Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2020, 16:04   #27
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Ponownie się poprawił i podszedł do sąsiedniego, wielkiego namiotu. Skrzywił się paskudnie i zajrzał do środka, by sprawdzić kto jest w nieodgrodzonej części.

W środku zaś było całkiem sporo osób. Większość bogato odzianych, część jednak bez dwóch zdań należałą do służby. Rozmawiali, śmiali się, jedli i pili. Nigdzie jednak nie było widać złotowłosej, co zapewne było powodem, dla którego goście sprawiali wrażenia zrelaksowanych. Nie było także pantery. Był to dobry znak. Oktaw wrócił do elfki i ponownie zaczął zdejmować ubranie.
- Nie. Komentuj - rzucił i chwilę później wyszedł. Wszedł pewnie do środka i rozejrzał się. Skłonił głowę z uprzejmym uśmiechem tym, który odwrócili się w jego kierunku, po czym podszedł do Sintrii.
- Można? - zapytał.

Skinęła głową w odpowiedzi, zaś Oktaw spojrzał na pozostałych w pomieszczeniu.
- Wygląda na to, że odgłosy muzyki ściągnęły mnie i moją towarzyszkę trochę zbyt wcześnie. Chyba jestem bardzo do tyłu w tym… półświatku. Czy mógłbym liczyć na drobne nakierowanie w kwestii nadrobieniu braków?

Przez chwilę nic nie mówiła, sama wodząc wzrokiem po zebranych.
- Nikt istotny - stwierdziła obojętnym tonem.

- Ah… ten typ możnych. Rozumiem. Dużo słów, mało sensu i jeszcze mniej czynów. Ale… w zasadzie nie chcę wykazywać się podobnymi cechami. Przybyłem po radę. Gdzie mógłbym dostać małą buteleczkę wina w tym obozie? Niewielką. Tak małą, aby wystarczyła na dwie porcje. W końcu nie chodzi o wpadnięcie w stan upojenia, a o kieliszek wina na dobry sen. Na smak. Wszędzie jednak widziałem tylko piwo. Rozwodnione. Prosze mi wierzć, poświęciłem się i spróbowałem - wzdrygnął się.
- A ja po prostu chciałbym sprawić przyjemność mojej towarzyszce. Bez podtekstów. Po prostu - wzruszył ramionami.

Przeniosła spojrzenie na niego po czym wyciągnęła rękę i wskazała palcem na stół. Słowa nie były potrzebne.

Oktaw spojrzał na Sintrię.
- Na prawdę mógłbym?

Elinka skinęła głową, zaś bankier ukłonił się w geście podziękowania, po czym podszedł do stołu i spojrzał na karafki z winami. Wybrał taką, w której znajduje się najmniej wina. Było go około pół litra. Mocne, owocowe.
- Przepraszam najmocniej. Czy mógłbym prosić o pustą butelkę po czerwonym winie? - zapytał jednego z kelnerów przyglądając się trzymanemu w dłoni trunkowi. Mężczyzna potwierdził i zniknął. Pojawił się chwilę później z butelką. Oktaw podziękował z uśmiechem, a następnie wyszedł. Wrócił do namiotu podgwizdując.
- Jak dobre to jest? - zapytał elfkę wskazując na karafkę stojącą na stole.

- Nie próbowałam - odpowiedziała, a w jej głosie wyraźnie brzmiały nuty świadczące o tym, że podejrzewa go o jakieś ciemne interesy. - Pewnie… Zwyczajne. Raczej nie rozdawali najlepszego wina - dodała, sama przenosząc uwagę na karafkę.

- Tak myślałem. Tylko niestety nie znam się na winach - to mówiąc przelał wino z karafki na stole do pustej butelki. Zakorkował ją.
- I jeszcze jeden, i jeszcze raz… - zaczął zrzucać z siebie ubrania oraz zakładać poprzednie. Ponownie się zmierzwił włosy i włożył ręce do kieszeni. Chwycił butelkę z winem.

- Ja bym ją jeszcze zalała woskiem - poradziła, wstając z łóżka i podchodząc do stolika co by skosztować przyniesionego przez niego wina. - W ten sposób będzie wyglądać na nienaruszoną -wyjaśniła, upijając łyk. - To na pewno nie jest poślednie - oceniła, upijając kolejny.

- A mamy wosk?

- Mam - poinformowała, wracając do łóżka z kielichem w dłoni. - Nie jest to co prawda ten sam rodzaj którego się powinno użyć ale wystarczająco podobny. Nie wiem co prawda co chcesz osiągnąć ale jeżeli nie będziesz chciał tego wina wcisnąć osobie znającej się na rzeczy to powinno ujść - dodała, wyciągając zawiniątko, które po rozwinięciu okazało się kryć wspomniany wosk do lakowania. Korzystając z ognia pochodzącego z lamp oświetlających wnętrze namiotu, rozgrzała go, a następnie zalała nim korek butelki, którą wzięła od Oktawa.
- Dalekie od ideału - przeprosiła, oddając ją bankierowi. - Lepsze jednak niż samo wsadzenie z powrotem korka - zapewniła, odkładając wosk na stolik by się schłodził.

Pokiwał głową i objął jej ramiona ręką.
- Świetnie, wspólniczko w oszustwie. A teraz… do boju!
Schował butelkę za pazuchę i westchnął ciężkim życiem żołnierza przyjmującego rozkazy i muszącego je wykonać. Wyszedł z namiotu prowadząc Telrayne ponownie w kierunku zagród z pegazami. Kiedy byli blisko zatrzymał się.
- Poczekaj na mnie chwilę. Nie powinno to zająć długo.
Ruszył w kierunku strażnika człapiąc powoli. Oparł się o ogrodzenie w tym samym miejscu, co poprzednio. Kciukiem potarł kącik ust rozglądając się dyskretnie, po czym wyjął butelkę i za plecami własnymi oraz stojącego obok mężczyzny wcisnął mu szyjkę w dłoń. Uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie pytaj skąd mam tą butelkę i ile to kosztuje. Ani jak udało mi się ją zdobyć. Nie pokazuj jej nikomu, bo ci wszystko wyżłopią i tyle będziesz miał. Zgadza się wszystko?

Strażnik przyjął poczęstunek, szybko chowając butelkę za pazuchę, bacząc czy aby nikt nie patrzy.
- Pewnie, pewnie - przytaknął. - A ta błyskotka, bratku? - zapytał, drapiąc się po nieogolonej brodzie.

- Umowa była na jedno, nie kilka. A rzuć sobie okiem na butelczynę. To nie sikacz. Ja postarałem się z nawiązką.

- Nie no, nie no, ja tu kark nastawiam - pokręcił głową strażnik, chociaż butelka chyba już ciążyć zaczęła by tak jakoś ją poprawił, pomacał, przy okazji i ślinę głośno przełknął.

Oktaw splunął.
- To ja tu karku nadstawiałem, żeby ją zdobyć. Skoroś taki pazerny, to w dupie mam. Dawaj butelkę i tańcuj z kulawym przy tym obozowym gównie, skoro kolegę, co się stara chcesz wyruchać - wyciągnął rękę po wino.

Strażnik cofnął się poza zasięg, dodatkowo przytrzymując ręką butelkę, a drugą się odganiając.
- Nie no, nie, na spokojnie, poczekaj - zaczął, nieco gorączkowo. - Dogadamy się. My w końcu jak bracia, nie? Bo widzisz, ja tu taką jedną poznał, a ona błyskotki lubi to i wiesz… No ale dobra, dobra, się pomyśli… Tylko wiesz, co by cię nikt nie widział bo jak nic mnie ze skóry obedrą a trochę to ja tą moją skórę jednak lubię - skapitulował w końcu.

- A… - powiedział krótko bankier w zamyśleniu.
- Jak o kobitę chodzi, to zmienia postać rzeczy. Tak możemy się dogadać, że jak będę miał okazję, to będę o tobie pamiętał. Nic nie obiecuję, ale wiesz… koledze z kobitą trzeba pomóc. Powiedz mi jeszcze czy ona z naszej półki, czy może z wyższej?

Westchnął nim odpowiedział.
- Wyższej ci - wyznał z wyraźnym bólem. - Jutro rusza w teren. Trochem liczył na to że może coś dziś wypali ale… No ale wino jest, a to dobry początek - dodał, ze słabą ale jednak nadzieją. - To jak? Bierzesz któregoś czy czekasz aż się ściemni?

- Tak, tak. Ale nie gorączkuj się tak. Powiedz mi jak się ona zwie? Kim jest? Może coś uda się dopomóc?

- Val ją zwą - wyjawił, a jego oczy mu się takie jakieś maślane zrobiły. - Ładniutka aż strach patrzeć. No i chętna. I do tego taka no, wiesz, taka co to z nią pogadać się - zachwalał, głaszcząc nieświadomie butelkę.

- Uuuu, chłopie. To wydudlij tą butelkę sam. Tu nie pomoże. Szkoda, żem ci wódki nie skołował zamiast wina. Gdybym tylko wiedział. Ale… - wzniósł palec.
- Skoro wyrusza jutro, to jako kolega mógłbym z nią pogadać. Wiesz, robotę mamy wspólną. Może by się udało napomknąć kilka dobrych słów na twój temat. Jak tylko wyląduję, to zabieram się do roboty - poklepał żołnierza po ramieniu.
- A o skórę twoja i moją to już zadbałem. Ja na takich nigdy nie latałem, więc przez środek obozu by mnie pewnie przewiózł. Ale mam kogoś zaufanego, kto latał. Dzięki niej wymkniemy się i wrócimy zanim zauważysz - uśmiechnął się półgębkiem do strażnika.
- Tylko rzeknij jeszcze jak ci dali, cobym wiedział jakie imię jej podsunąć.

- Bran - odpowiedział, wyciągając rękę do Oktawa. - I, jak ją znasz, to wiesz, tak co by się nie spłoszyła aby - poinstruował, rozglądając się. - A ta twoja to gdzie?

- Nie bój nic. Nie mogę obiecać efektów, ale postarać się postaram. A z moją zaraz przyjdę. Dwie minuty i jesteśmy - powiedział do Brana i podszedł do elfki. Ujął jej dłoń w swoją, a następnie wskazał głową ku pegazom.
- Chodź się przelecieć. Możesz wybrać któregokolwiek. Podobno niedawno przybyły wyjątkowo zwinne o brązowej sierści. Tylko nie mogą nas widzieć - uśmiechnął się ciepło do Telrayne i ruszył w drogę powrotną.
- No, to jesteśmy. To ta specjalistka zrobi tak, żeby nikt nic nie widział. I tak jak rzekłem. Dzisiaj zajmuję się sprawą - uścisnął dłoń Brana i wpuścił elfkę pierwszą do zagrody. Sam wszedł tuż za nią.

Elfka ewidentnie była ciekawa o co w tym wszystkim szło jednak nie zadawała pytań. Przynajmniej w tej chwili. Być może, czynnikiem który miał na to największy wpływ, była bliskość wspaniałych zwierząt, które ich otoczyły gdy tylko znaleźli się we wnętrzu zagrody.
- Tulpary - powiedziała z nabożnym szeptem, zbliżając się do wierzchowców o których wspomniał strażnik. - W przeciwieństwie do Zimowych Skrzydeł są zwrotniejsze i tak, szybsze. Idealne wierzchowce do walki. Nieustraszone chociaż przez niektórych uważane za zbyt dzikie. Trzeba się do nich przyzwyczaić, przekonać, trzeba je zrozumieć - mruczała pod nosem, unosząc dłoń by przesunąć nią po szyi najbliższego zwierzęcia. Bestia faktycznie była piękna. Lśniąca, brązowa sierść. Potężne, tegoż samego koloru skrzydła z lotkami w nieco ciemniejszym odcieniu. Mądre, czarne ślepia, śledzące każdy ruch intruzów.
- Ten - wskazała na tego, którego głaskała. - Jest przywódcą tego stada. Najsilniejszy, największy, doświadczony w walce - wskazała na widoczne tylko z bliskiej odległości blizny na jego umięśnionym ciele. - Jeżeli on cię nie zaakceptuje, nie zrobią tego pozostali. To kolejna różnica między Tulparami, a Zimowymi.

Oktaw stał z boku przyglądając się bardziej elfce niż pegazom z uśmiechem i lekko przekrzywioną głową. Udało się sprawić jej radość. Podszedł do niej. Delikatnie położył rękę na jej ramieniu.
- Lecimy? - zapytał.

- Naprawdę możemy? - zapytała z lekkim niedowierzaniem i ogromną dozą nadziei. Jak dziecko, przed którym postawiono ulubiony torcik ale jest zbyt dobrze wychowane by po prostu się na ów łakoć rzucić.

- O ile wyprowadzisz i wprowadzisz nas tak, żeby nikt nas nie zobaczył, to możemy - odparł z uśmiechem.

- Jeżeli to jedyny warunek to na co jeszcze czekamy - nie było to pytanie i nie była oczekiwana odpowiedź. Elfka przeszła z powrotem do ogrodzenia, jednak nie w stronę wyjścia, a wręcz przeciwnie. Tam właśnie znajdowały się siodła i uzdy, bez których wyruszenie na podbijanie niebios nawet dla niedoświadczonego oka byłoby szaleństwem. Telrayne ewidentnie wiedziała jak się obchodzić z tymi stworzeniami, nie minęła bowiem chwila dłuższa niż potrzeba do osiodłania standardowego wierzchowca, a wskazany przez nią Tulpar był gotowy do lotu.
- Ile mamy czasu? - zapytała.

- Wypadałoby wrócić przed świtem - mrugnął krótko.

- W takim razie nie marnujmy ani minuty - odpowiedziała, prowadząc pegaza dalej, do wyjścia z zagrody.
- Tylko uważajcie żeby was straż obozowa nie wypatrzyła. Albo potwory - ostrzegł strażnik zagrody, rozglądając się nerwowo na boki.
- Poradzimy sobie - powiedziała pewnym głosem elfka, zaspokajając jednocześnie wierzchowca, który zaczął uderzać kopytami w ziemię.

- Dlatego nawet nie dotknę lejców… czy co tam one mają. Zostawiam to w rękach specjalistki - uśmiechnął się do niego półgębkiem.

Telrayne poprowadziła ich w kierunku przeciwnym do tego, w którym znajdowały się namioty mieszkalne. Korzystając z pogłębiającej się szarości, szli dalej, przystając od czasu do czasu gdy do czułych uszu elfki docierały odgłosy zbliżających się kroków czy rozmów. Tulpar zachowywał się niczym dobrze ułożony wierzchowiec i tylko od czasu do czasu podrzucał łeb czy wydawał z siebie ciche rżenie. Nim dotarli do granicy obozu zdążyło minąć nieznośnie dużo czasu, przynajmniej w odczuciu Oktawa. Chwilę przyszło im stać w krzakach otaczających zbiorowisko powykręcanych drzew, nim strażnicy przejdą i udadzą się w swoją drogę. Pegaz położył się wtedy nisko, posłuszny nakazowi elfki.
Wszystko wskazywało na to, że pilnowano przede wszystkim tego by nikt do obozu się nie dostał, a nie żeby powstrzymać osoby przed jego opuszczeniem. Najwięcej straży zdawało się skupiać po stronie wyspy, podczas gdy obrzeża były prawie pozbawione patroli. I nic dziwnego. Nie było szansy na to by potwory zaatakowały od strony przepaści. Nie było zatem niespodzianką, że tam właśnie prowadziła ich Telrayne. Gdy zaś upewniła się, że nikt ich nie wypatrzył i nikogo nie ma w pobliżu, zwinnie wskoczyła na grzbiet pegaza po czym wyciągnęła dłoń by pomóc Oktawowi. Ten zaś podał ją i już po chwili siedział za plecami kobiety.
- Trzymaj się mocno i pod żadnym względem nie puszczaj - nakazała i odczekała, aż spełni jej nakaz i otoczy jej talię rękami. - No to w drogę.


Wrócili dopiero gdy słońce całkiem już zaszło, a na niebie zaczęły królować nocne światła. Pierwsze chwile na grzbiecie pegaza były doświadczeniem, które miało tkwić w umyśle młodego wojownika przez długi czas. Nagły zryw, a następnie pęd powietrza i oddalająca się w szybkim tempie ziemia. Później zaś głęboka, nie mająca swojego dna przepaść skąpana we mgle zabarwionej szkarłatem zachodzącego słońca. Gdy zaś się przez nią przedarli ujrzał bezkres wody niczym morze krwi. Słońca kąpały się w nim, odbijając w jego falującej powierzchni. Na wschodzie było już niemal czarno, lecz oni nie lecieli na wschód, a wręcz przeciwnie, pędzili na złamanie karku w stronę tych właśnie słońc. Potężne skrzydła raz po raz unosiły się, to znów opadały. Większość jednak czasu tkwiły rozłożone, korzystając z wirów powietrza by utrzymać niesiony ciężar w górze. I taki właśnie był początek. Zatykający powietrze w płucach acz na swój sposób spokojny.

A później ów spokój gruchnął. Elfka faktycznie była doświadczona w dosiadaniu tego typu wierzchowców. Na tyle, że chyba zapomniała, że on nie był. Najpierw zaczęli wzbijać się wyżej i wyżej, po to tylko by po chwili pikować niemal pionowo w dół. Raz nawet, przez chwil parę kopyta Tulpara galopowały po wodzie, tak nisko opadli. Nie to jednak było najgorsze, a chwila w której Telrayne zdecydowała się sprawdzić czy jest możliwe latanie między brzegiem morza, a brzegami wyspy. Huk wodospadów, krople wody zalewające ich drobne, w porównaniu z potęgą żywiołu postacie. Wszystko zdawało się drżeć, wibrować, próbować ich pochwycić i zgnieść. Pomimo tego elfka śmiałą się niczym najszczęśliwsza osoba na całym świecie. Radość biła z niej, tak jak siłą biła z ciała pegaza. Zdawali się być jednym organizmem, scalonymi ze sobą ciałami istniejącymi tylko i wyłącznie dla wspólnej radości.

Musieli jednak wrócić. Nie byli wszak wolni, czekało na nich zadanie, a i pegaz w końcu zaczął okazywać oznaki zmęczenia. Powrócili więc, chociaż nie dało się ukryć, że Telrayne czyniła to niechętnie. Wylądowali w pobliżu miejsca, z którego wystartowali, a które było dostatecznie zabezpieczone roślinnością by zapewnić im ochronę przed ewentualnymi, ciekawskimi oczami.

- Chyba nie muszę pytać czy się podobało - powiedział cicho przyglądając się twarzy elfki uśmiechając się do niej.

- Nie, nie musisz - zgodziła się, a uśmiech nie znikał z jej twarzy gdy tak stała i gładziła ich wierzchowca po karku. - Od dawna nie miała okazji tak zaszaleć. Dziękuję - dopiero po tych słowach przeniosła spojrzenie na Oktawa, którego usta jeszcze mocniej się rozciągnęły, zaś oczy lekko zmniejszyły stanowiąc dopełnienie całości.

- Ty z kolei nie musisz dziękować. Ten widok jest dla mnie najlepszą nagrodą - palcem lekko dotknął jej twarzy.

- Jesteś zagadką - oświadczyła, wzdychając. - Ale przyjemną - dodała, przechylając głowę i zerkając na niego z całkiem nowym rodzajem zainteresowania.

Odprowadzenie skrzydlatego wierzchowca zabrało nieco więcej czasu. Noc sprawiła, że ilość straży zwiększyła się przez co musieli częściej przystawać. W końcu jednak się udało i Tulpar powrócił do swojego stada, a strażnik zagrody odetchnął z wyraźną ulgą.
W drodze powrotnej do namiotu usta Telrayne praktycznie się nie zamykały. Elfka rozwodziła się, i to obszernie, zarówno na temat piękna Tulparów jak i ich siły, szybkości oraz zwinności. Gdy ten temat nieco się wyczerpał podjęła kwestię otoczenia wyspy, wodospadów, ich piękna oraz tego że aby w pełni docenić owe piękno, koniecznie należy dosiadać wierzchowca, który jest w stanie wzbić się w powietrze. Na koniec, tuż przed i zaraz po wejściu do namiotu, Oktaw zyskał okazję by dowiedzieć się o istnieniu różnych rodzajów owych wierzchowców i podejrzeń Telrayne odnośnie tego, że spotkana w namiocie księżniczki pantera może być jednym z nich. Gdy w końcu kobieta zamilkła, jej policzki pokrywał wyraźny rumieniec, oczy lśniły, a wydatne piersi unosiła się w rytm przyspieszonego oddechu.
- Na bogów, latanie jest wspaniałe - westchnęła jeszcze, po czym zaczęła zdejmować zbroję. Najwyraźniej nie miała już w planach żadnych eskapad, które by jej wymagały.

Oktaw tymczasem podszedł do stołu i nalał wina do dwóch kielichów napełniając je do jednej trzeciej. Nie miał zamiaru pić zbyt wiele. Jeszcze tej nocy miał kilka spraw do załatwienia, ale Telrayne mogła tego wieczora rozluźnić się. Wyglądało na to, że nie miała takiej okazji przez długi czas.
- Znacznie lepsze niż myślałem. Choć trzeba przyznać, że potrafisz być… dzika - roześmiał się cicho.

- Nic na to nie poradzę - roześmiała się, mocując z pasami podtrzymującymi karwasze. - Uwielbiam latać, a gdy do tego dostanę w dłonie odpowiedniego wierzchowca… - westchnęła z rozkoszy na samo wspomnienie.

Oktaw zachichotał rozbawiony.
- Nie próbuj nic na to radzić. Ciesz się wolnością. Pomóc?

- Nawet chwilowa wolność jest warta tego by się nią cieszyć. Szkoda, że nie przydzielili nam zadania wymagającego skorzystania z tych pięknych bestii - wyraziła swój żal po czym skinęła głową. - Jakbyś mógł. Gdy są mokre to strasznie ciężko je rozpiąć - dodała, wskazując na pasy.

- Może to się zmieni przy następnym zadaniu - rzekł postanawiając wnieść kilka optymistycznych nut. Podszedł do elfki i pierwszy raz delikatnie ujął jej palce jej nagiej dłoni prowadząc w kierunku stołu. Doprowadził ją do krzesła, by na nim usiadła swoje krzesło dostawił tuż obok i w skupieniu zaczął rozpinać pasek po pasku karwaszy jednocześnie starając się nie ściskać przedramienia Telrayne. W końcu udało się wyswobodzić ją z jednego fragmentu pancerza, który to ostrożnie położył na swoim łóżku stojącym bliżej niż posłanie elfki. Nucąc jakąś melodię zabrał się za drugą rękę.


Wkrótce była w stanie wysunąć swoją rękę. Nie pytając czy ma kontynuować wstał. Stanął z boku odpinając jeden naramiennik, a następnie z drugiej strony kolejny. Oba elementy ułożył obok poprzednich. Ponownie usiadł naprzeciw współlokatorki, zebrał włosy nie przestając podśpiewywać melodii i związał je zwykłym sznurkiem. Podniósł jedną jej nogę i ułożył na własnych kolanach. Rozluźniał kolejne pasy aż uwolnił łydkę oraz stopę od wysokiego obuwia. Postawił je tuż przy krześle Telrayne. Za chwilę to samo stało się z drugim butem. Został ostatni, największy element. Tutaj także zabrał się do pracy bez pytania. Zbroja rozpinała się od kształtnej łydki przez kolano, udo, biodro, talię. Nim przeszedł dalej przykląkł po jej drugiej stronie rozpoczynając podobną wędrówkę. Dopiero wtedy przysiadł się bliżej i uniósł jej rękę tylko po to, by obejmowała jego ramiona uzyskując tym samym dostęp do pasków w okolicach klatki piersiowej. To samo uczynił po drugiej stronie jej ciała. Wstał i niespiesznie złapał końcówki jej palców zapraszając do powstania. Zdjął pancerz pozostawiając swoją towarzyszkę w bieliźnie. To jednak nie był jeszcze koniec. Chwycił w dłoń kielich i podał go elfce.

Kobiecie bez dwóch zdań ulżyło gdy została pozbawiona zbroi. Przyjęła kielich, obdarzając Oktawa pełnym wdzięczności uśmiechem.
- Wiesz, czuję się prawie jak księżniczka - oświadczyła, a następnie upiła solidny łyk. - Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie?

- Może jednak się pomyliłem - powiedział biorąc do ręki drugi z nich.
- Może inną księżniczkę mam eskortować do bazy - uśmiechnął się do czerwonego płynu.
- Lubię sprawiać przyjemność i widzieć radość. Tak dla odmiany - ponownie ujął dłoń elfki i poprowadził ją do łóżka. Usiadł obok niej chwilę po niej.

- Dla odmiany? - zainteresowała się, jednocześnie dając prowadzić. - I obawiam się, że przynajmniej w kwestii księżniczki, szczęście raczej ci nie dopisuje - dodała.

- Mam złe wspomnienia osoby, dla której nigdy nic nie było wystarczające, by wywołać radość. Taką prawdziwą. Więc dlaczego teraz mam nie próbować sprawić radości urodziwej elfce, która potrafi się ślicznie uśmiechać? - to mówiąc uśmiechnął się do siebie starając się ukryć ten fakt w nabraniu łyka wina.

- Widać trafiłeś na niewłaściwą osobę - stwierdziła, ozdabiając słowa lekkim wzruszeniem ramion. - Czasami tak po prostu jest, a wtedy należy jak najszybciej zmienić scenerię. Żyje się zbyt krótko by być nieszczęśliwym. Jest to coś o czym sama powinnam pamiętać ale cóż.. - roześmiała się, po czym upiła łyk wina i westchnęła.
- Zatem uważasz mnie za urodziwą? - zmieniła temat, zerkając na Oktawa znad brzegu kielicha. Bankier zanotował w pamięci, że ma zapytać ją o to, o czym teraz nie chciała mówić. Nie w tej chwili.

- Oczywiście. Niewidomy by to wiedział. Wiesz, przez ten melodyjny głos. Zatrzymam się jednak na tym, żeby nie spekulować na temat sposobu wykrycia urody przez osobę niewidzącą i niesłyszącą - puścił jej oczko tłumiąc zalążki śmiechu.

- Cóż niby złego jest w spekulowaniu? - uniosła nieco kącik ust. - Nie będę jednak nalegać jeżeli nie masz na owe spekulacje ochoty. Przyznać bowiem muszę, że jak na jeden wieczór atrakcji mi wszak nie brakowało. Może pora odpocząć? - Było to zarówno pytanie jak i sugestia popita kolejnym łykiem wina, który niemalże całkiem opróżnił kielich. - Masz dość na dzisiaj czy też nadal przygoda cię wzywa i nie daje spokoju? - dodała kolejne, tym razem bez dwóch zdań pytanie.

- W żadnym wypadku nie mam jeszcze dość atrakcji tego wieczora - powiedział spoglądając na nią kątem oka.

- Cóż zatem planujesz?

Odstawił kielich i obrócił się przodem do niej. Dotknął opuszkami palców jej policzka, po czym przejechał nimi w kierunku ucha.
- Plany to duże słowo. Mam kilka pomysłów, które mogą się zrealizować lub nie.

- Może jeżeli zdradzisz mi niektóre to będę mogła ci pomóc w ich realizacji - zaproponowała, przechylając nieco głowę w kierunku dłoni, którą dotykał jej twarzy. Odgarnął jej włosy za ucho, do którego zbliżył usta. Dłoń zsuneła się nieco niżej. Leniwie wędrowała w okolicach karku i szyi.

- Może. Musiałbym wtedy powiedzieć więcej. Być może musiałbym wtedy wejść nieco głębiej… w moje zamiary - powiedział cicho niskim, wibrującym głosem. Był na tyle blisko, by mogła poczuć pieszczoty muśnięć ciepłego oddechu na uchu i szyi. Wciąż jednak kontakt fizyczny ograniczał się do opuszków błądzących w okolicach żuchwy pod miejscem łączenia ze szczęką. Jedyny, nietrwały i ulotny most łączący ich ciała. Był blisko, a jednocześnie daleko.

Nie odpowiedziała od razu, przymykając oczy. Nie wykonała żadnego ruchu, który byłby przyzwoleniem dla owych pieszczot, jednak nie wykonała także żadnego, który świadczyłby o tym, że były jej one niemiłe. Jedyne co uległo zmianie to tempo w którym jej pierś unosiła się i opadała.
- Może… Może z chęcią bym posłuchała o głębszych obszarach wokół których oscylują owe plany - odparła w końcu, przesuwając językiem po wargach, które natychmiast zalśniły szkarłatem w świetle lamp.

- W takim razie… - wsunął palce we włosy elfki powolnym ruchem sunącym po powierzchni głowy, podczas którego jego usta zetknęły się z jej skórą. Być może całkowitym przypadkiem. Chwilę później poczuła ich przelotny dotyk na szyi, tuż poniżej żuchwy, na linii ucha. Zbliżył się niemal nieznacznie.
- … chciałbym zacząć delikatnie - powiedział tuż przed ponownym zetknięciem warg. Nieco niżej oraz bliżej nagich pleców. Jego bliskość była niemal fizycznie wyczuwalna, a jednak nieuchwytna. Drażniła i przyciągała.

Z ust Telrayne wyrwał się cichy, ledwie uchwytny jęk. Odchyliła nieco głowę, poddając się dotykowi i subtelnym pieszczotom. Jej ciało przechyliło się nieco do tyłu, tak jakby w każdej chwili było gotowe do tego by opaść na posłanie.
- Delikatnie… Delikatnie brzmi… dobrze - wyszeptała, podnosząc dłoń i nieco niepewnie dotykając głowy Oktawa, ledwie muskając ją opuszkami palców, zagłębiła je w jego włosach.

Nie opierał się. W naturalny, niespieszny sposób podążył za jej ruchem. Z jej włosów wyłonił się kciuk, który bardzo lekko przesunął się pod kością policzkową w kierunku nosa. Pozostałe palce przesuwały się między długimi włosami. Usta podążyły po smukłej szyi w kierunku podbródka. Palcami lewej dłoni przelotnie, tylko raz musnął skórę po prawej stronie karku elfki.
- Następnie chciałbym przejść… - rzekł wibrującym lekko głosem.

- Tak? - wyszeptała, chociaż dopiero po chwili. Formowanie, a także wypowiadanie słów stawało się procesem dość skomplikowanym, wymagającym uwagi, którą jednak przyciągały inne kwestie. Jak na przykład miękkość włosów, w których zanurzyła palce czy obecność delikatnych muśnięć warg na jej ciele. Jej ciało stało się nagle ciężkie. Zbyt ciężkie by utrzymać się w pozycji pionowej. Pościel kusiła swoją miękkością, a także wsparciem, nic zatem dziwnego, że dała się jej skusić, opadając do tyłu i ciągnąc ze sobą Oktawa.

Wsparł się na lewej ręce. Prawa wysunęła się z włosów ani na chwilę nie tracąc połączenia ze skórą Telrayne. Zjechała niżej przez policzek, musnął palcem dolną wargę i podbródek. Wargi całowały i jednocześnie drażniły dotykiem oraz ciepłem oddechu kolejne partie szyi. Doznania przelewały się łagodnie z lewej strony elfki ja prawą aż w po ucho. Chwilowo przeniósł ciężar swojego ciała na głowę, wolną dłonią rozwiązał sznurek. Uwolnione włosy opadły na jej ciało. Ponownie ciężar spoczął na wolnej ręce. Prawa zjechała powoli przez środek szyi do obojczyka, gdzie zatrzymała wędrówkę w dół. Opuszki przesunęły się wzdłuż kości do ramienia.
Nie odpowiedział. Zamruczał lekko tuż przed powrotem wzdłuż linii żuchwy, nieco poniżej. Włosy przesuwały się po jej skórze wraz z ruchami głowy. Ani przez chwilę ciała nie zetknęły się w więcej niż trzech miejscach, choć Oktaw wydawał się być tak bliski, że niemal się z nią stykał. Niemal. Wystarczyłoby jedno jej pociągnięcie. Kusił.

Zmuszając jej ciało do tego by na owe pokusy odpowiadało. Żar ich ciał sprawiał, że policzki elfki pokryły się purpurą, a oddech gwałtownie raz po raz wznosił jej pierś. Jej dłonie także rozpoczęły wędrówkę, chociaż zdawały się interesować głównie jego włosami. Palce wsuwały się w nie to znowu wysuwały, bawiąc i podrażniając gdy niekiedy, zaciśnięcie nieco mocniej, powodowały lekki ból. Telrayne sprawiała wrażenie osoby, która nie do końca zdaje sobie sprawę z tego co robi. Sprawiała także wrażenie kogoś, kto po raz pierwszy doświadcza owych wrażeń i nieco niezdarnie próbuje je naśladować. Podobnie jak on - milczała.

Palce Oktawa wróciły niespiesznie do miejsca, z którego zaczęły bieg po obojczyku. Usta powędrowały wyżej. Ledwie musnął górną wargą jej dolną. W odpowiedzi na co jej usta rozwarły się zapraszając do dalszych pieszczot.

Pięć opuszków zaczęło błądzącą wędrówkę w kierunku piersi. Twarze wojownika zawisła nad twarzą Telrayne. Ich usta stykały się tylko na krótką chwilę i oddalały się ponownie, lecz tylko na tyle, by kobieta pragnąc więcej mogła po to sięgnąć. I dostać.

Trzeba zaś było przyznać, że chciała i to bardzo. Na ile zdawała sobie sprawę z tego co chce to już inna kwestia, która jednakże nie zmieniła nic w działaniach, jakie podjęła. Jej dłonie, wplecione we włosy Oktawa, przyciągać zaczęły jego głowę bliżej, tak by owe delikatne muśnięcia warg przestały być jedynie dotykiem skrzydeł motyla, a przerodziły w coś innego, głębszego. Podobnie zachowywała się reszta jej ciała, które wyginając się i drżąc pragnęło bliższego i zarazem dłuższego kontaktu.

Był bardzo nisko. Tak nisko, że powoli zgiął rękę przenosząc ciężar na łokieć. Dłoń wsunęła się we włosy. Palce nie zdążyły osiągnąć wzgórza piersi. Oderwały się od ciała i stały się lustrzanym odbiciem tych po lewej stronie. Jego usta całowały tym razem znacznie bardziej zdecydowanie niż początkowo. Głębiej.

I to wystarczyło. Na kilka chwil jedynie. Nieco niezręczne próby odpowiadania na owe pocałunki powoli zaczęły przynosić efekty. Mało jednak, wciąż było jej mało. Ciało zdawało się działać bez udziału umysłu. Długa, smukła noga elfki uniosła się i opadła na niego, przyciągając go bliżej, tam gdzie w najlepsze szalały płomienie, które domagały się ugaszenia. Były głodne, co wyraźnie mógł odczuć w falistych ruchach bioder, które raz po raz ocierały się o niego szukając zaspokojenia dla tego głodu.

Chwycił jej nogę na wysokości uda i przesunął dłoń w kierunku pośladka zakrytego przez bieliznę. Odległość między nimi zmalała do zera. Czuł jej miękkie piersi na swoim ciele, gdy cała ocierała się o niego. Oktaw, jeszcze przed chwilą zanurzony w głębokim pocałunku zaczął niespiesznie wytracać prędkość. Wyplątał prawą rękę z białych włosów i zaczął gładzić twarz elfki. Z pomocą przyszła druga dłoń jeszcze przed chwilą znajdująca się przy pośladku.

Z jej ust wyrwał się jęk zawodu. Otworzyła oczy, chociaż ruch ten był nader powolny. Podobnie jak powolny był powrót do pełni świadomości, któremu to towarzyszył pogłębiający się rumieniec, który objął także szyję. Zawstydzona odwróciła wzrok, chociaż jej noga nadal podtrzymywała go na miejscu, a dłonie wciąż wplecione były w jego włosy.

Usta oderwały się od siebie, choć twarz Oktawa była wciąż tak blisko, że jego przyspieszony, ciepły oddech owiewał wargi elfki. Był tak blisko, że znów wystarczyło lekkie przyciągnięcie, by złączyli się ponownie. Pogładził kciukiem dolną powiekę, by przyciągnąć jej wzrok do swoich oczu wpatrzonych w jej. Sięgnął ręką w dół, w kierunku drugiej nogi Telrayne. Poprowadził ją najpierw pod uniesioną jedną jego nogą, a potem pod drugą. Ostatecznie pokierował ją na własne plecy. Tuż obok pierwszej. Lewą dłonią chwycił jej prawą, wplecioną w brązowe włosy, po czym przytulił chropowaty od zarostu policzek do wewnętrznej strony przedramienia. Uśmiechnął się ciepło. Ani na chwilę nie przerwał kontaktu wzrokowego. Palcami prawej ręki nie przestawał wodzić po twarzy elfki. Pocałował ją przeciągle i czule.
- Chcę, żeby każda noc była dla ciebie wyjątkowa, jedyna i niepowtarzalna. Chciałbym, żebyś czekała z niecierpliwością na każdą noc i nowe doświadczenia, jakie z niej płyną. Chciałbym też, żebyś z każdą nocą poznawała każdy kawałek swojego ciała na nowo. I żebyś każdej nocy była wolna, czuła się wolna jak dzisiaj. Jak przed chwilą. Wolna i szczęśliwa. W tej chwili… - pocałował ją ponownie.
- … daję ci wybór. Pójdź za mną, zaufaj mi i pozwól sobą pokierować. Nie skrzywdzę cię. Albo powiedz jedno słowo, a popłyniemy dalej już teraz. Zapraszam do wybrania pierwszej opcji - mówił cicho jednocześnie przyciskając do niej swoje biodra, by potwierdzić gotowość na drugie. Przygryzł lekko własną wargę.

- Ja… - zająknęła się i urwała. Jeżeli to było w ogóle możliwe zdawało się że rumieniec pokrywający jej twarz pogłębił się. Ponownie uciekła wzrokiem chociaż w chwilę później powróciła. Debatę z myślami, z tym co powinna, a czego nie, z tym co chciała, a czego jej nie wypadało robić, widać było gołym okiem. Owa zdystansowana elfka, którą poznał kilka godzin wcześniej zmieniła się pod jego dotykiem w nieśmiałą dziewczynę na której twarzy i w której spojrzeniu można było czytać jak w otwartej księdze.
- Ja nie wiem - wyznała w końcu, przymykając powieki. - Pierwsza opcja wydaje się jednak taka… taka… kusząca - wyznała w końcu.

Pocałował ją ponownie, nieco dłużej niż poprzednio. Jego palce wznowiły powolną wędrówkę po udzie, by podtrzymać żar jej ciała. Drugą dłonią przesuwał lekko po jej czole.
- Musisz być pewna, że tego chcesz. Czy mi zaufasz? Czy będziesz z podnieceniem czekać na następną noc i to, co w jej trakcie odkryjemy?

Oddech ponownie zaczął jej przyspieszać, a powieki uniosły się dzięki czemu mógł ujrzeć jak jej spojrzenie zasnuwa mgiełka pożądania.
- Tak… Będę czekać - obiecała, dzieląc tą deklarację na dwa wydechy, lecz dłoń Oktawa nie przestawała się poruszać. On sam uśmiechnął się szeroko. Objął własnymi ustami jej wargę. Musnął ją koniuszkiem języka. Ręka przesunęła się w kierunku wewnętrznej części uda.

- Chciałbym wiedzieć jak bardzo tego chcesz - wymruczał wprost do jej ucha.

Mówienie jednak okazało się dość trudną czynnością. Znacznie łatwiej było zachłysnąć się powietrzem gdy dłoń Oktawa zawędrowała w rejony dotąd nie badane, a przynajmniej nie w ten sposób. Była w tej zabawie pokusa, której elfka nie mogła się oprzeć.
- Bardzo - pisnęła bardziej niż wyraziła te słowa głosem, jaki można by określić mianem pewnego. Była to deklaracja pełna pasji ale i wyraźnej obawy. Jego twarz ponownie zawisła nad jej w niewielkiej odległości. Palce zsunęły się w okolice zgięcia kolana.

- Więc przypieczętuj wybór pocałunkiem takim jak bardzo tego chcesz - polecił miękko.

Zawahała się. Z jej twarzy można było wyczytać niepewność i obawę. Czy zrobi to tak jak się powinno. Czy jemu się to spodoba. Czy nie popełni gdzieś błędu. Nie zamierzała jednak tchórzyć. Uniosła nieco głowę tak by móc połączyć ich usta. Była to marna imitacja pocałunku, a przynajmniej była taką na samym początku. Powolutku wargi elfki zaczęły nieco zmieniać swoją pozycję, dostosowując się do kształtu jego ust. Pochwyciły najpierw dolną wargę, a później ostrożnie przeszły do górnej. Jego odpowiedź na jej starania bez dwóch zdań pomagała dodając jej, jakże potrzebnej, odwagi. Skupiona na odkrywaniu nowej umiejętności, a także wciąż dla niej nowego terytorium, zaryzykowała włączeniem do tego pocałunku języka. Kierując się instynktem bardziej niż wiedzą i doświadczeniem, przesunęła nim po jego wargach, a później nieśmiało zaczęła się wślizgiwać w przestrzeń pomiędzy nimi.
Namiętność pocałunku rosła z każdą chwilą. Dłoń elfki ponownie odnalazła drogę do jego głowy i wsunęła się we włosy przyciągając go bliżej. Język zaczął poczynać sobie śmielej, zachęcony wyraźnym przyzwoleniem z jego strony. W końcu dołączyły także ząbki, delikatnie kopiując to, co on sam wyprawiał z jej ustami. Wyszła mu w tym naprzeciw, dodając przy tym coś od siebie. Szybko jednak powróciła do badania wnętrza jego ust przy jednoczesnym, niezwykle bliskim i gwałtownym połączeniu ich warg, przerwanym jedynie krótkim zaczerpnięciem tchu. Gdy powietrze ponownie zaczęło się kończyć oderwała się od niego, opadając z powrotem na posłanie i gwałtownymi haustami nadrabiając zaległości.

Oktaw oddychając szybko wsparł się na obu łokciach nie podnosząc się. Przeciwnie. Opadł trochę, jakby miał ochotę na jeszcz jeden pocałunek, choćby przelotny. Wpatrywał się w jej twarz przenosząc wzrok z jednego szczegółu na inny. Ostatecznie powrócił do oczu. Uśmiechał się szeroko ciepłym uśmiechem. Patrzył na nią z wyraźnym zadowoleniem i… dumą. Delikatnie gładził jej twarz.
- Podobało mi się. Bardzo. Wspaniale sobie poradziłaś - zrobił w końcu to, na co miał ochotę. Ponownie złączył ich wargi w lekko przeciągniętym pocałunku.

- Naprawdę? - zapytała, gdy ich usta ponownie się rozdzieliły. Już samo to pytanie świadczyło o niewielkiej ilości pewności siebie jaką miała, przynajmniej gdy w grę wchodziły stosunki damsko-męskie.

- Żebyś zrozumiała to właściwie, odpowiem w ten sposób. Teraz cię prowadzę, opiekuję się i już na samym początku jestem z ciebie dumny. Tak mi się podobało.

Zarumieniła się. Ponownie. To z kolei, że poczuła ten rumieniec sprawiło, że zamiast zniknąć tylko się pogłębił.
- Dziękuję - odparła tylko bowiem uczono ją by właśnie w ten sposób odpowiadać na pochwały. Tym jednak razem było to szczere.

Uśmiechnął się ponownie i przeniósł ciężar ciała na jedną ze stron przekręcając ich oboje na bok. Przyciągnął ją do siebie, po czym objął ramionami. Jedna z rąk powolnym ruchem głaskała Telrayne po głowie. Elfka zaś wtuliła się w jego ciało i westchnęła błogo.

Ruch dłoni gładzącej jej włosy, ciepło drugiego ciała oraz atrakcje nie tylko wieczoru ale dnia całego, sprawiły że już po chwili oddech dziewczyny wyrównał się, a ciało odprężyło. Telrayne zapadła w spokojny sen co już samo w sobie świadczyło o jej zaufaniu względem Oktawa. Ten w końcu nabrał pełne płuca powietrza i wypuścił je. Wolałby tak zostać do rana, ale nie mógł. Rozmowa z dwoma kupcami i Val. Miał nadzieję, że elfka pójdzie z nim szczególnie do pierwszych dwóch, ale nie chciał jej budzić. Co innego gdyby obudziła się sama.
Teraz musiał się tylko jeszcze wygrzebać z plątaniny kończyn. Nogi kobiety wciąż były zaciśnięte na jego plecach. Podobnie ręce. Postanowił najpierw zająć się tymi drugimi, a potem pierwszym. Elfka wymruczała coś niezrozumiałego tuż przed tym jak wojownik podniósł się z łóżka. Wtedy wszelkie nadzieje na pomoc i towarzystwo przy rozmowie rozpierzchły się. Kobieta jedynie przekręciła się na drugi bok. Przykrył ją zatem kołdrą, po czym łagodnie pogłaskał po policzku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline