Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2020, 11:03   #157
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powrót do obozu

Po interwencji wojaków nie było już z kim walczyć. Co prawda łupów z tego żadnych nie było, ale satysfakcja z pokonania przeciwników pozostała.
No a powrót do obozu to już był spacerek, bowiem w tych okolicach zwierzoludzie się już nie kręcili.
A oficer, ciekaw, co się dzieje w mieście, groźny nie był, jedynie zainteresowany faktami.

Rozmowa z oficerem


- Karl von Schatzberg - przedstawił się Karl. - Barlo, Tido. Wracamy z Kalkengard. Mieliśmy pewne... kłopoty. Wyszliśmy w sześć osób, wróciliśmy w trójkę. - Głową skinął w stronę niziołków. - W mieście, a raczej w tym, co z niego zostało, stale są zwierzoludzie. Mają jeńców, którzy... - Karl na moment się zawahał - dostarczają im rozrywki różnego rodzaju. Tortury, obdzieranie ze skóry, walki.

Oficer zacisnął na moment wargi w wąską linię gdy usłyszał o losie jeńców. Ale szybko się opanował i popatrzył pytająco na siedzącego obok skrybę. Ten coś sprawdził w swoich zapiskach i skinął głową.
- To ten krasnolud co wrócił rano był z nimi. - Pisarz cicho pośpieszył z podpowiedzią dla dowódcy. Ten skinął głową na znak, że wie o co chodzi po czym znów wrócił do rozmowy z trójką zwiadowców. A właściwie z Karlem bo niziołki coś nie kwapiły się do rozmowy.

- Dokąd udało wam się dotrzeć? Gdzie byliście? - Oficer spokojnym ale zdecydowanym tonem pytał o to, co go interesowało w raporcie z rozpoznania.

- Tladin, krasnolud, został niedaleko bramy, a my w piątkę ruszyliśmy dalej. Można było się spodziewać, że w mieście są zwierzoludzie, ale chcieliśmy wiedzieć więcej. Przedostaliśmy się do jakiegoś sporego placu - odparł Karl. - Być może był to rynek miejski. Właśnie tam te stwory urządziły sobie główne obozowisko i oddawały się rozrywkom. - Na moment zamilkł, przygryzając wargi. - Ale prócz tego łaziły po całym mieście. Paru ostrzelało nas z dachów, a potem urządziły sobie na nas polowanie. Wtedy się rozdzieliliśmy i nie wiem, jak się wiodło pozostałym.
Wypił nieco wina.
- Przeczekałem poszukiwania na strychu jakiegoś domu, a rankiem, nim słońce wzeszło wyżej, spróbowałem wydostać się z miasta. Tuż przy bramie nadziałem się na jakiś patrol, ale udało mi się wymknąć. A ich - spojrzał na niziołki - spotkałem później, w lesie. Niedaleko wioski - wskazał ręką kierunek - dopadli nas kolejni zwierzoludzie. Położyliśmy paru, a z opałów wydostał nas nasz patrol.

Oficer słuchał z widocznym zainteresowaniem tej relacji z nocnej wycieczki. Wcześniej skryba skinął głową, niemo potwierdzając, że ten krasnolud co był tutaj rano to właśnie Tladin. A oficer nie przerywał Karlowi póki ten nie skończył.

- A ten plac. Było w nim coś charakterystycznego? Bo w Kalkengrad są trzy place. Jeden handlowy z sukiennicami, drugi sprawiedliwości z pręgierzem i trzeci Sigmara z pomnikiem Sigmara na środku. - Rozmówca po drugiej stronie stołu poprosił o dodatkowe wyjaśnienia pod interesującym go detalem.

- Jeśli dobrze widziałem, to był tam wbity słup - powiedział Karl po chwili namysłu - więc chyba pręgierz. Może na innych placach też się bawili, ale to wyglądało na ich główne... obozowisko... I był tam stwór... - przypomniał sobie - zdecydowanie większy, od innych. Ale z daleka nie widziałem, co to takiego.

- Tak, jak nie pomnik i sukiennice no to pewnie pręgierz.
- Mężczyzna z niegdyś zadbanym i finezyjnym zarostem skinął głową przyjmując te wyjaśnienia. Spojrzał na siedzącego obok skrybę jakby sprawdzał czy ten to zanotował. On zaś niemo skinął głową więc znów wrócili do tej trzyosobowej rozmowy.

- A ilu ich mogło być na tym placu? Tak mniej więcej. - Oficer zadał Karlowi kolejne pytanie.

- Mnóstwo - odparł Karl. - Było kilka ognisk, ale nie takich małych, obozowych, na pięć, sześć osób. To były ogromne ogniska, takie jak się robi na biesiadach. Wielkie, że piętnastu czy dwudziestu ludzi by się zmieściło i jeszcze by miejsca zostało.
- Wielu też się kręciło po placu czy zajmowało jeńcami.
- Skrzywił się na wspomnienie tego, co widział. - No i były jeszcze patrole w mieście.
- Dokładnej liczby nie powiem
- dodał na koniec - bo nie widziałem całego placu, ale na mniej niż trzy setki nie liczę. Lepiej założyć, że jest ich tam więcej.

- A droga do tego placu? Przejezdna dla koni? Od murów do tego placu?
- Oficer skinął głową, że przyjął do wiadomości słowa Karla o zadał kolejne pytanie.

Karl przez moment się zastanawiał.
- Moim zdaniem, nie - odparł. - Przedostać się przez barykadę przy bramie, to już by była sztuka, a ulice są zawalone różnymi rupieciami, skrzyniami, beczkami, nawet na wozy przewrócone tu i ówdzie można natrafić. O trupach, które też jazdę by utrudniały, nawet nie warto wspominać. Najpierw ktoś by musiał drogę oczyścić, a to jest niemożliwe w taki sposób, by zwierzoludzie tego nie usłyszeli. To najwyżej piechota mogłaby tam iść.
- Poza tym... wystarczyłoby, by zwierzoludzie miasto podpalili, a połowa wojska znalazłaby się w ognistej pułapce
- dodał. - Im nie zależy na tym, by miasto utrzymać, więc tym łatwiej by podłożyli ogień, by wybić jak najwięcej naszych.
Oczywiście można było spróbować zamknąć zwierzoludzi w mieście i miasto spalić, ale takiej propozycji wolał nie składać. No a dla oficera, który by coś takiego zrobił, z pewnością byłby to koniec kariery.

- A czy podczas tej nocnej wycieczki. Rzuciło ci się w oczy coś szczególnego? - Rozmówca Karla jak zwykle dał mu się w spokoju wypowiedzieć i znów zadał mu kolejne pytanie.

Karl pokręcił głową.
- Prócz tego, że zachowywali się tak, jakby byli w najbezpieczniejszym miejscu na świecie, to nic. Prawdę mówiąc to dziwne, że zdołaliśmy dotrzeć tak daleko i nikt nas nie zatrzymał. Żadnych straży, które przecież powinny być już przy bramach. A my weszliśmy i nikt nas nie zaczepił. Pięćdziesiąt osób by mogło wejść i pewnie nikt by tego nie zauważył. Pod warunkiem, że byliby cicho.

- Rozumiem.
- Mężczyzna skinął swoją krótkoostrzyżoną głową i na chwilę zamilkł jakby szukał czegoś o co może jeszcze zapytać Karla. Ale chyba nic takiego nie znalazł. - Dobrze, bardzo nam pomogliście. Świetnie się spisaliście. Bruno wypłać im co się należy. Podwójnie. - Oficer zwrócił się do skryby na co ten niemo skinął głową coś jeszcze zapisując. W końcu jednak skończył po czym sięgnął po coś pod stół, co pewnie leżało między nim a oficerem. Karl usłyszał ciche skrzypienie, dźwięk brzęczących monet i znów skrzypienie. Po czym skryba postawił obiecaną zwiadowcom sumę na swojej stronie stołu i przesunął ją na stronę gości.

Karl podziękował i schował swoją część złota.
- Gdybym był do czegoś potrzebny, to proszę na mnie liczyć - powiedział, po czym pożegnał się i wyszedł.
Teraz trzeba było odszukać medyka, a potem Tladina.
 
Kerm jest offline