Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2020, 19:56   #135
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
240.830.M41, godz. 16:45, rezydencja lady Corribdian

Hortance Corribdian-Krane przyjęła nieoczekiwanego gościa w urządzonym ze smakiem saloniku na parterze posiadłości. Siostra Wolnego Kupca - i wdowa po szefie ochrony Nefrita zarazem - okazała się dystyngowaną starszą panią o zadbanym ciele i inteligentnych iskierkach w oczach. Była też bystrzejsza i bardziej opanowana od Klaudii Mandrigal, bo przyjrzawszy się uważnie intruzowi poprosiła go uprzejmie o odznakę, sprawdzoną następnie przez członka służby w przenośnym skanerze. Usatysfakcjonowana z wyniku odczytu arystokratka oddała agentowi identyfikator, po czym poprosiła go o zajęcie miejsca w wygodnym fotelu. W jej zachowaniu można było wyczuć napięcie, ale odczekała z rozpoczęciem rozmowy do chwili, w której służbici przynieśli do salonu świeżo parzoną herbatę.

- Nie będę udawała, że wizyta przedstawiciela Arbites jest dla mnie codzienną błahostką - powiedziała ostrożnym tonem, kiedy ostatni lokaj zamknął za sobą drzwi salonu - Mam nadzieję, że nie padłam ofiarą jakiegoś oskarżenia?

- Nie, lady Hortance - odparł z umiarkowaną uprzejmością w głosie Fenoff - Przybyłem z nadzieją na uzyskanie kilku informacji, które mogą pomóc w rozwiązaniu prowadzonego przeze mnie śledztwa.

- Rozumiem - skinęła głową arystokratka, wygładzając palcami fałdy sukni - Zapewne chodzi wam o kwestię tej nieszczęsnej koncesji na paliwa płynne? Dom Krane nie miał niestety wpływu na wybór dostawcy, odpowiedzialność spada tutaj wyłącznie na pośrednika. Nasi prawnicy...

- Nie interesuje mnie sprawa koncesji - wzruszył ramionami Graig - Chciałbym porozmawiać na temat pani męża i brata, w pierwszej kolejności zaczynając od brata właśnie.

Lady Hortence podnosiła właśnie do ust filiżankę herbaty, usłyszawszy jednak pytanie odłożyła naczynie z powrotem na spodek nie ukrywając swojego zdziwienia.

- Co takiego chciałby pan wiedzieć wiedzieć na temat Forbana i Barabusa? - zapytała, jeszcze ostrożniej niż wcześniej dobierając słowa.

- Zacznijmy może od stosunków, jakie łączyły pani brata z kapitanem Samaelem Irvidem, poprzednim właścicielem Nefrita - zaproponował agent Ordo sadowiąc się wygodniej w fotelu.

- Na Terrę, pyta pan o sprawy sprzed kilkudziesięciu lat - odparła lady Corribdian - Obawiam się, że niewiele tu pomogę. Interesy brata pozostają dla mnie w głównej mierze tajemnicą, nie lubił o nich rozmawiać, Forban zresztą też. Zawsze odnosiłam wrażenie, że obaj uznawali wiedzę na temat swej pracy za przeznaczoną wyłącznie dla uszu męskiego towarzystwa, najlepiej przekazywaną w zamkniętym kręgu, przy kominku i cygarach.

- W takim razie nie wie pani, w jaki sposób pani brat wszedł w posiadanie Nefrita?

- Pamiętam, że Barabus i Forban żartowali czasami na ten temat. Podobno Irvid zapisał statek mojemu bratu jako spadek za wierną służbę, chociaż zawsze mnie to dziwiło. Barabus nie był człowiekiem, który mógł wiernie komuś służyć, on był panem siebie samego i szczerze nie znosił, gdy ktoś inny próbował nim kierować.

- A jakie interesy robił w Malfi i z kim? - Graig zmienił chytrze temat, ale słysząc pytanie gospodyni wzruszyła tylko bezradnie ramionami.

- Jak już wspominałam, nie mam pojęcia. Ani Barabus ani Forban nigdy mi nie opowiadali o szczegółach. Bądźmy szczerzy: to byli wyjątkowi szowiniści, postrzegający kobiety przez bardzo wąski pryzmat obcowania.


Aby jakoś rozkręcić powyższą scenkę, pozwoliłem sobie zainscenizować kilka pytań i odpowiedzi. BigPoppa, pałeczka w Twe ręce, magluj ją dalej własnoręcznie!





240.830.M41, godz. 16:55, Wieża Cirro, dystrykt Augustianus – przed domem Bajera

Micha podskoczyła mimowolnie w miejscu, kiedy zawieszona wysoko nad jej głową syrena zawyła przeraźliwie obwieszczając kolejną zmianę w pobliskim zakładzie. Agentka opatuliła się mocniej zasłaniającym pancerz płaszczem, przycisnęła łopatki do chropowatej ściany habitatu obserwując znad postawionego wysoko kołnierza ulicę. Po chodnikach ukrytej w środku Wieży dzielnicy płynęły strumienie ludzkich ciał w robotniczych kombinezonach, rozmawiając zmęczonymi głosami, znikając w drzwiach klatek schodowych bloków lub w zadymionych tłocznych barach usytuowanych po obu stronach ulicy. Nikt z przechodniów nie zauważył stojącej w półmroku zaułka kobiety, nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

Metalus znajdował się w innym miejscu na tej samej ulicy, pozostając w zasięgu jej wzroku i w stałym kontakcie radiowym. Oboje obserwowali z ukrycia wejście do habitatu, w którym zameldowany był Ishmael Bajer, od dobrego kwadransa szykując się do wizyty w jego mieszkaniu. Pech chciał, że dokładnie w momencie ich przybycia pod budowlę na ulicach zaroiło się od robotników pracujących w licznych zakładach Augustianusa, schodzących z drugiej zmiany lub zmierzających na trzecią. Niektórzy z nich mieszkali w tym samym habitacie, co Bajer i na klatkach schodowych bloku panował zbyt wielki tłok, aby można tam było przeprowadzić dyskretną akcję.

Co więcej, na ulicy pojawił się też na chwilę opancerzony wóz w barwach sił porządkowych Magistratum, ale jadący nim funkcjonariusze poprzestali na wylegitymowaniu paru przechodniów i wymierzeniu kilku ciosów pałkami pewnemu podpitemu osobnikowi o buńczucznej naturze, potem zaś odjechali w głąb dystryktu.

Micha rozglądała się w obu kierunkach, wciąż nie potrafiąc przyjąć do wiadomości niebywałego zagęszczenia ludności w Kopcu. Wszędzie wokół ku sklepieniu dzielnicy wznosiły się wielopiętrowe kompleksy mieszkalne, w których wegetowały dziesiątki tysięcy stłoczonych pod sztucznym niebem ludzi. W przeciwieństwie do dzielnic bogaczy tu spod kopuły nie zwisały baterie gigantycznych reflektorów symulujących blask dnia, tutaj za oświetlenie służyły uliczne lampy, witryny sklepów i barów oraz przezierające przez szyby światła mieszkań, toteż dachy habitatów skąpane były w permanentnym półmroku; podobnie jak większość brudnych zaułków.

Ishmael Bajer mieszkał na siedemnastym piętrze budynku, tyle zdołała ustalić Micha zapuszczając się na chwilę do środka bloku. Potem wróciła na ulicę i przystanęła przy masywnym wylocie systemu wentylacyjnego, z którego głębi buchało na ulicę ciepłe stęchłe powietrze, mielone w nieskończoność łopatami monstrualnych wentylatorów.

- Obywatele! – ryknął znienacka wiszący na wysokości pierwszego piętra głośnik – Pamiętajcie o normach wydajności! Wasze zaangażowanie w wykonywaną pracę przekłada się na potęgę Imperium! Każdy robotnik zobligowany jest do całkowitego oddania swym obowiązkom! Jeśli wiecie, że wasi koledzy ociągają się przy liniach produkcyjnych, zgłoście to u najbliższego kierownika hali! Jeśli wiecie, że wasi koledzy nie stawiają się do pracy odbijając jednocześnie karty zegarowe, zameldujcie o tym bezzwłocznie! Kto okrada w ten sposób swój zakład, okrada Boga-Imperatora!

Micha wspięła się na palce, nawiązała kontakt wzrokowy z Metalusem.

- Szczęśliwy może być tylko ten, kto odnajdzie swe miejsce w życiu! – metaliczny głos płynący z głośnika kontynował swą przemowę, w przeważającej mierze całkowicie przez przechodniów ignorowaną. Micha poczuła odrobinę współczucia dla lokatorów habitatu, na którego ścianie wisiało urządzenie – Praca i modlitwa to cel waszego życia, obywatele, praca i modlitwa. Nie pytajcie, co Imperium może dla was uczynić, pytajcie w zamian, co wy sami możecie zrobić dla Boga-Imperatora!
 
Ketharian jest offline