|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-02-2020, 09:54 | #251 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
02-02-2020, 10:33 | #252 |
Administrator Reputacja: 1 | Żarł, żarł i zdechł... David nie miał pojęcia, skąd się wzięło to powiedzenie, ale jego sens idealnie pasował do zaistniałej sytuacji. Już prawie opuścili korytarz i zniknęli za drzwiami, gdy okazało się, że prawie robi dużą różnicę. Wielkie bydlę i zobaczyło, a chociaż nie spróbowało wleźć przez okno, to zamiast tego plunęło jakąś żrącą śliną. No i Davidowi się oberwało. Może nie do końca jemu, ale jego kurteczka zaczęła skwierczeć i się dymić, dobitnie dowodząc, iż ślina strefowego stwora może bardzo zaszkodzić zdrowiu i życiu. Za drzwiami były ubikacje i umywalki, lecz David nie zamierzał sprawdzać, czy z któregoś z kranów poleci woda. Ściągnął kurtkę, sięgnął po butlę z wodą i wylał jej zawartość na najbardziej poszkodowane miejsca. Syczenie ustało... Kurtka wyglądała tak, że najbiedniejszy menel by jej nie założył, ale David raczej nie miał wyboru... Sprawdził, czy w którymś z kranów jest woda i do końca oczyścił to, co pozostało z kurtki. A potem ruszył w ślad za Sigrun. Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-02-2020 o 22:35. |
02-02-2020, 19:29 | #253 |
Reputacja: 1 | Marian otworzył znaleźną mielonkę i posilając się czymś nie-strefowym wziął się za sprawdzanie samochodu. Wszystko wyglądało na dość świeże. Sporo bagaży mówiło mu, że będą mieli się w co przebrać, może nawet odświeżyć kosmetykami, ale odłożył to na później. W pierwszej kolejności musiał zająć się wyciekami. Co prawda nie był mechanikiem, ale co nieco znał się na majsterkowaniu. |
05-02-2020, 22:02 | #254 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Wnętrze furgonetki wzbudziło tęsknotę za dawnym życiem nomada. Wilgraines nie raz podróżował po bezdrożach dawnych kontynentów. A samochód służył mu za miejsce spoczynku, centrum badawcze i ruchomy dom. Doktor powrócił do wspomnień, przygód i pasji, która kazała mu niejednokrotnie wybierać się w dzikie ostępy, gdzie zdany był niemal wyłącznie na siebie oraz czasami na życzliwość nielicznych ludzi, których napotykał. Kilkukrotnie wyciągali go z tarapatów kiedy np. jeep utknął w błotach, rzecznych rozlewiskach albo po prostu silnik odmówił posłuszeństwa. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 06-02-2020 o 13:29. |
06-02-2020, 23:12 | #255 |
Reputacja: 1 | Koichi przemykał się zwinnie korytarzem, plecami przytulony do ściany. Kawałek po kawałku, powoli – aby dotrzeć do drzwi nie zwracając na siebie uwagi potwora. Niestety, coś poszło nie tak. W pewnym momencie ameboidalna istota zawierająca w sobie setki ludzkich ciał plunęła strugą szlamu. Japończyk wykonał błyskawiczny unik i rzucił się szczupakiem do toalet. Wykonał przetoczenie i błyskawicznie wstał. Obejrzał ubranie – czyste. Bez śladów. Niestety, David nie miał tyle szczęścia. Jego pancerz pokryty był wydzieliną, która paliła – powierzchnia płyty kewlarowej syczała, czerniała i unosił się z niej siwy dym. Koichi kopnięciem wywrócił plastikowy pojemnik na śmieci, wysypał zawartość na podłogę i rzucił się w stronę umywalek aby odkręcił wszystkie kurki. W większości kranów nie było wody, jednak z jednego poleciała rdzawa ciecz. Do picia się nie nadawało, ale żeby zmyć kwas powinna się nadać. Japończyk podał pojemnik Davidowi i pomógł mu zmywać resztki żrącej substancji z odzieży. Następnie ruszyli za Sigrun. Koichi nie znał się na komputerach, więc zamierzał zostać na czatach, aby móc ostrzec towarzyszy, gdyby zbliżało się coś dziwnego. Zaczął zwracać uwagę na to, aby nie dać się zaskoczyć w strefie. To znacznie zwiększało szanse na przeżycie. -Zerknę co jest w pomieszczeniach z prawej i lewej strony pokoju informatyków i zostanę na czatach. Będę miał dobry widok na korytarz a od czasu do czasu zerknę na klatkę schodową. – poinformował pozostałą dwójkę. –Dam znać jak coś będzie się działo. |
07-02-2020, 11:37 | #256 |
Reputacja: 1 | Joe nie namyślał się wiele. Gdy tylko ciężkie drzwi sapnęły i rozwarły się, Joe wtargnął pewnym, zdecydowanym krokiem do środka. Lufy pistoletów omiotły niewielkie pomieszczenie. Nic tu nie było. Skupił uwagę na kolejnych drzwiach. - Śluza - domyślił się natychmiast. Kątem oka obserwował, jak drzwi, przez które dostał się tu, powoli zamykają się za nim. Przez jedno uderzenie serca zastanawiał się, czy nie warto się cofnąć, nim się zamkną i go tutaj uwięzią na zawsze. Może powinien je zablokować czymś.... Zdecydował się jednak niczego takiego ni czynić. Zgadywał, iż drugie drzwi nie otworzą się, puki pierwsze nie zamkną się szczelnie. A zależało mu, by wejść głębiej, choć nie do końca wiedział, dlaczego. Głuchy huk ostatecznie domykających się wrót zakończył rozważania. Mógł, powinien, nie powinien, klamka zapadła. Nie warto było dalej marnować siły na gdybania. Joe rozluźnił się nieco i opuścił broń. Czekał, spokojnie obserwując niewielką przestrzeń dookoła. Czerwone światło zalewające swym upiornym blaskiem pomieszczenie, wprawiało go w fatalistyczny nastrój. Kątem oka wychwycił ożywający ekran. Dekontaminacja - odczytał pojawiający się wytłuszczoną czcionką napis. Również głos z głośników oznajmił to samo. Kobiecy, uprzejmy, lecz bezdusznie beznamiętny głos. Joe nie łudził się, że należy do żywej osoby. A mimo to coś w jego wnętrzu drgnęło, obudziła się jakaś nadzieja, poczuł się jakby nieco raźniej, mniej samotnie. Potem było już gorzej. Joe przeklinał paskudnie, poddając się biernie niezwykle nieprzyjemnej procedurze de kontaminacyjnej. - Procedura dekontaminacji zakończona. - oznajmił ten sam głos gdy było już po wszystkim. Tym razem Joe wydawało się, jakby kobieta sobie z niego drwiła, choć jej ton nie zmienił się ani trochę. - Dziękuję skarbie - rzekł w odpowiedzi uśmiechając się w stronę monitora. - To wspólny prysznic mamy już za sobą. - dodał, puszczając oczko. Natychmiast jednak skupił się na otwieranych drzwiach. Uniósł broń. Nie wiedział, czego się spodziewać, lecz wolał być przygotowany. Joe chłoną szczegóły. Krwawe ślady na podłodze, działające jarzeniówki, warstwa kurzu, szybka, którą ktoś próbował przestrzelić. Czemu? Nasuwało się pytanie, gdy spoglądał na panel do otwierania drzwi. Powoli nacisnął przycisk "OPEN". Zadziałał. Nim wszedł, upewnił się, iż po drugiej stronie istnieje podobny, działający panel. Gdyby go nie było, musiał by zablokować czymś przejście. Obawiał się, że jest to jedyne wyjście z kompleksu. Woda zachlupała pod jego ciężkimi butami. Joe zmarszczył brwi. Spojrzał w górę, szukając spryskiwaczy. Rozejrzał się też dookoła, szukając śladów ognia. Oczywiście woda mogła pochodzić również z innego źródła. Pęknięta rura, nie zakręcony kurek w łazience, podchodzące wody gruntowe... Powoli Joe ruszył do przodu. Kierował się do jedynych drzwi. Lecz po drodze zatrzymywał się, by spojrzeć do szafek. Nie spodziewał się co prawda nic ciekawego, lecz chciał choćby pobieżnie je sprawdzić. Upewnić się, że nic się tam nie czai na niego. Wreszcie staną przed drzwiami. Nie zamierzał zostawać tutaj, chciał kontynuować penetrację kompleksu. |
09-02-2020, 01:18 | #257 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 36 - Kolejne kroki Instytut Sigrun pierwsza wbiegła do pomieszczenia informatyków. Nie było zbyt trudno trafić bo jak się przebiegło przez zygzak toalety to drugie drzwi wychodziły prawie naprzeciwko szukanego gabinetu. W tym czasie chłopaki zostali w tyle gdy David gorączkowo ściągał z siebie syczącą od kwasu kurtkę a Koichi próbował znaleźć jakiś kran w którym byłaby woda. Dlatego właśnie Szwedka miała okazję jako pierwsza z ich trójki rozejrzeć się jak to wygląda. No wyglądało nieźle. Z pół tuzina stanowisk dla obsługi. Każde jako osobne biurko było raczej puste przed równie pustym krzesłem. Ale wprawne oko informatyka od razu wypatrzyło listwy w biurkach do wyświetlania holograficznych ekranów i takiejż klawiatury. Chociaż przy każdym biurku był jeden klasyczny, płaski ekran i rzeczywista klawiatura pewnie jako awaryjne czy inne wymogi bezpieczeństwa. Ale to wszystko musiało wyglądać nieźle kiedyś. Teraz gdy Sigrun przeszła się wstępnie przez pomieszczenie zorientowała się, że czas i strefa odcisnęły swoje piętno na tym pomieszczeniu podobnie jak na całej reszcie kompleksu. Na biurkach była wyraźna warstwa kurzu i pyłu, tu i tam leżały odpryśnięte kawałki tynku albo plamy zacieków. Te rzeczywiste klawiatury i ekrany były równie zabrudzone i poplamione. Ktoś tu już pewnie kiedyś buszował. Bo widać było wybebeszone szafki, ze dwa ekrany kto wyrwał i leżały teraz na podłodze. Albo ubłocone czy zakrwawione ślady ludzkich dłoni, rozbite kawałki szyb i lamp zawalały biurka i podłogi. Ktoś się chyba nawet kiedyś strzelał przy oknie bo widać było łuski po pociskach. Za oknem w bliższej perspektywie widać było kawałek drogi i ten dziwnie powyrkęcany lasopark. A nad tym wszystkim dominowała ta charakterystyczna, czerwona łuna strefy. Chociaż wydawała się nie sięgać samej okolicy Instytutu. Ale nie było widać tego wielkiego stwora który chyba został tam gdzie go widzieli ostatnio. Przynajmniej tak na słuch można było sądzić. A pod samą ścianą, na zewnątrz, leżało jakieś ciało. Sądząc po ubiorze jakiś krawaciarz. A sądząc po wyglądzie leżało tam już dawno. Jakby wypadł czy wyskoczył z któregoś okna i tak już został. Gdzieś w tym momencie do środka wbiegli David i Koichi. Australijczykowi zbyt wiele z właściwości ochronnych kurtki nie zostało. Na torsie od strony pleców po prostu jej nie było. Kwas ją odparował w parę chwil. Pojedyncze krople przepaliły też boki, rękawy i front, nawet nie był pewny czy tam też oberwał czy to skapywały te kwasowe gluty z tylnej części która przyjęła na siebie główne uderzenie. W każdym razie mizernie to wyglądało. Tak jak w całym Instytucie jaki zwiedzili, jak w całej strefie, panowała ponura atmosfera porzucenia. Te miejsce, tak znane i swojskie w ich dawnym świecie, tak zrozumiałe i czytelne, teraz straszyło pustką i ciszą. Bezludnością. Nikt nie siedział na obrotowych siedzeniach, nikt nie pracował na tych nowoczesnych stanowiskach, nikt nie pił kawy z kubków, nie było słychać ani szmeru pracujących komputerów ani głosów, czy dzwonków telefonów. Chociaż tam i tu jakieś dawne cacka telefonii komórkowej nawet leżały zakurzone i zabrudzone tak samo jak inne jakby ich dawni właściciele nie zdążyli ich zabrać ze sobą. Nawet rozpoznawali model i markę bo w ostatnim sezone to był globalny hit, każdy gadżeciarz chciał go mieć. Gdy Sigrun spróbowała uruchomić pierwszy z komupterów nic się nie stało. Chociaż odczekała chwilę nie zauważyła żadnej reakcji. Z drugim podobnie. Ale trzeci o dziwo zamruczał i ożył elektronicznym życiem. Płaski ekran rozbłysł wczytywaniem planszy startowej, a obok niego i nad nim wyświetliły się holograficzne wersje gotowe do współpracy. Przy biurku zaś wyświetliła się holograficzna klawiatura całkowicie odporna na brud i zanieczyszczenia swojego fizycznego przodka. No tylko, że był jeden problem. Trzeba było się zalogować osobistym hasłem użytkownika. A Sigrun ani jej koledzy nie mieli pojęcia jakie to może być hasło. Zresztą Koichi dość szybko poszedł sobie aby obejrzeć sąsiednie pomieszczenia. Właściwie to gdy Szwedka chwilę posiedziała przed tymi monitorami które biły bladym blaskiem na jej twarz zorientowała się w kilku kolejnych wyzwaniach. To był nowoczesny system. Bardzo nowoczesny. Tak nowoczesny, że miał czytnik czytający kod z respondera. Pewnie jakiś czip będący jednocześnie dla systemu dowodem tożsamosci jak i lokalizatorem. Stąd system wiedział kto i dokładnie gdzie jest. Więc wiedział, że teraz na miejscu operatora nie siedzi legalny operator skoro nie miał owego czipa. Takie czipy montowało się w kartach dostępu, bransoletkach, zegarkach, sygnetach czy nawet w ciele operatora. Zwykle w palcu, nadgarstku albo gdzieś przy skroni. By system uznał ich za kogoś z obsługi musieliby zdobyć taki czip. Bez tego w najlepszym razie będzie traktował ich jak studentów czy gości. W gorszym jako włamywaczy czy terrorystów. Ale jaka mogła być reakcja systemu na takich gości no to trochę trudne było do przewidzenia. No i biometria. Dodatkowym źródłem potwierdzenia tożsamości operatora był skan odcisku palca. Wystarczyło dotknąć czytnika właściwym palcem i system traktował to jak swojego. Gorzej jak się takiego odcisku nie miało. W teorii można by zrobić trik ze skanowaniem dłoni czy palców delikwenta. Albo samych ich odcisków. Trzeba było tylko mieć odpowiedni skaner. Wtedy można by zeskanować albo taką dłoń albo jej odciski. Takie skanery miały różne służby ochrony, były montowane przy jakichś ważnych wejściach ale też czasem dodawano je jako bajer do różnych gadżetów. Z tego wszystkiego najłatwiej było obejść hasło. Można było wejść do systemu awaryjnego i spróbować wejść do “podziemi” systemu. Jeśli by się udało to była szansa na restart wszystkich ustawień w tym także można było wprowadzić nowe hasło a potem po prostu wejść do wnętrza jako użytkownik. Znaczy normalnie by tak się dało. Ale Sigrun nie praktykowała nigdy swych sił z dodatkowymi zabezpieczeniami w postaci skanu odcisku palca i czipa więc nie była pewna czy to zadziała. Może komputer ją wpuści ale uruchomi się jakiś alarm? A może nic się nie stanie? Trudno było zgadnąć. Alternatywą ostateczną był demontaż dysków komputera. Co prawda oznaczało to, że od ręki nic się z nich nie dowiedzą ale w teorii była szansa, że może gdzieś, kiedyś, na jakimś kompie… Tylko nie było wiadomo jak takie dyski zniosą podróż przez strefę. Ten krok był strzałem w ciemno. W czasie gdy David asystował Szwedce w jej zmaganiach z uruchamianiem komputera Koichi poszedł się rozejrzeć. W pokoju po lewej stronie informatyków znalazł jakieś biuro. Jakie to nie wiedział bo tabliczka była nieczytelna. Ale biurka, komputery, ekrany wskazywały, że to właśnie jakieś biuro. Zza zabrudzonej sofy na której leżały jakieś segregatory wystawały czyjeś nogi. Więc chyba leżało tam jakieś ciało. Chociaż sądząc z widoku całego pomieszczenia leżało tam raczej od dość dawna. Segregatory na sofie wyglądały jakby ktoś je zwalił hurtem z jakiejś półki, niektóre były otwarte i bielały się tam jakieś zafoliowane kartki. Z korytarza skierowanego na tylną część budynku widział fragment tego samego krajobrazu co z tego pierwszego za barykadą. Czyli fragment jakiś mniejszych budynków, może akademików, jakichś garaży a nieco bliżej, przy ścianie głównego kompleksu stał jakiś stary samochód. Gdzieniegdzie okna były osmolone, zwłaszcza na górnym piętrze więc pewnie kiedyś buszował tam pożar. Naprzeciw pomieszczenia z trupimi nogami były inne drzwi. Ale te były zamknięte. A w przeciwną stronę, za drzwiami prowadzącymi do miejsca pracy informatyków były kolejne. Tutaj też drzwi były rozwalone na oścież. Tu z kolei chyba był jakiś magazyn albo archiwum. Bo całkiem sporo regałów było widać. Niektóre jeszcze stały o własnych siłach inne były przekrzywione jakby ktoś się bawił w gigantyczne domino. Dlatego tutaj książki, segregatory, dokumenty i wydruki ocalały tylko na tych regałach co zachowały pion. Reszta stanowiło kłębowisko pospołu z tymi meblami co już pionu nie trzymały. Pod samym oknem było jakieś biurko i chyba to co kawałek było widać to xero albo coś podobnego. Zresztą za samymi drzwiami, przy ścianie też stało biurko. Tak samo spustoszone i opuszczone jak cała okolica. Za tym pomieszczeniem były już drzwi na klatkę schodową. I tam klasyka: schody na górę i schody na dół. Drzwi na klatkę były zamknięte ale dało się je pchnąć chociaż szurały ciężko po podłodze i nie chciały się otworzyć do końca. Najwyżej do połowy. Dało się przecisnąć ale nie przebiec czy swobodnie przejść. Zwłaszcza jakby ktoś miał duży plecak czy inny ładunek. Przy tych drzwiach Koichi dostrzegł prawie na przeciwko drzwi na zewnątrz. Były otwarte na oścież. Tam znów widział kawałek terenu z kierunku bramy z jakiej przyszli. Tak mniej więcej. Ale klatka miała pewien mało standardowy element. Wyglądało jakby ściany, sufit i schody porastał jakiś mech albo trawa. Delikatnie i z mozołem się poruszała mimo, że Japończyk nie czuł żadnego wiatru. I ten mech czy trawa był nietypowej barwy bo prawie czarny. I jeszcze schody na dół. Tam też był ten czarny mech chociaż trochę mniej. Za to było ciemniej bo światło z zewnątrz już tam tak swobodnie nie docierało. A im niżej tym ciemniej. Samego ciągu dalszego nie dostrzegł bo dostęp zagradzały paski grubej folii albo plastiku. Takie półprzezroczyste jak czasem w zakładach montowano dla ochrony przed chlapaniem i tego typu atrakcjami. Więc pewnie dałoby się odsunąć te paski folii i przejść albo zajrzeć dalej. Mervin i Marian Marian Polak zakasał rękawy i zabrał się do pracy. Trudności się zdawały piętrzyć jedna za drugą ale nie wyglądały na nie do pokonania dla polskiej zaradności i sztuki improwizacji. Na pierwszy ogień poszły przecieki podwozia. W warsztacie pewnie by wymieniono dziurawe zbiorniki na nowe albo nałożono odpowiednią łatkę. Marian nie miał ani warsztatu ani odpowiedniej łatki. Ale w bagażach powyżej znalazł srebrną taśmę. Co prawda to była prowizorka ale lepsze niż przeciekający bak. Musiał poskrobać dno aby taśma lepiej trzymała a potem ją przykleić. Na razie musiało wystarczyć. Nawet jeśli nie wytrzyma zbyt długo albo nie zlikwiduje przecieku całkowicie to powinno go znacznie spowolnić. Na nadkolem napracował się więcej. Aż się spocił i zasapał by wygiąć blachę w odpowiedni sposób. W końcu tutaj już zmagał się z opornym metalem a nie elastyczną taśmą. Ale, że nic mu akurat nie rozpruwało pleców no i miał dość dużą swobodę manewru to w końcu udało mu się odgiąć metal na zewnątrz na tyle aby nie zagrażał oponie. Nie była to dyskretna robota bo się nastukał i napukał czym się tylko dało no ale jakoś się udało. Jak ktoś czy coś słyszał te hałasy to przynajmniej na razie nie zareagował. A zestaw narzędziowy przydał mu się w tej robocie. Znalazł niedużą skrzynkę z podstawowymi narzędziami. Dobrze, że nie sprawiały wrażenia jakiegoś promocyjnego zakupu z Tesco dla spokoju sumienia niedzielnego kierowcy tylko były całkiem niezłe. Chociaż na pewno nie nowe bo wyglądało jak kolekcja zebrana z różnych zestawów. No i na koniec silnik. Chociaż tu znów mu się przydał młotek bo musiał siłowo otworzyć zdeformowaną przy uderzeniu maskę. Dobrze, że znalazł ten zestaw. A sam silnik na oko wyglądał całkiem przyzwoicie. Nadmiar nagaru i błyszczącej wilgoci sugerował, że coś przeciekało. Ale czy to była norma czy to już stało się po uderzeniu to już Marian nie był pewny. Ale jak tak oglądał ten silnik odkrył, że klemy na akumulatorze się poluzowały. No to je poprawił. Te zderzenie nieco porysowało i wgniotło chłodnicę. Zwłaszcza przy dolnych narożnikach, tam gdzie była największa strefa zgniotu. Trochę z tej chłodnicy wyciekło. Chociaż jak zdradziło stukanie w nią nie wszystko. Właściwie do samego uruchomienia silnika to raczej nie powinno przeszkadzać. Może potem jakby jechać dłużej albo ostrzej to silnik może zacząć się przegrzewać no ale tak na start chyba nie powinno to robić różnicy. Jak przetarł jeszcze ten silnik, podokręcał tam, docisnął tu, przeczyścił no i silnik wyglądał znacznie lepiej niż gdy go otwierał. No i zostało zamknąć maskę i spróbować co z tego wszystkiego działa. Przy okazji odkrył, że zdeformowana maska teraz nie chce się domknąć więc pewnie będzie stukała podczas jazdy no ale nie powinna przesłonić widoku z przedniego okna. A Mervina nigdzie nie było widu ani słychu. Nawet jak Marian zerkał do góry to widział tylko nad sobą wąski wycinek czerwonej mgły i właściwie nic więcej. Gdy miał ten dylemat co do dalszych kroków usłyszał jęk. Kobiecy jęk. Gdy się odwrócił w stronę dziewczyny ta ruszała głową jakby była na etapie snu albo budzenia się. Widział ruch jej blond włosów które opadły na jej twarz zasłaniając ją więc nie widział czy oczy ma otwarte czy zamknięte. Mervin Krajobraz na powierzchni jak na warunki strefy jakoś nie zaskakiwał. Różniły się detale sceny ale nie ogólny charakter. Ruiny, pustkowia i czerwona mgła. Tylko w wersji dworca kolejowego i tego martwego korka ulicznego za płotem. Jeśli Mervin nie miał ochoty sam zwiedzić okolicy zostało mu wrócić do Mariana i dać mu znać jak wygląda tutaj ta sytuacja. Odwrócił się więc do wnętrza schodów bo z góry powinno być o wiele łątwiej zeskoczyć a dach furgonetki a potem na schody niż było to w przeciwną stronę. Widział to co zostawił. Furgonetkę, głównie jej dach, poobijaną w pajęczynkę szybę, Mariana i przykrytą kurtką blondynkę leżącą pod ścianą. W pierwszej chwili wszystko wyglądało normalnie, tak jak trzeba. W drugiej też ale coś go tknęło. Coś było nie w porządku. W trzeciej chwili już wiedział. Nie ruszali się! Nic tam się nie ruszało! To, że schody się nie ruszają, ściany czy furgonetka było całkiem naturalne. Znaczy w strefie chyba też. Ta blondynka pod ścianą była nieprzytomna albo spała. To też nie było dziwne, że się nie rusza. Ale Marian? Dlaczego Marian się nie rusza? Nawet nie drgnie. Stał w zamrożonej pozie jak jakiś manekin. Kompletnie nie zwracał uwagi na Mervina, na jego machanie, słowa ani nic takiego. No stał jak słup soli! Mervin nie dostrzegł u niego żadnych nowych ran ani nic co by pasowało do jakiegoś strefowca. No w każdym razie żadnego jakiego spotkał do tej pory. Właściwie wszystko byłoby w porządku. Gdyby patrzył na jakieś zdjęcie. A nie na realny świat. Tylko, że panował tam kompletny bezruch i cisza. Nic się nie ruszało co zwłaszcza w przypadku Mariana było to zdumiewające. Jak tak człowiek może stać w absolutnym bezruchu w takiej przypadkowej pozie?! Joe Ciężkie buty zruszyły wodę w jakiej dotąd jak w lustrze odbijały się te migoczące światła na suficie. Spokój odbicia został zaburzony gdy ciężkie buty wkroczyły do pomieszczenia. Wody było dość mało. Nie sięgała nawet kostek. Ale wydawała cichy chlupot przy każdym kroku. Joe sprawdził szafki. Chociaż na zewnątrz wydawały się takie same poza różnymi finezyjnymi wzorkami rdzy i jakiś porostów na sobie to wnętrze miały różne. Jak z tym pudełkiem czekoladek w pewnym kultowym filmie. Jedne były otwarte a inne zamknięte. Jedne były puste a inne pełne. W tych jakie dało się otworzyć były głównie ubrania. Żółte kaski, jaskrawe odblaskowe kamizelki robotnicze, buty robocze z metalowymi wzmocnieniami, znów jaskrawożółte peleryny przeciwdeszczowe a nawet kilof i łopatę. Pudełko śniadaniowe z Dragonballa w którym były resztki czegoś do jedzenia. Ale takie resztki, że właściwie tylko samo pudełko albo termos się do czegoś jeszcze komuś mogły przydać. Niektóre ubrania wciąż miały przypięte identyfikatory. Zazwyczaj o azjatyckich rysach twarzy i takiż nazwiskach. Przynajmniej te kilka jakie zachowały się w czytelnym stanie. Wyglądało na to, że należeli do tej samej firmy ale jej nazwa nie budziła u Joe żadnych skojarzeń. Joe więc spróbował swojego szczęścia z kolejnymi drzwiami. Te znów zadziałały jak tylko wcisnął przycisk w panelu. Tym razem ukazał się korytarz. Całkiem długi. I właściwie jedyna droga z tego pomieszczenia. Światła były tylko dwa. A przynajmniej tylko te dwa próbowały się uruchomić. Te bliższe drzwi świeciło dość pewnie chociaż niezbyt mocno. Te następne było dobre dwadzieścia kroków dalej i na przemian zapalało się i gasło. Gdzieś między nimi była jakaś boczna odnoga korytarza. Gdy do niej doszedł nic specjalnego się nie stało. Ale zorientował się w kilku rzeczach. Po pierwsze ten boczny korytarz był dość krótki, ledwo na kilka kroków i był zakończony drzwiami ze znanym już mu panelem. Zielone barwy wskazywały, że chyba powinien działać jak poprzednie. No i, że tutaj jest mniej więcej połowa tego korytarza w jakim się znalazł. Bo gdy doszedł dojrzał przez to migające światło jego koniec. Też kończył się drzwiami i z daleka widać było blade, zielone światełko kolejnego panelu. Do tych drzwi miał jeszcze z kilkanaście kroków.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
13-02-2020, 14:03 | #258 |
Reputacja: 1 | Wyglądało na to, że samochód wydawał się być sprawny. Co prawda potrzebował jeszcze przekręcić kluczyk i sprawdzić, jednak wtedy usłyszał dziewczynę. Budziła się... Polak odłożył wpół zjedzoną drugą konserwę i podszedł do dziewczyny. Otarł pot i smar z czoła, a w zasadzie rozsmarował resztki smaru na czole i klęknął przy dziewczynie. Starał się jej nie przestraszyć, więc chciał, żeby jego kroki były słyszalne. |
16-02-2020, 08:57 | #259 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
16-02-2020, 09:42 | #260 |
Administrator Reputacja: 1 | - Gdyby to był film kryminalny, to byśmy pozdejmowali odciski palców z kubków i telefonów i któryś by oszukał ten czytnik - powiedział David, przyglądając się działaniom Sigrun. - A tak... może sprawdzimy tego truposza za oknem? W takim ubranku to pewnie tu pracował. Sigrun najwyraźniej wolała rozmawiać z komputerem i szukać natchnienia wewnątrz butelki, bowiem całkowicie olała skierowane do niej słowa. David, którego znajomość komputerów ograniczała się do korzystania z nich, a nie do włamywania się do nich, nie bardzo miał jak jej pomóc. Z tego też powodu wolał jej nie przeszkadzać i nie plątać się jej pod nogami, by, nie daj Boże, nie zakłócić jej procesu myślenia. Podszedł do okna i rozejrzał się na wszystkie strony, wypatrując ewentualnych niebezpieczeństw, a potem wyszedł na dwór. Jako że byli na parterze, wyjście nie sprawiło żadnego problemu. Nie zrobił tego, by pooddychać świeżym powietrzem. Miał zamiar sprawdzić stan, w jakim znajduje się truposz. A nuż by się okazało, że opłaca się go przytargać przed komputer i przyłożyć palce do czytnika. Mogło się też okazać, że w kieszeniach garnituru znajdą się jakieś pożyteczne rzeczy. Na przykład karta magnetyczna. |