Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2020, 22:37   #11
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
dialog pisany wspólnie z Nami

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0ymbJEJrBzo[/MEDIA]

Nyrhe wygodnie rozsiadł się w fotelu pierwszego pilota i zaczął oswajać z kokpitem. Musiał szybko przyswoić sobie jego budowę, bo w razie zagrożenia powinien reagować intuicyjnie i przede wszystkim szybko. Co prawda konstrukcje wszystkich statków były do siebie podobne, jednak trudno było znaleźć identyczne panele sterowania z dwóch różnych modeli statków, nawet modeli skonstruowanych przez te same zakłady. A o ile Vicall się nie mylił, nigdy nie miał okazji latać produktem firmy, która stworzyła tego rzęcha.

Nauka przebiegała wolno, bo łowca zastosował metodę eliminacji. Jeśli ten przycisk jest do jednego, a ten do drugiego, to ten ostatni może robić to, albo to. A nie, to robi ten przełącznik, więc zostaje tylko to. Nie dane mu jednak było poświęcić na naukę zbyt wiele czasu, albowiem niedługo po jego przybyciu na statek wparował Ejbi, który żywiołowymi piskami próbował, najwyraźniej jak najszybciej, przedstawić raport ze swoich działań szpiegowskich. Niestety przy okazji okazało się, że większość tych działań była wymierzona w jego pana, a konkretnie w odkrycie jego aktualnego położenia. Nyrhe zanotował w pamięci by przy najbliższej okazji postarać się o parę lokalizatorów. Jeden dla droida i jeden dla niego samego, tak by obaj zawsze wiedzieli gdzie jest ten drugi.

Z samej opowieści droida nie dało się wynieść zbyt wiele, choć pojawiła się pewna poszlaka, że Rogaty jest tylko zwykłym napaleńcem, któremu zapewne marzy się trójkącik na statku dryfującym po przestrzeni kosmicznej. Nyrhe nie znał przyjaciółki Neri, tej Nautolanki, ale byłby skory się założyć o sporą sumkę, że nie dojdzie ani do trójkącika, ani do kontaktu jeden na jeden. I to zapewne w żadnym możliwym zestawieniu. W zasadzie spośród mężczyzn na tym statku największe szanse na powodzenia miał zapewne Ejbi, o ile droidowi można było przypisać jakąś płeć.

Wkrótce zjawił się też rzeczony Iktotchi, który przywitał Nyrhego kwaśną miną. Być może ucieszył się, gdy go nie zobaczył na lądowisku, wraz z resztą i teraz na jego widok poczuł zawód, a może po prostu zirytował się, że fotel pierwszego pilota jest już zajęty. Trudno było orzec, bo nie powiedział ani słowa. Zresztą wszystko jedno. Vicallowi wystarczyła satysfakcja z utarcia mu nosa.

Najgorszy był jednak fakt, że Rogaty mianował się drugim pilotem i nawigatorem przy okazji, skutkiem czego sporą część lotu Nyrhe będzie się musiał z nim męczyć. Póki co jednak to on sterował. Wyłączył ster drugiego pilota i wyprowadził statek na orbitę. Tam miała miejsce narada całej drużyny co do sposobu pokonania pierwszego etapu podróży.

- Chociaż z taką twarzą Rogaty powinien wychodzić na zewnątrz dopiero po zmierzchu, to w tej sprawie się z nim zgadzam - zakomunikował pozostałym Nyrhe. - Trasa przez Velusię jest lepsza, chociaż poświęcimy na nią więcej czasu.

- Nyrhe. Vicall. - usłyszeli głos Neri...


- Ani słowa - ostrzegł Ejbiego, gdy zostali sami.

W środku aż się cały gotował i ledwie się powstrzymywał by w coś nie przywalić, a z racji, że uderzenie w ścianę mogłoby się skończyć złamaniem kości, naturalnym wyborem wydawał się droid. Tylko że Nyrhe nie chciał go niszczyć. Ta bezsilność dobijała go jeszcze bardziej. Nie mógł nawet wyładować swojej złości!

Jak ona śmiała tak się do niego odzywać? Po tym jak przeprosił, jak wyciągnął w jej stronę rękę? Stoopa obiecał jej oddać całą swoją wypłatę za to podrzędne zadanie! A ona zachowywała się jak obrażony smarkacz! Karabast! Smarkacz, którym przecież była...



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PwX_pJ-cwP4[/MEDIA]

Dwa lata wcześniej...

Nie cierpiał takich zadań. Wiedzieli tylko tyle, że ich cel pojawi się w swoim mieszkaniu, ale mógł to zrobić dziś, a mógł też za tydzień. Jeśli się nie pospieszy, to Nyrhe nie zdąży wziąć drugiej fuchy i czym wtedy spłaci Macratha? W każdym razie wynajęli jakąś norę po drugiej stronie ulicy, aby móc stamtąd obserwować mieszkanie ich przyszłej ofiary. A mówiąc "wynajęli", Nyrhe miał na myśli, że wparowali do mieszkania jednemu drobnemu złodziejaszkowi, którego związali i zamknęli w łazience. O ile mógł ocenić, ta metoda niezbyt przypadła Twi'lekance do gustu.

Oderwał oczy od makrolornetki, którą od jakiejś godziny lustrował wieżę naprzeciwko. Spojrzał na siedzącą w fotelu dziewczynę. Była młoda, gdzieś na granicy dorosłości. On sam nie był od niej wiele starszy. Przede wszystkim jednak była bardzo piękna, nawet jak na Twi'lekankę. Było w niej coś, co nie pozwalało oderwać wzroku. Jej jasna skóra zdawała się być bardzo delikatna, a w złotych oczach można się było zatracić. Nyrhe zastanawiał się, czy uda mu się to zadanie uczynić nieco przyjemniejszym.

- To jak się właściwie nazywasz? - spytał, z żalem odwracając się z powrotem w kierunku okna.

- Nerin’hashee - odpowiedziała na jednym wdechu, podkulając nogi tak, aby stopami opierać się o siedzenie fotela, a brodą o kolana.

- Nera… Nire… Nerieha… Jak?! - mężczyzna spojrzał zdziwiony na Twi’lekankę.

- Wystarczy Neri, jeśli nie możesz zapamiętać. - dodała polubownie i posłała mężczyźnie lekki uśmiech. Czuła się trochę jak piąte koło u wozu, kiedy widziała, że on coś robi. Była taka zielona, że aż czuła się głupio.

- Neri - powtórzył, jakby sprawdzał jak to brzmi. - Nawet ładnie - uznał przykładając znów makrolornetkę do oczu. - Mów mi Nyrhe.

- Mogę… jakoś pomóc? Wiesz… Rozumiem, że mi nie ufasz, więc wolisz samodzielnie, ale mimo wszystko ja też tutaj jestem i…
- dziewczyna nieśmiało starała się coś przekazać. Problem tkwił w tym, że niestety sama nie była pewna co konkretnie. - ...Raczej umiem obserwować. Właściwie to wiele razy to robiłam. Nie spieprzę tego przecież.

- Będziesz obserwatorem, gdy przyjdzie twoja kolej
- Vicall odparł znudzonym tonem. - Gość może się tu pojawić lada chwila, a może za kilka dni. Po to jesteśmy tu we dwoje, żeby obserwować na zmianę. A zmiany będą następować co cztery godziny - spojrzał na chronometr - Jeszcze trzy godziny do twojej. Odpocznij, zjedz coś, możesz spróbować się zdrzemnąć.

Neri zwinęła usta w smutną podkówkę. “Nie lubi mnie”, pomyślała. “Traktuje mnie jak dziecko”. Siedziała więc i patrzyła na niego. Nie odezwała się, aby nie rozpraszać Łowcy. Pewnie by go tylko irytowała. Chciała raczej pokazać się z lepszej strony, ale Nyrhe zdawał się być wystarczająco doświadczony, aby nie uwierzyć w profesjonalizm Neri. Musiała pomyśleć jak udowodnić swoją wartość. Póki co szło jej to kiepsko. Nawet sposób przejęcia mieszkania jej się nie podobał, a może powinien? Może gdyby zareagowała inaczej wtedy, to teraz traktowałby ją jak równą sobie? Szkoda, że już się tego nie dowie.

- Długo robisz w tym biznesie? - spytał Nyrhe, wciąż patrząc przez okno. - Skąd w ogóle pomysł na zostanie łowcą?

- Parę lat
- skłamała bez zastanowienia - Zwykle pracuję sama. Tak jest łatwiej - dodała już bez kłamstw, aby trochę podbudować swój autorytet. - A ty?

- Parę lat mówisz?
- Nyrhe zignorował pytanie dziewczyny. - Wiesz jaki jest minimalny wymagany wiek członka gildii?

Na początku omal jej serce przez gardło nie wyskoczyło. Musiała się zastanowić. Po pięciu sekundach odpowiedziała:

- Nie wiedziałam, że każdy ma legalne papierki - uśmiechnęła się półgębkiem i wzruszyła niedbale ramionami, wstając z fotela. Wyprostowała się przeciągając ponętne ciało i zgrabnym krokiem poczęła przechadzać się po pomieszczeniu - Cóż, mój błąd. Nie sądziłam, żeś taki prawy człowiek - zerknęła z ukosa na zakneblowanego mężczyznę, dosłownie na sekundę.

Czując ruch za plecami, Nyrhe odwrócił się, a widząc zmysłowe ruchy Twi'lekanki, zawiesił na niej wzrok dłużej niż zamierzał.

- Więc ty jesteś z tych, którzy pracują dla gangów i karteli, co? - ton jego głosu wskazywał na lekkie rozbawienie. - Na Coruscant już tak kiepsko w tej materii, że zaczynają zatrudniać dzieci? To dlatego przerzuciłaś się na legalne zlecenia?

- Może wcale nie jestem dzieckiem
- “dobra Neri, on nie wie że ledwo skończyłaś siedemnaście, więc możesz jechać” - Dobrze wyglądam. Zawsze warto mieć wśród ludzi kogoś, kto rozprasza i odwraca uwagę - odpowiedziała z pomrukiem w głosie. Ciekawe było to, że początkowa nieśmiałość dziewczyny jakby się rozproszyła. Zmiana strategii? A może po prostu sobie z nim pogrywała?

- Nie odpowiada ci moje towarzystwo, Nyrhe? - zapytała odwracając głowę w jego stronę, w momencie kiedy akurat się na nią gapił. Potem szybko przerzuciła wzrok na widok za oknem. - Jakiś mało skupiony jesteś. - stwierdziła z rozbawieniem w głosie. - Lubisz “dzieci”, że tak się mi przyglądasz?

- Sama powiedziałaś, że dobrze wyglądasz i odwracasz uwagę
- odpowiedział Nyrhe z uśmiechem. - I na pewno nie wyglądasz jak dziecko. Raczej jak ktoś, kto parę lat temu był dzieckiem.

Twi’lekanka uśmiechnęła się pod nosem. Póki co chyba dobrze jej szło. Uwierzył, że wcale nie jest taka młoda, na jaką wygląda. Całe szczęście, że nie wiedział, czym zajmowała się jeszcze niecały rok temu. No chyba, że ją tam widział…

- Od dawna jesteś na Coruscant? - zapytała dla pewności.

- Jakieś dwa miesiące, a co? - Nyrhe wrócił do obserwowania mieszkania celu.

- Nic konkretnego. Po prostu wypowiadasz się tak, jakbyś się tu urodził, a w rzeczywistości widać, że mało wiesz - podsumowała go słodkim tonem - Oczywiście nie krytykuję cię. Na pewno masz sporą wiedzę. Pewnie większą niż ja - spauzowała tylko na moment, aby podejść za jego plecy i wysunąć głowę nad jego ramię, blisko ucha mężczyzny. - Wyglądasz na starego - dodała tonem pochlebnym, udając, że miał to być komplement a propos jego doświadczenia.

- Trzy lata do emerytury - Nyrhe skwitował kwaśno, chociaż oddech dziewczyny na jego szyi zadziałał dziwnie pobudzająco. Znów odstawił makrolornetkę i spojrzał na Twi’lekankę. - Zdaje mi się, czy próbujesz tu coś ugrać? - spytał łagodnym tonem.

Brew dziewczyny lekko drgnęła. Wyprostowała się i cofnęła o pół kroku.

- Co na przykład? Nikt normalny nie zrobiłby z siebie żywej tarczy aby mnie chronić - wzruszyła ramionami i ponownie zaczęła wędrować po pokoju - Ani nie oddałby mi swojej wypłaty. W sumie co mogę zyskać u takiego dziadka jak ty? - zastanowiła się na głos. - Implanty? - mruknęła w zamyśle obchodząc fotel. Każdy jej krok wprawiał biodra w przyciągające uwagę kołysanie - Przedwieczny blaster z zacinającym się spustem? - oparła ręce o oparcie fotela, przez co jej piersi wyraźnie się uwydatniły - Nie wydaje mi się, abyś mógł być moim celem. Póki co mam tylko to zadanie, na którym nam obojgu zależy i raczej nic więcej z tej współpracy nie wyciągniemy. Żadnych innych profitów prócz kasy. Mylę się? - zawiesiła na nim spojrzenie złocistych oczu.

Nyrhe przez chwilę przypatrywał się ponętnemu ciału dziewczyny. Na jej długie pytanie odpowiedział tylko wzruszeniem ramion i odwróceniem się znów w stronę okna. Nie przyznałby tego na głos, ale poczuł się dotknięty uwagami Twi’lekanki. Dziwne…

“Udało się. Ugrałam to!”, dziewczyna zatriumfowała wewnętrznie. Teraz dopiero zaczęły rozpierać ją emocje. Podekscytowała się. Musiała ruszyć z miejsca i ponownie obejść pokój, aby za plecami mężczyzny odwalić taniec radości i zdjąć z twarzy tę poważną minę. Nacieszyła się jak głupia gdy nie patrzył, a następnie powróciła na fotel, kiedy już trochę się rozładowała. Ciężko jest być profesjonalnym wulkanem, naprawdę trudne zadanie.
Nie chcąc mu dłużej przeszkadzać, zamilkła siedząc wygodnie i rozmyślając nad kolejnymi ruchami. Wszystko po to, aby Nyrhe ją zaakceptował i jej zaufał. Zależało jej.

- Może się zdrzemnij? Obudzę cię, jak przyjdzie twoja kolej - głos Nyrhego stał się dziwnie obojętny, wręcz zimny.

- Dziękuję. Nie jestem senna. Właściwie, to nawet czuję się pobudzona. - przyznała z zadowoleniem w głosie. Nic nie wskazywało na to, aby jego ton głosu choć trochę ją dotknął czy skłonił do przemyśleń - Mogę cię zastąpić. Może chcesz wyjść? Po cokolwiek? - zaproponowała uprzejmie.

- Dopiero tu przyszliśmy - zauważył Nyrhe.

- I co w związku z tym? - odbiła piłeczkę.

- W związku z tym nigdzie się nie wybieram. Zresztą co byś zrobiła, gdyby podczas mojej nieobecności zjawił się nasz cel?

-Aha, ok, załapałam aluzję
- Neri przewróciła oczami. Usiadła bokiem do oparcia i wywaliła zgrabne nogi poza podłokietnik. Odwróciła tym samym wzrok od mężczyzny. Zamilkła.

- Och, czyżbym cię uraził? - spytał, uśmiechając się lekko.

- Znam swoją wartość - rzuciła niedbale w odpowiedzi - Ty nie musisz się co do niej przekonywać. - Neri wyjęła z torby datapada, którego ułożyła sobie na udach. Wciąż nie zwróciła uwagi na człowieka.

- Skoro tak mówisz - Nyrhe nadal obserwował przez makrolornetkę.

Nerin’hashee potraktowała człowieka jak powietrze, całkowicie skupiając się na ekranie swojego datapada. Klikała bezgłośnie i nie otwierała żadnych plików dźwiękowych, więc Nyrhe miał spokój. Zdawało się, że dziewczyna odpuściła. On też już nic nie mówił, skupiając się na swojej robocie. Nie wiedział co myśleć o Twi’lekance. Zrobiła na nim wrażenie nieco przewrażliwionej na swoim punkcie, ale w sumie nawet ją polubił. I to boskie ciało… Ale teraz najważniejszym jest to co potrafi, a Vicall miał wątpliwości czy są to umiejętności, które pomogą im w wykonaniu zadania. Niech przynajmniej odbębni swoje warty przy obserwacji i będzie dobrze.

Siedzieli w ciszy dłuższy czas. Neri skropała coś na swoim ekranie, a Nyrhe skupił się na obserwacji. Dopiero teraz dziewczyna zaczynała doceniać to, że ma wolne. Fajnie było tak sobie siedzieć, nic nie robić, nawet udało jej się podłączyć do holonetu, co było dodatkowym plusem. Cisza między nimi stawała się dziwna, a przynajmniej mężczyźnie mogło się wydawać, że Twi’lekanka się na niego obraziła. W pewnym jednak momencie Neri parsknęła śmiechem.

- Słuchaj tego: Po czym poznać, że Neimodianim kłamie? Ma otwarte usta. - podśmiewała się pod nosem nie odrywając spojrzenia od ekranu datapada.- O nie mogę, albo to! Ilu Korelian potrzebnych jest do wymiany prętu jarzeniowego? -Ani jednego, bo jak jest ciemno to nie widać jak oszukują w sabacca! - Neri widać dobrze się bawiła i chciała podzielić się swoim humorem z towarzyszem.

- Zabawne - stwierdził Nyrhe, nie odrywając twarzy od makrolornetki. - Może upewnisz się, że naszemu przyjacielowi niczego nie brakuje? Że jest dobrze związany i takie tam sprawy.

Neri nic sobie nie zrobiła z reakcji mężczyzny. Postanowiła jednak kontynuować:

- Zaraz, obczaj to: Hans Skysolo i Luky Walker dźwigają działo laserowe do dziesiątego sektora wrogiej bazy kosmicznej. W pewnej chwili zasapany Hans mówi: - Luky, idź na koniec korytarza i sprawdź w komputerze, ile nam jeszcze zostało sektorów do zniszczenia. Po chwili Luky wraca i mówi: - Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Którą powiedzieć najpierw? - Dobrą. - Został nam już tylko jeden sektor. - Wspaniale! A zła wiadomość? - Pomyliliśmy bazy kosmiczne. To nie wroga baza, tylko nasza! - Neri podśmiała się pod nosem i wstała z fotela. Rzuciła datapadem na siedzisko, po czym zgodnie z jakże piękną prośbą “kolegi”, sprawdziła czy więźniowi nic nie jest.

- Żyje. O ile to chciałeś osiągnąć - oznajmiła powolnym, kocim krokiem powracając na miejsce siedzące, rozciągając po drodze drobne ciało. - Ciężko cię zadowolić - skomentowała uroczo.

- Nieprawda, po prostu znam lepsze sposoby na spędzanie wolnego czasu niż opowiadanie dowcipów.

-Wiec spędzisz czas w lepszy sposób gdy już będzie twoja kolej
- skwitowała wciąż nie tracąc pogody ducha - Chyba, że to był taki tekst abym cię spytała „jakie to sposoby?” Wtedy śmiało, możesz mówić.

- Obawiam się, że nie możemy tego zrobić, gdy jedno z nas musi stać przy tym echuta oknie
- Nyrhe spojrzał na Twi’lekankę. - Ale może po robocie ci pokażę - puścił do niej oko.

- A może ja nie będę miała na to ochoty? - odpowiedziała z uśmiechem i opadła na fotel przyjmując poprzednią pozycję, w której jej nogi zdawały się być jeszcze dłuższe niż w rzeczywistości. - Zmusisz mnie? - dopytała zadziornie.

- Ja biorę tylko po dobroci - zapewnił. - I wierz mi, zawsze macie na to ochotę - dodał teatralnym szeptem, wskazując na siebie.

Twi’lekanka nadęła policzki ledwie powstrzymując się od śmiechu. A właściwie, to jej się nie udało. Parsknęła.

- W starym ciele młody duch - rzuciła kąśliwie. - Ale dobrze jest cenić samego siebie. Zawsze to po wykonaniu zlecenia będziesz miał do kogo się przytulić czy co ty tam chcesz robić ze sobą - uśmiechnęła się tylko lekko, po czym ponownie wlepiła wzrok w datapada.

- Ech ta dzisiejsza młodzież - Nyrhe udał głos staruszka. - Żadnego szacunku dla starszych - znów odwrócił się w stronę okna.

- Warto odwzajemniać szacunek. Póki co zdaje się, że traktujesz mnie pobłażliwie - Neri lekko spoważniała - A ja nie przywykłam, aby się kajać przed kimś. Mimo to staram się, aby nasza współpraca przebiegła sprawnie i owocnie. Ale nie jest mi łatwo, kiedy nie traktujesz mnie poważnie - zdobyła się na szczere wyznanie i jednocześnie zaczęła się zastanawiać, czy było warto.

Wreszcie pokazała charakter, pomyślał Nyrhe. Odwrócił się do niej i spytał:

- Poważnie, czyli jak?

- Jak łowcę, któremu można zaufać. Który potrafi używać blasterów czy też innych broni, nie boi się ubabrać w błocie i miejskim bagnie, jest sprytny, szybki i konsekwentny w działaniu.
- odpowiedziała wgapiając się w ekran i dopiero po tych słowach, przeniosła swoje przenikliwe spojrzenie na Nyrhego - A nie jak słodką laleczkę, którą zaliczysz po zleceniu jako gratis do umowy.

Nyrhe milczał przez chwilę, wpatrując się w twarz dziewczyny, ale w końcu nie wytrzymał. Ryknął śmiechem. Szczerym, spontanicznym, trudnym do powstrzymania śmiechem. Gdy się opanował powiedział:

- Łowca, któremu można zaufać? To najlepszy żart jaki dzisiaj opowiedziałaś - Nyrhe leniwym ruchem lewej ręki wyciągnął blaster z kabury i zaczął kręcić nim młynki. - Chcesz szacunku? Chcesz bym traktował cię jak równą? - jego głos stał się napastliwy. - Żebym traktował cię poważnie? To zasłuż na to! Przestań sprzedawać mi banialuki o tym, że zanim urosły ci cycki byłaś członkiem gangu i czego to nie potrafisz zrobić. Zamiast tego zrób to. Zastrzel kogoś, pobij, ubabrz się w błocie, pokaż jak umiesz poradzić sobie w mieście. Nie licz na kredyt zaufania, bo nikt ci go w tej branży nie udzieli. Musisz wszystkim udowodnić kim jesteś i co potrafisz, ile jesteś warta. Słowa są tanie. Spisz się przy tej robocie to zdobędziesz mój szacunek, ale nie wcześniej - powiedziawszy to, mężczyzna wrócił do okna.

Nerin’hashee uśmiechnęła się uroczo mrużąc przy tym oczy. Ona naprawdę była zbyt ładna, a przez to i mniej wiarygodna. Zdawało się jednak, że wcale się tym nie przejmowała. Była taka pogodna.

- I nawzajem - skwitowała krótko z tą swoją słodką miną, a gdyby było tego mało, to jeszcze zmarszczyła nos. Zbyt urokliwa. - Chcesz jeszcze jakiś dowcip? - zapytała entuzjastycznie, jakby jego słowa totalnie po niej spłynęły. Uśmiechnęła się szerzej, a wraz z jej ustami, śmiały się też złociste oczy.

Nyrhe westchnął cicho i pokręcił głową. Schował blaster, sięgnął po makrolornetkę i całą uwagę poświęcił lokalowi naprzeciwko.

Chciało jej się śmiać. Nie z dowcipów, a jego reakcji. Dobrze to jednak o niej świadczyło. Uznała tak, ponieważ Ke Ran reagował podobnie, gdy odstawiała swoje gierki. Neri miała poważną wadę, jaką był nadmiar emocji. Zmieniały się diametralnie szybko, pędziły w jej głowie podsuwając coraz to nowsze zachowania i pomysły. Nienawidziła bezczynności. Nudziła się potwornie. Nie znosiła także zadań polegających na obserwacji. Miało to być zadanie poważne, wartościowe i z prawdziwego zdarzenia, a dostała to, co dostawała zawsze - durne obserwacje. Była w tym świetna, bezapelacyjnie...ale po prostu miała dość.

- Powiedz mi tylko jedno - zagaiła po długiej przerwie. Datapad ją cholernie znudził, więc rzuciła go na torbę, która leżała na podłodze - Czemu to ja mam ci cokolwiek udowadniać, a nie ty mnie? Bo póki co, to dajesz się rozpraszać jak dziecko, a obserwacje to jedno z bardziej banalnych zadań. Wiem, bo poświęciłam na nie dobre pół roku. Gówno-szmal, ale przy dobrym podejściu można z tego wiele wyciągnąć. - odchrząknęła i zrzuciła nogi na podłogę. Jej ciężkie, poobcierane buciory wylądowały wraz ze zgrabnymi nóżkami. Oparła łokcie o kolana, nachyliła się patrząc na niego - Więc powiedz mi, czemu uważasz się za lepszego?

- A uważam?
- spytał, tym razem nie odrywając wzroku od okna. - Pół roku… Wreszcie jakieś słowa prawdy, w to mogę uwierzyć. A co do udowadniania, różnica między nami jest taka, że to tobie zależy na moim szacunku, ale nie odwrotnie. Właśnie dlatego to ty musisz coś udowadniać. Ja udowadniam swoją wartość tylko przed pracodawcą, bo wtedy więcej zapłaci. Co do współpracownika, wolę gdy mnie nie docenia.

- W takim razie musisz być strasznie smutnym i samotnym człowiekiem
- podsumowała jakby mówiąc do siebie i znowu wstała z fotela. Nie potrafiła tyle siedzieć w jednym miejscu, nie była zmęczona. Nosiło ją jak cholera.
Chciała coś powiedzieć, ale zastanowiła się i jedynie zamknęła usta. Bo niby co mogła zrobić? Nie wygra tego, nie wymyśli nic. Nie było innego zajęcia niż ta popieprzona obserwacja. Ale oczywiście ten palant musi się wymądrzać. Stojąc za jego plecami pokazała mu język. I środkowy palec.

- A ty czego rżysz, pajacu? - rzuciła w stronę zakneblowanego - Wciąż umiem strzelać, nie myśl sobie że nie - zagroziła zeźlona. W sumie najbardziej na samą siebie. Znowu te emocje. Chyba wyrwie sobie lekku ze łba, jeśli nad nimi nie zapanuje.

- Jeśli już musisz, wolałbym żebyś zabiła go wibronożem - powiedział Nyrhe beznamiętnym głosem. - Lepiej nie robić zbyt wiele hałasu.

- Pewnie cię zawiodę, ale nie jestem psychopatką
- bąknęła wypuszczając gwałtownie nabrane powietrze. “Dobra Neri, ogarnij się… Ośmieszasz się, a przecież dobrze ci szło”. Przemowa we własnej głowie wcale nie pomagała. Stała za plecami Vicalla i myślała. Dumała. W ciszy. Zaciskając co rusz dłonie w pięści i rozluźniając.

- Możesz mi już oddać tę wartę?! - nie zapanowała nad irytacją, co jedynie sprawiło, że jeszcze bardziej się na siebie wkurzyła - Kiepsko ci idzie, serio. Kiedy ostatnio kogoś obserwowałeś? Wyglądasz na takiego, co raczej biega, skacze i strzela. Bez urazy - przeklęła w myślach wyzywając samą siebie. Musiała coś zrobić. Nosiło ją. Choć raz jednak jej ton głosu nie był przesłodki, a brzmiał bardziej energicznie i napastliwie. Z werwą.

- Minęły dopiero dwie godziny - odparł Nyrhe, spoglądając na chronometr. - Jak na taką doświadczoną obserwatorkę, jesteś strasznie niecierpliwa. Czasami trzeba kogoś obserwować całymi dniami, a ty fiksujesz po dwóch godzinach?

- Fiksuję, bo to ty masz robotę, a nie ja!
- skrzyżowała ręce pod piersiami - Weź sobie spróbuj siedzieć, albo łazić, albo sobie poczytaj te dowcipy z holonetu, nie wiem! Rób sobie co chcesz, idź spać, ale daj mi w końcu zająć się czymś, czym potrafię. Może i jestem też dobra w kręceniu dupą, ale póki co uważam, że są rzeczy bardziej przydatne, którymi mogę się zająć, a ty się po prostu rozsiadłeś i masz mnie w… - Neri warknęła jak drapieżnik i odeszła. Przeszła się po pokoju za jego plecami. Nie dokończyła zdania. Zaczęła się poważnie zastanawiać nad włączeniem jakiejś mini-gierki i wyżyciu się. Musiała się rozładować. Gdyby tu był Ke Ran, a nie Nyrhe, miałaby przynajmniej gdzie przekazać nadmiar emocji, a tak to te ją strasznie męczyły. Vicall jedynie je w niej podsycał.

- Jak masz za dużo energii to idź na spacer - mężczyzna odpowiedział spokojnym, monotonnym głosem. - Co za różnica czy siedzisz w fotelu czy przy tym echuta oknie? Myślisz, że wgapianie się w ciemne szyby to taka świetna rozrywka? Stań sobie przy drugim oknie, weź własną makrolornetkę i sobie obserwuj, jak ci tak zależy, ale nie mów mi jak mam pracować. I módl się do, w kogo tam wierzysz, że gdy przyjdzie twoja kolej będziesz miała siłę prowadzić obserwację. Bo jeśli choć przez chwilę przyłapię cię na obijaniu się, to przysięgam, że wyrzucę cię stąd i tyle zobaczysz kredyty za to zlecenie.

- Póki co, panie mądry, to spojrzałeś na mnie już dobre dwadzieścia razy, przy czym co najmniej siedem razy zawiesiłeś wzrok na tak długo, że mało się nie obśliniłeś
- parsknęła - Więc sam się obijasz. I nie rzucaj we mnie pogróżkami, bo to zadanie dla ciebie może się skończyć równie niemiło. Ulżyło ci już? Możemy normalnie współpracować czy będziesz strzelał fochami i się puszył? - odetchnęła głośno i rzuciła się na fotel zamykając oczy. Może medytacja? - Mam nadzieję, że wielkość twojego ego dorównuje kompetencji. Twoje zachowanie jest fatalne - zasmuciła się - A ojczym mówił, że będzie spoko.

- Że też ze wszystkich łowców na Coruscant…
- mruknął Nyrhe pod nosem. - Muszę zacząć odkładać kredyty na droida… Jeśli zależy ci na miłej atmosferze w pracy to trzeba było wybrać inny zawód. Nie wiem, może tancerka? Dziewczyny pewnie trzymają się razem, a Twi’lekanki są cenione w tej branży. Wszyscy będą ci jedli z ręki. Nie ma za co. Tylko zamknij za sobą drzwi.

Nyrhe walnął ją w czuły punkt. I to jeden z tych gorszych. Narosła w niej rozpacz zmieszana ze złością. To Ke Ran sprawił, że uwierzyła iż stać ją na więcej, że jest lepsza i ponad to wszystko. Uwierzyła, że może więcej i wcale nie musi być jak własna matka, nie musi sobą gardzić, aby być “kimś”. Mogła szanować siebie, a jednocześnie zarabiać, poznać ile jest warta. Ojczym starał się to w niej zasiać od kilku lat i teraz mu się udało, a trafiła na palanta, który chciał ją zdeptać. Zagotowała się w sobie. Początkowo chciała wyjść, trzasnąć drzwiami, rozpłakać się i zadzwonić do ojca. Tylko jak to by wyglądało? W oczach Ke Rana i tego Vicalla, podłej szuji. Wygrałby. Z trudem została na swoim miejscu. Zastygła jak magma.

- Już coś ci powiedziałam na temat własnej wartości - zaczęła, mając na końcu języka krótkie “pierdol się” - Zaskoczę cię. A jako łowca nie powinieneś sobie na takie coś pozwolić. Pobłażliwość kiedyś cię zgubi - nie otwierała oczu. Nie złościła się. Jej buzia była anielsko spokojna. Wewnątrz dziewczyny jednak rozpętał się armagedon. Miała ochotę rozpierdolić wszystko wokół, a przede wszystkim udusić tego błazna.

- Każdego czeka jakiś koniec - skwitował Nyrhe cierpliwym tonem. - Jeśli tylko nie zdechnę z głodu na ulicy, to uznam swoje życie za całkiem udane. Ale pewnie gwiazda Coruscant nie ma pojęcia o czym mówię, co?

- Gwiazda Coruscant ma po prostu większe ambicje
- odpowiedziała leniwie, całkiem od niechcenia. Z trudem powstrzymywała się, aby mu nie zajebać. Miała ochotę go kopnąć i mu nawsadzać, a potem jeszcze wziąć snajperkę i podziurawić okno, które obserwował, a gdyby to nie pomogło, to wyszłaby stąd, poszła do tego mieszkania i zastrzeliła wszystkich, a potem taplała się w krwi ofiar! A nie, w sumie nie… Wyobrażenie sobie w ten sposób przebiegu sytuacji nieco ją ostudziło. Gwałtownie sięgnęła po datapada, natchniona jakąś myślą i zaczęła pospiesznie stukać po ekranie.

- Raczej lepszy start - mruknął Vicall pod nosem.

Twi’lekanka uśmiechnęła się półgębkiem. Na pewno miło było kogoś oceniać nie znając go, ale ona nie miała zamiaru zniżać się do tego poziomu. Może i miała w życiu więcej farta, ale na pewno nie nazwałaby go “dobrym”. Każdy nosił w sobie jakieś demony, przeżywał tragedie… Po prostu nie każdy tak się nad sobą użalał. Neri nie należała jednak do osób podłych. Nie miała więc zamiaru odpowiedzieć mu niemiło.

- W takim razie mi przykro, że miałeś podłe życie. Nie znaczy to jednak, że musisz na mnie odreagowywać. Zgoda? - spytała swoim uroczym, kobiecym tonem, odkładając na chwilę sprzęt, aby obdarzyć mężczyznę ciepłym spojrzeniem. Pewnie ta jej dobroć kiedyś wyjdzie jej bokiem.

Zmiana w głosie dziewczyny zdziwiła Nyrhego. Do tej pory spodziewał się, że wszystko zmierza w kierunku nieuchronnego konfliktu i nawet sam niespecjalnie się przejmował, że dokłada swoje do ognia. Twi’lekanka tymczasem jakby wyhamowała. Okazała się trzeźwiej myśląca od niego. On dał ponieść się emocjom, ale ona była męcząca, nie dawała sobie niczego wytłumaczyć, a niektóre jej komentarze były naprawdę irytujące. Teraz jednak wziął głęboki wdech i powiedział najspokojniej jak potrafił:

- Przepraszam jeśli sprawiłem ci przykrość. Niech będzie zgoda.

Nerin’hashee uśmiechnęła się do samej siebie. Poczuła w środku ulgę. Jego słowa ostudziły drzemiący wulkan, złapała rezon nie musząc dłużej go udawać. Odetchnęła ze spokojem i ponownie zamknęła oczy. Udało się. Opanowała sytuację i napięcie między nimi. Zawsze to krok do przodu, zamiast do tyłu. Cofanie się nigdy nie było progresem. Fakt, że była po prostu zbyt dobra, tym razem chyba przysłużył się sprawie. Może ten Nyrhe wcale nie był takim dupkiem? Może po prostu naprawdę miał skopane życie i takie emocjonalnie radosne osoby źle na niego działały? Musiał błędnie odebrać jej zachowanie. Posmutniała na tę myśl, ale postanowiła, że się nie podda. Skoro w kryzysowej sytuacji zachowała spokój i nie wyszła trzaskając drzwiami, to znaczy, że ojczym miał rację. Poradzi sobie, uda jej się. Grono osób, którym ma szansę udowodnić swoją wartość właśnie wzrosło, a im więcej osób się nią zachwyci, tym lepiej.

- W porządku - oznajmiła łagodnie - I wcale nie jesteś do kitu obserwatorem, bo każdy młotek to potrafi. Po prostu cię rozpraszałam - wzięła winę na siebie, aby Nyrhe lepiej się poczuł. Miała wrażenie, że przeproszenie kosztowało go tak wiele, że zasłużył na miłe słowa. Dla niej nie było to problemem, aby uznać, że to ona zawiniła i była mniej skupiona i mniej profesjonalna od niego. Niech mu będzie. Poza tym było w tym trochę prawdy - Od teraz nie przeszkadzam - skwitowała układając się do drzemki. Była dumna z siebie samej. Wracała do gry w królewskim stylu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9HXwju2UXio[/MEDIA]

Chwila obecna...

Nyrhe westchnął głośno. Znów go przegadała, znów nad nim triumfowała, tak jak wtedy. Z tą różnicą, że wtedy działali po tej samej stronie. To dziwne, ale na wspomnienie wydarzeń sprzed lat, gniew Vicalla całkiem wyparował. Mężczyzna uśmiechnął się mimowolnie. Wściekłą minę Neri z zakończonego spotkania porównywał do jej obrażonej miny z tamtego mieszkania. Były niemal identyczne. I chociaż Twi'lekanka najpiękniejsza była wówczas, gdy się uśmiechała, to i takie grymasiki w jej wykonaniu miały swój urok. Niech ma swoją chwilę triumfu, niech się cieszy. Nyrhe uznał, że wcale mu to tak bardzo nie przeszkadza.

Obliczył szybko w głowie ile czasu będzie potrzebował ich stateczek by dotrzeć do pierwszego punktu. Spojrzał na chronometr i zapamiętał godzinę. Nie miał ochoty siedzieć z Iktotchim w kabinie pilotów, dlatego udał się do przedziału sypialnianego i zająć jakieś wyrko.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline