Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2020, 02:09   #193
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 57 - IX.19; pn; ranek

Czas: IX.19; pn; ranek
Miejsce: osada z czołgiem;
Warunki: jasno, gorąc, zachmurzenie, opustoszała osada i dżungla, grząsko


Marcus



Kolejny ranek okazał się od samego początku gorący. Już z samego rana tropik starał się zadusić cały ruch i życie. Przynajmniej niebo było częściowo zachmurzone to chociaż Słońce nie waliło tak po oczach jak to miało w zwyczaju w tej krainie. No i noc upłynęła dość spokojnie. Nikt nikogo nie atakował. Ale masakra jaką zastali tu ludzie van Urka i Hoffmana odcisnęła piętno na atmosferze. Chyba każdemu wartownikowi co stróżował w nocy wydawało się, że atak może powtórzyć się w każdej chwili.

Dla Marcusa ten poranek miał jeden feler. Leki mu się kończyły. Przez całą trasę odkąd wyruszyli z osady Johansena zużył prawie wszystkie pastylki. W samej osadzie nie znalazł zbyt wielu chętnych na wymianę właśnie na Tubokurarynę. Ledwo kilka sztuk. A nie zanosiło się by w tej dziczy z której nie było wiadomo kiedy wrócą do jakiejś cywilizacji ktoś chciał się pozbyć leku którego potrzebował tak samo jak Marcus. Nawet nie miał pojęcia czy ktoś w ogóle może mieć akurat te leki. A na otwartą aptekę czy chociaż punkt wymiany się nie zanosiło. Przy tej pustce w dżungli jaka porastała tą krainę to osada Johansena jawiła się jako prawdziwe miasto. Bo odkąd ją opuścili nie spotkali żywego ducha poza członkami własnej wyprawy albo śladów po niej.

No ale teraz był ten gorący, pochmurny, tropikalny poranek. Cały obóz jaki rozbił się po dawnych domach szykował się do kolejnego dnia. Ludzie czyścili ekwipunek który w tej cholernej dżungli wymagał wyjątkowej uwagi. Gotowali coś w kociołkach albo przeszukiwali okolicę w poszukiwaniu opału na ognisko do tego śniadania. Czyli jak to zwykle podczas poranka na szlaku. Chociaż chyba wszyscy odetchnęli z ulgą, że noc minęła spokojnie i wszyscy obudzli się cali. Nie licząc tych których w nocy coś użarło i teraz albo drapali się albo opatrywali sobie drobne skaleczenia, siniaki i opuchlizny. Marcusa też coś użarło na nodze no ale jeszcze było to do zniesienia. Tym razem mu się przynajmniej pod tym względem upiekło.

No to przy tym śniadaniu była okazja pogadać o tym co się wydarzyło po drodze, o tym co wczoraj mówił szef no i zastanawiać się czy zgadywać co robić dalej. No i co Federata odpowiedział na pytania i propozycje Marcusa.

- Ja przepraszam jeśli nie wyraziłem się precyzyjnie. - van Urk odpowiedział po chwili wpatrywania się w twarz Marcusa. - Ktoś rozniósł w pył cały ten obóz. I Tekasańczyków i Nowojorczyków. Wszystkich co tutaj byli. Ktoś trzeci. Ktoś kto zabrał czołg w tamtą stronę. - van Urk mówił wolno i dobitnie jakby zależało mu by wszyscy zrozumieli to co do nich mówi. Na koniec wskazał na dalszą część osady. Przeciwną niż kierunek z jakiej przybyła cała wyprawa Federatów. I właściwie skąd chyba wszystkie wcześniejsze powinny też przybyć bo była to chyba najkrótsza i najprostsza droga do osady Johansena a potem do New Espanioli która stanowiła ostatnią placówkę prawdziwej cywilizacji. A kierunek jaki wskazał van Urk prowadził dokładnie w przeciwną.

- Poszli w stronę rzeki. - odezwał się tubylczy myśliwy z osady Johansena na chwilę przykuwając w uwagę chyba większości grupy. Chyba wyczuł, że wszyscy oczekują jakiegoś wyjaśnienia bo dodał coś więcej. - Jak się idzie dalej tą drogą to można dojść do rzeki. Wielkiej rzeki. Większej niż wszystkie które do tej pory pokonaliśmy. Złe powietrze tam jest. Dużo złego dymu. I jest tam wielkie miasto. Pochłonięte przez morze i dżunglę. I to złe powietrze. - Jeff więc wyjaśnił drużynie gości jak to się maluje obraz tutejszej okolicy.

- Może Mississippi? Jak się jedzie od nas na wschód to w końcu można dojechać do Mississippi. - do rozmowy włączył się Hoffman zastanawiając się nad lokalną geografią. Po chwili dołączyli inni ale nie mogli dojść do jednoznacznych wniosków. Bo z Nice City można było dojechać w pół dnia. No ale to drogą. A tutaj spędzili jakiś tydzień na przeprawie no ale w takich warunkach nie było sensu przyrównywać prędkości i jakości trasy do normalnej drogi. Więc nie byli pewni czy ta wielka rzeka o jakiej mówił Jeff to może być Mississippi czy nie. A o żadnym mieście nie mieli pojęcia. W końcu porządek w dyskusji zaprowadził Federata znów zwracając się do wszystkich.

- Obawiam się, że do gry włączył się ktoś nowy. Nie było szans aby ktoś minął albo wyprzedził nas po drodze. Albo byli tu wcześniej albo nadeszli i odeszli z całkiem innej strony. - van Urk popatrzył po wszystkich twarzach jakie go otaczały. Twarze mężczyzn i kobiet trawiły te informacje zastanawiając się pewnie co to wszystko znaczy dla nich i co będzie dalej.

- Dlatego myślę, że wszyscy mamy nowego, wspólnego wroga. Silnego wroga. Dlatego wszelkie niesnaski powinniśmy odłożyć na bok. Wszyscy chcemy ten czołg. I wszystkim nam zabrano ten czołg. Musimy go odzyskać. I jak nam się uda zastanowimy się co dalej. - szef federacyjnej wyprawy przedstawił swój pomysł na dalsze kroki i politykę względem resztek pozostałych wypraw jakie obozowały po sąsiedzku.

- Ci co są w tamtym budynku też nie wiedzą co się stało. Przybyli tu tego samego dnia co my. Jeden kowboj przybył dzień wcześniej ale też już zastał tylko pobojowisko. Bruce mówił, że ciała były już napuchnięte i miały conajmniej kilka dni. Więc to musiało się zdarzyć jak jeszcze wszyscy byliśmy w drodze tutaj. - Federata mówił jakby był przekonany właśnie do takiej wersji wypadków. Miał tą przewagę nad nowoprzybyłymi, że miał okazję rozejrzeć się po osadzie w dzień i zobaczyć to wszystko o czym mówił. A załogi trzech pojazdów dopiero co przyjechały i już było ciemno do tego padał deszcz spuszczając dodatkową zasłonę na te mroczne, nocne kształty osady.





No ale to było wczoraj. Wczoraj wieczorem. Dzisiaj rano już było widno. Z ziemi parowały opary porannej mgły. Przesłaniały dalszą perspektywę no ale do gdzieś tak poza setką kroków. Do tej granicy było widać dość dobrze. Więc dobrze było widać główną oś zarośniętej przez dżunglę osady. Oraz sporo koni i pojazdów. Konie pasły się szczypiąc trawę i strzygąc uszami za bardzo nie zwracając uwagi na kręcących się w domach i podwórkach ludzi. Zresztą ludzie rewanżowali się im podobną obojętnością. Tylko jakiś mężczyzna w kapeluszu czyścił jakiegoś konia a ten spokojnie poddawał się tym zabiegom. Koni było całkiem sporo. Z pół tuzina przynajmniej. Ale łaziły samopas, między domami, znikały i pojawiały się zza jakiś budynków to trudno było się zorientować ile ich właściwie jest.

Z pojazdów najbliżej domu który Federaci obrali za siedzibę widać było ich cztery pojazdy. Terenówkę van Urka, granatowy van Detroitczyków, osobówkę oraz osobówki Raula i Lamay’a. Przy dwupasmowej drodze, nieco dalej stały inne pojazdy. Stało ich tam chyba cztery czy pięć. Wśród nich Marcus nie widział tej furgonetki do jakiej strzelali w tamtym tygodniu podczas przeprawy przez rzekę. Osobówki Haynesa też nie. Przy jakimś pomalowanym na oliwkowo, płaskim łaziku kręcili się jacyś ludzie jakby go sprawdzali albo się pakowali. Pozostałe pojazdy wydawały się puste. Niektóre miały wybite szyby czy widoczne przestrzeliny. Ale czy to już tak było wcześniej czy to podczas tego ataku trudno było powiedzieć jak się widziało taki samochód po raz pierwszy z pół setki kroków.

- Marcus. - do człowieka z Kill One podszedł Hoffman jakby miał jakąś sprawę. No i miał sprawę. - Szef kazał wszystkim co się znają na śladach przeszukać osadę. Niedługo ruszamy dalej aby dogonić tych złodziejaszków. Z takim klocem nie mogą poruszać się zbyt prędko. No ale najpierw szef chce sprawdzić to miejsce czy czegoś się nie dowiemy. - kierowca furgonetki jaką parę dni temu pochłonęła dżungla przekazał mu polecenie szefa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline