Robin Carver
Kiedy tylko szok po postrzale minął, Carver wczołgał się za najbliższą osłonę. To chyba ten - Bogu dzięki, że tu jest - kontuar. Robin potrzebował chwili na oddech. Rana na nodze szczypała, każdy oddech sprawiał, że krzywił się z bólu. Starzajesz się Carver... Dokładnie w momencie gdy to pomyślał, ogarnęła go złość na samego siebie. Zamknij się! Teraz nie pora na pierdoły! Zwrócił się do Stana schowanego tuż obok za kontuarem. -Jeśli się nie postaramy to zaraz wystrzelają nas jak kaczki. Musimy skoncentrować ogień w jednym miejscu. Na "trzy" wychylamy się i walimy do tych w oknach. - czekał na reakcję, jakieś skinienie głowy czy coś - No to zaczynamy. Raz, dwa... - mocniej chwycił karabin - Trzy! - wrzasnął i opierając się o kontuar wywalił serię w jednego z gangerów w oknach, po czym tak szybko jak się da zanurkował za osłonę. Miał nadzieję, że Stan zrobił to samo... |