Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2020, 16:17   #247
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
„Nie ma nic trudniejszego niż zbrojna walka.”

To przysłowie wciskał do głowy Karlowi jego mentor, Johann Nóż, znany Altdorfski zabijaka i awanturnik, wyprawiający się nawet na przeklęte ziemie w poszukiwaniu sławy i łupów. Skończył marnie, w podobnej do tej dziurze, gdzieś między Ogasse a dokami, i może dlatego Karlowi zebrało się na sentymenty.
Przez chwilę nawoływał kmiotków do obrony, ale niespecjalnie widział efekt. Trzymali się jedynie Franz, młody Felix, i on sam.
„No, kurwa, przynajmniej jest luźniej...i nie śmierdzi wieśniakami” pomyślał i nawet się uśmiechnął, widząc kolejne dwa kościotrupy przełażące przez blanki. Postanowił trzymać się jeszcze przez chwilę, nawołując co jakiś czas pozostałych, zdolnych do walki obrońców, aby przyszli z pomocą. Tymczasem przeciwnicy przeleźli już na chodnik muru, gotując się do walki. Jeden, pirackim sposobem trzymał w zębach zardzewiały kordelas aby łatwiej wdrapać się po ciałach kamratów i w tej chwili wyciągał już swoją broń, stając w parodii szermierczej postawy, kolejny wyskoczył zza blanki z długim, prostym, acz straszliwie zdezelowanym mieczem, pamiętającym chyba czasy samego Sigmara. Ten runął od razu, korzystając z chwilowego impetu, zapewnianego przez zeskok z blanki i spory zamach, który konieczny był by rozpędzić te długie ostrze. Karl uniósł rotellę nad głowę i rzucił się do przodu, tnąc od dołu spod tarczy, na odlew, prosto w czaskę pierwszego szkieleta.
Brzęk stali i grzechot kości. To musiało potrwać.
Zwarli się na środku chodnika, uderzając bronią o broń, szukając sposobności i luki w obronie.
Szkielety wywijały zardzewiałymi ostrzami i pochylone, zgarbione niczym staruchy krążyły dokoła Karla, uderzając na przemian. Podkute buty Karla tańczyły po kamieniach chodnika, niczym na zabawie w Ciasteczkowy Tydzień, a ich właściciel zwijał się w unikach, próbując wymanewrować nieumarłych.
Pierwsza sposobność nadarzyła się Karlowi, ale nieszczęśliwie przestrzelił ostrzem zbyt wysoko, lub być może wspominki o Altdorfie rozproszyły może jego uwagę. Kolejne ciosy również nie dochodziły do celu.Czerep przeciwnika, który obrał sobie za cel Niers pozostawała poza zasięgiem. Stal pałasza Karla dźwięczała smutno, kiedy ciosy rzezimieszka rozbijały się o całkiem skuteczne zasłony nieumarłych wojowników. Przeciwnicy również nie potrafili znaleźć skutecznego sposobu na obronę Karla. Zardzewiałe ostrza co rusz rysowały okucia rotelli, a powyginana w esy, koszowa osłona rapiera odbijała nieporadne ciosy szkieletów.
Kolejne, długie niczym wieczność sekundy upływały wojownikom na murze, i zdawało się, że żadna strona nie zdobędzie przewagi. Przeciągająca się walka powodowała, że rzezimieszek robił się coraz bardziej nerwowy. Jego wypad na wysuwającą się do przodu czaszkę szkieleta omal nie okazał się jego ostatnim, bo podkute buciory tym razem, zamiast zadźwięczeć wesoło na kamiennym chodniku po prostu pojechały do przodu. Widocznie złapał pod but resztki jakiegoś rozprutego wcześniej kmiotka, czy też może jakieś rozpadające się szczątki nieumarłego. Nie miał zamiaru tego roztrząsać, pochylony pod ramionami szkieleta, który zdziwiony, uniósł broń zamierzając przygwoździć rzezimieszka do posadzki. Karl machnął bronią od dołu, prawie nie celując, szerokim cięciem sięgając wpierw żeber, potem ostrze rozpłatało lewy obojczyk, odrąbując kościotrupowi ramię, i roztrzaskując żebra aż do kręgosłupa. Cios posłał ożywieńca na blanki, a potem trup runął w dół, gubiąc części ciała.
Jego kamrat, wciąż wywijając kordelasem zawinął wściekle i rzezimieszek po raz pierwszy w tej walce poczuł pieczenie.Krzywe ostrze nieumarłego sięgnęło celu nieco powyżej lewego łokcia, zadziwiająco łatwo przechodząc przez skórzany kaftan.

-Ach, na pizdę Vereny! ... - zaklął rzezimieszek zirytowany, wściekły na siebie i szkieleta. -Zajebię cię, świnko... - Karl zarechotał i wyszczerzył się w stronę spróchniałego czerepu. Oczodoły zalśniły blado, jakby ożywieniec mógł go zrozumieć. Plan Karla był prosty, wymyślony, opatentowany, i używany z powodzeniem przez wszelkiego typu mętów z Altdorfskich zaułków Ogasse, niesławnej dzielnicy żebraków i złodziei. Cokolwiek twierdził Johann, mógł się mylić bo spuszczenie wpierdolu nie było wcale skomplikowane. Wpierw kopnięcie w piszczel, które najczęściej posyłało delikwenta na chodnik, lub wprost do ścieku. To załatwiało sprawę ewentualnej zadyszki, bo spotkany po zmroku geld lubił uciekać. Jeśli delikwent, czyli wspomniany geld jeszcze stał, sztych załatwiał sprawę, ale jeśli Karl miał owemu coś do powiedzenia, uderzenie koszem pałasza dawało szansę na jakiś dialog. O ile rzezimieszek nie trafił w zęby, bo czasem trzeba było na nowo uczyć owego delikwenta reikspielu. Karl błyskawicznie uznał, że patent z Altdorfskich ulic jak najbardziej powinien się udać, i nie ma specjalnej ochoty rozmawiać z trupem. Zawinął ostrzem przykuwając uwagę trupa a chwilę później jego podkuty but leciał już w stronę wyciągniętej w miernym wypadzie piszczeli szkieleta.
„Wykończyć z zamachu od góry, prosto przez ten jebany czerep. ” Karl najwyraźniej był zdania, że każdy powinien móc dostał łomot w Altdorfskim stylu.

Czas był najwyższy. Trupów najwyraźniej przybywało. Rzezimieszek mógłby się nawet ucieszyć, gdyby nie fakt, że był zajęty spuszczaniem kolejnego przeciwnika z blanek muru.
Fala upiornych napastników zalała szczyt muru, zaczęła spierać zmęczonych i zakrwawionych obrońców ku jego wewnętrznej krawędzi. Płonący w pustych oczodołach zielony blask przybrał na sile, jakby podsycany wizją rychłej śmierci Remerczyków. A mgnienie oka później został zastąpiony jeszcze silniejszą poświatą o barwie czystego ametystu.

Karl używa jak zwykle ataku wielokrotnego, ale tu wpierw idzie z bijatyki kopniak, potem dopiero cios bronią. Pora na nieco brudnych zagrywek

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline