Rezydencja gości, 27 czerwca 2595
Abdel przez chwilę nie mówił nic. Totalnie zaskoczony niespotykaną sugestią szefa swej ochrony. W pomieszczeniu zrobiło się niezręcznie cicho, zapewne z uwagi na niezwykłą bezpośredniość jaką zaskoczył krewniaków Barthez. Potem, nagle dziedzic odrzucił w tył głowę. Gęstwina pięknie ułożonych falistych blond włosów popadał mu na plecy, a z jego piersi wydał się śmiech. Perlisty i czysty, brzmieniem. Ten operowy styl jaki słyszy się czasem u młodych dziewcząt występujących na scenie w Montpellierskim teatrze. Śmiał się długo.
- Pan raczy żartować - powiedział nagle nie stąd ni zowąd przerywając swe udawane rozbawienie. Chłodny wzrok, dziedzica wbił się w postać szefa ochrony. - Takie propozycje nie wchodzą w grę. Pan... pan się zapomina!
Znów zapadła cisza.
- Zresztą, to nie są moi służący, tylko mojej zniewieściałej siostry - uśmiechnął się przebiegle spoglądając na siostrę, w wyraźni sposób oczekując potwierdzenia od swej powinowatej.
- Jeśli o mnie chodzi... to bez problemów obejdę się bez dwórek, skoro od tego zależny powodzenie misji - powiedziała spokojnie siostra.
Abelowi na szyi wyraźnie zapulsowała żyła, wybuch emocji był blisko. Już miał eksplodować w szale, dać upust swym skrywanym emocjom kiedy nagle... jedna jedyna myśl zatrzymała, zdawało by się nieuniknione.
W umyśle pojawiła mu się twarz wdowy po owym świętym anabaptystycznym mężu. Jej zmęczone i nieco stare już oblicze, starsze od Abdela w każdym bądź razie. I to jaka posuwa ją, na trumnie jej własnego ś.p. męża. W samym sercu klasztoru.
- Świetnie, zatem mnie też sa niepotrzebne! Poradzę sobie bez nich. - powiedział zmieniając wybuch złości w podejrzany, szelmowski uśmiech.
- Fryzjer też nie będzie nam potrzebny, barcie. - powiedziała równie spokojnie Lea.
Abdel poczerwieniał.
No tobie to na pewno nie! I tak zawsze wyglądasz jakby piorun w jaki wiejski wiecheć strzelił. - Pomyślał, lecz powstrzymał się od wypowiedzenie celnego spostrzeżenia na głos. Odwrócił się za to na piecie i ruszył do wyjścia z komnaty.
Trudno mu było przełknąć pozbawienie choć odrobiny normalności. Minimum cywilizowanych warunków.
- Ale kucharz ma być i basta! Koniec dyskusji, jutro wyjeżdżamy. Jak nie zjem moich ulubionych muli albo żab w sosie pomidorowym, przynajmniej raz w na tydzień to jak mam pamiętać, że jestem szlachetnym potomkiem Franków! do jasnej cholery! - rzucił wściekły zmierzając do wyjścia - Błękitnokrwistym zstępnym, starożytnych królów rządzących całym krajem, merde! - trzasnął drzwiami wychodząc. Z korytarza dobiegały jeszcze przez chwilę jego tłumione dębowym drewnem pokrzykiwania, lecz niezrozumiałej już treści. Aż w końcu ucichły kiedy wściekły niczym burza dziedzic, nie oddalił się odpowiednio daleko w głąb pałacu.
__________________ "Gdy chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcom. " A. Einstein |