Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2020, 14:03   #258
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że samochód wydawał się być sprawny. Co prawda potrzebował jeszcze przekręcić kluczyk i sprawdzić, jednak wtedy usłyszał dziewczynę. Budziła się... Polak odłożył wpół zjedzoną drugą konserwę i podszedł do dziewczyny. Otarł pot i smar z czoła, a w zasadzie rozsmarował resztki smaru na czole i klęknął przy dziewczynie. Starał się jej nie przestraszyć, więc chciał, żeby jego kroki były słyszalne.
- Hej, jak tam? - zapytał najcieplej jak tylko umiał. Głowa blondynki poruszyła się. Może wyczuła bliskość kogoś innego, usłyszała głos, a może nie i po prostu otworzyła oczy. W pierwszej chwili popatrzyła na mężczyznę z nierozumiejącym spojrzeniem. Poruszyła głową spoglądając na siebie, na kurtkę jaka ją okrywała i całą resztę. Jęknęła coś mało zrozumiałego.
Marian dotknął delikatnie jej dłoni. - Ostrożnie, prawie się wykrwawiłaś. -

Kobieta wreszcie popatrzyła na kucającego przy niej mężczyznę i zamrugała oczami. Potrząsnęła głową jakby chciała lepiej zogniskować spojrzenie. Poruszyła ramieniem aby przetrzeć sobie twarz ale nagle ruch jej dłoni zatrzymał się gdy spod kurtki wyłoniło się jej ramię i dojrzała biel bandaży na swoim przedramieniu.

- O nie… nie… nie… - w oczach stanęły jej łzy, ładne usta zaczęły drgać w nadmiarze żalu czy wzruszenia i wreszcie dłoń dokończyła ruch do twarzy a kobieta zaczęła płakać.

- Twoi przyjaciele zniknęli, ale tobie nie grozi rozpadnięcie się. - Marian postanowił przejść od razu do rzeczy podejrzewając co może stanowić problem. - Potrzebujemy wydostać się stąd i ty możesz nam pomóc. - Nic tak nie motywowało jak nadanie życiu celu i czegoś za co trzeba wziąć odpowiedzialność. - Naprawiłem samochód… no, przynajmniej tyle, żeby jechał. Potrzebuję, żebyś go uruchomiła, a ja sprawdzę czy wszystko poprawnie się kręci.
- Nie mamy czasu, zbieraj się.


- Oni nie zniknęli, oni się rozpadli. - sprostowała zapłakana blondynka. Przyslonila dłonią oczy i znów zaczęła kręcić głową. Przez chwilę leżała tak nieruchomo chociaż płacz zdawał się z wolna wygasać.

- Ja nie chcę się tak rozpaść. To straszne. A każdy kto stąd wyszedł się rozpadł. - dziewczyna kręciła głową a w głosie brzmiała pewność, że ma rację. W końcu odsunęła dłoń z twarzy i popatrzyła na Mariana. Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku. Okazało się, że ma całkiem miękką dłoń chociaż chłodną. Ale intencja przyjaznego gestu była wyczuwalna gdzieś na instynktownym poziomie.

- Ty też jak stąd wyjdziesz to się rozpadniesz. Stąd nie ma wyjścia. - szepnęła przez łzy a w spojrzeniu odbijało się skrajna niewiara w wyjście cało z tej sytuacji.

- Nie rozpadniemy się, obiecuję. - Marian uśmiechnął się poddając się dotykowi. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo brakowało mu… człowieczeństwa. Oddał jej telefon.
- Sporo się tu dzieje, wątpię by ktokolwiek teraz się rozpadał na kawałki. Pomóż mi odpalić samochód, proszę. -

Blondynka zawahała się patrząc w tą drugą twarz jakby szukała tam czegoś. Może znalazła a może nie. W każdym razie położyła sobie dłonie na twarzy jakby chciała w ten symboliczny sposób odciąć się od tego wszystkiego dookoła. Chyba pomogło bo oddech zaczął się jej uspokajać. W końcu odsłoniła twarz i skinęła głową.

- Dobrze. - zgodziła się cicho, wzięła głębszy oddech i stęknęła gdy podciągając się za poręcz podniosła się do pozycji siedzącej. Wtedy pewnie ujrzała furgonetkę w całej krasie bo w końcu stała ledwo kilka kroków dalej. Wyglądało, że znów ją ten widok dodatkowo przybił. Potrząsnęła głową i spojrzała na kucającego przy niej mężczyźnie.

- Kim jesteś? - zapytała całkiem zwyczajnie.

- Marian Zapała i tak jak ty, próbuje się stąd wydostać. - uśmiechnął się. - Jest ze mną Mervin, doktor albo biolog, wyszedł rozejrzeć się na zewnątrz. Przybyliśmy ze stacji metra - wskazał na dół schodów - Chociaż wydaje się to dziwne, bo nie kojarzymy, że metro dojeżdżało tak daleko za metro. - Polak pomógł wstać dziewczynie i odprowadził ją do samochodu. Samemu ustawił się przy otwartej masce, po czym dał jej sygnał do odpalenia auta.

- A ja Sharon. Sharon East. - przedstawiła się blondynka. Dała radę wstać przy pomocy Mariana oraz ściany. - Dziwnie się nazywasz? Skąd jesteś? - zapytała znowu gdy szli po schodach do szoferki. - Z Polski - uśmiechnął się - choć nie wiem czy coś z niej jeszcze zostało. - Ponieważ wejście od strony kierowcy było problematyczne jak już to trzeba by obejść samochód i wciskać się między ścianą a resztą a wynik był niepewny. Więc pewniejsza wydawała się droga przez stronę pasażera a następnie trzeba było się przesiąść na właściwe miejsce. Marian pomógł jej wejść otwierając drzwi i podpierając wejść.
- A ten twój kolega gdzie jest? - zapytała już z szoferki gdy osłabiona utratą krwi powoli i niezbyt zgrabnie, kawałek po kawałku przesiadała się z jednego miejsca na drugie. Przy okazji tak z profilu dało się dojrzeć, że ma całkiem zgrabne nogi.
Słowiańska krew zawrzała w Marianie gdy obserwował dziewczynę - tą surrealistyczną, spotkaną niespodziewanie, na końcu świata. Ładną, zgrabną i czułą… równie nierealną jak sama strefa. Westchnął. Nie teraz, nie w tej chwili. Gdy zajęła miejsce za szoferką, Marian otworzył klapę.
- Kręć - polecił dziewczynie. Przekręciła kluczyk. Silnik zakasłał raz, potem drugi. Marian widział jak paliwo przechodzi przez filtr, więc tu było wszystko w porządku, chociaż fachowcem nie był. Już miał dać znać by przestała, gdy silnik zaskoczył nawet równym pomrukiem. - HA! Udało się - krzyknął z radością. Wsiadł do środka. - Poszedł się rozejrzeć na zewnątrz, musimy się tylko postarać go nie rozjechać. Widoczność w strefie nie jest większa niż 100 metrów, więc nie sądzę żeby oddalił się na więcej niż 100-150 metrów od schodów. Chcesz prowadzić, czy ja mam prowadzić? - spytał.

Samochód zgrzytnął przy wrzuceniu wstecznego i ruszył powoli. Umiejętne operowanie gazem było konieczne żeby wyjechać ze schodów. Marian miał nadzieję, że nie rozjadą Mervina wycofując, ale ostatecznie skoro nie ma go do tej pory, to łatwiej będzie poszukać go jak samochód będzie skierowany w odpowiednią stronę.
 
psionik jest offline