważne zagrożenie dla życia i zdrowia górników.

Dzień chylił się już ku końcowi, gdy trójka dzielnych bohaterów stawiła się pod nieczynnym od dawna szybem.
Ogrodzony został on metalową kratą, ale w wielu miejscach była ona przerdzewiała lub przecięta. Sam szyb został zakryty betonowym korkiem, ale jakość jego wykonania pozostawiała wiele do życzenia. Już dawno pękło on na pół, a znaczna jego część zapadłą się do środka. Można było zatem bez większego dostać się do środka.
- I wy chcecie zejść na dół - spytała Lilka oglądając konstrukcję z każdej strony.
- Nie ma innej drogi - rozwiał jej wątpliwości Mikołaj.
- A wiecie, jak głęboki jest ten szyb? - spytała prowokacyjnie - Te kilkanaście metrów liny, co macie to raczej wam nie wystarczy.
Mikołaj zmarszczył brwi i bez słowa ruszył w stronę betonowego korka. Przez kilka chwil świecił w dół szybu latarką, aż w końcu rzekł:
- Konrad ona chyba ma rację - przyznał z niechęcią - Chodź i sam zobacz.
Konrad przecisnął się przez płot i podobnie, jak wcześniej Mikołaj, dokonał oględzin szybu.
Sprawa wyglądała niezbyt wesoło. Mimo, że latarka Mikołaja miała dużą moc to nie było widać dna szybu. W oczy za to rzucały się pokrzywione drewniane belki które utrzymywały ściany szybu. Niby były grube, niby wyglądały solidnie, ale te prawie sto lat erozji na pewno odcisnęło na nich swoje piętno. Ściany szybu także były zabezpieczone drewnianym szalunkiem, który w wielu miejscach był wybrakowany i nadgryziony zębem czasu. Majstry, co zabezpieczali wiele rzeczy spartolili. Jedna tylko im się udała na medal. Wymontowali windę w którą szyb na pewno kiedyś był wyposażony, a która teraz znacznie ułatwiłaby sprawę. A tak...
- No i co o tym wszystkim myślisz? - spytał Mikołaj.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline