Snow przewróciła oczami. Czy spodziewała się, że Kalen i tak będzie próbował ją namówić do tego, by wzięła udział w ich małym przedsięwzięciu? Oczywiście, że tak. Ten facet był bardziej przewidywalny od pogody na Hoth.
Z drugiej strony to było całkiem miłe uczucie, kiedy mimo wszystko próbował ją również zaangażować w swoje plany. Nie była odstawiana na bok, nie było również jakichś wielkich tajemnic czy owijania w bawełnę. To była naprawdę przyjemna odmiana po tym jak była traktowana przez swojego byłego Mistrza, choć zdała sobie z tego sprawę dopiero kilka dni temu, na pokładzie Cincinnati.
- Spotkamy się w porcie, przy Cincinnati. Róbcie swoje, ja jednak nie chcę się w to mieszać - powiedziała, bo mimo wszystko, wolała pozostać przy swoim. Nie zamierzała jednak moralizować ani Kalena, ani Leny. Jeśli chcieli ubijać nielegalne interesy, proszę bardzo, mieli wolną rękę. Jednak Snow nie chciała być w to wplątana, przynajmniej nie tak bezpośrednio.
- Spróbujcie tylko nie wplątać się w jakieś wielkie kłopoty, z którymi nie poradzicie sobie sami, okej? - spytała dwójki przemytników, choć patrzyła na Lenę, jako że wydawała się bardziej rozsądną osobą i obietnica złożona przez nią wydawała się bardziej wiarygodna.
- Ile czasu wam to zajmie? Żebym wiedziała, kiedy rozpocząć misję ratunkową - dodała żartem, choć gdzieś w głębi obawiała się, że właśnie tak to wszystko się skończy. - A gdyby tak rzeczywiście się wydarzyło - kontynuowała, zdając sobie z tego sprawę - to czy są jakieś osoby, z którymi mogę się skontaktować, by mieć jakieś wsparcie? Ktoś, komu ufasz na tej planecie? - zwróciła się do Leny.
Sama planowała odrobinę pozwiedzać, nie rzucając się za bardzo w oczy. Czuła, że zaczynała być głodna, więc na pewno chciała gdzieś zjeść, może posłuchać świeżych plotek. Poczuć w końcu jak to jest podróżować po galaktyce! Szkoda tylko, że zaczynali od Taris, bo nie wyglądało na najciekawszą planetę, chociaż Snow liczyła, że jeszcze zostanie zaskoczona.