Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2020, 01:21   #195
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - IX.19; pn; zmierzch

Czas: IX.19; pn; zmierzch
Miejsce: osada głębokiej wody;
Warunki: jasno, ciepło, deszcz, opustoszała osada i dżungla, woda do kolan



Marcus



Z jednej strony teren niezbyt sprzyjał tropieniu. Obfite opady które praktycznie codziennie moczyły okolicę nie sprzyjały zachowaniu zbyt wielu śladów. Podobnie jak czas bo Marcus dość szybko się zorientował, że ich szef mniej więcej mówił prawdę z tym terminem bitwy o czołg. Musiało się do zdarzyć kilka dni temu. Tydzień to może i nie ale te dobr trzy czy cztery dni temu to conajmniej. Czas i aura zatarła wiele śladów. I gdyby chodziło o pojedynczego podróżnego, czy nawet pojedynczy samochód to mogło być kiepsko z dalszym tropieniem. Ale na pewno sprzyjającym faktem było to, że chodziło o całkiem sporą grupę i pieszych i pojazdów. No i czołg. A czasu i wody upłynęło w okolicy zbyt mało by zatrzeć wszelkie ślady i trochę ich zostało.

Bez większego trudu odnalazł miejsce gdzie pierwotnie znajdował się czołg czy coś równie ciężkiego. Obecnie dół po nim przypominał niezgrabną próbę wykopania basenu czy dziury pod fundamenty niewielkiego budynku i był wypełniony mętną, bagienną wodą.

Wciąż po okolicy walały się kilofy i łopaty, kawałki lin którymi zapewne wydobyto to coś na powierzchnię. W głębokim błocie do tej pory zachowąły się głębokie ślady butów. Chociaż obecnie były sztucznie powiększone przez wodę i deszcz więc wydawały się olbrzymie.

Przy tym dole było istne pobojowisko. Śladów również. Widocznie tutaj dłuższy czas kręciło czy pracowało wielu ludzi. Koni też bo widać było ich ślady chociaż podobnie zdeformowane jak ślady dwunogów. Do tego pety skrętów rzucone tam i tu czy resztki jedzenia. Obrazy typowego obozu gdzie ludzie obozowali dłużej niż jeden postój. Więc pewnie pracowali tutaj przez dłuższy czas. A potem zniknęli. Nie było ciał ani tego czegoś co wydobyli. Z ciałami to jak mu powiedział Hoffman nie było żadnej tajemnicy. Po prostu pościągali tych biedaków z ulic i pochowali ich w masowej mogile. I tych z Teksasu i tych z Nowego Jorku. Federata uznał, że nie godzi się by szczątki ludzkie były pożywką dla padlinożerców dżungli więc im tak nakazał. To właśnie robili przez większość wczorajszego dnia. Chowali zabitych.

Więc tych ciał Marcus już nie widział ale z relacji Hoffmana dało się wywnioskować, że zginęli w walce. Od kul i ostrzy. Kierowca przypuszczał, że atak nastąpił w nocy bo większość z nich była w samych gaciach i koszulach, praktycznie wszyscy byli bez butów. Dlatego podejrzewał nocną porę starcia.

Początkowo szło czytanie tych śladów nawet nieźle. Samą swoją ilością no i masą dawały się dostrzec gołym okiem a błoto chociaż po takich ulewach zniekształciło i zmyło większość śladów to jednak przy ich mrowiu i tak zostało ich na tyle by odczytać swoją historię. Czyli kilkudniowych prac ziemnych nad wydobyciem tego kloca z bagnistej ziemi a potem jego transport na bardziej stabilny, asfaltowy grunt. Ilu z tego wykonano przed napaścią czy po to już nie było takie pewne. Możliwe, że napadnięto na Teksańczyków i Nowojorczyków gdy kończyli wydobywać pojazd albo już go wydobyli. Może jeszcze to oni przenieśli go na asfalt a może już nie. Ślady aż tak wyraźne nie były.

No a następnie tego ciężkiego kloca władowano na coś. Ślady tego czegoś prowadziły w przeciwną stronę niż ta skąd przyjechali Teksańczycy, Nowojorczycy a teraz Federaci. Tą drogą która prowadziła nie wiadomo gdzie. Ale właśnie na zdartej darni porastającej asfalt, złamanych gałęziach, śladach w błocie, właśnie tam prowadziły dalsze tropy. A ponieważ droga nie była używana od dość dawna no to takie sugestie dla kogoś obeznanego z czytaniem tropów były całkiem czytelne.

Na miejscu odnalazł granat. Pusty. Pewnie jeden z tych co to nie rozpadają się przy eksplozji na setki kawałeczków. Znalazł całkiem sporo łusek. Krwawe rozbryzgi na ścianach czy podłogach. I tego typu ślady świadczące o krwawym starciu. Czy ktoś mógł ocaleć, czy wzięto kogoś do niewoli tego już nie było wiadomo.

W tej osadzie rozstali się z Teksańczykami. Właściwie tym jednym, ostatnim kowbojem i tą grupką co przyczłapała się wczoraj czy przedwczoraj razem z terenówką Federaty. Mieli dość i nie widzieli sensu podążania w głąb interioru. Teksańczyk pozbierał końskie stado i zawrócił znów na północny zachód skąd wszyscy przybyli. Grupka rzecznych marynarzy najętych przez szefa Teksańczyków uruchomiła wojskową terenówkę, spakowała się i też ruszyła w tym samym kierunku. Van Urk uznał, że mają ich z głowy i nie robił im trudności w powrocie do domu. Nawet chyba dał im jakiś list do przekazania do Nice City.

No i tak się rozstali nim nastała połowa dnia. Hoffman za to przygarnął dla siebie i swojej ekipy jedną z pozostawionych fur. Dokładniej jakiegoś terenowego pickupa. Okazało się, że mimo tego tropiku, dżungli i deszczy silnik w końcu zaskoczył i po kwadransie czy dwóch terenówka już była na chodzie. Marcus mógł obserwować te zabiegi kątem oka gdy chodził po domach, krzakach, błocie i ulicach tej pochłoniętej przez dżunglę mieściny. W każdym razie gdy wrócił ze swoim raportem pozostałe załogi i pojazdów już były gotowe do dalszej drogi. Jeff i Marisa którzy również kręcili się po okolicy z tym samym zadaniem co Hoffman przekazał Marcusowi też wrócili z podobnymi wieściami.

Drugą połowę dnia głównie przejechali. Kolumna kilku różnorakich pojazdów posuwała się dość wolno. Raz, że panował ten sam standard i komfort podróży co od momentu opuszczenia wioski Johansena. Czyli trzeba było się przedzierać a nie jechać, usuwać gałęzie i kamienie z drogi, slalomować między przeszkodami których nie dało się usunąć czy powoli przejeżdżać przez głębokie kałuże sięgające po osie albo wyżej bo były i takie momenty, że woda z tych bajor przelewała się przez drzwi i szczeliny do wnętrza kabin. Jeszcze trudniejsze do pokonania były te błotniste odcinki gdzie woda podmyła lub po prostu zerwała asfalt.

W międzyczasie pogorszyła się pogoda. Najpierw stopniowo słoneczne niebo zasnuwało się chmurami a w końcu z tych chmur zaczął padać deszcz. Znowu. Przez ten czas przejechali pewnie niezbyt duży kawałek od tej bezimiennej osady zagubionej w dżungli ale w tych warunkach to i tak był wyczyn. Hoffman znów miał pecha do samochodów i błota. Jechał ostatni i może to dlatego. Na którymś podmytym kawałku gdzie pojazd musiały ostrożnie przejechać jeden za drugim do tego nawigowani przez obserwatorów z zewnątrz bo wyglądało jak wjazd na rampę czy przejazd przez wąską asfaltową kładkę. Kto wie, może Hoffman coś źle wyczuł moment czy to ten ziemno - asfaltowy konstrukt miał dość, w każdym razie jego świeżo zdobyty pickup osunął się w odmęty tego błota razem z tym nasypem. Co prawda próbowano jeszcze zaczepiać liny do innych samochodów i z kilkadziesiąt minut próbowano uratować ten pickup ale wszystko okazało się na darmo. Ludzie nie mieli tutaj szans w starciu z siłami natury i błoto pospołu z dżunglą pochłonęło kolejną mechaniczną ofiarę. A Hoffman wraz ze swoją załogą znów musieli przesiąść się do pozostałych pojazdów.

W strugach deszczu dojechali do jakiegoś rozdroża. Tutaj cała trójka zwiadowców musiała po raz kolejny wysiąść z wozów i spróbować zorientować się w sytuacji. No i we wnioskach znów byli dość zgodni. A mianowicie ślady rozdzielały się. To wielkie, ciężkie coś skierowało się w lewo. A coś innego, pewnie jakieś zwykłe wozy czy samochody w prawo. Śladów tych drugich już właściwie po tylu dniach i deszczach nie było widać a jedynie pośrednie dowody na to wskazywały. Trawa i co mniejsze krzaki jakie zdążyły wyrosnąć na asfalcie jeszcze nie całkiem zdążyły odrosnąć co dla wprawnego oka było widać nawet w deszczu. Natomiast nie tylko dla nich widać było ciężkie ślady pozostawione przez to wielkie coś. Vesna i Alex wysnuli przypuszczenie, że to mogła być jakaś niskopodwoziowa przyczepa. Ale normalnie trzeba było ciężarówki by uciągnąć coś takiego. Zwłaszcza z jakimś czołgiem czy czymś podobnym.

Szlachcica chyba zaskoczyła dwoistość tej informacji. Ale po chwili zastanowienia zdecydował się jechać za tym czymś ciężkim. W końcu chciał odzyskać czołg czy co to tam było wiezione na tej przyczepie. Więc kilku pojazdowa kolumna znów ruszyła w błotnistą drogę. Tym razem była to dość wąska chociaż nadal asfaltowa szosa. Więc była w kiepskim stanie tak samo jak ta główna jaką do tej pory jechali tylko było mniej miejsca na manewry. Ale okazało się, że zbyt długo nią nie jechali. Skończyła się mglistą zawiesiną która zdawała się gęstnieć z każdym metrem. Najpierw woda przypominała niekończące się pasma kałuż, potem kałuż zrobiło się tyle, że plamy asfaltu i trawy jaka na nim wyrosła wydawały się wyspami a potem było głębiej i głębiej.

Tak dojechali do kolejnych zabudowań. Te oprócz tego, że pochłonięte przez dżunglę, aurę i czas to jeszcze stały w wodzie. Jak tamte zabudowania przy samej rzece co Marcus z towarzyszami strzelali przy nich do tych na tratwach. Właściwie teraz okazało się, że nawet jak ktoś wtedy uniknął kuli to pewnie i tak parę dni później zginął w ten nocnej masakrze. Teren tutaj też wydawał się być coraz bardziej wodny niż lądowy. Do tego mimo deszczu mgła gęstniała i gęstniała.






I wreszcie dojechali do mety. Podróż dalej robiła się zbyt ryzykowna. Trzeba było zacząć myśleć o wycofaniu się na jakiś nocleg. Jeszcze chyba był dzień ale przez tą mgłę i deszcz wszystko wydawało się ponure i mętne. W każdym razie i tak dzień powinien się mieć ku końcowi. Co gorsza głęboka woda utrudniała czytanie śladów, nawet czegoś tak wielkiego co musiało tędy jechać z parę dni, może tydzień temu.

Marcus i Jeff więc otrzymali kolejne polecenie. Mieli spróbować przedostać się dalej i sprawdzić czy przypadkiem nie został po tamtych czołgowych złodziejaszkach jakichś sensowny ślad. Reszta miała w tym bagnie spróbować znaleźć jakieś chociaż trochę suchsze miejsce na obóz. I tak zbliżała się noc więc nie było już za bardzo jechać dalej na siłę a potem na gorąco szukać miejsca na nocleg.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline