Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2020, 16:11   #37
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Poranek przyszedł nieco wcześniej niż się można było spodziewać. Ledwie Oktaw oczy zamknął, a już coś zaczynało mu w tym zasłużonym śnie przeszkadzać. Pierwsza była woń. Jajka, boczek i świeży chleb. Znajoma woń świadcząca o tym, że noc z całą pewnością się skończyła i oto wstał nowy dzień.
Kolejnym bodźcem było wrażenie ruchu koło niego. Leciutkie, ledwie wyczuwalne powiewy świadczące o tym, że ktoś przechodzi obok, krząta się. Do nich pasowały odgłosy. Kroki, przesuwanie czegoś, zgrzyt zawiasów…

- Matko, dopomóż… - jęknął cicho otwierając oczy. Wiedział, że zaraz zobaczy nad sobą krokodylą paszczę żony ciosającą mu kołki na głowie, że jest leniem i nie ma nic w głowie oprócz spania. Szybko jednak do jego umysłu zaczęły dochodzić nowe fakty. Rozejrzał się w poszukiwaniu źródeł odgłosów i syknął z bólu przeszywającego szyję oraz plecy. Fotel wygodny do siedzenia. Nie spania.

W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.
- Dzień dobry - powitała go elfka, gestem dłoni odprawiając służącą. To najwyraźniej ona była powodem, dla którego Oktaw się obudził, bowiem nie mogła nim być Telrayne, która nadal znajdowała się w łóżku. Czerwonowłosa elinka skłoniła się nisko i wyszła, wpuszczając do wnętrza snop jasnego światła, świadczący o tym że słońca zdążyły już wstać i to bynajmniej nie przed chwilą.

- Rzeczywiście zaskakująco dobry jak na obecne położenie - odparł wstając. Zaczął się powoli prostować z grymasem bólu kwitnącym błyskawicznie na zarośniętej twarzy. I on miał dziś walczyć? Zabawne. Nie, nie zabawne. Bolesne.
- A wystarczy tylko uśmiech… - dodał.

- Poprosiłam o napój pobudzający - poinformowała, sama opadając z powrotem na poduszki. - Dama go potrzebuję, a przecież spałam dłużej niż ty. Jak się powiodła ostatnia misja? - zapytała, tłumiąc ziewanie dłonią. - I na bogów, czy myśmy naprawdę wybrali się wczoraj do namiotu hrabiego? - zapytała, śmiejąc się cicho, całkiem jak nastolatka wspominająca wybryki minionej nocy.

- Nie pytaj. Nieszczęście w sukcesie. Udało mi się lekko pokłócić z tą całą Val. A skoro już nie śpisz, to tylko na chwilę…
Podszedł do łóżka elfki i położył się obok niej. Odetchnął głęboko.

Telrayne w ostatniej chwili zdążyła zgarnąć kołdrę do siebie, a następnie przykryła nią leżącego Oktawa.
- Będzie jeszcze wiele okazji by się pogodzić - zapewniła optymistycznie, leżąc na boku i gładząc włosy mężczyzny. - W końcu przynajmniej jeden dzień spędzimy razem. Kto wie, może nawet kilka. A nawet jeżeli się nie uda to cóż, jej strata - zapewniła.

- Bran okazał się szaleć za jej bliźniaczką, która to z kolei nie była zainteresowana. Moja rozmówczyni wykazała się nadopiekuńczością, nie słuchała co do niej mówią i poszło - opowiedział w skrócie z zamkniętymi oczami, po czym nie otwierając oczu wyciągnął rękę, którą objął elfkę. Delikatnie zachęcił ją do przybliżenia się i przytulenia.

- Nie zasnę, ale jakby jednak tak się stało, obudź mnie. Jest sporo do zrobienia. Jestem całkiem nieprzygotowany do tej wyprawy…

- Odpoczywaj - zgodziła się, wtulając w niego. Jej dłoń przesunęła się na plecy i niżej, po czym wsunęła pod koszulę i zaczęła delikatne drapanie. Zdecydowanie nie było to coś, co by sprzyjało utrzymaniu otwartych oczu. Oktaw zamruczał z błogim uśmiechem, ale był to jedyny ruch, na jaki sobie pozwolił. Wyłączają oddychanie.
- Jeśli zaśniesz to obudzę cię gdy już śniadanie będzie w pełni przygotowane i podane - obiecała.

- Nie mogę spać tak długo… Muszę poznać teren… i zagrożenia - odparł nieco słabszym głosem niż poprzednio.

- Nie przejmuj się tym - odparła, nie przerywając swych działań. - To będzie tylko chwila. Parę minut najwyżej. Po prostu zamknij oczy - kusiła. I faktycznie, nie mogło być mowy o długim czekaniu na śniadanie skoro zewsząd docierały wonie wyraźnie świadczące o jego przygotowywaniu.

- A kiedy będzie śniadanie? I spotkanie?

- Sądząc po zapachach to nie później niż za kwadrans. No, może odrobinkę dłużej ale naprawdę niewiele - odpowiedziała, pociągając nosem. - Spotkanie z kolei… Nie mam pojęcia - westchnęła. - Nie sądzę jednak by odbyło się z samego rana. Trzeba brać pod uwagę to, że u księżniczki także odbywało się przyjęcie więc bez dwóch zdań będzie zmęczona i będzie chciała trochę pospać. Zapewne nie wyruszymy przed południem, a nawet jeżeli to tuż przed. Możesz zatem spokojnie przymknąć oczy i jeszcze trochę odpocząć - zapewniła, z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi mocniej przyciągnął ją do siebie wkładając twarz w jej włosy.

- Tylko nie przestawaj - wymruczał do ucha Telrayne.

- Nie przestanę - zapewniła. Nawet jeżeli miał zamiar coś jeszcze dodać, to nie zdążył. Powieki opadły ponownie, zbyt zmęczone by utrzymać się w górze.

Gdy ponownie się uniosły, Telrayne pochylała się nad nim, w pełni ubrana.
- Pora wstawać - poinformowała go, delikatnie odsuwając kosmyk włosów, który opadł mu na twarz. - Śniadanie właśnie podano.

- Jestem pewien, że księżniczka poradzi sobie bez nas.
Wbrew słowom zapowiadającym odwrócenie się na bok, zestawił nogi na podłogę i oparł głowę na rękach. Gwałtownie wstał. Wyprostował się, po czym ruszył do stołu wiedziony zapachem.

- Gdyby tak było to nie mielibyśmy zajęcia i nasze spotkanie mogłoby się nie odbyć - przypomniała mu, chichocząc. Miała nieco wilgotne włosy, znak że zdążyła już zaliczyć łaźnię. Śniadanie jednak jeszcze nie jadła, na co wskazywał czysty talerz po drugiej stronie stołu pośrodku którego stała taca pełna… Cóż, pełna wszystkiego na co tylko można było mieć ochotę. Jajka, boczek, kiełbaski, chleb. Była i owsianka i słodkie bułeczki oraz placuszki. Nie zabrakło świeżej śmietany i konfitur. Mleka, wina i soku owocowego. Do wyboru, do koloru.

- Ale może pantera rozmnożyła się w nocy… albo… przyleciały kolejne. Co podać?

- Wiesz, zawsze mogłeś po prostu iść wcześniej spać - przypomniała ze śmiechem, siadając i biorąc w dłoń widelec. - Dziękuję ale mogę sobie sama nałożyć - zapewniła, wyraźnie rozbawiona. - I wątpię by pantera się rozmnożyła. Czy też w to, że przyleciały kolejne. Bardziej w opcję, w której ta jedna pożera księżniczkę dzięki czemu możemy wracać do łóżka i wstać o nieco bardziej przystępnej porze. - Co prawda nie wyglądała na bardzo zmęczoną, widać jednak było, że godziny snu, które miała nie były wystarczające. Zaraz też nałożyła sobie solidną porcję boczku, jajek i do tego dwie słodkie bułeczki. Do picia wybrała sok. Najwyraźniej miała dość wina.

- Wyszłoby znacznie lepiej dla mnie - potwierdził nakładając sobie papkę owsianki, która z mało apetycznym pacnięciem wylądowała na talerzu.
- Głupi człowiek skraca sobie sen, żeby pomóc, a potem na niego nawrzeszczą, popsują wieczór i wstaje połamany po nocy na fotelu.

- Może w takim razie poszukamy tej drugiej Val? - zaproponowała, zabierając się za jedzenie.

- Żeby też na mnie nawrzeszczała?

- Jeżeli już to na nas i nie - pokręciła głową. - Kobiety reagują nieco inaczej gdy z tego typu sprawami przychodzi do nich inna kobieta. Tak po prostu jest - wzruszyła ramionami.

- Ta druga podobno ma uraz po stałych związkach.

- No to przynajmniej wyjaśnimy sprawę. Wiesz, lepiej żeby znała wersje obu stron, a nie tylko tą, którą przedstawi jej siostra - argumentowała dalej, lecz Oktaw nie wyglądał na przekonanego. - A w ogóle to co zamierzasz jeszcze dziś zrobić zanim wyruszymy? - Zmieniła temat.

- Może jak zostanie trochę czasu. Przede wszystkim chcę się zorientować w ukształtowaniu terenu czy rodzaju roślinności. Gdzie są pagórki, gdzie lasy, gdzie doliny, gdzie łąki. Tego typu sprawy. Chcę się też dowiedzieć co możemy spotkać i gdzie są ich punkty witalne. Nie walczę siłowo tylko technicznie - uśmiechnął się, po czym załadował kolejną łyżkę do ust.

- To najlepiej będzie zacząć od kwatermistrza - poleciła. - Chociaż nie wiem czy będzie miał wszystkie informacje, których szukasz. Więcej pewnie dałoby się dowiedzieć od dowódcy obozu ale czy uda się do niego dobić… - odłożyła widelec by rozłożyć ręce w geście bezradności, a następnie wziąć jedną z bułeczek i miseczkę ze śmietaną.

- Spróbuję uzyskać jak najwięcej informacji z innych źródeł. A jak będę miał czas to dobiję się do dowódcy obozu - odparł, zaś jego brwi na krótką chwilę uniosły się ku górze. Odłożył łyżkę, porwał bułkę, której kawałek odgryzł i ruszył do skrzyni oraz szafy. Poprawił koszulę i tym razem zawiązał jej troczki. Ułożył spodnie, zdjął i wciągnął buty. Tuż po odgryzieniu kolejnego kawałka rozczesał włosy i związał je w dwóch miejscach - przy głowie oraz nieopodal końcówek. Tym razem zadbał, by żaden kosmyk się nie wyślizgnął. Kolejne elementy zbroi dopinane były jeden po drugiej. Rozpoczął od nagolenników. Następny był pancerz osłaniający korpus i naramienniki. Z rękawicami się wstrzymał, lecz oba miecze zostały przypięte do pasa. Porwał bułkę, zaś widząc, iż Telrayne jest gotowa skinął jej głową i wyszedł. Pierwszym celem był kwatermistrz.

- Dzień dobry! Potrzeba mi możliwie dokładnych map wyspy. Znajdę je tutaj czy raczej muszę szukać gdzie indziej? - zapytał starszego człowieka z szerokim uśmiechem.
Kwatermistrz westchnął. Siedział na fotelu i chyba właśnie delektował się swoją poranną szklanicą trunku niewiadomego pochodzenia.
- Oczywiście, mapy są - potwierdził, mówiąc dość powoli. - Właściwie to rzec powinienem iż jest, bowiem dysponujemy póki co tylko jedną. Po cóż ci takowa, młodzieńcze? - zapytał.

- Chciałbym poznać teren przed wyruszeniem. Lasy, góry, łąki, wzgórza, doliny. Tego typu informacje.

- Do tego potrzebne by ci były raporty, a te znajdziesz tylko u dowódcy - poinformował. - Co zaś się tyczy mapy to masz ją tam - wskazał na wiszącą na stojaku mapę. Wojownik podszedł do niej i przyjrzał się dokładniej.

- Przydatna, ale nie do końca rozwiązuje wszystkie problemy. Mimo wszystko przydatna. A są dostępne jakieś raporty odnośnie żyjących tu potworów? Domyślam się, że też są u dowódcy?

- Dokładnie - potwierdził starzec, upijając solidny łyk. - Nie liczyłbym jednak na audiencję. Dowódca ma teraz urwanie głowy - dodał.

- Dzięki za informację. I mapę. Jeśli byśmy się nie zobaczyli, to… bywaj zdrów - skinął głową kwatermistrzowi uśmiechając się szeroko.
- No to do dowódcy - powiedział do Telrayne.

Elfka skinęła głową, po czym pochyliła ją ponownie, gest ów kierując w stronę kwatermistrza.
Droga do namiotu dowódcy nie była długa, oba bowiem znajdowały się w dość bliskiej odległości. Jedyna różnica polegała na tym, że przed namiotem dowódcy stała straż, która broniła wstępu każdemu, kto nie był zaproszony lub nie znajdował się na liście osób mogących wchodzić czy wychodzić bez zapowiedzi. Oktaw odchrząknął i przystanął przed strażą.

- Eskorta jej księżniczki Hime do dowódcy obozu - rzekł z rękami założonymi za plecami oraz wyprężony jak struna. Tak powinien stać prawdziwy oficer. Dokładnie tak. Ojciec, twardy to był człowiek jak skała, pasem nakładł mu właściwą postawę aż syn się nauczył. Powiadał: tak masz stać i chodzić, bo przyjdzie taki dzień, że należeć ci się będzie wejście wszędzie. I tak się stało. Twardy to był człowiek i trudny w obyciu, ale mądry.

- Dowódca Lam jest teraz w trakcie ważnego spotkania - poinformował strażnik po prawej. - Mamy wyraźny rozkaz nie wpuszczać nikogo - dodał, spoglądając Oktawowi w oczy. Widać było, że nie jest nowicjuszem. Przez jego szyję i ginąc pod zbroją biegła paskudna szrama. Podobnie nad lewym okiem i aż do ucha. Także jego wzrok świadczył o tym, że się nie ugnie.

- Poczekam - odparł krótko Oktaw nie zmieniając pozycji.

I faktycznie, przyszło mu trochę poczekać. Telrayne, najwyraźniej spodziewając się takiego obrotu spraw oddaliła się na chwilę by wrócić akurat na czas w którym to poły namiotu rozsunęły się wypuszczając na zewnątrz Narsha wraz z Sintri.
- Oktaw? - zdziwił się castanic, gdy jego wzrok zatrzymał się na czekającym wojowniku. - Co cię tu sprowadza?

- Raporty terenowe. Raporty z walk z potworami. Raporty z sekcji, jeśli są. Chcę wiedzieć jakie jest ukształtowanie terenu włączając w to lasy oraz pola. Ze standardową wysokością traw. Na wszelki wypadek. Z czym możemy się spotkać, jakie są ich zwyczajowe zachowania, cechy charakterystyczne ataków oraz kluczowe punkty ich ciał - odparł wojownik.

Narsh słuchał, a z każdym słowem jego uśmiech się poszerzał.
- Nieźle, nieźle - podsumował w końcu. - Tyle tylko, że te wszystkie informacje, których pożądasz nie są dostępne. No, może nie wszystkie ale duża ich ilość znajduje się w bazie, a nie tutaj. Spróbuj jednak - wskazał dłonią wnętrze namiotu. - Tylko postaraj się tak za godzinę stawić na odprawie.
- W namiocie Hime - dodała Sintri, ściskając w dłoniach dwie, dość cienkie księgi.

- Każda dodatkowa informacja to kolejna mała przewaga - powiedział z lekkim uśmiechem, po czym skinął głową na potwierdzenie, że będzie. Spojrzał na strażników żołnierskim wzrokiem bez wyrazu.

Ten, który zabronił mu wstępu, skinął głową po czym zniknął na chwilę we wnętrzu namiotu. Gdy z niego wyszedł, poinformował.
- Dowódca zaprasza - po czym uniósł połę namiotu.
- Powodzenia - Narsh rzucił w kierunku Oktawa, a następnie ruszył w swoją stronę. Sintri jednak nie podążyła za nim, czekała sobie przy wejściu jakby nigdy nic.

- Będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli będziesz miała ochotę dołączyć - skłonił się lekko elince.

Odpowiedziała podobnym gestem, a następnie weszła do wnętrza namiotu jako pierwsza. Wewnątrz zaś zastali widok, który wyraźnie świadczył o tym, że znajdują się w obozie na wrogich terenach. Na szerokim stole który robił za biurko, znajdowała się duża i szczegółowa mapa wyspy.


Na niej ustawiono pionki. Jedne miały kształt namiotów, inne z kolei były czerwonymi, czarnymi i zielonymi flagami. Niemal na samym środku znajdowało się duże drzewo, miniatura tego, które górowało nad wyspą. Pod jedną ze ścian stał stojak na broń obciążony potężnym toporem. Obok znajdowała się ciężka zbroja. Pod druga ścianą umieszczono regały z księgami. Z tyłu widać było połowę prostego łóżka polowego i zarys fotela. Widok częściowo zasłaniał parawan. Zapewne była to część prywatna.
Przy samym stole, tuż obok pojedynczego, prostego krzesła, stał Lam, dowódca obozu i osoba która przywitała ich dnia poprzedniego.
- Słucham - “przywitał” ich twardym głosem kogoś, kto nie lubi gdy się marnuje jego czas.

- Będziemy potrzebować danych o terenie wyspy. Ukształtowanie, zalesienie, wszystko może być istotne przy ochronie księżniczki Hime. Dodatkowo informacje o potworach, jakie można spotkać, ich sposobach walki oraz budowie anatomicznej. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie informacje są dostępne, ale przyda się każda - odparł rzeczowo.

- Dopiero co przerobiłem te dane z waszym dowódcą - odpowiedział, marszcząc brwi. - Nie wiem co niby więcej mam dodać. Lasy, polany, trochę łąk i skały. To co widzieliście ze statku. I potwory. Różne - doprecyzował z westchnieniem. - Zapewne dowiecie się tego w trakcie odprawy. Nie mam czasu udzielać informacji każdemu członkowi drużyny osobno.
- Oktaw szuka szczegółów, słabych punktów - odezwała się, zwykle milcząca elinka.
- I co z tego panienko. Mam na głowie dość problemów żeby spełniać zachcianki każdego, kto chce poznać szczegóły. Też bym je chciał znać.
- I dostarczymy ich - zapewniła Sintri, kiwając powoli głową. - Współpraca za współpracę.
Dowódca przez chwilę sprawiał wrażenie osoby, która znajduje się na granicy wybuchu. Jego twarz wyraźnie poczerwieniała a dłonie zacisnęły się w pięści. W końcu jednak wziął głęboki oddech i pełen oporów wskazał dłonią na mapę.
- Masz chwilę więc się streszczaj. Konkretne pytania, pojedynczo.

- Lewo czy prawo? - zapytał elinkę.

- Zachód - odpowiedziała, podchodząc wraz z Telrayne do stołu.

- Jak blisko drzewa podchodzą pod szlak?

- Na waszej trasie to będzie bardziej kwestia jak bardzo szlak wżyna się pomiędzy drzewa - poprawił, sunąc palcem po zachodniej części mapy. - Jest to wyjątkowo niebezpieczny teren. Głównie dlatego, że nigdy nie można być pewnym czy ma się do czynienia z faktycznymi drzewami czy z potworami - dodał.

- Doskonale. Nie może być zbyt łatwo. Na co możemy się tam natknąć?

- Przede wszystkim ghilliedhusy - odpowiedział, sięgając po nieco już podniszczony wolumin, który okazał się być czymś w rodzaju dziennika. Przekartkował go pospiesznie. - Oto one - wskazał palcem na jeden z rysunków przedstawiający drzewopodobną istotę.


- Poza nimi łatwo się też natknąć na terronsy - kontynuował, wskazując na kolejny rysunek.


- Na koniec zaś Wędrowcy - wskazał następny obraz.


- To najczęściej spotykani przeciwnicy na tej trasie. Niekiedy zdarzy się Żniwiarz ale one zwykle nie zapuszczają się aż tak daleko. Podobnie jak Cromosy i reszta potworów zamieszkujących południową część wyspy.

- Jakie są ich wzorce ataków?

- Ghillie zwykle atakują znienacka korzystając ze swoich ostrych szponów. O ile zauważycie je pierwsi to nie powinniście mieć problemów bo są dość powolne. Podobnie jak Wędrowcy, chociaż te potwory wolą działać w pojedynkę, co nie znaczy, że od czasu do czasu nie trafi się ich większa grupa w jednym miejscu. Najgorsze są terronosy. Małe, wredne i do tego atakują w grupach po sześć lub więcej na raz. Szybkie do tego ale jak się je trafi to i giną szybko - wyjaśnił, chociaż widać było, że utrzymanie spokojnego tonu głosu kosztuje go trochę wysiłku.

Oktaw skinął głową.
- Małe i szybkie potrafią być gorsze niż duże i powolne. Są zidentyfikowane newralgiczne punkty tych istot?

Lam westchnął.
- Ghillie nie tolerują ognia ale poza tym są twarde jak skały. Niektóre raporty sugerują, że ich wrażliwymi punktami mogą być oczy ale to trzeba nie lada strzelca by trafić. Wędrowcy są łatwiejsi pod tym względem. Ich słaby punkt jest niemal na wyciągnięcie ręki - wskazał palcem na nieco jaśniejszy, owalny kształt po lewej stronie piersi potwora. - Jak się trafi w to miejsce to można śmiało uznać, że się wygrało. Tylko trzeba uważać na truciznę którą wydzielają i która jest ich ulubioną formą ataku. Bardzo mocna, nawet niektórzy kapłani sobie z nią niekiedy nie radzą - przyznał. - Te małe skurwiele zabija się jak większość potworów. Odetnij temu głowę to już nie wstanie - widać było, że terranosy nie są ulubionymi maskotkami dowódcy obozu.

- W przypadku Wędrowców wystarczy cięcie czy konieczne jest pchnięcie?

- Pchnięcia działają lepiej bo żeby je zabić trzeba trafić do wnętrza ich esencji, a ta znajduje się w tych… naroślach - wyjaśnił. - Niestety, jest to także miejsce skumulowanej trucizny, która te narośla wypełnia. Dlatego najlepiej pchnąć i szybko się wycofać - poradził.

- Lub uciec w bok. Najlepiej za plecy. Jakiej wysokości są te terranosy?

- Około metra wysokości - dłonią wskazał mniej więcej tą właśnie wysokość. - Ich… Cóż, chyba najlepiej powiedzieć że ręce są także ich bronią, podobnie jak głowy. Potrafią tym dźgać i w razie czego ciąć. Parszywe skurwiele - dodał, krzywiąc się.

- W przypadku stworzenia im drugiego uśmiechu na szyi efekt będzie podobny jak u ludzi?

- Tak - potwierdził. - Dodatkowo zwykle jest jeden, który przewodzi grupie. Jak się go zabije jako pierwszego to z resztą idzie już łatwiej.

- Jak takiego rozpoznać?

- Rozmiar. Będzie nieco wyższy od pozostałych. Do tego ma inne ubarwienie. Te są… Sam widzisz jakie i to obraz zwykłego terranosa. Ci, którzy dowodzą grupkami mają ciemniejsze ubarwienie i więcej w tym czerwonego niż fioletu - dodał, chociaż przy ostatnich słowach zawahał się nieco.

- Jaka jest charakterystyka Żniwiarzy?

- Plugawa - odpowiedział dowódca, ponownie przekładając karty w poszukiwaniu właściwego potwora.


- Magia, która je tworzy, nawet na kontynentach, jest przesiąknięta złem. Te jednak, które tu się znajdują wręcz nim promieniują. I są niebezpieczne. Bardzo. Dysk, który je… łączy - stuknął w obrazek by wskazać o co mu chodzi. - Mogą go wyrzucać na znaczne odległości. Jego ostre zęby są w stanie przeciąć nawet ciężką zbroję. Jedyny plus jest taki, że nie są szczególnie szybkie czy inteligentne.

- Czy to są dwie istoty? - zapytał przyglądając się uważnie rysunkowi.

- Jedna ale jak sam widzisz, stworzono ją z dwóch innych - wyjaśnił, a przez jego twarz przemknął grymas obrzydzenia.

- Ktoś próbował eliminować dolną część?

- Próbowali różnych rzeczy jednak raporty na ten temat zwykle nie trafiają do mnie bo ich rejon występowania znajduje się za daleko - odpowiedział, wyraźnie z tego powodu zadowolony.

- Czyli rozumiem, że nieznane są jego punkty witalne?

- Przynajmniej ja ich w tej chwili nie znam - potwierdził.

- Czyli improwizacja. A Cromosy?

Przed oczami Oktawa pojawił się kolejny obraz.


- Na waszym miejscu liczyłbym na to, że jednak na nie nie trafię - dowódca stwierdził ów fakt otwarcie i bardzo poważnym głosem. - Zwykle spotyka się je w parach. Są duże, większe od konia. Szybkie, zwinne i bardzo skuteczne. Na szczęście, tak jak mówiłem, nie zdarza się im docierać w te okolice. Póki co mieliśmy tylko dwa spotkania z nimi. Łącznie straciłem ośmioro dobrych ludzi, a kilku skończyło z pamiątkami do końca życia. Jeżeli na nie natraficie to… Powodzenia. W walce, bo ucieczka jest w tym wypadku tym gorszym wyborem. No, chyba że dosiadać będziecie pegazów.

- Czyli lepsi już Żniwiarze… Wiadomo gdzie najlepiej uderzać? Mam na myśli dobrze ukrwione części ciała, płytko osadzone nerwy, miękką skórę. Domyślam się, że to ostatnie to na podbrzuszu.

- Najlepiej odciąć im głowy - odpowiedział, zamykając księgę z trzaskiem. - Walczyłem z podobnymi na terenach Esseni. Nie wspominam tego szczególnie dobrze. Nasi łucznicy strzelali w ich łapy. Działało przynajmniej w kwestii ich spowolnienia. Do tego zdają się dzielić jedno serce, które umiejscowione jest tak samo jak u wilków i trafienie w nie także ma taki sam efekt.

- Zatem improwizacja. Dziękuję za poświęcony czas - podziękował Oktaw, ukłonił się na pożegnanie i wymaszerował z namiotu. Kilka chwil po jego opuszczeniu zwrócił się do elinki.

- Wiesz co oznaczają te flagi? - zapytał Sintri, na co elinka odpowiedziała skinieniem głowy.

- A co oznaczają? Szczególnie ta pierwsza zielona i czerwona.
- Misje - odpowiedziała, uśmiechając się lekko znad brzegów trzymanych woluminów.

- Musisz przyznać, że ta odpowiedź nic nie wnosi. Pytam pod kątem zadania, jakie mamy. Im mniej mam informacji, tym mniej jestem skuteczny.

- W takim razie powinieneś pomyśleć nad swoimi pytaniami - odparła, wcale nie zrażona krytyką. - Pierwsza zielona to misja zdobycia esencji Wędrowców. Zaznaczono nią jedno z potencjalnych miejsc ich występowania - wyjaśniła, chociaż coś się w tym wyjaśnieniu Oktawowi nie zgadzało.
- Czerwona to najprawdopodobniej miejsce katastrofy którą będziemy badać - dodała.

- Nie można pytać o charakter misji nie wiedząc, że jest to misja. Poza tym… czemu Wędrowcy akurat z tamtego miejsca? Po drodze powinniśmy się natknąć na kilku. Poza tym tamta flaga jest nam… trochę nie po drodze.

- Są różne rodzaje, zarówno pytań jak i Wędrowców - padła jej odpowiedź.

- Podobnie jak w poprzednim wypadku to nie jest odpowiedź.

- Być może odpowiedź musi jeszcze znaleźć odpowiednie uszy - wyjaśniła. - Interesować się powinieneś czerwoną flagą. Zielona w tym wypadku ciebie nie dotyczy.

- Nieprawda. O ile ja będę się tam kierować ze wszystkimi. Jeśli mnie tam nie będzie, masz rację i tylko wtedy.

- Zatem powinieneś zacząć od pytania o to, czy będziesz się tam kierował wraz ze wszystkimi. I czy w ogóle - odparła.

- Uważasz, że jesteś oszczędna w słowach, ale w rzeczywistości jesteś w nich rozrzutna. To jak wydawanie wielu miedziaków do wielu miejsc. Wiele słów, porozrzucanych po wielu miejscach na nic zamiast jednego, skoncentrowanego wydatku oznaczającego jednocześnie oszczędność. Dość, Sintri. Jeśli mam z wami nie podążać, to powiedz to od razu zamiast bawić się w półsłówka. Przykładam się do swojego zadania jak mogę. Jeśli tobie to nie pasuje, to mnie zwolnij. Jestem pewien, że księżniczka nie będzie protestować.

Przez chwilę przyglądała się mu, przechylając nieco głowę na prawą stronę. Jej prawe ucho opadło nieco, podczas gdy lewe zdawało się czegoś nasłuchiwać.
- Chwali ci się to, jednak pytasz o zadanie, które cię nie dotyczy oczekując pełnej odpowiedzi. Z tych, o które zapytałeś tylko oznaczone czerwoną flagą ma dla ciebie znaczenie. Drugie także, jednak miejsce oznaczone zieloną jest odłamem tego zadania i jest ono powierzone mojej osobie. O czerwonym zadaniu mówić publicznie nie możemy. O mojej części zielonego nie chcę. W tej chwili możemy zatem porozmawiać jedynie o tym, które dzielić będziesz z resztą drużyny, a które nie wymaga zboczenia z wyznaczonej trasy.

Pokiwał głową w zamyśleniu.
- Rozumiem. Rzeczywiście czerwone wymaga kilku pytań, ale pozostawię je na później. Skoro moja trasa nie będzie prowadziła do zielonego, to nie zamierzam pytać. Dziękuję za pojedynczy wydatek. Sporo rozjaśnił. Odnośnie głównego zadania nie mam pytań na obecną chwilę.

- Zatem pora na odprawę? - wtrąciła się Telrayne, która do tej pory milczała.
- Odprawę - potwierdziła Sintri. - W namiocie Hime - dodała. Oktaw mógł przy tym wyczuć, że elinka jest zadowolona. Najwyraźniej rozmowa z nim sprawiła jej przyjemność.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline