Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2020, 19:42   #198
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Pałac Lombardich, 28 czerwca 2595

Najdroższa

Nikt nie spodziewał się by rozmowy z surowymi, acz szlachetnymi Lombardimi z Bergamo przebiegną tak sprawnie i po naszej myśli. Sam spodziewałem się, że ludzie ci surowi, będą bardziej podejrzliwi i przyjdzie nam spędzić tu długie tygodnie nim dojdziemy do porozumienia. Salonowe umiejętności Abdela działają wszak cuda, zaś urok Angeline Lei topi najstarszy lód i dziś wyjeżdżamy. Nie jedziemy jednak jak spodziewaliśmy się na zachód, a na wschód, gdzie wschodzi słońce nowych sojuszy.
Dobrzy nasi gospodarze wyjaśnili chwilową nieobecność Białego Wilka i otworzyli nasze oczy na wydarzenia w Lucator. Odszedł tam bowiem ostatnio mąż wielkiej charyzmy i poważania, strażnik pokoju Altair Benesato. Jedziemy tam oddać hołd zmarłemu mężowi i błogosławić ręką Franków pokojowi, który zaprowadził tam ów człowiek. Poczytujemy to za zaszczyt i dobrą monetę na rozwój w Purgii fankońskich wpływów kulturowych.

Buduję tu nowy lepszy ład, lepszą przyszłość dla Nas i Naszych dzieci. Myśl o mnie ciepło, jak i ja myślę.



Odłożył pióro, posypał kartę talkiem. Zamknął pismo i zalał lakiem. Nie mógł napisać więcej. Znał swoją żonę i wiedział, że zrozumie do kogo w istocie kierowana jest treść listu. Gotowy już do drogi, spojrzał na żałośnie zredukowany bagaż. Zabrał tylko najpotrzebniejsze narzędzia, broń, ubrania, lornetkę, amunicję, na kołku wisiał jeszcze czerwony płaszcz Sangów. Postanowił, że w tej części podróży przywdzieje żołnierski szyk. Na podłodze leżał jeszcze samotny piorunnik, który nigdzie nie pasował. Szlachcic wyszedł z komnaty, po drodze wręczył słudze list do wysłania i skierował się do stajni, raz jeszcze sprawdzić wierzchowce.

Zwierzęta były w istocie tylko pretekstem, by spotkać odpowiedzialną za konie Sanguine, Margaritte, córę mistrza koni Lombardich. Leon Thibaut mógłby przysiąc, że dziewczyna patrzyła flirtując. Zastał ją z dwójką koniuszych, których prędko wygnał. Czuł, że napięcie przepełniające jego lędźwie wgryza się w duszę.

On mówił po frankińsku, wplatając purgijskie słowa, ona mówiła w ojczystej mowie, ale zdawało się, że rozumieją się doskonale. Dwa razy próbowała odejść, na tyle jednak niespiesznie, że zdołał ją powstrzymać, coraz będąc bliżej. Komplementował, chłonąc jej zapach, obserwując rozszerzające się nozdrza, rumieńce na skórze. W prawdzie piękna panna nie była do końca w typie Leona, owej jednak chwili zdawała mu się nieskończenie ponętna. Nie wiedział kiedy zaczął wyciskać na ustach dziewczyny pocałunki, najpierw delikatnie, po chwili pchany już namiętnością, dotykał jaj ud, ramion, odsłaniał piersi. Młode i pełne miłości, nie pozwolił odejść, pociągnął do boksu, kontynuując wyuczone dworskie pieszczoty. Kochał młodość, oddanie, smakował skórę, srom, rozmazywał czerwoną szminkę na ustach. Wszedł kiedy była całkiem wilgotna jak Delta Rhone. Rżenie pobudzonych koni zagłuszyły westchnięcia kochanków. Tak upojonych krótką, intensywną miłosną przygodą. Skończył poruszać biodrami dopiero kiedy wgryzła mu się w ramię do krwi, a na twarzy i plecach pozostawiła szramy od pazurków.

Chwilę później wyszli z pomieszczeń stajni oboje szczebiocząc w swoich rodzimych językach, prowadzili piękne wierzchowce. Choć kochankowie poprawili ubrania nie sposób był nie zauważyć otaczającej ich aury niewidzialnego erosa.

Takie tam, Leon nie wytrzymał.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem