Kalen pokiwał głową bawiąc się jakąś ozdobną szklaną kulą na stoliku. Lena odeszła od terminala, uchyliła żaluzje wpuszczając promienie jasnego światła, tak że jej twarz wydała się wyjątkowo blada i wręcz niedożywiona.
-Teplin to bezpieczne miejsce, Snow. Odkąd tu jestem nie widziałam jednego patrolu Imperialnych kundli. Jeśli nie czujesz się na siłach w porządku. Prawda Kalen?
Mężczyzna wyrwał się z zamyślenia i półprzytomnie pokiwał głową.
-Oczywiście.- burknął marnie.
-Masz to dla Ciebie. Szyfrowany komlink. Włóż w ucho, jest na bezpiecznej częstotliwości. Będziemy informować Cię na bieżąco. W razie czegoś złego będziesz przygotowana.- powiedziała czarnowłosa kobieta podając idealnie wpasowującą się w ucho słuchawkę.
-Polecimy Cincinnati do Taris City. Ruszyłam już kontakty. Umiesz w ogóle walczyć?- rzekła gwiezdna łajdaczka do dziewczyny.
-Umie, umie…- wypalił Kalen, lecz ugryzł się w język przypominając sobie jak zakuty w najlepszą mandaloriańską stal Kronos traci przytomność uderzając w ścianę baru szybkiego żarcia.
-Jesteś pewna, że nie chcesz lecieć z nami? W Teplin wystarczy, że powiesz, że jesteś ode mnie, Leny a ludzie łaskawie na Ciebie spojrzą. Jednak bywa tu trochę nudno… Na pewno… nie chcesz pomóc przy transakcji? Możesz sporo zarobić a kredyty dla uciekinierów są często ważniejsze niż atmosfera Typu 1.- powiedziała Lena siedząc i spokojnie wpatrując się w Stormchaser z założonymi rękami i troską w oczach, co było dość zaskakujące.