Rzucę tylko kilka słów, bo jeżeli orientalizm elfów w filmach opiera się na tym, że komuś to się z Dalekim Wschodem kojarzy, to może to być ciężki przypadek jak w kawałach o babie, której wszystko na myśl przywodzi seks, lub faceta, któremu z kolei fekalia... i wtedy logiczne argumenty mogą zawodzić.
Przede wszystkim to nadużycie, aby kojarzyć Środziemie z naszą Europą, czy też w ogóle jakąkolwiek inną konkretną kulturą. Jest to uniwersum tak oryginalne, że jeśli już, to trzebaby napisać, że czerpie z wszystkich kultur Ziemii.
Akcja filmów Jacksona, czyli schyłek trzeciej ery nie nawiązuje bezpośrednio, nie odzwierciedla wcale naszego średniowiecza, czy też żadnego konkretnego okresu historycznego. To unikalne uniwersum.
Rasa elfów u Tolkiena nie wzoruje się konkretnie na żadnej ludzkiej kulturze, lecz jest wybiórczym i całkiem luźnym zlepkiem mitów celtyckich, nordyckich, germańskich. Nie ogranicza się na ich jednak, a raczej z nich ewoluuje. U Jacksona elfy są zdecydowanie najbardziej przesiąknięte folklorem celtyckim, co by się chyba nie bardzo Profesorowi podobało, bo wielokrotnie od takich zarzutów się odcinał. W filmach nie jest to jednak nawet ten celtyzm, z którego ewentualnie czerpałby Tolkien, lecz 19 i 20 wieczny, nowoczesny, „romantyczny” prąd dominujący w sztuce, biżuterii, muzyce, filmach i erpegach.
Elfom z filmów można zarzucić dominującą celtyckość, że są zbyt ponure, mają idiotyczne uszy, zbyt często jasne włosy, mówią oktawę za nisko, że dominuje zbroja płytowa, itp.. Lecz żeby widzieć w ich przedstawieniu kulturę Orientu, to trzeba mieć fantazję, może oglądać filmy na haju, lub przysypiając jednym okiem?