Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2020, 10:08   #31
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Lavida, Cass, Tanelia, Gravaren - wspólna kolacja

Dziwnym jakimś trafem wracający z zakupów Tanelia i Gravaren spotkali się przy swoim namiocie z drugą dwójką z ich drużyny - z Rybką i z Cass.
- Byłyście już na kolacji? - spytał Gravaren.
- W zasadzie nie. Idziemy coś zjeść. Właściwie to szukamy jadłodajni.- wyjaśniła Cassira.
- Straciliśmy mnóstwo czasu na zakupach - wyjaśnił Gravaren - więc jeśli poczekacie chwilkę, to Tanelia nas wszystkich zaprowadzi. - Lekko się uśmiechnął.
Cass spojrzała na Rybkę, a potem na elfa i rzekła wzruszając ramionami. -Czemu nie. Możemy poczekać chwilkę. Prawda ?- to ostatnie pytanie było do trzymającej jej dłoń elinki.
- Jasne. Możemy, możemy. - potwierdziła Rybka. - Jest tu coś ciekawego do kupienia, czego mogło nie być w mieście? - zapytała elfa. -Wydaje mi się, że wszystko już zawczasu spakowałam.
- Parę mikstur, które mogą się przydać w dziczy - wyjaśnił Gravaren. - Ale targowanie było zabawniejsze. No i dowiedzieliśmy się, jakie zioła warto zbierać.
Zanurkował w namiocie, Tanelia poszła w jego ślady. Po chwili oboje wyszli.
- No to chodźmy.
- Wy przodem.- rzekła Cass, bo ona i jej drobniutka towarzyszka nie wiedziały w którą stronę iść.
Tanelia nie miała żadnych wątpliwości, w jaką stronę się skierować. Co prawda nie szli najkrótszą drogą, bo musieliby stratować parę namiotów, ale w parę minut dotarli do miejsca, gdzie wydawano posiłki.
- To jak tu rozdają jedzenie? I czy dają wino, albo inne trunki do posiłku. Alkohol musi być - zaczęła dopytywać się castanka, bo już jej burczeć w brzuchu zaczęło.
- Jakie zioła warto zbierać? - Rybka kontynuowała temat zaczęty w drodze.
- Najbardziej popularne są liście verdry, takie długie, językowate - odpowiedział Gravaran. - Najlepiej takie o jasnych brzegach i ciemnych wnętrzach. Czasem towarzyszą im takie malutkie listki. - Spróbował opisać to, co widział w księdze. - Je też warto zbierać.
- Co można z nimi zrobić? -kontunowała wypytywanie, najwyraźniej wyjątkowo zaciekawiona tym tematem. A Cass milczała nie chcąc przeszkadzać im w tej rozmowie. Sama na ziołach się bowiem nie znała.
Zaraz jednak sama otrzymała coś, o czym mogłaby mówić, bowiem dotarli do długiego namiotu, z którego docierały wonie pobudzające jej żołądek do zwiększonej, głośnej aktywności.
- Wino powinno być ale nie oczekiwałabym dużej jego ilości czy mocy - poinformowała Tanelia. - Nie zapomnij też o niebieskich płatkach - przypomniała, prowadząc ich do wnętrza namiotu, gdzie znajdowały się stoły oraz kuchnia. Kolejka do tej ostatniej była dość długa.
- Oczekiwanie wzmaga apetyt - na pół żartem powiedział Gravaren, oceniając długość kolejki.
- Niecierpliwość raczej. - stwierdziła Cass przygladając się kolejce nieco rozczarowana koniecznością czekania, ale po chwili dodała z radosnym uśmiechem do Tanelii.- Nie szkodzi, że słabe. Ważne że jest czym poprawić sobie nastrój.
- Zawsze też można postarać się o coś mocniejszego - zaproponowała castaniczka, stając na swoim miejscu w kolejce.
- Byłoby miło.- rzekła z uśmiechem Cass stając za Tanelią… i Rybką, którą pogromczyni popchnęła lekko do przodu, by elianka mogła pierwsza wziąć swój posiłek.
- W końcu to wielki obóz, w którym za odpowiednią opłatą można dostać wszystko.
Cass przytaknęła elfowi precyzując.[i]- Za odpowiednią opłatą.[/]-
- To chyba dość oczywiste i fair - stwierdziła Tanelia. - Nie ma nic za darmo dzięki czemu wszystko ma jakąś wartość. Mi tam odpowiada taki stan rzeczy - wzruszyła ramionami, jednocześnie przyglądając się zbiorowisku osób, które jak oni przybyli do namiotu na posiłek.
- To prawda, acz… ja akurat nie należę do szczególnie zamożnych osób. Przynajmniej na razie - wyjaśniła Cass.
- Nikt z nas nie sypia na stosie złota - odparł Gravaren - więc niestety, niektóre przyjemności będą dla nas niedostępne. Ale za niektóre nie płaci się srebrem czy złotem. A ty możesz znaleźć tu skarb i finansowe problemy znikną - odpowiedział na słowa Cass.
- Więc jakiś znajdę - zgodziła się z nim Cassira.
- Ja mam nadzieję, że znajdziemy świątynię Yuriana - wtrąciła się nieśmiało Rybka, wsuwając przy tym dłoń do kieszeni kapłańskiej szaty. Znajdował się tam jej ukochany medalion, który w tym momencie ujęła w dłoń pogrążając się w marzeniach o odnalezionej świątyni.
- Skąd przypuszczenie, że akurat ta świątynia może się tam znajdować? - spytał elf. - Czy to tylko twoje marzenie?
- Słyszałam takie plotki w Porze Elinu. Wiesz jak jest z plotkami… chociaż szczerze mam nadzieję, że te są prawdziwie. Byłoby wspaniale… - Rybka wyglądała na prawdziwie rozmarzoną tą myślą. Nie budziło więc wątpliwości, że to faktycznie jej marzenie.
- Szkoda, że nie powiedziałaś wcześniej. Moglibyśmy się dowiedzieć, jakie plotki na ten temat krążą po obozie - powiedział Gravaren.
- Serio? Nigdy o tym nie pomyślałam! Może jeszcze będzie ku temu okazja? Jak myślisz Gravenku?- Elinka wyglądała na przejętą.
Elf nie odpowiedział.
Kolejka przesuwała się co prawda powoli ale stabilnym tempem. Ci, którzy otrzymali swoje porcje robili miejsce dla tych, którzy wciąż na nie czekali. Tu i ówdzie słychać było śmiechy, rozmowy, żarty. Wszyscy zdawali się być w dobrym humorze. Te zaś wyjątki, które tego dobrego humoru nie zdradzały, ginęły w tłumie.
W końcu przyszła kolej i na nich. Wystarczyło wziąć talerz i kubek i poprosić stojące między samą kuchnią, a ladą przy której jedzenie wydawano kobiety o to, na co się miało ochotę. Nie żeby wybór był oszałamiający. Były gotowane warzywa, było trochę owoców, był także i gulasz oraz ciemny chleb. Było w końcu wino, chociaż to wydzielano bardzo ostrożnie, po kubku na osobę. Tym, którzy nie mieli na nie ochoty serwowano sok lub mleko. Ewentualnie wodę, chociaż ta wybierana była najrzadziej sądząc z pełnego dzbana. Względnie na tyle często, że dopiero co jej dolano.
Elinka poprosiła o same warzywa i sok. Dużo, pysznych warzyw. Poczuła jaka zrobiła się do tej pory głodna. Elf znów jej nie odpowiedział, była bardzo ciekawa, czy taki jest jego zwyczaj, czy znów powiedziała coś nie tak. Znała takich jak on. Na pewno lada dzień zacznie jej unikać jak ognia. Ze swoją porcją w rękach czekała na Cass.
Castanka wolała zdecydowanie mięso i wino. Mięso mocno doprawione i polane sosem. Nic więc dziwnego, że wzięła podwójną porcję gulaszu i chleb do niego. Trochę narzekała na skąpstwo przy winie i oprócz kubka z trunkiem wzięła ze sobą sok.
Po czym udała się za Rybką.
Castaniczka zaś wybrała po trochu wszystkiego dodając do zestawu kubek wina.
Gravaren wolał konkrety, ale i owocami nie gardził. Nałożył więc sobie zarówno nieco chleba i gulaszu, jak i parę owoców. Nie zapomniał o winie i, podobnie jak Cass, wziął też kubek soku.
Dołączyli do tamtej dwójki.
Cass posilając się żarłocznie, tęsknie spoglądała w kierunku wina mrucząc coś niewyraźnie pod nosem.
[i]- Trze… u Tyr… sępić. Ale… ri… może… blem.[i]
Garvaren na wszelki wypadek przysunął bliżej siebie zarówno swój talerz, jak i kubek z winem. Wolał, by dziewczyna się nie pomyliła.
- Oj spokojnie, załatwię nam na później coś porządnego - przyszła na pomoc swej siostrze Tanelia. - Nie warto kłaść się spać bez odpowiedniego środka nasennego, co nie?
Zajęta swoimi warzywkami Rybka zastrzygła tylko uszami.
- Jeśli ktoś zdoła, to tylko Tanelia - potwierdził Gravaren.
- To nie takie trudne - zapewniła. - Wystarczy się rozejrzeć. Poza tym opłaca się mieć dobry słuch - poradziła, jednocześnie bagatelizując kwestię swoich umiejętności.
- Popytamy jak będzie okazja drużyn wracających z dżungli - rzekła z uśmiechem Cass zerkając na Lavidę. - One powinny mieć jakieś informacje na ten temat.
Lavida uśmiechnęła się do niej. Była wdzięczna za zainteresowanie jej marzeniem i chęć pomocy. Nie powiedziała jednak tego, mając usta pełne marchewki.
- Niewielu wraca - poinformowała Tanelia, przerywając na chwilę jedzenie. - Większość zostaje w okolicy miasta albo ruszają dalej, w głąb wyspy.
- Ale przecież nie ma tu chyba innego obozu, prawda? Jeśli nie wracają, by uzupełnić zaopatrzenie, to co się z nimi dzieje? Giną bez śladu?- zainteresowała się Cassira.
- Pewnie, że są inne - zapewniła Tanelia. - Z tego co mi wiadomo to nawet kilka. W końcu nie jesteśmy pierwsi. Przed nami przybyły inne statki i wierz mi, nie siedzieli w miejscu i nie przyglądali się wyspie z powietrza.
Cass zamyśliła się przez chwilę, a potem rzekła.
- Jest to więc porażający brak lojalności wobec pracodawcy. Tak wybywać z obozu i nie wracać.
- Niby dlaczego? - zdziwiła się Tanelia. - Przecież nawet sam Leander nie przebywa już w tym obozie. Wyruszył by odnaleźć informacje o swoim bracie. Spora część uczonych także wybyła z obozu i przeniosła się do miasta, które utworzono gdzieś dalej.
Cass wyraźnie się speszyła i zarumieniła pochylając głowę. Po czym wybuchła śmiechem, by ukryć to zażenowanie i zaczęła tłumaczyć.
- No bo… dotąd przebywałam jako najemniczka w obozach wojskowych i na wyprawach wojennych. To moja pierwsza wyprawa badawcza. Nie bardzo znam jej reguły.
- Szybko się nauczysz - zapewnił ją elf. - Bierz przykład z Tanelii - dodał, zachowując poważną minę.
Cassira spojrzała na drugą castankę bacznie się jej przyglądając. I zastanawiając jakich to nauk może Tanelia jej udzielić. Po czym wzruszyła ramionami dodając:
- Dobrze. -
- Czyli na wyspie jest już miasto?- zapytała Rybka niepewna, czy dobrze zrozumiała. Kończyła już jeść swoje warzywa. Sięgnęła po sok by upić kilka łyków - Smaczne.
Cass też kończyła posiłek pochłaniając swoją porcję niczym szablozęby upolowaną ofiarę.
- Zalążki miasta bardziej - sprostowała Tanelia, sięgając po swoje wino. - Zresztą pewnie niedługo je zobaczymy. Chyba, że nam przydzielą misję oczyszczającą, to wiele nie zwiedzimy.
- A z czego zwykle się oczyszcza na takich misjach? - zaciekawiła Cassira. - Jakich przeciwników najczęściej spotyka w okolicy ? -
- Słyszałam coś o drzewnych potworach ale nie tylko. Podobno głębiej na wyspie spotkać można bestie podobne do wilków czy kościanych jeźdźców. Tyle tylko, że ciężko odróżnić zwykłe gadanie od faktów jak się tam samemu nie było - odpowiedziała.
- Drzewne potwory… hmm… coś w sam raz dla mnie - oceniła castanka sięgając za siebie i pieszczotliwie muskając palcami rękojeść swojego miecza. Uśmiechnęła się zadziornie i dodała butnie. - Poradzimy sobie z nimi.-
Dopiła wino kończąc posiłek i spojrzała na Rybkę czekając aż i ona skończy.
Różowowłosa połknęła ostatnie kęsy marchewki i dopiła resztę soku.
- A ty, w jakiej misji chciałabyś brać udział? - zapytała Tanelię. - I o jakich innych misjach jeszcze słyszałaś? - kontynuowała wypytywanie, póki miała na to okazję.
- Dowolnej byle dalej w wyspę - wyznała castaniczka. - Po to tu w końcu przyjechałam, by odkryć co też się tu kryje, zbadać ją, powalczyć z tym co się tu szwenda i wrócić do domu w blasku chwały. Czy coś w tym stylu - dodała, puszczając oczko do elinki przez co cała wypowiedź nabrała nieco żartobliwego charakteru.
- Oczyszczanie nie brzmi dumnie. - Gravaren uśmiechnął się lekko.
- Na nas już czas - oceniła Rybka, skoro i ona i castianka skończyły jeść. - To widzimy się jutro.-
Cass od razu wstała od stołu i skinęła głową.
[i]- Do jutra.[i]
- Do jutra - odpowiedział Gravaren.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-02-2020 o 13:20.
Wila jest offline  
Stary 18-02-2020, 11:35   #32
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lavida i Cass w łaźni



Rozmowy w łaźni


- Czyli do łaźni weźmiemy wino i coś jeszcze? - zapytała Rybka przyglądając się Cass. - Zajrzymy jeszcze uprzednio do naszego namiotu, dobrze? Tylko na chwilę.
- Musiałybyśmy Tyrusowi zwinąć jaką butelkę, bo kubeczek z jadłodajni to żadne winko. A że nie chcę się biedakowi narzucać i Okuri więc… obejdziemy się bez wina.- odparła nieco zasmucona tym faktem Castanka. Pogłaskała niemniej różowowłosą po puklach zahaczając pieszczotliwie kciukiem o jej lisie uszko. - Oczywiście, że możemy zajrzeć do naszego namiotu. Nigdzie nam się nie spieszy.-
- Chodźmy w takim razie. - Rybka chwyciła Cass za dłoń, by pójść z nią do namiotu. - Bardzo byś chciała to wino? - zapytała już w drodze.
- Nie bardzo… będzie miło i bez zimnego drinka w gorącej kąpieli - odpowiedziała radośnie castanka dając się prowadzić Lavidzie. - Nie martw się tym.
- Ale... - Rybka zawahała się, spojrzała na przyjaciółkę - ta Tenelia mówiła, że musisz coś wypić żeby dobrze spać. To prawda?
- Nieee… - machnęła ręką Cassira- Lubię wypić, ale nie muszę żeby zasnąć. Zresztą…- spojrzała z łobuzerskim uśmiechem na Rybkę.- Mam teraz małą różowowłosą przytulankę. Na pewno usnę.
Rybka zaśmiała się wesoło.
- Z takim misiem jak ja na pewno - przyznała jej rację. W końcu dziewczyny dotarły do namiotu. Rybka zajrzała ostrożnie, by ocenić czy jest on pusty w środku. Tak czy inaczej miała zamiar wejść do środka, ale lepiej było się upewnić, czy nie będzie komuś przeszkadzać w czymś wyjątkowym. Od razu pomyślała sobie, jakby się czuła gdyby ktoś tak po prostu z impetem wparował, gdy robiły z Cass to co robiły.
Na szczęście namiot sypialniany był pusty. Lavida szybko uwinęła się zabierając ze swojego plecaka ciepły sweter i wino dla Cass. Absolutnie nie przyznając się, skąd takie jedno znalazło się w jej plecaku.

Z wymarzonym winem, dziewczyny udały się do łaźni. Rybka była ciekawa, czy Ana nadal jest na posterunku, jednak nie przyznała tego głośno Cass, po prostu obserwując kto teraz strzeże łaźni.
Any nigdzie widać nie było. Zamiast tego teren patrolowała jedna z pozostałej trójki. Na widok zbliżających się Cassiry i Rybki, tylko skinęła im głową i wznowiła przerwany spacer wokół namiotu.

Łaźnia wewnątrz była niemal pusta. Niemal, bo gdy elinka zajrzała do środka, ujrzała białowłosą kobietę, która właśnie kończyła zakładać kapłańską szatę.
- Cześć - przywitała się gdy tylko ją zauważyła. Stojąca za Rybką castaniczka natychmiast rozpoznała ten głos i połączyła go z osobą, z którą miała okazję już przeżyć to i owo. Z Val.
Castanka przez chwilę gapiła się na ubierającą się kobietę, której widok budził wspomnienia i przyjemny dreszczyk na ciele.
- Lavido to jest nasza… współlokatorka.- Cass przedstawiła Rybce Val i dodała. - Emm… Val poznaj Lavidę.-
Kobieta uniosła brwi i przez chwilę przyglądała się Cassirze.
- Ach… Więc to ty - powiedziała w końcu, zasłaniając usta w próbie powstrzymania śmiechu. - Wybacz ale wyobrażałam sobie ciebie nieco inaczej. Jestem Valeria ale wszyscy upierają się mówić mi Val. Osoba, z którą mnie mylisz to moja siostra, Valeris. Na nią też wołają Val - sprostowała. - Miło mi was poznać.
- Acha… cha… cha...- zaśmiała się zawstydzona castanka i spojrzała na swoje stopy nie mogąc patrzeć Valerii w twarz. -A co mówiła Valeris? I czemu nie jesteście obie w tym samym namiocie?
- Ależ jesteśmy - odparła kapłanka, zdziwiona nieco tym pytaniem.
- Bo namiot miał być na cztery osoby, tak mi powiedział ten który go nam przydzielał. Że trzy miejsca będą wolne. I że jeszcze kogoś dołączy.- odparła zakłopotana castanka.
- Ktoś - wskazała na siebie śmiejąc się. - Wzięto nas za jedną osobę, nie pierwszy raz zresztą. Na szczęście miejsce nie zostało jeszcze nikomu przydzielone, więc… - rozłożyła dłonie. - Oto jestem.
Słysząc to Cassira uśmiechnęła się pogodnie unosząc głowę i przesuwając wzrokiem po Val, porównywała ciało siostry z jej bliźniaczką… rumieniąc się na twarzy. Odruchowo pogłaskała po różowych włosach elinkę muskając kciukiem jej lisie uszko… przez chwilę. Bo potem zorientowała się co robi i odsunęła wstydliwie dłoń od wrażliwego miejsca elinki.
- Cieszę że będziemy razem… współlokatorkami. - dodała speszonym głosem.
Rybka nie pojmując o co tu dokładnie chodzi pomachała do Val 2 dłonią na powitanie. Na to co robiła Cass starała się po prostu nie zareagować.
- Cześć. Możesz mówić na mnie Rybka. Wszyscy tak mówią. Czyli masz siostrę bliźniaczkę? Ale czadowo! - powiedziała z entuzjazmem.
Ciało bliźniaczki, przynajmniej po oględzinach wzrokowych, wyglądało kropka w kropkę jak to, które należało do poznanej już przez Cassirę siostry. Nawet głos był taki sam.
- Rybka? To dość nietypowe określenie, tym bardziej, że wcale na rybkę nie wyglądasz - Val zmierzyła elinkę wzrokiem, począwszy od uszu, a na ogonie kończąc. - I cóż, posiadanie takowej bywa świetną sprawą ale i stwarza sporo kłopotów. Szkoda, że nie wyruszamy razem, wyglądacie na całkiem miłą parę - dodała, zbierając swoje rzeczy. - Mieszkamy razem… w namiocie. - przypomniała jej Cass czerwieniąc się na twarzy, bo uderzające podobieństwo obu sióstr przypominało jej świeże wciąż wspomnienia.
- Tak, tak, wiem - zgodziła się z nią. - Chodziło mi raczej o jutrzejszą wyprawę. Chyba, że nasze grupy wyruszą razem. No i w sumie może uda się spotkać w mieście - dodała białowłosa.
- Val narzekała, że musicie kogoś ochraniać… że ona musi.- wspomniała Cass precyzując własną wypowiedź. Po czym spytała. -Ty też?
- Przypisali nas do jednej misji tak samo jak do jednego namiotu - kapłanka wzruszyła ramionami, po czym roześmiała się. - Dlatego posiadanie bliźniaczki bywa niekiedy uciążliwe.
- W wodzie za to czuję się jak prawdziwa rybka - odparła Rybka mrugając przy tym do Val 2 okiem, by dodać do swojej wypowiedzi żartobliwy ton. - Skoro już skończyłaś, to pozwolisz, że zajmiemy balię? - nie czekając na odpowiedź pociągnęła Cass lekko za rękę i ruszyła w stronę rzeczonej. - Faktycznie, to musi być czasami niezręczne. Jak można Was odróżnić?
- Cóż, chyba najlepiej po zbroi - odpowiedziała Valeria, kierując się do wyjścia. - Jako kapłanka noszę szatę, moja siostra z kolei ciężkie zbroje. Gorzej gdy ich nie nosimy - dodała, mrugając porozumiewawczo do Cassiry. - Przyjemnej kąpieli - dodała jeszcze, po czym zniknęła na zewnątrz.
- I jak ci się podoba ta Val? - spytała Rybkę Cass opierając swój miecz o balię.
- Jak mi się podobała? - Lavida zastanowiła się chwilę - Nie wiem. Zbyt krótko rozmawiałyśmy by oceniać charakter. Jeśli chodzi o wygląd jest piękna. A tobie jak się podoba? - Rybka z zaciekawieniem zawiesiła wzrok na Cass. W między czasie sięgnęła po swoją kapłańską laskę, by móc ją odłożyć na czas kąpieli.
- Jest piękna…- przyznała Cass spoglądając na balię i zabierając się za zdejmowanie koszuli.- A co gorsza… jest ich dwie. Jak ty byś sobie poradziła z dwiema Cassirami tulącymi się do ciebie i obsypującymi pocałunkami?
- Nie próbowałabym sobie poradzić, czekałabym aż one sobie poradzą ze mną - zażartowała Rybka. - Widzę, że pobudziła twoją wyobraźnię - dodała. W międzyczasie zdejmując buty.
- Jesteś pewna? Bo ja jestem drapieżna, a dwie mnie… schrupałbyśmy cię.- zaśmiała się Cassira podskakując na jednej nodze podczas zdejmowania butów. I przyznała się.- Tak. To że są dwie Val… nasuwa mi różne myśli. Głównie niewłaściwe.
- Rozumiem - odpowiedziała lisia elinka, jednocześnie zsuwając z siebie sukienkę. - Czyli marzą ci się dwie partnerki na raz. Robiłaś tak już wcześniej? - Rybka wydawała się nieco rozbawiona tym faktem, chociaż pytała całkiem poważnie.
- Nie marzą… po prostu przyszło mi to do głowy, gdy wspomniała o siostrze bliźniaczce. - Cass tymczasem kucnęła i dłonią pochwyciła czubek ogona elinki, wodząc po nim pieszczotliwie kciukiem.- I nie… nie zdarzyło mi się i raczej… nie myślę o takich sprawach. Poddaję się instynktowi. Tak jest łatwiej. I dwie Rybki… też byłyby kuszącą wizją, wiesz?
- Właśnie miałam o to zapytać - elinka zachichotała zasłaniając usta dłonią. Zabrała czubek swojego ogona z lekkim rumieńcem na twarzy - Czy myślałaś o dwóch Rybkach. Chyba dwie takie jak ja zagilgotały by cię. -
-No wiesz… ja bym się nie poddała wam… tylko walczyła. - odparła Cass przyglądając się ogonowi Rybki jak kotka ulubionej mysiej zabawce. - Walczyła na pieszczoty, ale jednak.
- Nie starczyłoby ci rąk - Rybka uniosła na moment brwi. Wydobyła spod sweterka ukrytą przed strażniczką łaźni butelkę wina i wręczyła ją Cass.
Castanka miała pewnie w planach jakąś sprytną odpowiedź na słowa Lavidy, ale zamarła ona w jej ustach, gdy pogromczyni zobaczyła butelkę z drogocennym trunkiem.
- Nie musiałaś. Ale jestem bardzo ci wdzięczna.- mruknęła czule tuląc butelkę do swoich nagich piersi.- I postaram się żeby było nam miło. Jestem otwarta na twoje kaprysy i sugestie związane z kąpielą. -
Elinka zaśmiała się. Dosłownie mówiąc, cieszyła się, że Cass się cieszyła.
- Chodźmy po prostu się zrelaksować. Wspaniale tu pachnie. Niech ta woda będzie równie wspaniała - przy tych słowach Rybka zrzuciła ostatni element ubioru, czyli bieliznę i ruszyła prosto w stronę bali z wodą.
- Zgoda.- Cass była gotowa na większe wyzwania, ale obecność trunku czyniła ją bardziej spolegliwą i gotową na ustępstwa. Postawiła butelkę na ziemi. I zabrała się za zdejmowanie spodni i bielizny. Po chwili jednak spytała. - Nie lubisz jak dotykam twój ogon?
- To zależy - odpowiedziała elinka. - To miłe i krępujące zarazem. Nie wiem czy to dobre porównanie, ale to trochę tak jakbyś dotykała moich piersi. - Rybka ujęła rzeczone w swoje dłonie. - Miłe -powiedziała z uśmiechem - ale w pewnych sytuacjach krępujące. A kiedy dotykasz moje uszy, to trochę tak jakbyś dawała mi do spróbowania łyżkę miodu. Rozpływam się na samą myśl. - Elinka wskoczyła do balii z wodą.
- Uszka też ci pomacam i ogon i piersi. - Naga Cass weszła do balii siadając obok Rybki. Odkorkowała wino i popijając jedną dłonią zaczęła pieszczotliwie iskać prawe ucho kapłanki.
Rybka uśmiechnęła się i popatrzyła na nią rozmarzonym wzrokiem.
- Tylko tyle pomacasz? - zapytała prowokacyjnie.
- Więcej… co zechcesz - wymruczała Cass nachylając się i obejmując ustami szczyt lisiego uszka całując je długo wodząc po nim wargami, ciekawa reakcji elinki. - Tylko musisz swój kaprys wyrazić.
- Mmmhmmm - elinka chwilowo zapomniała o wyrażeniu się. Przygryzła swoją wargę i przymknęła oczy.
Kiedy Cass przerwała na chwilę pieszczotę, wyciągnęła dłoń w stronę butelki z winem. Castanka zaś uśmiechnęła się podając Rybce wino i wróciła do pieszczoty ucha Lavidy muśnięciem warg i języka. To odkrycie najwyraźniej zaintrygowało pogromczynię, a i leniwe ciepełko jakim promieniowała balia, sprawiało że castanka miała ochotę sprawić przyjemność swojej przyjaciółce i kochance.
Lavida łyknęła wina. Równie oszczędnie jak w dniu w którym się poznały. Mruknęła czując kolejne pieszczoty, a ponieważ trwały one dalej, w końcu zaczęła łasić się do castianki zapominając o odstawieniu wina i niemalże narażając je na zmniejszenie zawartości.
Cass na razie zapomniała o winie, badawczo muskając ten słaby punkt w obronie elinki. Badała jej czubkiem języka, ale w końcu głód alkoholu się odezwał i sięgnęła po wino, by wziąć je z dłoni elinki i unosząc do góry napić się w postaci kilku dużych łyków.
- I… jakie masz kaprysy?- zamruczała lubieżnie.
- Kaprysy… hmmm… - Rybka zamiast odpowiedzieć, przeszła do czynów. Wstała, by stanąć tuż przed Cass. Po tym powoli wsunęła się na jej kolana, pozostając w rozkroku. Jej piersi znalazły się blisko twarzy castianki. Sutki odstawały zachęcająco. Niestety była za niska by wygodniej usiąść. Cass polała krągłości elinki winem i przyssała się wargami do jednej, drugą zaś pierś leniwie masowała drugą dłonią. Podając butelkę Lavidzie, objęła później palcami jeden z jej pośladków, pozwalając elince na nieco wygody w tej sytuacji.
Trzeba było przyznać, że Cassira czerpała niemałą przyjemność z pieszczenia ciała różowowłosej, bo nie można było odmówić entuzjazmu wodzącym po piersi Rybki ustom castanki.
Tą przyjemność zdecydowanie odczuwała też jej kochanka. Rybka delektowała się pieszczotami, przez jakiś czas sama wcale ich nie oddając, jedynie wodząc palcami po karku i ramionach Cass.
W końcu powoli zaczynając od skroni, zaczęła całować castianke wytyczając ścieżkę w poszukiwaniu jej ust.
- Hej… to ja miałam spełnić twój kaprys.- to był jedyny protest na jaki zdobyła się Cass, nim ich usta połączyły się delikatnym pocałunku.
Elinka uśmiechnęła się na te słowa, co było czuć na początku pocałunku.
Wróciła do poprzedniej pozycji, by dalej pozwolić się pieścić w taki sposób jak castianka robiła to wcześniej, ale tym razem ujęła jedną z jej dłoni i przesunęła po swoim brzuchu niżej.
Cass tylko uśmiechnęła się, liżąc jedną z krągłych piersi Lavidy i palcami muskając jej podbrzusze. Niczym oddana służka wodziła delikatnie i czule po wrażliwym obszar różowowłosej kochanki. I wydawała się być całkiem zadowolona z tej sytuacji.
W końcu Lavida osunęła się niżej by ostatecznie usiąść na kolanach Cass. Znów poszukała jej ust. A po nich, łyka wina.
Cass z czułym uśmiechem dostarczała tego, najpierw pocałunku, a potem wina wprost do ust elinki. Nieśpiesznie wodziła palcami między udami delikatnej kochanki, a potem ustami po jej lisim uszku.
- Ohh - wyrwało się z ust różowowłosej, gdy castianka połączyła pieszczoty tych dwóch czułych punktów. Rybka zaczęła delikatnie poruszać się w rytm pieszczot, które dłonią wykonywała jej przyjaciółka. Lisi ogon zanurzony w wodzie nie był tak przyjemny jak wcześniej, Cass poczuła go nieopodal swoich ud.
Pogromczyni jednak nie przejmowała się tym, zbyt zajęta muskaniem wargami lisich uszu elinki, co stawało się chyba lubianą przez nią zabawą, Podobnie wodzenie opuszkami po wrażliwym obszarze Lavidy.
- Słodka... - wymruczała zarówno zmysłowo jak i żartobliwie.
Rybce nie było trzeba więcej.
- Ohhh… mhhh… - Dźwięki rozkoszy wypłynęły z jej gardła, nic więcej nie była teraz w stanie powiedzieć.

Chwilę później wtuliła się w Cassirę, kładąc na moment głowę tuż nad jej piersiami.
Pogromczyni pogłaskał czule pukle wtulonej w jej biust elinki, dodając z uśmiechem:
- Takie kąpiele mają swój urok, prawda? Można się całkiem przyjemnie zrelaksować.
- Tak, lubię tą atmosferę - odpowiedziała odsuwając się od Cass - chociaż mokry ogon to najmniej przyjemna jej część - poskarżyła się.
- Wysuszę ci ręcznikiem.- zaoferowała się castanka wygodniej układając się balii. Upiła trunku i dodała. - Gdybym była bogata i nie lubiła walczyć, to tak bym spędzała dnie. Mocząc się w gorącej balii, biorąc masaże z olejkami i pijąc najlepsze wina. -
- Myślę, że po góra tygodniu znudziłoby ci się, a po dwóch czy trzech marzyłabyś o przygodzie - Lavida przejęła wino by upić łyka - po za tym, wyglądasz na kogoś, kto lubi walkę.
- Nawet za bardzo -przyznała ze śmiechem castanka i pogłaskała Rybkę po głowie. -Nie wiem czy jesteś bezpieczna w moim towarzystwie.
- Co masz na myśli? Chyba nie zamierzasz ze mną walczyć? Nie miałabym szans - różowowłosa mrugnęła okiem do Cass.
- Czy ja wiem… stoczyłyśmy już dwa boje i jak na razie, dwa razy byłaś na górze.- odparła ze śmiechem Cass i dodała wzruszając ramionami. - Ja rzucam się do walki, rzadko przejmując się przewagą po stronie przeciwnika.
- Niedobrze - powiedziała Rybka marszcząc przy tym czoło. Wzięła jeszcze jednego łyka wina i oddała butelkę castiance. Rozsiadła się wygodnie w bali kierując wzrok na dach namiotu.
- Postaram się pilnować, by nic ci się nie stało. - obiecała cicho Cassira przyglądają się przyjaciółce. I popiła trunku dodając. - Acz przyznaję że czasem podczas walki mnie ponosi, choć daleko mi szaleństwa berserkera, to… mój opiekun nim był i trochę przejęłam z jego podejścia do walki.-
- Był?- zapytała ostrożnym tonem elinka. Zwróciła wzrok z sufitu na Cass.
-No… jest… znaczy żyje. Ale już nie jest moim opiekunem, bo opuściłam jego oddział - wyjaśniła nieco zakłopotana Cass drapiąc się za uchem.- Bo był za opiekuńczy.-
- Za opiekuńczy? - zdziwiła się Rybka - Za bardzo o ciebie dbał? Za mało pozwalał? Czy… podobałaś mu się inaczej niż… no wiesz?
- Nadopiekuńczy był z niego staruszek. Podczas bitew wolał narazić całą naszą bandę na łomot, tylko po to żeby mnie nic się nie stało -
burknęła gniewnie Cass. - A ja już nie jestem małą dziewczynką. Nie trzeba mnie otaczać stalowym kokonem podczas każdej, nawet najmniejszej potyczki!
- Widocznie szczególnie mocno cię kochał -
Lavida uśmiechnęła się lekko - nie ma co się złościć na staruszka.
- Nie złoszczę się. Ale jestem za stara i…-
tu chwyciła swój biust.- … za duża na maskotkę oddziału.-
- Chyba mam wyjątkowe szczęście mogąc go dotykać - zaśmiała się. - Podejrzewam, że wciąż prześladują cię przez niego problemy.
-Czy ja wiem? Nie zauważyłam. Owszem Okuri… patrzy z zazdrością, ale poza tym… to jakoś nie przeszkadza mi. - zastanowiła się Cassira i spojrzała na piersi elinki. -No… ale ty też masz duże i jesteś wyjątkowa pod tym względem. I miękkie i przyjemne w dotyku, więc… ty chyba też nie masz z nim problemów.
- Nie. Jakoś nie pamiętam by ktoś przywiązywał do tego większą uwagę. Zwykle pamiętają mnie jako tą która się zsiusiała a nie tą z dużymi cycuszkami - odpowiedziała.elinka - Jak przy naszym poznaniu.
- Ja cię raczej zapamiętam jaką to słodziutką elinkę, którą aż chce się schrupać. I mam wrażenie, że inni też tak cię zapamiętują.-
Cass miała na ten temat inne zdanie.
- To akurat dobrze - Rybka uśmiechnę się - w końcu jestem słodka. -
- Bardzo.- mruknęła Cassira przybliżając się do Lavidy, ustami powiodła po lisim uszku dziewczyny i szepnęła do niego.- Trunek nam się skończyły, więc chyba czas się wysuszyć i pójść do łóżeczka. No… chyba że coś jeszcze mamy w planach.-
- Wyspać się na jutro - Rybka przedstawiła plany - myślę, że masz rację. Czas kończyć.
- Na twoje szczęście to był intensywny dzień. -
odparła castanka wyskakując z balii.- Bo bym tak łatwo ci nie odpuściła, gdyby było inaczej.-
- Aha, chciałabyś na pewno zostać schrupana przez słodką elinkę ale zostawimy to na jutro - Rybka wyszła zaraz za nią.
- Ale i tak twój ogonek… ja suszę - odparła z zadziornym uśmiechem pogromczyni opierając się plecami o balię.
- O ty. Jesteś pewna? To może być niebezpieczny wstęp do nieprzespanej nocy - zagroziła Lavida.
- Jestem… ciekawa - mruknęła Cass pochwyciwszy i przesunąwszy palcami po ogonie elinki.
- Mmmhmm… czego? - odmruknęła elinka, przestępując z nogi na nogę. Ogon był mokry, włosy ułożyły się wraz z ruchem dłoni Cass.
- Twojego ogona... - stwierdziła castanka wodząc powoli po ogonie i przyglądając się reakcji Rybki. Była dla niej fascynująca.
- Aaaaah aha, a co z nim? - zapytała Rybka, znów przestępując z nogi na nogę i czerwieniąc się. - Starczy już co? Bardziej suchy nie będzie, jeśli sam nie wyschnie.
- Na dziś przynajmniej… Ale następnym razem mogę tak łatwo nie odpuścić, bo uroczo się rumienisz, gdy go dotykam. - odparła Cassira z pomrukiem lubieżności puszczając ogon.
- Zobaczymy - mruknęła różowowłosa osuszając się ręcznikiem.
Dziewczyny szybko ogarnęły suszenie się i ubieranie się w swoje ciuchy. Rybka dodatkowo zarzuciła teraz na siebie ciepły wełniany sweter. Trzymając się za dłonie ruszyły wypocząć do swojego namiotu.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-02-2020 o 20:21.
abishai jest offline  
Stary 18-02-2020, 11:42   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tanelia i Gravaren w łaźni

Cass i Rybka potwierdziły swój brak zainteresowania koedukacyjnymi łaziebnymi eksperymentami, tak "modnymi" w Castanice. A to znaczyło, że łaźnia będzie do ich wyłącznej dyspozycji - o ile, oczywiście, ich znajomy strażnik będzie na posterunku i będzie pamiętać o umowie.
- Nie zmieniłaś zdania? - Gravaren spojrzał na Tanelię.
- Co do kąpieli? - chciała się upewnić, spoglądając na niego nieco zdziwionym wzrokiem. - Dlaczego miałabym zmienić zdanie w tej kwestii? Nie wiem jak ty, ale ja nie przepadam za chodzeniem spać z całym kurzem, pyłem i brudem całego dnia wciąż przylegającym do skóry.
- Co do wspólnej kąpieli[/] - uśmiechnął się Gravaren. - Bo co do kąpieli jako takiej to nie sądzę, byś kochała brud, kurz i pył. - Ponownie się uśmiechnął.
- To już chyba mieliśmy ustalone - przypomniała, nie sprawiając wrażenia zniechęconej do tego planu chociaż wyraźnego potwierdzenia nie dała. - To jak, gotowy na sprawdzenie czy strażnik się postarał o swój dodatek?
- Zawsze jestem chętny do różnych wspólnych zajęć - odparł, po czym ruszyli w stronę męskiej łaźni.
- Tak, zauważyłam - roześmiała się w odpowiedzi, podążając za nim. Strażnik czekał nieco z boku namiotu, zerkając niepewnie to na zbliżającą się parę, to na drugi namiot, ten w którym znajdowała się łaźnia damska.
- Trochę wam to zajęło - przywitał ich niezbyt przyjaźnie, ewidentnie żałując umowy którą zawarł wcześniej. Spojrzenie jednak, które pomknęło ku sakiewce elfa, wcale owego żalu nie wyrażało.
- Czasem trzeba - powiedział Gravaren, stając tak, by nikt obcy nie widział tego, co robi. A sięgnął do sakiewki i dał strażnikowi srebrną monetę - kwotę z pewnością przekraczającą tygodniowy zarobek tamtego. - To zaliczka - powiedział. - Reszta jak nikt nam nie przeszkodzi.
Mężczyzna pochwycił monetę, sprawdził jej jakość po czym westchnął z żalem.
- No nie wiem… Ja tu będę sterczał narażając się na ryzyko przyłapania przez dowódcę, a wy tam sobie będziecie baraszkować. Jak dla mnie to taka przyjemność wymaga nieco większej ilości srebra. Nawet jak na zaliczkę. No bo wiesz… Nogi mogą rozboleć to i się będzie chciało odpocząć. Przy ognisku, na przykład - zaczął się rozwodzić, jak nic próbując podbić stawkę za “ochronę”.
- Zbyt dużo srebra może cię skłonić do poszukania innej rozrywki, na przykład w towarzystwie jakiejś chętnej panienki - stwierdził Gravaren. - A potem musiałbym cię znaleźć i z gardła wyrwać to srebro. A jeśli cierpliwie poczekasz, to będziesz miał dosyć srebra, by się zabawić. No i będziesz mieć całą łaźnię dla siebie...
- Albo i całą furmankę kłopotów - strażnik przedstawił inną wersję ale wyraźnie nie było mu także na rękę stanie tak przy namiocie i gadanie. - Dobra, wchodźcie zanim ktoś nas nakryje - machnął ręką.
Gravaren przepuścił Tanelię przodem i wszedł zaraz za nią.

Łaźnia prezentowała się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę warunki obozowe. Stały tam balie przedzielone bardzo prowizorycznymi przegrodami. Stały także regały z ręcznikami, wszystko dość prowizorycznie sklecone ze sobą, byle się trzymało. Jako że byli jedynymi osobami, które miały zamiar skorzystać z przyjemności kąpieli, nie powitała ich chmura pary, spojrzenia, ani nawet dźwięki rozmów. Było cicho, nawet bardzo cicho. Światło padało z dwóch lamp postawionych na prostych stołkach przy jednej z balii. Jedynej, należało dodać, która była wypełniona parującą wodą. Reszta ową wodę co prawda posiadała ale zdecydowanie nie była ona gotowa do tego by się w niej zanurzyć.
- Trochę… Cóż, chyba najlepiej pasuje określenie 'przerażająco'. Jak w miasteczku, w którym mieszkańcy padli ofiarą zarazy czy coś. - Tanelia zdecydowanie nie była pod wrażeniem.
- Siermiężne, to dobre określenie. - Gravaren lekko się uśmiechnął. - Mężczyźni zwykle mają dość prymitywne potrzeby. - Mówiąc to rzucił okiem na biust dziewczyny. - Czy to, że nie ma marmurowego basenu, troszkę cię zniechęciło? - spytał, po czym sprawdził temperaturę wody.
- Gdyby tu był marmurowy basen to zaczęłabym się zastanawiać czy się przypadkiem nie włamaliśmy do namioty któregoś szlachcica lub księżniczki - parsknęła, odkładając przyniesione ze sobą ubranie na zmianę, na wolne krzesło.
- Przy najbliższej okazji powinniśmy taki znaleźć - odparł. - Lubisz gorącą wodę, czy taką... bardziej umiarkowaną? - spytał. - Może jakieś dodatki do kąpieli? - Rozejrzał się dokoła.
Rozglądanie jednak nic nie dało. Nie licząc prostego mydła, nie było żadnych dodatkowych mikstur czy pachnideł.
- To nie będzie trudne - stwierdziła Tanelia. - Jest tu takich parę. I ciepła woda będzie w sam raz - zapewniła, zabierając się za zdejmowania zbroi.
- Może ci pomóc? - Gravaren przyglądał się jej z zainteresowaniem.
- Co by ze mnie za wojowniczka była jakbym nie potrafiła sama wyswobodzić się z własnej zbroi - roześmiała się w odpowiedzi kręcąc przy tym przecząco głową. - Ciekawi mnie jak dziewczyny się bawią - zmieniła nieco temat.
- Pewnie dobrze. Rybka wygląda na rezolutną dziewczynę, a Cass... - Na moment zamilkł i też zaczął się rozbierać. - Jestem pewien, że się dogadają - stwierdził.
Jakoś nie miał zamiaru zasugerować, by Tanelia poszła to sprawdzić.
- Myślisz że coś między nimi jest? - zapytała, zwinnymi palcami w szybkim tempie pokonując kolejne zapięcia zbroi i przechodząc do pozbywania się reszty odzienia. Nie sprawiała przy tym wrażenia szczególnie pogłębiającą się nagością zawstydzonej.
- Rybka, mimo wszystko, jest za dorosła, by się dać prowadzić za rękę jak dziecko - odparł, od czasu do czasu przyglądając jej się.
- Ciekawe ile ma lat - zaczęła zastanawiać się na głos. - Po nich nigdy tego nie można poznać ani po wyglądzie ani po zachowaniu. To czasami takie mylące. Niby widzisz dziecko, które zachowuje się jak dziecko, ubiera jak ono i je jak takie, a tak naprawdę do istota która ma ponad sto lat, jeżeli nie dwieście i w górę. Jakoś nie potrafię im w pełni zaufać. - Wzruszyła lekko ramionami, odkładając koszulę na stosik, który tworzyła zbroja.
Garvaren szedł w jej ślady. Chociaż w sumie miał mniej rzeczy do ściągnięcia miał pewne opóźnienie w stosunku do swej towarzyszki.
- Może i masz trochę racji. - Skinął głową. - Nigdy nie wiadomo, z kim prawdę mówiąc masz do czynienia. Ale mi to w zasadzie nie przeszkadza - przyznał się.
Zdjął buty.
- To nie tak że mi przeszkadza - zaczęła się bronić, na chwilę przerywając rozbieranie. - Jestem pewna że Rybka okaże się wspaniałą towarzyszką. Po prostu… Coś jest niewłaściwego w takim układzie - wyznała w końcu, powracając do zdejmowania spodni.
- Nic na to nie poradzimy, więc się trzeba z tym pogodzić. - Gravaren lekko się uśmiechnął. - Najważniejsze jest to, że mamy kapłankę, a to, że ma długie uszy ma mniejsze znaczenie. - Również ściągnął spodnie i odłożył je na krzesło. - Chodźmy do wody, zanim ostygnie. - Zmienił temat.
- Tak jakby podgrzanie jej miało stanowić dla ciebie jakikolwiek problem - wypomniała, jednak bez dalszego zwlekania dokończyła rozbierania się i naga jak ją bogowie stworzyli ruszyła w stronę oczekującej na chętnych balii.
Przez moment przyglądał się jej, bo widok wart był zawieszenia na niej wzroku, po czym rozebrał się do końca i poszedł w jej ślady.
Pierwsza weszła do balii, wzdychając głośno i z rozkoszą gdy ciepła woda obmyła jej ciało. Ułożyła się wygodnie, pilnując by zostało dość miejsca dla elfa. Balia była dość duża chociaż nie na tyle by dwie osoby mogły się w niej pomieścić swobodnie. Trzeba się było nieco ścisnąć, jednak i tak było to lepsze niż kąpiel w jeziorze czy brak kąpieli.
Gravaren również wszedł do balii. Ciasnota może by mu przeszkadzała, gdyby prócz niego znalazł się ktoś inny, ale piękna i zgrabna dziewczyna była miłym dodatkiem do ciasnoty, a nie przeszkodą.
- Zdecydowanie przyjemnie - powiedział, całkiem nie przypadkiem przesuwając dłonią po nodze castaniczki.
- Trzeba korzystać póki jest ku temu sposobność - odpowiedziała, muśnięcie komentując jedynie uniesieniem brwi. - Kto wie co na nas czeka jutro. Może się już taka okazja nie trafić - dodała ponuro, chociaż widać było iż owe czarnowidztwo było jedynie grą.
- Trzeba korzystać ze sposobności - przytaknął Gravaren, spoglądając mimochodem na biust dziewczyny. - Od czego zaczynamy? - spytał.
- Co masz na myśli? - dopytała, uśmiechając się lekko kącikiem ust.
- Dbanie o czystość... na razie - odparł, sięgając po mydło.
- Ohoho, czyżbyś planował coś więcej poza grzecznym zmyciem brudu i moczeniem się w ciepłej wodzie z kielichem wina w dłoni? - zapytała, nieco zaczepnie.
- Jeśli jest się w towarzystwie pięknej dziewczyny o kuszących kształtach - zlustrował spojrzeniem owe kształty - to różne pomysły mogą przychodzić do głowy - przyznał.
- Nie powinieneś czasem poszukać sobie jakiejś statecznej elfki, z dobrego domu, o nienagannych manierach? - Ponownie uniosła brew, nadal się uśmiechając i powoli namydlając swoje ciało, korzystając z drugiego kawałka mydła.
- Gdy się już stanę statecznym elfem - odparł, stale się jej przyglądając. - Może ci pomóc? - spytał.
- Czyżbyś uważał że sobie nie radzę? - Zapytała, śmiejąc się. - Wiesz, nie zachowujesz się jak większość twoich braci. Chyba spędziłeś zbyt dużo czasu wśród ludzi. Zepsuli cię - dodała żartobliwie, wyciągając w jego kierunku trzymaną w dłoni kostkę mydła.
- Świetnie sobie radzisz, nie przeczę. - Nie wnikał w to, czy to ludzie go 'popsuli', czy może parę znajomych castaniczek. Namydlił dlonie i wyciągnął je z wyraźnym zamiarem umycia biustu Tanelii.
Powstrzymała go jednak unosząc prawą nogę i kładąc drobną stopę na jego piersi.
- Może tak zaczniemy od… podstaw? - Zaproponowała, sama ujmując swoje wypukłości w dłonie.
Gravaren nie sprecyzował swych poglądów na temat kolejności postępowania w takich przypadkach i, zgodnie z życzeniem dziewczyny, zabrał się za mycie jej nogi, od palców poczynając, by z czasem posuwać się coraz wyżej.
Ona zaś powoli namydlała piersi, przyglądając się uważnie poczynaniom elfa. Na jej ustach błąkał się leciutki uśmieszek gdy unosiła nogę wyżej, by umożliwić mu dostęp do kolejnych jej części.
Postępy Gravarena nie były olśniewająco szybkie - być może dlatego, że nie do końca skupiał się na tym co sam robi, część uwagi poświęcając działaniom Tanelii.
Ta z kolei najwyraźniej doskonale zdawała sobie z tego sprawę, przesuwając dłońmi po swoim ciele, zsuwając się niżej i zanurzając je w wodzie. Elf może się nie spieszył ale był w tej kwestii wyjątkiem. Castaniczka najwyraźniej czekać nie zamierzała.
- Druga? Czy plecy? - spytał, lekko przekrzywiając głowę. Zupełnie jakby obserwował coś nadzwyczaj interesującego.
W odpowiedzi wysunęła prawą nogę z jego dłoni i oferowałą mu lewą, uśmiechając się przy tym nieco psotnie i nie przerywając zabawy. Tego zaś co robiła pod wodą elf dojrzeć nie mógł bowiem widok zasłaniała mu zbierająca się na jej powierzchni piana.
Gravaren połaskotał spód stopy dziewczyny, a potem namydlił jej nogę od palców po kolano.
- Namoczysz mi włosy? - zapytała, zabierając nogę, bo się elfowi zachciało niegrzecznych z nią zabaw.
- Wolisz zanurkować, czy mam skorzystać z wiaderka? - spytał Gravaren.
Nie czekając na odpowiedź sięgnął po stojący obok cebrzyk pełen wody, sprawdził temperaturę, a potem niemal połowę jego zawartości wylał powoli na głowę Tanelii.
Odpowiedź nie była potrzebna. Castaniczka uniosła ręce by dobrze namoczyć włosy, a następnie, gdy woda przestała już lecieć, przetarła oczy.
- Potrzebujesz z czymś pomocy? - zapytała.
- Ewentualnie z myciem pleców - odparł elf.
- No to na co czekasz? - ponagliła go, ochlapując wodą. - Wiesz, ja bym jednak chciała jeszcze trochę pospać przed wyruszeniem w drogę.
- Noc jest jeszcze długa - odpowiedział Gravaren, ale przesiadł się, chociaż nie wypadało obracać się plecami do dziewczyny.
Ta zaś nie zwlekała z zabraniem się za namydlanie jego pleców, chociaż korzystała w tym celu z dość nieortodoksyjnych “narzędzi”.
- Przypomnę ci te słowa gdy trzeba będzie wstać skoro świt - wypomniała, mówiąc wprost do jego ucha.
- Elfy nie są takimi śpiochami, jak myślisz - odpowiedział. - A wylegiwanie się, długie, w łóżku, dobre jest tylko w dobrym towarzystwie - dodał z udawaną powagą.
- Zobaczymy, zobaczymy - podsumowała tonem głosu sugerującym, że nawet jedno poranne ziewnięcie elfa będzie mu wypomniane i to nie raz.
- Oczywiście, że zobaczymy. - Gravaren nie wyglądał na osobę, która się czymś przejął. - W końcu los połączył nas na wiele długich dni i nocy, prawda.
- Czy długich to się jeszcze okaże - powiedziała to nadając głosowi mrocznego brzmienia. - Czyżbyś zapomniał o tych wszystkich potworach czyhających na nasze życie? O horrorach, jakie ta wyspa ma do zaoferowania śmiałkom, którzy postawią na niej swoją stopę? O tajemniczej magii, która tkwi zagrzebana w starożytnych ruinach?
- Trudno zapomnieć, ale wolę optymistyczne podejście do sprawy - odparł. - Umyć ci plecy?
- Przecież ja podchodzę do niej jak najbardziej optymistycznie - oświadczyła, odsuwając się od elfa i obracając tak by miał dostęp do jej pleców. - Nie wspomniałam ani słowem o torturach czy wypaczaniu przez magię.
- 'Długie dni i noce' brzmi lepiej, niż 'to się jednak okaże'[/o] - odparł, zabierając się do pracy. - Dużo tego kurzu nie ma - zażartował.
- Zatem nie powinno to zająć wiele czasu - droczyła się z nim. - No i wiesz, niewiele było do roboty przez cały dzień to i niewiele się go nazbierało. Podejrzewam, że jutro sytuacja zmieni się i to drastycznie. Na łaźnie raczej nie ma co liczyć.
- Podejrzewasz, że jutro będę mieć więcej pracy? - Gravaren się uśmiechnął. - W sumie jezioro czy strumień też można wykorzystać.
- Uważasz że cenię sobie kąpiel bardziej od swojego życia? O nie, nie ma mowy - zapewniła. - Będzie musiało wystarczyć wiadro wody. Jestem jednak pewna, że w mieście warunki będą już znacznie lepsze - dodała pogodnie.
- Sądzisz, że nie znajdziemy bezpiecznego kawałka wody? - zainteresował się. - Coś jeszcze ci zostało do umycia? - spytał, spłukując jej plecy wodą.
- Tam jest kompletna, w dużej części niezbadana dzicz - wyjaśniła Tanelia. - Będziemy mieli szczęście jak znajdziemy w miarę bezpieczne miejsce na obóz jeżeli nie zdołamy dotrzeć do miasta. To, o czym się słyszy wśród tych, którzy już tam byli sprawia że włoski stają na karku. I nie, wydaje mi się że już jestem czysta - dodała, zbierając włosy dłońmi i wyciskając z nich wodę.
Gravaren był mniej więcej tego samego zdania w obu poruszanych kwestiach, jednak na temat grożących im niebezpieczeństw nie chciał się wypowiadać. Opowieści były powieściami, które tylko czas i osobiste doświadczenie mogły zweryfikować. A że Tanelia wiedziała dziwnie dużo na różne tematy, to już była inna sprawa...
Wyszedł z wanny i zaczął się wycierać.
Castaniczka przymarudziła nieco dłużej, ale też wkrótce zabrała się za osuszanie swojego ciała. W łaźni było dość ciepło i całkiem przyjemnie. Odgłosy z zewnątrz ucichły całkiem, co świadczyć musiało o tym, że obóz pogrążył się już w pełni we śnie. Co prawda, jak to z obozami bywało, zapewne jeszcze jakieś grupki maruderów siedziały przy ogniskach, jednak większość wojaków spała już w najlepsze.
- Wszędzie cisza i spokój - powiedział Gravaren. - Pewnie wszyscy grzecznie śpią, nabierając sił przed jutrzejszym dniem - zażartował.
Równocześnie przyglądał się Tanelii, nie zamierzając jednak jej poganiać.
- Bo wszyscy śpią tak jak i my powinniśmy - zgodziła się z nim. - Już widzę tą pobudkę wraz z pierwszymi promieniami słońca - jęknęła, chociaż wizja ta wcale nie sprawiła, że Tanelia przyspieszyła swoje ruchy.
- Wstawanie o świcie ma swoje plusy - odparł. - Dzięki temu dzień jest dłuższy, czasu starcza na więcej przyjemności.
Zdecydowanie nie wyglądał na przejętego wizją wstawania skoro świt.
- Jak ktoś ma skłonności masochistyczne - zgodziła się, spoglądając na elfa z rozbawieniem. - Nie podejrzewałam cię o takowe. Czego to się dowiedzieć można w męskiej łaźni…
- Jestem pewien, że w damskiej dowiedziałabyś się również wielu interesujących rzeczy - odparł, równie rozbawiony. -
Tyle, że na inne tematy. Nie wiem jednak, czy bardziej, czy mniej interesujące
- dodał, tym razem z udawaną powagą. - A jeśli chodzi o wstawanie, to w razie konieczności pomogę ci zwlec się z łóżka - obiecał.
- Kto wie, zawsze można podejść bliżej i posłuchać - rzuciła w odpowiedzi, chociaż raczej nie była to poważna propozycja. - I raczej bym tego nie robiła. Nie reaguję zbyt dobrze na wczesne, szczególnie brutalne pobudki. Przy czym od razu mówię, że wczesna oznacza brutalną, bez względu na formę - poinformowała, odrzucając ręcznik i sięgając po świeże odzienie.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto stosuje brutalne metody? - Gravaran wyglądał na dotkniętego. Przez moment przyglądał się Tanelii. Trudno było powiedzieć, czy z powodu tego, że dziewczyna była naga, czy też był zainteresowany wyrazem jej twarzy.
- Tak jakby to miało być widoczne na pierwszy rzut oka. No nie wie, nie wiem - droczyła się z nim w najlepsze, zakładając w międzyczasie bieliznę.
- Może naprawdę się dobrze maskuję... - Gravaren się zadumał.
- Jasne, jasne - parsknęła śmiechem. - Lepiej się pospiesz zanim zrobi się tu zimno - poradziła, sama też stosując się do tej rady.
- Jeszcze trochę wody w rzekach upłynie, nim to nastąpi - odparł, ale zabrał się za ubieranie. Po chwili był gotowy.
Ona także, chociaż zabrało to ciut więcej czasu.
- Wiesz, wciąż mamy to wino - przypomniała. - Może parę łyków przed snem? - dodała propozycję.
- Dlaczego nie... Może będziesz mieć kolorowe sny - zażartował. - Idziemy?
Skinęła głową w odpowiedzi.
Na zewnątrz nie zastali nikogo, uszli jednak tylko kilka kroków nim zza rogu jednego z namiotów wyłonił się strażnik, którego już wcześniej poznali.
- Trochę wam to zajęło - stwierdził, nieco kpiąco. - Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o naszej umowie?
- Oczywiście, że nie - odparł Gravaren, wręczając strażnikowi kolejne dwie monety. Identyczne, jak ta pierwsza.
- Nie, nie, nie - strażnik pokręcił głową. - Za tyle to nie ma nawet mowy. Dwa razy więcej - powiedział.
Elf spojrzał na castaniczkę, uznając, że jest parę argumentów za tym, by część opłat pokryła właśnie ona.
- Dwa razy więcej za jedną balię, brak olejków zapachowych i ledwie zdatne do użycia mydło? - oburzyła się Tanelia, opierając dłonie na biodrach. - Do tego w połowie naszej kąpieli ktoś zaczął łazić z boku namiotu i podsłuchiwać. Opłata miała być za święty spokój i możliwość skorzystania z łaźni, a nie tylko samą łaźnie. Najwyżej jeden srebrny, a i tak powinieneś się cieszyć, że nie pójdziemy ze sprawą do dowódcy - zakończyła tyradę gniewnie.
- Do dowódcy to ja mogę iść - odgryzł się strażnik.
- Tak? I co mu powiesz? Że wpuściłeś nas do łaźni przeznaczonej dla mężczyzn pomimo tego, że wyraźnie miałeś rozkaz pilnować by takie sytuacje się nie zdarzały? A może się poskarżysz że ci za mało zapłaciliśmy? - zapytała, robiąc krok do przodu i wyciągając oskarżycielsko palec w stronę mężczyzny.
- Nie, ale.. - zaczął, jednak nie dała mu dokończyć.
- Masz tu srebrnego i następnym razem przyłóż się nieco do swojej roboty, co? - Zacisnęła dłoń do sakiewki, wyjęła monetę i wyrzuciła ją w powietrze. Mężczyzna zareagował odruchowo, unosząc dłonie by ją złapać. W międzyczasie castaniczka ruszyła dalej w drogę, nie obracając się za siebie i oczekując najwyraźniej, że elf za nią podąży.
Gravaren zachował powagę i ruszył za dziewczyną, nie czekając na reakcję strażnika.
Gdy odeszli już trochę, tak że nie było ryzyka że zostaną usłyszeni, Tanelia zwolniła nieco.
- Nie poszło najgorzej. To co teraz? Wino i spać? - zapytała pogodnie. Najwyraźniej sprawa ze strażnikiem nie zrobiła na niej większego wrażenia.
- Dokładnie - odparł Gravaren. - Wino i spać. Wszak musisz odpocząć - dodał.
- Oboje musimy - poprawiła go.
Gravaren był, delikatnie mówiąc, rozczarowany. Okazało się, że trafił na kolejną osobę, która uznała go za wydelikaconego maminsynka, który musi chadzać spać z kurami. I o którego trzeba dbać, żeby czasem nie zrobił sobie krzywdy wstając z łóżka.
Cóż, będzie musiał staranniej dobierać sobie znajomych.
Po powrocie do namiotu Gravaren zabrał się za przygotowania do jutrzejszego wyruszenia w drogę. Musiał zabezpieczyć mikstury, posegregować dobytek, pozbyć się paru rzeczy...
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-02-2020 o 18:43.
Kerm jest offline  
Stary 18-02-2020, 17:11   #34
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Noc mijała powoli i spokojnie. Tu i ówdzie słychać było rozmowy, jednak nawet one w końcu ucichły. Godziny zaś mijały bez zmiłowania. Jedna po drugiej przybliżały do chwili, w której ponownie należało otworzyć oczy.

W końcu pierwsze z dwóch słońc zaczęło zwiastować swoje pojawienie się. Wpierw była to jedynie ledwo zauważalna zmiana nasycenia barw, jednak szybko przeobraziła się w ich kolorowy wybuch, w którym dominowały soczyste odcienie szkarłatu. Znak to był dla niektórych iż pora była otworzyć oczy i rozpocząć nowy dzień. Inni jednakże potrzebowali do tego nieco więcej czasu. Dla jeszcze innych dopiero brutalna interwencja osób trzecich wymusiła uniesienie powiek.

Dzień zapowiadał się piękny, słoneczny i jak najbardziej pogodny. Mgła powoli cofała się na granice wyspy, pozostawiając po sobie świeże, wilgotne powietrze i ozdobione srebrzący się kroplami rosy trawy, liście oraz sznury podtrzymujące namioty.

W końcu przyszła także pora na śniadanie. Dla jednych było to wydarzenie grupowe, uczczone owsianką, chlebem, jajkami i kiełbasą. Dla drugich widokiem srebrnych tac pełnych delikatnej szynki, świeżego pieczywa, boczku, kiełbasek, owoców i nawet słodkich placuszków dla tych, którzy mieli słabość do słodyczy. Wszystko zaś podane do namiotu.

Po śniadaniu przyszła pora na odprawę…

Grupa Tyrusa

Zebrali się w namiocie kwatermistrza, gdzie spotkali nie tylko starca, który przydzielił im namioty ale także castańską parę. Mężczyzna przedstawił się jako kupiec Sejanus. Kobieta z kolei została przedstawiona jako Zilf, jego towarzyszka, chociaż nie trzeba było wiele by dojść do wniosku że nie byłą to do końca prawda.
- Ten oto kupiec wraz z zapasami, które dostarczył, dotrzeć musi jak najszybciej do naszej głównej bazy - zaczął wyjaśnienia Narthan, a następnie wskazał palcem na wiszącą na stojącym za biurkiem wieszaku mapę.


- Baza znajduje się tutaj - wskazał mniej więcej na środek mapy. - Po drodze do niej znajdują dwa mniejsze obozy, w których będziecie się mogli zatrzymać. Niestety, droga nie jest bezpieczna, stąd też wasze zadanie. Zapasy muszą dotrzeć do bazy, to niezwykle istotne. Nasz statki powietrzne są zbyt łatwym celem dla potworów. Nie pomaga także to, że magia działająca na wyspie utrudnia nam korzystanie z nich. Zostaną wam przydzielone wierzchowce. Wierzę, że pozostały ekwipunek zdążyliście już odebrać - spojrzał na nich w poszukiwaniu potwierdzenia.
- Jestem pewien, że będzie nam się dobrze współpracowało w trakcie drogi - wtrącił się Sejanus, puszczając przy tym oko do Cassiry.
- Jasne - prychnęła w odpowiedzi Okuri.
- Oczywiście - potwierdził Tyrus.
- Wyruszycie za godzinę… - dodał jeszcze kwatermistrz. Po jego słowach nastąpiła krótka przerwa. W sam raz by zadać pytania, wyrazić swoje za i przeciw, zdobyć dodatkowe informacje i w miarę możliwości nie wkurzyć nikogo w stopniu wystarczającym by już na samym starcie obrzydzić drużynie całą wyprawę. Nie bez powodu oczy większości skupiły się na Okuri…


Grupa księżniczki

Spotkanie przed wyprawą miało miejsce w namiocie Hime. Członkowie drużyny po raz pierwszy mieli okazję przyjrzeć się sobie i przedstawić. W końcu do tej pory słyszeli co najwyżej o imionach i profesjach współtowarzyszy, a niektórzy nie mieli wiedzy nawet o tak podstawowych szczegółach. Służąca, czerwonowłosa elinka, witała ich przy wejściu i wskazywała na czekające na nich fotele rozstawione wokół wiszącej na wieszaku mapie. Księżniczka czekała już na nich, bawiąc się ze swoją czarną panterą. Na fotelach czekali już także Narsh, Sintri oraz Rils, która zerwała się na nogi gdy tylko do namiotu wszedł Athariel.
- Wyruszamy przed południem - oświadczył castanic, gdy już wszyscy zajęli swoje miejsca, a czekające na nich na stoliku kielichy, zostały wypełnione winem. - Księżniczka życzy sobie obrać nieco dłuższą trasę - tu przesunął palcem po mapie. Trasa, którą wskazywał wiodła przez zachodnią część wyspy, dość blisko jej brzegów i zahaczała tylko o jeden obóz, znajdujący się stosunkowo blisko centrum wyspy.
- Są ku temu dwa powody - kontynuował. - Pierwszym jest informacja, którą otrzymaliśmy od dowódcy Lama. Statek, którym podróżował magister Leander, mimo iż wyruszył dwa dni temu to nadal nie dotarł do bazy. W związku z tym wyruszymy tą samą trasą, którą obrał w nadziei na znalezienie jakiś informacji na ten temat. Możliwe, że natkniemy się na jego szczątki - poinformował, po czym urwał by rzucić szybkie spojrzenie na Sintri, która skinęła głową. - Kolejną sprawą jest kwestia zdobycia esencji Wędrowców. Są to potwory, z którymi bez wątpienia przyjdzie nam się zmierzyć. Raporty ostrzegają o ich obecności właśnie na tej trasie.
- Biorąc pod uwagę te raporty możemy spodziewać się dość częstych potyczek przez co może nam się nie udać dotrzeć do obozu przed zmrokiem - włączyła się Rils. - Także z tego powodu zdecydowano, że bezpieczniejszą opcją będzie podróż w towarzystwie kapłana i mistyka. Dodatkowo, księżniczka Hime nalega na to by panicz Faran zajął się jej bezpośrednią ochroną wraz z panienką Sintri. Panicz Narsh będzie zabezpieczał tyły, natomiast panienka Val… Panienka Valeris - poprawiła się szybko, spoglądając przepraszająco na siedzące obok siebie bliźniaczki - zajmie miejsce na przodzie.
- Mi to odpowiada - zgodziła się białowłosa kobieta w dość nietypowej, ciężkiej zbroi z metalowymi rękawicami przewieszonymi przez plecy.
- W takim wypadku chciałabym zająć miejsce w pobliżu siostry - odpowiedziała jej wierna kopia, z tym że mająca na sobie szaty kapłańskie.
- W takim razie ja wezmę na siebie prawy bok - zabrała głos białowłosa elfka, siedząca obok mężczyzny z dwoma mieczami.
- Pozostali? - Narsh rzucił to pytanie bez kierowania go do konkretnej osoby. Najwyraźniej był to moment w którym należało zabrać głos by określić swoją pozycję w grupie.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 18-02-2020 o 17:18.
Grave Witch jest offline  
Stary 21-02-2020, 22:25   #35
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Faran i Athariel. Dzień przybycia na Wyspę Świtu.

Athariel spojrzał na przydzielony mu namiot i uśmiechnął się lekko. Nie dlatego że coś go rozbawiło, uśmiechnął się do wspomnienia sprzed lat gdy jego ojciec na jednej z wypraw myśliwskich nie zgodził się aby namiot jego rodziny był postawiony obok innych. Grupa służących karczowała odpowiednie miejsce przez niemal dwie godziny. Teraz zaś namiot w którym miał zamieszkać członek rodu Sathrilliari nie tylko nie był w odpowiednim oddaleniu, a tym bardziej nie był największy. Miał już wejść do środka gdy usłyszał toczoną wewnątrz rozmowę. Męskiego głosu nie znał, ale kobiecy jak najbardziej. Elf przyjrzał się krytycznie swojemu odzieniu i skinął na służące, te zakręciły się wokół niego i w przeciągu kilku krótkich chwil szata została starannie ułożona a nieliczne pyłki które miała czelność się do niej przyczepić zostały przepędzone. Następnie wkroczył do namiotu.
- Panienko Rils, cudownie znowu panienkę zobaczyć. Jest panienka niczym promień słońca w pochmurny dzień, przepędzający wszelkie troski i zmartwienia. - elf podszedł do elinki i przyklęknąwszy na kolano ucałował jej dłoń. Następnie odwrócił się w stronę amana i skłonił się lekko. - Czy zechce nas panienka sobie przedstawić? - zapytał.
Policzki Rils pokrył uroczy rumieniec, a oczy zabłysły, szybko się jednak opanowała.
- Paniczu Atharielu pozwól że przedstawię ci panicza Farana - wskazała na amana. - Paniczu Faranie, oto panicz Athariel Tamariell Nemaar z rodu Sathrilliari. - wdzięcznym gestem dłoni wskazała na elfa.
- Rils, jeśli będziesz się upierać przy nazywaniu mnie paniczem, to obawiam się, że będę musiał zacząć cię nazywać panienką. Mam nadzieję, że miło będzie poznać. - Mistyk skinął elfowi głową.
- Jak widzę jest pan kolejną z osób które nie doceniają formalnego zachowania. Szkoda. - słowa elfa mogłyby być uznane za aroganckie, gdyby nie towarzyszył im szeroki uśmiech. - Ja ze swojej strony upieram się by panienka Rils pozwoliła mi nadal rozpieszczać się odpowiednią etykietą. - elf ponownie skłonił się elince. Jedną z rzeczy które mogły zdziwić mistyka było to że elf nie patrzył bezpośrednio na osobę z którą rozmawiał.
Aman zastanowił się przez chwilę nad kwiecistymi słowami elfa. - Osobiście wolę prostotę i brak niejasności, ale jeśli ktoś to lubi, lub tak się wychował. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Słowami nie rozpieszczam. - Uśmiechnął się Faran jakby do żartu, który mało kto zrozumie.
- Proszę wybaczyć, paniczu, jednak w ten sposób czuję się bardziej komfortowo w trakcie rozmowy. - wyjaśniła, zwracając się do Farana. - I dziękuję, paniczu Atharielu. - dodała, przenosząc wzrok na elfa. - Proszę o wybaczenie, zadbam o dodatkowy fotel - co mówiąc odczekała aż elf wycofa się nieco po czym wstała z gracją. - Proszę kontynuować zapoznawanie się. Postaram się wrócić jak najszybciej. Czy jest coś jeszcze co mogę przynieść lub zrobić, a co umili paniczom czas? - zapytała grzecznie, robiąc krok w tył by Athariel mógł zająć miejsce, które właśnie zwolniła.
- Panienki obecność będzie najwspanialszym darem który możemy otrzymać. - zapewnił ją ją elf czekając aż Rils wyjdzie z namiotu by zająć miejsce. - Jak mam się do pana zwracać? Większość naszej grupy ma równie nieformalne podejście, a ja staram się dostosować, choć przyznaję że bliżej mi w zachowaniu do panienki Rils niż do przywódcy grupy Narsha. - usiadł w fotelu i klasnął w dłonie. Przez wejście namiotu wleciała wróżka za którą lewitował zdobiony plecak i kilka nieokreślonych tobołków. Ten dziwny pochód zamykała istota będąca połączeniem humanoida i ptaka o zielonych piórach.
- Przepraszam, nie zapytałem którą część namiotu pan zajął. - elf zwrócił się do współlokatora.
- W takim razie będzie panienka Rils, ale Hime będzie nadal Hime mi się zdaje. - Powiedział powoli do wilczouchej. - Faran, po prostu Faran, zająłem miejsce po lewej. - Powiedział wskazawszy na plecak leżący na łóżku.
- Nasza jest zatem prawa strona, moje drogie, zechciejcie się zająć wszystkim. Jestem adeptem sztuki magicznej i specjalizuję się w magii żywiołów. Czy mogę zapytać co leży w zakresie pańskich umiejętności panie Faranie? - po wydaniu poleceń istotom które mu najwyraźniej towarzyszyły, elf przeszedł do konwersacji z amanem.
-Gotowaniem, graniem na bębnach, zszywaniem ran. Jestem mistykiem. - Odpowiedział powoli Faran, obserwując małą procesję świty elfa. Zastanawiał się, co z nią zrobi na czas wyprawy do miasta.
- Proponuję zatem niewielkie, przyjacielskie wyzwanie. Tairll… - tu wskazał na wróżkę. - … jest zawołaną kucharką. Zgodzi się pan na konkurs potraw? Z kolei Swirll jest uzdolnioną śpiewaczką, może więc zdołamy zorganizować jakieś niewielkie występy? Ja ze swojej strony gram na swoim dysku. To ćwiczenie woli i umiejętności którego nauczył mnie mój mistrz. Dzięki połączeniu żywiołów jestem w stanie wydobywać różne dźwięki. Niektóre są naprawdę upiorne, ale część daje się porównać do różnych instrumentów. Przyznaję za to bez najmniejszych oporów że pańska umiejętność zadbania o rany jest nie tylko nieoceniona ale i bardzo upragniona. - pokiwał głową z uznaniem.
Aman przekrzywił głowę i chwilę wpatrywał się najpierw w elfa, potem na Tairll, na końcu zaś na Swirll. - Może.- Odpowiedział w końcu. -W drodze, polowa kuchnia i zapasy jakie zostaną lub akurat zdobędziemy, jeśli to ma być wyzwanie.- Dodał po chwili powoli. Rozmówca mógł dojść do wniosku, że misty najzwyczajniej w świecie mówił powoli. - Co do muzyki, nie widzę powodu do zawodów, można rozbudować melodię.- Powiedział i zamilkł, jakby powiedział co miał do powiedzenia.
Chwila ciszy przypadła akurat na powrót Rils wraz ze służącym, niosącym fotel identyczny jak dwa, na których siedzieli lokatorzy namiotu. Mężczyzna zgrabnie wniósł fotel do środka i postawił go w jedynym zdatnym do tego miejscu, nieco na boku, przy tym, na którym siedział elf.
- Dziękuję - elinka skłoniła leciutko głowę w podzięce i dopiero gdy służący wyszedł, zajęła swoje miejsce. - Proszę wybaczyć, zajęło to nieco dłużej niż oczekiwałam - zwróciła się do Farana i Athariela.
- I tak dziwię się obecnością krzeseł, ale na dłuższą metę zakładam, że sojusz będzie próbował stworzyć tu port, niezależnie od warunków na wyspie.- Rzucił tylko mistyk.
- Panienko Rils, mam taką niewielką pytanie. Tairll i Swirll odmówiły pozostania w obozie a ja nie chciałbym ryzykować ich życiem podczas walk. Czy wraz z nami wyrusza jakaś służba do której mogłyby dołączyć? Przyznaję też że dzielenie namiotu z panem Faranem powoduje że nie mają gdzie spocząć, znalazłoby się dla nich gdzieś jakieś miejsce? - elf wstał gdy weszła Rils i usiadł dopiero po tym jak zajęła swoje miejsce, widać też było że przyznanie się do przeoczenia takiego “drobnego” szczegółu było dla elfa równie miłe jak połknięcie kolczastego owocu.
- Niestety nie - z wyraźną i szczerą przykrością odpowiedziała na to pytanie. - I tak, plan jest taki by zająć tą wyspę w imię Federacji - potwierdziła. - Z tego też powodu należy ją opanować zanim wrogie siły zdołają tu dotrzeć. Panicza służące mogą jednak poczekać i być może dotrzeć do nas z pewnym opóźnieniem gdy już drogi będą bezpieczniejsze. Wtedy to także dołączą do nas pozostali - oznajmił, powracając uwagą do elfa.
- Panienko Rils. Na zrobienie tego, zanim dotrą tu wrogie siły, jest chyba za późno. Nie jesteśmy pierwszą wyprawą. - Powiedział cicho Aman.
- O ile nam wiadomo to demony były na tej wyspie pierwsze - poinformowała. - Niestety nadal nie wiemy nic pewnego więc na dobrą sprawę są to tylko domysły - wyraźnie przy tych słowach sposępniała. Nagle drgnęła i wystrzeliła z fotela.
- Proszę o wybaczenie, nie wiem jak mogło do tego dojść - skłoniła się nisko przed elfem. - Zaraz się wszystkim zajmę - po czym puff, już jej nie było, całkiem jakby się rozmyła w powietrzu i tylko poła namiotu uniosła się delikatnie i zafalowała opadając z powrotem na swoje miejsce.
-Ciekawe co kto zmalował tym razem. - rzucił zaciekawiony aman wstając z krzesła i ruszając ku wyjściu z namiotu. - Szkoda, że do demonów ma rację - Powiedział nieco markotniejąc i rozejrzał się co się działo.
Elf zamarł przez chwilę zaskoczony niesamowitą szybkością Rils. Po chwili dołączył do amana, pokazując służącym by zostały w namiocie.
- Szkoda. Chodźmy zobaczyć co się stało. - powiedział zdecydowanie. Miał złe przeczucia, bardzo, bardzo złe.
Sprawa rozwiązała się niezwykle szybko, chociaż nie dało się ukryć, że była bardzo poważna. Przynajmniej dla Rils. Gdy Faran wraz ze swoim współlokatorem wyłonili się z namiotu, elinka już do niego wracała. W dłoniach trzymałą tacę, a na niej… kielich.
- Nie rozumiem jak mogłam zapomnieć - powróciła do tłumaczenia się, stając naprzeciw elfa. - To doprawdy karygodne. Mam nadzieję, że panicz mi wybaczy. - dodała prosząco, ponownie kłaniając się nisko, co było pewnym wyczynem, biorąc pod uwagę że musiała przy okazji manewrować tacą.
Całe szczęście że moce elfa nie polegały na ufaniu swoim przeczuciom, bo byłby naprawdę w złej sytuacji.
- Panienko Rils, nie trzeba było. Sama obecność panienki była tak odświeżająca że nie czułem pragnienia. Nie mam zatem czego wybaczać. Wróćmy zatem do namiotu, chciałbym skorzystać z okazji i porozmawiać z panem Faranem na temat taktyki jaką będziemy obierać, gdyż jak sądzę we dwu będziemy chronili flanki. Chyba że mamy jakieś plany na najbliższą przyszłość? - elf przyklęknął i odebrał tacę z rąk elinki pozwalając by jego palce spoczywały na jej drobnych dłoniach o sekundę dłużej niż wymagało tego to proste zadanie.
Kolacja, dobry sen, to na pewno, nad resztą się pomyśli. Co do taktyki, to zależy z kim nam się przyjdzie mierzyć. Demonami, dzikimi bestiami, czy innymi stworzeniami. Jeśli będą kolosalne, albo podobne, to będzie trzeba dostosować to, co się zazwyczaj stosuje, nieprawdaż? - Powiedział powoli mistyk, wracając na miejsce.
Rils, czerwoniutka niczym róża, podreptała za nimi do namiotu gdzie usiadła na brzegu fotela i w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie. Najwyraźniej ostatnie wydarzenia nieco nadszarpnęły jej nerwy i teraz wolała się nie odzywać by przypadkiem nie ściągnąć na siebie uwagi. Zerkała tylko od czasu do czasu na elfa, uśmiechając się i przebierając palcami dłoni po białym ogonie.
- Z tego co czytałem wynikało że w walce mistycy polegają na wzmacnianiu sojuszników, osłabianiu wrogów i przyzywania istot które biorą na siebie ciężar starcia. Czy to prawda? - czarodziej zapytał Amana rozsiadającc się wygodnie w fotelu. - Wino podgrzane, schłodzone czy zostawić jak jest moi drodzy? - zapytał jeszcze.
- Jak jest. W walce polegają na mocy tytanów i ich łasce. Pomagają nam przyzwane istoty, to prawda, co do wzmacniania, bywa różnie. Równie często co na tyłach, wiążemy się w pierwszej linii, chociaż przyznaję, że to ryzykowne i nieco niebezpieczne. - Odparł Faran przerywając momentami, jakby się namyślał.
- Ja… Ja poproszę odrobinę schłodzone, jeżeli to nie sprawi paniczowi problemu - cichutko poprosiła Rils.
- Panienko Rils, służenie panience to prawdziwa przyjemność a nie problem. - elf skłonił się lekko w kierunku elinki i nalał wina do kielichów. Następnie przebiegł palcami po runach na dysku koncentrując się przez chwilę. Kielichy Rils i jego własny pokryły się rosą gdy będące w nich wino straciło kilka stopni. - Czy dobrze rozumiem że pan Faran będzie miał podobne zadanie jak ja i razem będziemy zajmowaniem się ochroną flanek? - upił nieco wina
- Przyznam szczerze, że nie wiem, może będzie to zbieranie wszystkich do kupy, jeśli oberwą. - Wzruszył ramionami mistyk.
- Podejrzewam że będziemy starali się tego uniknąć. Panienko Rils, przyznaję że ekwipunek który ze sobą zabrałem jest dość podstawowy, jakieś rady i wskazówki? Może zechce panienka przespacerować się ze mną do kwatermistrza? - mag zwrócił się do elinki.
-Starać można, z efektami bywa różnie. Sprzęt to dobry pomysł. Będziemy na miejsce iść na piechotę, czy wierzchem? Jeśli to drugie, należałoby znaleźć odpowiednie wierzchowce. - Wtrącił Faran.
Rils poczekała aż Faran skończy mówić i dopiero wtedy się odezwała, odpowiadając na pytanie elfa.
- Nasza drużyna została zaopatrzona w dość dobry ekwipunek - wyjaśniła, wskazując na szafy i na skrzynie. - Jeżeli jednak panicze zechcą zaopatrzyć się w coś lepsze to zawsze można odwiedzić namioty kupców. Co zaś się tyczy podstawowego zaopatrzenia dla ochotników to jest ono słabsze od naszego. Można tam jednak dostać mikstury, chociaż w ograniczonej ilości. I nie, nie jest to tak daleko. Można zrobić sobie spacer. Jeżeli jednak chcecie skorzystać z wierzchowców to mogę paniczy zaprowadzić do naszej stajni - zaproponowała.
- Jak dla mnie spacer brzmi dobrze, podejrzewam że jeszcze się w siodłach nasiedzimy. Przyznam że interesują mnie zwłaszcza mikstury, no i może składniki do nich. Wiele tygodni spędziłem nad księgami dotyczącymi alchemii, mój mistrz był pod tym względem jak z adamantu. Każdy czarodziej musi umieć wytwarzać przynajmniej podstawowe miksktury, a mistrz wiedzy powinien umieć tworzyć je wszystkie i w każdych warunkach, jak mawiał. No cóż obozowisko i okolice na pewno są oczyszczone z wszystkiego co może być przydatne, ale podczas drogi trzeba będzie mieć oczy szeroko otwarte. Na razie jednak chętnie spojrzę na zawartość skrzyń. - elf podniósł się z fotela zaczął przeglądać ekwipunek.
Aman zerknął do kufra i skrzyń po jego stronie namiotu, by na oko ocenić co się tam znajduje. - Mikstur nigdy za mało, zadziwiające, jak szybko potrafią znikać na froncie. - Stwierdził rzeczowo mistyk łapiąc się za rogi. Był gotów ruszyć w każdej chwili.
W skrzyniach były zarówno ubrania na zmianę jak i zapasowe plecaki, po pięć mikstur leczących i po trzy zwracające manę. Do tego dochodziło wszystko to co na takiej wyprawie mogło się przydać. Lina, hubka i krzesiwo, naczynia, zwijane namioty oraz koce. Nie brakło i biżuterii, chociaż ta była tylko w kufrze amana i był nią prosty naszyjnik z niebieskim kamieniem.
W szafie zaś czekały magiczne szaty oraz broń. Mimo iż nie były one z górnej półki to i tak były lepsze od tych, które posiadali.
- Obawiam się że składniki trzeba będzie kupić. Mikstury jednak zostały dostarczone wedle zapotrzebowania - poinformowała Rils, także wstając z fotela i grzecznie czekając przy wyjściu z namiotu, aż mężczyźni skończą przegląd i będą gotowi do wyjścia.
- Moje zdolności targowania się są co najwyżej przeciętne, kogo z drużyny powinniśmy ze sobą zabrać panienko Rils? - elf uśmiechnął się do elinki.
- Podoba mi się ten zestaw. Po kupcach jednak warto się rozejrzeć, może coś wpadnie w oko. - Stwierdził mistyk, wyciągając naszyjnik i zakładając go od razu, chowając pod szatę.
- Najlepiej Narsha ale on nie pójdzie - poinformowała, odpowiadając na pytanie. - Będzie dziś zajęty z księżniczką. - dodała tonem wyjaśnienia. - Mogłabym poprosić Sintri ale ona też nie będzie miała czasu. Mogę jednak poszukać Val, jeżeli to paniczom odpowiada - rzuciła alternatywną propozycją.
- Jak dla mnie nie jest to konieczne, ale jeśli Athariel chce… - Zawiesił głos mistyk. -Naszyjniki chronią przed rażącą przyjazną magią? - Zagadnął.
- Tak, dostałem taki sam. Skoro najlepszy w targowaniu jest athe Narsh, ale jest niedostępny to postaramy się poradzić sobie sami. Choć przyznam że chętnie w późniejszym czasie poznałbym wszystkich członków naszej drużyny. Nie znam atha Val. Według moich ostatnich informacji drużyna zastanawiała się nad przyjęciem w swoje szeregi mistyka, jak zgaduję chodziło o ciebie athe Faran, i wojownika. Czy to ona? - odpowiedział mu elf a następnie zwrócił się z pytaniem do elinki. Nawet nie zdawał sobie sprawy kiedy zaczął używać zwrotów grzecznościowych wysokich elfów. Jak większość słów tego języka miały one wiele znaczeń w zależności od kontekstu. W tym przypadku chodziło o ten najpopularniejszy, czyli formę odpowiadającą pani lub pan w innych językach.
- Tak, tak jak już mówiłem wcześniej, jestem mistykiem. - Powiedział aman. Najwyraźniej elf mówił sporo, ale momentami jego skupienie na słowach nieco się gubiło. ~Może lubi dźwięk własnego głosu. Przebiegło przez myśl mistykowi. -Chodźmy w takim razie. - Powiedział wychodząc z namiotu.
- Oczywiście. Itha Rils, zechcesz nam wskazać drogę? - elf skłonił się elince.
Elinka zamarudziła nieco z odpowiedziami i udzieliła ich dopiero gdy cała trójka znalazła się poza namiotem.
- Panienka Val nie jest wojownikiem, a awanturniczką, paniczu. Wojownikiem, o którym była mowa, jest panicz Oktaw. Do drużyny dołączyła także panienka Telrayne, której specjalnością jest atak z dystansu. W związku z trudnością misji zdecydowano, że dodatkowe osoby będą niezbędne - wyjaśniła. - Naszyjnik, tak jak wspomniał panicz Athariel, ma za zadanie przechwytywać obrażenia, które pochodzić będą od osób będących w sojuszu z osobą, która go posiada. Nadal jednak wskazana jest roztropność. - Słowa te skierowała do Farana, zaraz jednak zwróciła swoją uwagę z powrotem na elfa.
- Z przyjemnością. Namiot mistrza Mardona powinien już być rozstawiony, proszę za mną - po czym ruszyła przodem.

Ich niewielka grupa przyciągała spojrzenia niczym ćmy przyciągał blask latarni. Dla Farana było to coś nowego, Athariel jednak miał już okazję doświadczyć tego typu reakcji. Rils z kolei zdawała się ich po prostu nie dostrzegać. Gdy zaś opuścili część obozu przeznaczoną dla uprzywilejowanych, przestało to stanowić problem, bowiem owe zainteresowanie po prostu znikło. Najwyraźniej, dla szarych przedstawicieli ochotniczej braci, byli tylko kolejnymi osobami, którym się życie znudziło.

Namiot, przed wnętrzem którego Rils przystanęła, budził szacunek. Był on nie dość że nieco większy od pozostałych to do tego ewidentnie wydano więcej na jego urządzenie. Widoczne, dzięki uniesionym ku górze połom, regały zdradzały bogactwo wyboru mieniąc się kolorami w przytłumionym blasku lamp. Były tam butle duże i małe, a także malutkie. Ułożone z troską, to w skrzyneczkach wypełnionych trocinami, to z kolei stojące wolno na wyłożonych czarnym aksamitem półkach. Na samym końcu namiotu stała lada, a za nią pokaźnych rozmiarów jegomość.



Elf przechadzał się wśród mikstur przyglądając się im uważnie. Nawet jeżeli jego umiejętności były zbyt nikłe żeby je samemu stworzyć to miał doświadczenie z oceną ich mocy i przydatności. Nie na darmo jego mistrz kazał mu wkuwać na pamięć księgi o alchemii. Nagle zatrzymał się i ze zdumieniem przyjrzał się jednej z buteleczek, a następnie spojrzał na właściciela ze znacznie większym szacunkiem.

Faran w tym czasie rozglądał się głównie za miksturami many i składnikami na nie, ale również za czymś, co mogłoby go przyśpieszyć, gdyby zaszła potrzeba, oraz antidotum. Na koniec zaś zdecydował, że potrzebny mu będzie bandolier. - Witaj. - Widać było, że kupiec ma solidny towar, nie tylko fikuśne buteleczki z mizernymi zaklęciami w horendalnych cenach. - Poza miksturami many i składnikami, zastanawiałem się, czy masz może miksturę, zawierającą czar sympatyczny, poszukiwania, lub przyciągania podobieństw. - Mistyk przeszedł od podstawowego asortymentu, do czegoś, co mogło mu się później przydać w poszukiwaniach, chociaż nie był pewien, czy znajdzie to akurat u alchemika.

Kupiec odpowiedział na uśmiech elfa, którego wzrok przykuła fiolka z fioletowym płynem. Rils, która najwyraźniej nie była w stanie oprzeć się pokusie i dreptała za Atharielem niczym jego drugi cień, także na ową miksturę zwróciła uwagę i nawet pokiwała głową z zadowoleniem.
- Dobre oko - pochwalił właściciel, po czym zwrócił się do Farana by odpowiedzieć na jego pytanie. - Niestety, nie dysponujemy tego typu miksturami - pokręcił głową, przyoblekając twarz w maskę smutku. - Tego typu twory dostać można jedynie w siedzibie czarownic z Vadomy. Ewentualnie, gdyby udało się trafić na szkoloną tam kobietę… - Nie dokończył zdania pozostawiając resztę domysłom. Widać jednak było, że nie był on szczególnie zadowolony z samego pytania. Mogło to oczywiście mieć swoje źródło w tym, że nie był w stanie sprostać wymaganiom klienta, mogło się jednak za tą reakcją kryć coś więcej.
- Rozumiem, może się tutaj jakaś trafić, ale niekoniecznie. - Mistyk pokiwał głową jakby częściowo do siebie. - Ile by kosztowały w takim razie te? - Faran odniósł się do mikstur i składników, których szukał na już, jeśli mieli wyruszyć przez dżunglę.
- Biorąc pod uwagę ile osób zażyczyło sobie zdobyć sławę i chwałę w tej wyprawie, nie wykluczam takiego scenariusza. - odpowiedział mistrz Mardon. - Ceny zaś zależą od siły mikstury. Najmocniejsze są te. - wskazał na niewyróżniające się rozmiarem fiolki zawierające ciemno-szkarłatny płyn. - Te są w stanie wyleczyć nawet bardzo ciężkie rany i przywrócić niemal do pełnego zdrowia. Są niezwykle popularna wśród bardziej doświadczonych awanturników, którzy biorą na siebie bój z potężnymi przeciwnikami. Oczywiście, jak to już bywa, nie umywają się one do posiadania w drużynie osoby obdarzonej łaską bogów to jednak są dość podobne w działaniu co czary kapłańskie. Niestety, mają także silniejsze skutki uboczne gdy chce się z nich korzystać, a nie jest się przyzwyczajonym do ich działania. Nie polecałbym używania więcej niż dwóch dziennie - doradził. - Podobnie sprawa ma się z tymi - tu pokazał na podobne fiolki co te pierwsze, tyle że te wypełniał ciemnogranatowy płyn. - Te odnawiają zasoby magiczne. Polecam także te - tu wskazał podłużne fiolki przy których stał elf z Rils. - Te przyspieszają rzucanie czarów, te z kolei - wskazał na podobne do nich, jednak z płynem zabarwionym na żółto. - Te przyspieszają szybkość ataków tym, którzy nie korzystają z magii. Na koniec są oczywiście odtrutki. - wskazał na skrzynię przy ladzie. Naczynia, które się tam znajdowały zawierały miksturę o zielonym odcieniu.
- Nad cenami będziemy mogli debatować gdy państwo wybiorą które z owych wytworów najbardziej wzbudziły wasze zainteresowanie i jakie ich ilości mielibyście chęć zakupić. -
Nie zostało to powiedziane wprost, jednak nie dało się nie wyczuć tego, że jeżeli zamówienie będzie zbyt niskie lub mistrz uzna, że klienci nie są dostatecznie bogaci to i jego nastawienie ulegnie zmianie. Jego spojrzenie raz po raz wędrowało w stronę elfa i elinki. Najwyraźniej uznał, że to tam znajduje się złoto. Być może także znał on Rils, a może nawet rozpoznał Athariela. Jego twarz jednak nie zdradzała tego, pozostając maską uprzejmości.
Faran zastanawiał się chwilę nad tym, które mikstury dobrać do tych, które miał już w namiocie. - W takim razie jedna najmocniejsza i cztery średnie, odnawiające zasoby magiczne, dwie odtrutki i jedną przyśpieszającą ataki. Ile by kosztowały? - Powiedział wolno, zastanawiając się, czy mu starczy na nie środków i czy potrzeba mu ich będzie aż tyle. Kupiec najwyraźniej był przyzwyczajony do ludzi z o wiele zasobniejszą sakiewką.
Kupiec obliczał przez chwilę ową kwotę, mierząc uważnym spojrzeniem swego klienta.
- Jako że najwyraźniej pierwszy to raz kiedy odwiedzasz mój przybytek, przeto powiem że sprzedać owe mikstury mogę za jedyne sześć złotych i pięćdziesiąt srebrników. To nie lada okazja biorąc pod uwagę że są to produkty najwyższej jakości, których nigdzie indziej dostać nie można - dodał, wyraźnie dumny z oferowanych przez siebie towarów.
Było to sporo, stanowiło większą część złota, które miał ze sobą. Natomiast nie chciał oszczędzać na miksturach, które były faktycznie dobre a w przyszłości potrzebne. Przekrzywił lekko głowę i sięgnął do sakiewki. - Zgoda. Miejmy nadzieję, że nie będą potrzebne, ale jak znam życie, będą szybciej niż ktokolwiek by chciał. - Aman uśmiechnnął się przelotnie wyciągając złoto z ciężkim sercem, udając, że to po prostu rozsądne zakupy.
- Mogę zapewnić, że spełnią pokładane w nich nadzieje - oświadczył mistrz Mardon, po czym dodał. - Cyrilu, zapakuj pana zakupy.
Na to wezwanie, z zaplecza oddzielonego od głównej części namiotu, wyszedł młodzik liczący sobie góra lat siedemnaście, chociaż dokładniej określić się nie dało. Pospiesznie zaczął wybierać ze skrzyń i z półek wskazane przez mistrza fiolki i butelki, a następnie pakować je do prostej skrzynki wypełnionej trocinami.
- Gdzie je dostarczyć? - Zapytał Mardon, gdy już skinieniem głowy potwierdził, że zakupy zostały zapakowane zgodnie z jego wysokimi standardami.
-Oboziwisko panienki Hime, podwójny namiot, Faran Krut. - Powiedział krótko mistyk, miał nadzieję, że taki opis wystarczy.
- Achh… - Wyrwało się z ust kupca, który następnie pokiwał głową, jakby od samego początku podejrzewał właśnie coś takiego. - Oczywiście panie Krut. Zakupy zostaną dostarczone jeszcze przed kolacją. - zapewnił, pochylając nieco głowę, nie na tyle jednak by gest ów mógł zostać odebrany jako służalczość, dość jednak by okazać szacunek.
Mistyk skinął głową i odsunął się nieco na bok, pozwalając elfowi i elince zająć się swoimi zakupami.

Elf jeszcze przez chwilę przyglądał się buteleczce.
- Gdybym był w interesach rodu od razu bym ją kupił. Sama lista składników obejmuje niemal dwie strony, a proces tworzenia jest tak delikatny że nawet niewielkie wahania temperatury niweczą wszystko. Mój pradziadek stworzenie takiej zawsze uznawał za dowód na mistrzostwo w alchemii. Ale w tej chwili zostawmy ją w spokoju. Itha Rils, czy potrzebujesz czegoś? Mistrzu Mardonie, ilość i jakość towarów które są tutaj jest zaiste imponująca. - powiedział ściszonym głosem do eliki a następnie głośniej zwrócił się do właściciela kłaniając się dwornie. - Jestem wielce rad że w tak odległym od cywilizacji miejscu znajduję tak znakomite dobra. Jaką cenę zażyczy sobie mistrz za trzy potężne mikstury przywracania many i dwie średnie przyspieszające rzucanie czarów? -
Kupiec słuchał z uwagą, co raz potakując. Widać było, że łechtanie ego jest dobrym na niego sposobem.
- Od razu widać, że się ma do czynienia z kimś obeznanym w temacie. To rzadkość, przyznać muszę oraz zaszczyt. Te mikstury, które panicz wybrał kosztować będę, a dodam że jest to promocja, którą oferuję jedynie wybranym klientom, jedyne cztery złote i dwadzieścia srebrnych - powiedział, kłaniając się niżej niż przed Faranem.
Rils jedynie pokręciłą głową. Najwyraźniej była zadowolona z posiadanych przez siebie, lub tych które dostarczono wraz z ekwipunkiem.

Faran obserwował zakupy elfa po cichu, starając się nie uśmiechnąć, widząc różnicę w cenie i sposobie podejścia kupca, był jednak świadom, że sam nie umie się tak bawić słowami.
- W takim razie poproszę o zapakowanie i wysłanie ich na ten sam adres co athe Krut. Przyznam że nie spodziewałem się zobaczyć tutaj tego cuda alchemii. - wskazał na oglądaną przed chwilą buteleczkę. - Klarowność i nasycenie koloru świadczą o stopniu mocy i muszę pogratulować wiedzy i umiejętności. Z najwyższym szacunkiem, dodam. Pożegnamy się teraz mistrzu Mardonie, mam nadzieję że będzie nam jeszcze kiedyś dane spotkać. - elf skłonił się raz jeszcze i odliczył kwotę podaną przez alchemika. Następnie zwrócił się do elinki. - Może teraz spojrzymy na jakąś biżuterię?
Rils skinęła głową.
- Jak sobie panicz życzy - dodała, skłoniła się przed kupcem, chociaż nie tak nisko jak zwykle kłaniała się przed elfem czy nawet Faranem, po czym wyprowadziła ich z namiotu mistrza Mardona i zaprowadziła do kolejnego. Oba były dość blisko siebie. Wyraźnie utworzyła się tu alejka handlowa, chociaż nie widać było by którykolwiek kupiec zamierzał na stałe otwierać w obozie swój interes. Namiot, do którego ich wprowadziła był nader kolorowy, wewnątrz zaś ich oczy powitał widok naszyjników, pierścieni, kolczyków, brosz, bransolet, pasów, koszulek… Słowem wszystkiego co można sobie było wymarzyć w kwestii ekwipunku uzupełniającego. Sprzedawca stał za ladą pochylony nad grubą księgą, jednak podniósł głowę gdy tylko weszli.
Czarodziej doskonale wiedział czego mu potrzeba, pytanie było tylko jedno, czy będzie go na to stać. Skłonił się sprzedawcy i rozpoczął poszukiwania. Przechadzał się niespiesznym krokiem, od czasu do czasu biorąc jakiś przedmiot do ręki i oglądając uważnie. Niby przypadkiem znalazł się w końcu przy amuletach zmniejszających koszt rzucania czarów. Tutaj zatrzymał się na dłużej i ocenił jakość wystawionego towaru.
Aman z kolei przyjrzał się dokładniej pierścieniom, miał nadzieję znaleźć coś, co zwiększyłoby jego możliwości leczenia, ale nie był pewien, czy było go stać po eskapadzie w sklepie Mardona.
Rils zaś tuptała za elfem, niczym jego mały, ogoniasty cień. Naszyjniki zaś… Cóż, było w czym wybierać, należało przyznać. Zwiększające obronę, zwiększające leczenie, zmniejszające szansę na otrucie oraz tak, także takie które zmniejszały zużycie many, zmniejszały czas potrzebny do ponownego użycia czarów, a także takie które zwiększały maksymalny poziom many. Można było wybierać i przebierać, o ile kogoś było stać na takie zabawy.
Nieco z boku Faran trafił w końcu na pierścienie, a wśród nich także i te, które zwiększały siłę czarów leczących. Były i te, które zwiększały ich wpływ na rzucającą osobą. Oraz wiele, wiele innych. Lśniły drogimi kamieniami, złotem i srebrem. Kusiły, jak na biżuterię przystało.
-Witam, w jakich cenach są te pierścienie? - Faran wskazał na te, o które mu chodziło, czyli zwiększające moc zaklęć leczniczych. Co prawda nie był kapłanem, ale zdawał sobie sprawę, że te zaklęcia będzie rzucał zapewne o wiele częściej, niżby tego chciał.
- To zależy - odezwał się sprzedawca, uwagę przenosząc na amana. - Najsłabsze kosztują jedynie jeden złoty i dwadzieścia srebrnych. Te o średniej mocy są już droższe, z oczywistych powodów. Ich cena wynosi trzy złote. Najdroższe są oczywiście te najsilniejsze. Sześć złotych od sztuki. Mają one jednak dodatkową moc w postaci zwiększenia ilości dostępnej many. Życzy pan sobie przymierzyć? - zapytał, wskazując oczywiście na te najdroższe.
-Na razie wezmę jeden z tych najmniejszych niestety.- Powiedział Aman po chwili zastanowienia, miał ograniczone fundusze a na razie musiał poszukać dodatkowego zatrudnienia lub źródła gotówki. Po zakupie pierścienia, miał zamiar odłączyć się od elfa i elinki, i nieco zwiedzić obozowisko na własną rękę.
- Wstrzymaj się jeszcze z tym zakupem athe Faran, może zdołamy przekonać szanownego kupca żeby sprzedał nam ten najpotężniejsze wersje interesujących nas przedmiotów w nieco bardziej atrakcyjnej cenie. W końcu nie każdy może później powiedzieć klientom że dzięki sprzedawanym przez niego amuletom i pierścieniom księżniczka Hime podróżowała bezpiecznie po Wyspie Świtu. Szanowny panie jaką cenę zaproponuje pan za ten pierścień i ten amulet wiedząc że ich przeznaczeniem jest służyć w ochronie księżniczki i przedstawicielki Elinu na wyspie? - elf podszedł do towarzyszką i skłonił się kupcowi. Podczas przemowy wskazywał na najpotężniejsze wersje interesujących ich przedmiotów.
Mężczyzna skrzywił się.
- Te przedmioty są bardzo wysokiej jakości - zaczął. - Z całym szacunkiem dla księżniczki...- tu pochylił lekko głowę w kierunku Rils - ...nie będę w stanie zejść zbyt nisko z ich ceną. Już sam naszyjnik kosztuje dziesięć sztuk złota. Gdy dodać do niego pierścień to będzie szesnaście. Nie będę w stanie zejść niżej niż o dwie złote monety - zakończył, rozkładając bezradnie ręce.
- Hmm - Mruknął Faran, łapiąc się za podbródek w zamyśleniu. Nawet przy takiej obniżce, nie mógł sobie pozwolić na najpotężniejszy pierścień i taka była smutna prawda, mimo, że obniżka była kusząca.
Elf zastanowił się przez chwilę i powiedział.
- Cóż, przyznam że nie planowałem przybywać w to miejsce i znakomita większość mojego majątku nadal jest bezpiecznie ulokowana w jednym z banków… do którego nie mam teraz dostępu, a ja zostałem tylko z podróżną sakiewką. Trudno zatem... athe Faran uznaję że pańskie potrzeby są większe niż moje. Gdyby księżniczka została raniona to właśnie pan będzie potrzebował zasobów mocy. - czarodziej skłonił się lekko mistykowi. - Zakupimy ten pierścień po normalnej cenie. - zwrócił się do sprzedawcy sięgając po sakiewkę i odliczając złoto.
-Nie lubię mieć długów, przyznam szczerze, ale… jeśli ma to się przysłużyć Hime, to mogę to zaakceptować, tylko pod warunkiem, że kiedy tylko zdobędę taką kwotę, to ją paniczowi oddam. - Powiedział po chwili namysłu Aman.
- Zgoda, niech i tak będzie athe Faran. - elf skłonił głowę. - A teraz udajmy się do namiotu. Mam nadzieję że lubisz muzykę itha Rils. Mamy z athe Faranem zamiar zobaczyć czy uda nam się stworzyć coś znośnego dla ucha. - uśmiechnął się do elnki.
-Coś znośnego na pewno, pytanie jak bardzo. - Lekko zaśmiał się mistyk, szykując się do odebrania pierścienia i powrotu do namiotu.
- Jestem pewna, że będzie to piękna muzyka. - wyraziła swoją opinię Rils, podczas gdy właściciel sklepu zapakował zakup i odebrał zapłatę. - Miałam już okazję usłyszeć grę panicza Farana więc moja opinia na ten temat nie jest jedynie grzecznościowa - zapewniła, dając jednocześnie znak kupcowi by zapakował naszyjnik. - Proszę dostarczyć zakupy na ten sam adres - dodała, wyjmując z sakiewki kwotę, która dopełniała żądaną.
- Itha Rils! - zaprotestował elf, choć widać było że gest elinki sprawił mu wielką przyjemność. Po chwili skłonił się jej nisko i ujął za rękę. - Mam nadzieję że los pozwoli mi odwdzięczyć się w odpowiedni sposób itha'ys. - powiedział składając pocałunek na jej drobnej dłoni.
Rils zaczerwieniła się tak, że zaczęło to dość wyraźnie kontrastować z bielą jej włosów.
- To nie będzie potrzebne, paniczu. - zapewniła, dygając wdzięcznie. - To tylko… To tylko po to żeby księżniczka miała jak najlepszą ochronę - dodała nieco niezdarnie. Ruchy ogona stały się na tyle szybkie że zaczęły produkować lekki wietrzyk.
- Dobro księżniczki zawsze jest na pierwszym miejscu, pozwolę sobie jednak nadal uważać się za twego dłużnika itha’ys Rils. - odpowiedział elf nie wypuszczając dłoni elinki. - Teraz jednak udajmy się do naszej części obozowiska. Czas na obiecany koncert. - ponownie ucałował jej dłoń.
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 22-02-2020, 20:13   #36
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Odprawa i rozmowy wspólne



Odprawa grupy Tyrusa


- Znacie tę trasę? - Gravaren zwrócił się do kupca i jego towarzyszki.
- Tyle co z mapy - odpowiedział castanic. - Przybyliśmy wczoraj więc ciężko powiedzieć, że się zna jakąś okolicę, skoro się nosa z obozu nie wystawiło.
Cassira odpowiedziała na zaloty Sejanusa uśmiechem, acz roztargnionym. Bo zamyśliła się przez chwilę rozważając słowa kupca.
- Jakie to zapasy? Na ile zwierząt jucznych?
- Łącznie trzy wozy - odpowiedział jej, bynajmniej nie zrażony jakością uśmiechu.
- Dobra liczba - pochwaliła Tanelia, skupiając na sobie wzrok kupca. - Powinno być łatwo je ochronić. Jeżeli Mirin pojedzie na przodzie, a Tyrus na tyle. Ja mogę zająć się zwiadem, w razie czego - zaproponowała.
- Mi tam pasuje miejsce na wozach, lepszy punkt z którego będę mogła odstrzelić to i owo - dorzuciła się Okuri, chociaż jej spojrzenie spoczęło przy tych słowach na Cassirze.
- Ile obsługi do tego? Ilu woźniców. Kucharz jakiś? - Zamyślona castanka nie zauważyła uwagi Okuri na sobie.
- Trzech woźniców i wy - odpowiedział jej castanic.
- W razie potrzeby będę mógł któregoś zastąpić - wtrącił się Tyrus.
- No, jak go coś zeżre… Woźnicę, znaczy się - dodała swoje trzy miedziaki Okuri.
- Ja także znam się na powożeniu - wtrąciła Mirin.
- A na gotowaniu? - zapytała Cass i podrapała się po policzku. - Trochę mało nas jak na drogę, której nikt z nas nie przebył.
- Wszystko będzie zależało od przeszkód na tej drodze - powiedział Gravaren. - Warto by wiedzieć, gdzie są najgorsze miejsca, gdzie było najwięcej napadów... - Spojrzał na mapę, potem przeniósł wzrok na Narthana. - Jak długo trwa przeciętna podróż?
- Średnio wozom zajmuje to niecałe dwa dni - odpowiedział kwatermistrz. - Ale będziecie jechać główną trasą. - Przesunął palcem po mapie, wybierając drogę wschodnią. - To jedyna, z którą będą w stanie poradzić sobie wozy.
- Planujemy zatrzymać się na noc w tym obozie - Sejanus stuknął palcem na zaznaczoną na mapie białą flagę. - Nie ma sensu ryzykować szaleńczej jazdy by dotrzeć do miasta tego samego dnia.
Rybka mimo, że przecież lubiła mówić, tym razem wolała się nie wtrącać. Niech mądrzejsi od niej zadają mądre pytania.
- Gotowanie to chyba nie jest duży problem, każdy coś tam umie gotować, byle by było z czego - wtrąciła cicho.
Cassira uśmiechnęła się do elinki i westchnęła ciężko…. Rybka miała trochę racji, ale Cass lubiła dobre jedzenie i alkohol. Nawet jeśli bez mrugnięcia okiem potrafiła zjeść każdą podaną jej potrawę.
- Ja się do gotowania nie pcham - powiedział Gravaren. - Mam nadzieję, że dostaniemy jakiś prowiant na drogę. - Spojrzał na kwatermistrza.
Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi.
- Oczywiście, prowiant zostanie przydzielony, chociaż to doprawdy krótka trasa.
- Ja, w razie czego, mogę coś ugotować - zgłosiła się na ochotnika Okuri. - Nie można pozwolić na to, by niektórym zbroje opadły, bo nie ma ich co podtrzymywać - dodała złośliwie, spoglądając na obie castaniczki.
- Tyrusku… będziesz testował moje jedzenie? Czy aby nie jest za gorące? - spytała Cass trzepocząc rzęsami i nachylając się ku ich przywódcy z żartobliwym uśmieszkiem na ustach.
Wyglądało na to, że podróż będzie miała dodatkowe urozmaicenia. Co z jednej strony Gravaren uznał za plus, z drugiej jednak - za minus.
- Widziałem już takich, co się przejedli, a potem wołali, że ich otruto - stwierdził, dolewając oliwy do ognia.
Rybka zaśmiała się. Widać, trafiła na wesołą ekipę. Cieszyło ją to, przynajmniej nie będzie nudno czy sztywno.
- W razie czego pomogę coś tam Okuri i popatrzę jej na ręce czy nie dorzuca nic do czyjejś strawy. Zwłaszcza ziół na zmniejszenie tego czy nowego - zażartowała elinka.
- Jestem pewien, że nie posunęłaby się do tego. - Tyrus stanął w obronie swojej towarzyszki.
- No dobrze, skoro to już ustalone to czy macie jeszcze jakieś pytania? - Kwatermistrz najwyraźniej nie był w nastroju do żartów.
- Czy na tej wyprawie jest potrzebne coś czego nie wydaje się dla drużyn, które mają się rozejrzeć jedynie w okolicy tego obozu? - zapytała Cass ignorując na razie fakt, że Tyrus “zapomniał” odpowiedzieć na jej pytanie.
- Nie, to w końcu będzie krótka droga, ledwie dzień lub dwa - odpowiedział starzec. - Gdyby miała trwać z tydzień to pewnie byłyby potrzebne większe zapasy no ale sami pomyślcie - wskazał dłonią odcinek jaki będą mieli do przebycia. - ile rzeczy wam będzie potrzebne. Jeżeli czegoś zabraknie to jestem pewien że kupiec Sejanus wspomoże was w tej kwestii. - Przeniósł spojrzenie na castanica.
- Z największą przyjemnością. - Ten zaś potwierdził, chociaż widać było, że jego uwaga przy tych słowach skupiona była bardziej na damskiej części drużyny.
Castanka skinęła głową i dodała po chwili.- To ja już nie mam żadnych pytań.
- Droga jest prosta i nie sposób zabłądzić? - upewnił się Gravaren.
- Będziecie podróżować z wozami. Jeżeli zboczycie z drogi to na pewno to zauważycie - odpowiedział kwatermistrz, kręcąc przy tym głową, jakby pytanie uznał za niepotrzebne i marnujące jego czas. - Na waszym miejscu skupiłbym się bardziej na jak najwcześniejszym wyruszeniu. Ostatnie czego możecie chcieć, i to pomijając zgubienie się - tu spojrzał wymownie na elfa - to to, żeby was noc zastała z dala od obozu.
Gravaren spojrzeniem się nie przejął.
- Wyruszymy natychmiast - powiedział, po czym spojrzał na pozostałych, wyraźnie oczekując potwierdzenia.
Rybka przytaknęła głowa. Nie wiedziała jak inni, ale ona była w stu procentach gotowa by ruszać.


Po odprawie Cass nachyliła się i szepnęła cicho do Rybki.
- Mogłabyś odciągnąć Okuri od Tyrusa na kilkanaście minut? Chcę zamienić z nim parę słów na osobności.
Lisia elinka uniosła w zdziwieniu brwi, o nic jednak nie zapytała tylko przytaknęła kiwając głową. Ruszyła od razu w stronę Okuri.
- Często gotujesz? - zagadała drugą elinke.
- Jak mi się chce - odpowiedziała Okuri, wzruszając ramionami. - Tyrus jest w tym beznadziejny - dodała, spoglądając na swojego towarzysza.
- Jak we wszystkim - potwierdził, sądząc jednak z jego tonu, słowa te miały być jedynie tłem dla słów elinki.
- Pójdziesz jeszcze ze mną do toalety zanim ruszymy? - zapytała Okuri. - Najlepiej teraz, bo wszyscy chyba są gotowi. I co najbardziej lubisz gotować? - kontynuowała pierwszy temat, który wcześniej naszedł jej na myśl.
- Sama nie trafisz? Weź cycatą - prychnęła w odpowiedzi, machając gniewnie czarnym ogonem.
- Nie chce iść, już pytałam. - Rybka zwiesiła głowę. - No chodź proszę.
- Same z tobą problemy - oskarżyła ją Okuri, jednak zaraz dodała. - No chodź już wreszcie.
- Dziękuję! - ucieszyła się lisia elinka. - Miałam nadzieję, że mnie nie zostawiasz samej, nawet jeśli same ze mną problemy.
Lavida ruszyła w stronę toalet, czekając aż Okuri zrówna się z nią.
- To co z tym gotowaniem? Deserami raczej nie karmisz Tyrusa - zagadała.
- A co ci do tego? - nader miło odpowiedziała Okuri, zerkając za siebie. - Czego ta cycata chce od Tyrusa? Nie mogła sobie wybrać innego. Lepiej żeby trzymała łapy przy sobie bo jak nie… - Zacisnęła dłonie w pięści, jednocześnie przyspieszając kroku. - On nie lubi słodyczy - dodała, kopiąc po drodze nikomu nie wadzący kamyk.
- Właściwie nic mi do tego - odpowiedziała Rybka. - Byłam po prostu ciekawa. Gotowanie to taki miły temat. Czasami można wymienić się przepisami czy spostrzeżeniami i później zrobić coś fajnego, co może okazać się ekstra. - Lavida zetknęła za siebie. - Nie wiem co od niego chce, może upewnić się, że nie będziesz chciała jej otruć czy coś? A o dobieranie się do Tyrusa na twoim miejscu bym się nie martwiła.
- Ja nie truję - oburzyła się Okuri. - Jak będę się jej chciała pozbyć, to jej wyślę strzałę prosto między te wory tłuszczu. Moje dania nie są warte rujnowania ich dla kogoś takiego. Rany, jak ja jej nie znoszę - kopnęła kolejny kamień. - A ty co tak jej bronisz? Pewnie też lecisz na te jej cycki. Dlaczego wszyscy tak mają? On jest mój. - Tym razem zabrakło kamienia do kopnięcia.
- I wszyscy to doskonale wiedzą. Czemu tak się złościsz? Pokłóciliście się czy co? Przecież Tyrus jest ci całkowicie oddany. Chyba już czas zaufać mu. Nie widziałam by oglądał się za kimś innym - powiedziała Rybka, ignorując lecenie Tyrusa na cycki Cass.
- A kto powiedział, że mu nie ufam? - prychnęła. - I wcale się nie złoszczę, tylko… tylko… - Kolejny kamień poszybował w ścianę mijanego namiotu. - Nie wiem - odpowiedziała w końcu.
- Ty kochasz jego, on kocha ciebie, to widać, zazdrość jest tu niepotrzebna. Może prędzej jakaś szczera rozmowa - Rybka uchyliła drzwi namiotu z łazienkami, przytrzymując je by Okuri mogła przejść pierwsza.
- Ale ja wcale nie jestem zazdrosna - zaprzeczyła, bynajmniej nie obniżając przy tym głosu. - Ja po prostu nie chcę, żeby takie jak ona się przy nim kręciły - dodała, wchodząc do namiotu.
- Chodzi o jej wygląd?- dopytywała Rybka.
- Nie… Trochę… - zaczęła się nieco wahać. - Chyba po prostu o to, że to castanka. Nie lubię ich… Tyle - prychnęła, machając przy tym ogonem w zdecydowanie gniewny sposób.
- Rozumiem, to już trochę wyjaśnia - stwierdziła Lavida, po czym zniknęła w kabinie toalety, nie komentując więcej.


Korzystając z tego że Tyrus był wolny od obecności Okuri, Cassira podeszła do niego i rzekła cicho.
- Chciałabym cię… przeprosić. Podczas narady wykorzystałam cię do drażnienia Okuri, nie dbając o to, w jakie kłopoty przy tej okazji mogłam cię wpakować. Nie powinnam tego czynić.
- Nie przejmuj się - Tyrus nie sprawiał wrażenia złego z powodu zachowania Cassiry. - Jeżeli nie o to to oberwałoby mi się o coś innego. Okuri ma dar do wynajdywania powodów do bycia złą - dodał, z uśmiechem przyglądając się odchodzącej parze elinek.
- To musi być miłość.- zażartowała Cass.- Że z nią tyle wytrzymujesz. Aż kusi… spytać o to jak się poznaliście i czemu podróżujecie razem?
Aman roześmiał się w odpowiedzi.
- Miłość to takie górnolotne słowo - odpowiedział w końcu. - I nie jest to tajemnicą. Podróżujemy razem już od dobrych dwudziestu lat. Poznałem tą złośnicę niedługo po tym jak wyszła z jeziora. Uratowałem jej wtedy życie i tak to się zaczęło - odpowiedział z nutą
- Uwiesiła się ciebie… współczuję.- odparła szczerze castanka pocieszająco klepiąc Tyrusa po plecach.-Jeśli będziesz potrzebował się wyżalić, najlepiej przy butelce wina, to… wiesz gdzie mnie znaleźć.-
- Ależ tu nie ma czego współczuć gdyż zdecydowanie nie określiłbym tego uwieszeniem - zaprzeczył Tyrus. - Gdybym zechciał odszedłbym już dawno temu, a jak widać wciąż z nią jestem. Wiem, może się to wydawać trochę… Cóż, trochę tak jakby mnie wykorzystywała jednak zapewniam cię, że tak nie jest. Poza tym Okuri którą ja znam różni się od tej, którą znają inni. To w istocie słodka i bardzo wrażliwa dziewczyna - zapewnił.
Cass zasępiła się wspominając wszystkie rozmowy z Okuri i nie przypomniała sobie ani tej słodyczy i wrażliwości. Wzruszyła ramionami dodając:
- Skoro tak twierdzisz… ale pamiętaj, moja propozycja wyżalania się przy winie pozostaje aktualna.
- Oczywiście - skinął głową. - Jeżeli przytrafi się okazja.
- Jeśli się przytrafi... - zgodziła się z uśmiechem Cass.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-02-2020 o 20:19.
abishai jest offline  
Stary 23-02-2020, 16:11   #37
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Poranek przyszedł nieco wcześniej niż się można było spodziewać. Ledwie Oktaw oczy zamknął, a już coś zaczynało mu w tym zasłużonym śnie przeszkadzać. Pierwsza była woń. Jajka, boczek i świeży chleb. Znajoma woń świadcząca o tym, że noc z całą pewnością się skończyła i oto wstał nowy dzień.
Kolejnym bodźcem było wrażenie ruchu koło niego. Leciutkie, ledwie wyczuwalne powiewy świadczące o tym, że ktoś przechodzi obok, krząta się. Do nich pasowały odgłosy. Kroki, przesuwanie czegoś, zgrzyt zawiasów…

- Matko, dopomóż… - jęknął cicho otwierając oczy. Wiedział, że zaraz zobaczy nad sobą krokodylą paszczę żony ciosającą mu kołki na głowie, że jest leniem i nie ma nic w głowie oprócz spania. Szybko jednak do jego umysłu zaczęły dochodzić nowe fakty. Rozejrzał się w poszukiwaniu źródeł odgłosów i syknął z bólu przeszywającego szyję oraz plecy. Fotel wygodny do siedzenia. Nie spania.

W odpowiedzi usłyszał cichy śmiech.
- Dzień dobry - powitała go elfka, gestem dłoni odprawiając służącą. To najwyraźniej ona była powodem, dla którego Oktaw się obudził, bowiem nie mogła nim być Telrayne, która nadal znajdowała się w łóżku. Czerwonowłosa elinka skłoniła się nisko i wyszła, wpuszczając do wnętrza snop jasnego światła, świadczący o tym że słońca zdążyły już wstać i to bynajmniej nie przed chwilą.

- Rzeczywiście zaskakująco dobry jak na obecne położenie - odparł wstając. Zaczął się powoli prostować z grymasem bólu kwitnącym błyskawicznie na zarośniętej twarzy. I on miał dziś walczyć? Zabawne. Nie, nie zabawne. Bolesne.
- A wystarczy tylko uśmiech… - dodał.

- Poprosiłam o napój pobudzający - poinformowała, sama opadając z powrotem na poduszki. - Dama go potrzebuję, a przecież spałam dłużej niż ty. Jak się powiodła ostatnia misja? - zapytała, tłumiąc ziewanie dłonią. - I na bogów, czy myśmy naprawdę wybrali się wczoraj do namiotu hrabiego? - zapytała, śmiejąc się cicho, całkiem jak nastolatka wspominająca wybryki minionej nocy.

- Nie pytaj. Nieszczęście w sukcesie. Udało mi się lekko pokłócić z tą całą Val. A skoro już nie śpisz, to tylko na chwilę…
Podszedł do łóżka elfki i położył się obok niej. Odetchnął głęboko.

Telrayne w ostatniej chwili zdążyła zgarnąć kołdrę do siebie, a następnie przykryła nią leżącego Oktawa.
- Będzie jeszcze wiele okazji by się pogodzić - zapewniła optymistycznie, leżąc na boku i gładząc włosy mężczyzny. - W końcu przynajmniej jeden dzień spędzimy razem. Kto wie, może nawet kilka. A nawet jeżeli się nie uda to cóż, jej strata - zapewniła.

- Bran okazał się szaleć za jej bliźniaczką, która to z kolei nie była zainteresowana. Moja rozmówczyni wykazała się nadopiekuńczością, nie słuchała co do niej mówią i poszło - opowiedział w skrócie z zamkniętymi oczami, po czym nie otwierając oczu wyciągnął rękę, którą objął elfkę. Delikatnie zachęcił ją do przybliżenia się i przytulenia.

- Nie zasnę, ale jakby jednak tak się stało, obudź mnie. Jest sporo do zrobienia. Jestem całkiem nieprzygotowany do tej wyprawy…

- Odpoczywaj - zgodziła się, wtulając w niego. Jej dłoń przesunęła się na plecy i niżej, po czym wsunęła pod koszulę i zaczęła delikatne drapanie. Zdecydowanie nie było to coś, co by sprzyjało utrzymaniu otwartych oczu. Oktaw zamruczał z błogim uśmiechem, ale był to jedyny ruch, na jaki sobie pozwolił. Wyłączają oddychanie.
- Jeśli zaśniesz to obudzę cię gdy już śniadanie będzie w pełni przygotowane i podane - obiecała.

- Nie mogę spać tak długo… Muszę poznać teren… i zagrożenia - odparł nieco słabszym głosem niż poprzednio.

- Nie przejmuj się tym - odparła, nie przerywając swych działań. - To będzie tylko chwila. Parę minut najwyżej. Po prostu zamknij oczy - kusiła. I faktycznie, nie mogło być mowy o długim czekaniu na śniadanie skoro zewsząd docierały wonie wyraźnie świadczące o jego przygotowywaniu.

- A kiedy będzie śniadanie? I spotkanie?

- Sądząc po zapachach to nie później niż za kwadrans. No, może odrobinkę dłużej ale naprawdę niewiele - odpowiedziała, pociągając nosem. - Spotkanie z kolei… Nie mam pojęcia - westchnęła. - Nie sądzę jednak by odbyło się z samego rana. Trzeba brać pod uwagę to, że u księżniczki także odbywało się przyjęcie więc bez dwóch zdań będzie zmęczona i będzie chciała trochę pospać. Zapewne nie wyruszymy przed południem, a nawet jeżeli to tuż przed. Możesz zatem spokojnie przymknąć oczy i jeszcze trochę odpocząć - zapewniła, z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi mocniej przyciągnął ją do siebie wkładając twarz w jej włosy.

- Tylko nie przestawaj - wymruczał do ucha Telrayne.

- Nie przestanę - zapewniła. Nawet jeżeli miał zamiar coś jeszcze dodać, to nie zdążył. Powieki opadły ponownie, zbyt zmęczone by utrzymać się w górze.

Gdy ponownie się uniosły, Telrayne pochylała się nad nim, w pełni ubrana.
- Pora wstawać - poinformowała go, delikatnie odsuwając kosmyk włosów, który opadł mu na twarz. - Śniadanie właśnie podano.

- Jestem pewien, że księżniczka poradzi sobie bez nas.
Wbrew słowom zapowiadającym odwrócenie się na bok, zestawił nogi na podłogę i oparł głowę na rękach. Gwałtownie wstał. Wyprostował się, po czym ruszył do stołu wiedziony zapachem.

- Gdyby tak było to nie mielibyśmy zajęcia i nasze spotkanie mogłoby się nie odbyć - przypomniała mu, chichocząc. Miała nieco wilgotne włosy, znak że zdążyła już zaliczyć łaźnię. Śniadanie jednak jeszcze nie jadła, na co wskazywał czysty talerz po drugiej stronie stołu pośrodku którego stała taca pełna… Cóż, pełna wszystkiego na co tylko można było mieć ochotę. Jajka, boczek, kiełbaski, chleb. Była i owsianka i słodkie bułeczki oraz placuszki. Nie zabrakło świeżej śmietany i konfitur. Mleka, wina i soku owocowego. Do wyboru, do koloru.

- Ale może pantera rozmnożyła się w nocy… albo… przyleciały kolejne. Co podać?

- Wiesz, zawsze mogłeś po prostu iść wcześniej spać - przypomniała ze śmiechem, siadając i biorąc w dłoń widelec. - Dziękuję ale mogę sobie sama nałożyć - zapewniła, wyraźnie rozbawiona. - I wątpię by pantera się rozmnożyła. Czy też w to, że przyleciały kolejne. Bardziej w opcję, w której ta jedna pożera księżniczkę dzięki czemu możemy wracać do łóżka i wstać o nieco bardziej przystępnej porze. - Co prawda nie wyglądała na bardzo zmęczoną, widać jednak było, że godziny snu, które miała nie były wystarczające. Zaraz też nałożyła sobie solidną porcję boczku, jajek i do tego dwie słodkie bułeczki. Do picia wybrała sok. Najwyraźniej miała dość wina.

- Wyszłoby znacznie lepiej dla mnie - potwierdził nakładając sobie papkę owsianki, która z mało apetycznym pacnięciem wylądowała na talerzu.
- Głupi człowiek skraca sobie sen, żeby pomóc, a potem na niego nawrzeszczą, popsują wieczór i wstaje połamany po nocy na fotelu.

- Może w takim razie poszukamy tej drugiej Val? - zaproponowała, zabierając się za jedzenie.

- Żeby też na mnie nawrzeszczała?

- Jeżeli już to na nas i nie - pokręciła głową. - Kobiety reagują nieco inaczej gdy z tego typu sprawami przychodzi do nich inna kobieta. Tak po prostu jest - wzruszyła ramionami.

- Ta druga podobno ma uraz po stałych związkach.

- No to przynajmniej wyjaśnimy sprawę. Wiesz, lepiej żeby znała wersje obu stron, a nie tylko tą, którą przedstawi jej siostra - argumentowała dalej, lecz Oktaw nie wyglądał na przekonanego. - A w ogóle to co zamierzasz jeszcze dziś zrobić zanim wyruszymy? - Zmieniła temat.

- Może jak zostanie trochę czasu. Przede wszystkim chcę się zorientować w ukształtowaniu terenu czy rodzaju roślinności. Gdzie są pagórki, gdzie lasy, gdzie doliny, gdzie łąki. Tego typu sprawy. Chcę się też dowiedzieć co możemy spotkać i gdzie są ich punkty witalne. Nie walczę siłowo tylko technicznie - uśmiechnął się, po czym załadował kolejną łyżkę do ust.

- To najlepiej będzie zacząć od kwatermistrza - poleciła. - Chociaż nie wiem czy będzie miał wszystkie informacje, których szukasz. Więcej pewnie dałoby się dowiedzieć od dowódcy obozu ale czy uda się do niego dobić… - odłożyła widelec by rozłożyć ręce w geście bezradności, a następnie wziąć jedną z bułeczek i miseczkę ze śmietaną.

- Spróbuję uzyskać jak najwięcej informacji z innych źródeł. A jak będę miał czas to dobiję się do dowódcy obozu - odparł, zaś jego brwi na krótką chwilę uniosły się ku górze. Odłożył łyżkę, porwał bułkę, której kawałek odgryzł i ruszył do skrzyni oraz szafy. Poprawił koszulę i tym razem zawiązał jej troczki. Ułożył spodnie, zdjął i wciągnął buty. Tuż po odgryzieniu kolejnego kawałka rozczesał włosy i związał je w dwóch miejscach - przy głowie oraz nieopodal końcówek. Tym razem zadbał, by żaden kosmyk się nie wyślizgnął. Kolejne elementy zbroi dopinane były jeden po drugiej. Rozpoczął od nagolenników. Następny był pancerz osłaniający korpus i naramienniki. Z rękawicami się wstrzymał, lecz oba miecze zostały przypięte do pasa. Porwał bułkę, zaś widząc, iż Telrayne jest gotowa skinął jej głową i wyszedł. Pierwszym celem był kwatermistrz.

- Dzień dobry! Potrzeba mi możliwie dokładnych map wyspy. Znajdę je tutaj czy raczej muszę szukać gdzie indziej? - zapytał starszego człowieka z szerokim uśmiechem.
Kwatermistrz westchnął. Siedział na fotelu i chyba właśnie delektował się swoją poranną szklanicą trunku niewiadomego pochodzenia.
- Oczywiście, mapy są - potwierdził, mówiąc dość powoli. - Właściwie to rzec powinienem iż jest, bowiem dysponujemy póki co tylko jedną. Po cóż ci takowa, młodzieńcze? - zapytał.

- Chciałbym poznać teren przed wyruszeniem. Lasy, góry, łąki, wzgórza, doliny. Tego typu informacje.

- Do tego potrzebne by ci były raporty, a te znajdziesz tylko u dowódcy - poinformował. - Co zaś się tyczy mapy to masz ją tam - wskazał na wiszącą na stojaku mapę. Wojownik podszedł do niej i przyjrzał się dokładniej.

- Przydatna, ale nie do końca rozwiązuje wszystkie problemy. Mimo wszystko przydatna. A są dostępne jakieś raporty odnośnie żyjących tu potworów? Domyślam się, że też są u dowódcy?

- Dokładnie - potwierdził starzec, upijając solidny łyk. - Nie liczyłbym jednak na audiencję. Dowódca ma teraz urwanie głowy - dodał.

- Dzięki za informację. I mapę. Jeśli byśmy się nie zobaczyli, to… bywaj zdrów - skinął głową kwatermistrzowi uśmiechając się szeroko.
- No to do dowódcy - powiedział do Telrayne.

Elfka skinęła głową, po czym pochyliła ją ponownie, gest ów kierując w stronę kwatermistrza.
Droga do namiotu dowódcy nie była długa, oba bowiem znajdowały się w dość bliskiej odległości. Jedyna różnica polegała na tym, że przed namiotem dowódcy stała straż, która broniła wstępu każdemu, kto nie był zaproszony lub nie znajdował się na liście osób mogących wchodzić czy wychodzić bez zapowiedzi. Oktaw odchrząknął i przystanął przed strażą.

- Eskorta jej księżniczki Hime do dowódcy obozu - rzekł z rękami założonymi za plecami oraz wyprężony jak struna. Tak powinien stać prawdziwy oficer. Dokładnie tak. Ojciec, twardy to był człowiek jak skała, pasem nakładł mu właściwą postawę aż syn się nauczył. Powiadał: tak masz stać i chodzić, bo przyjdzie taki dzień, że należeć ci się będzie wejście wszędzie. I tak się stało. Twardy to był człowiek i trudny w obyciu, ale mądry.

- Dowódca Lam jest teraz w trakcie ważnego spotkania - poinformował strażnik po prawej. - Mamy wyraźny rozkaz nie wpuszczać nikogo - dodał, spoglądając Oktawowi w oczy. Widać było, że nie jest nowicjuszem. Przez jego szyję i ginąc pod zbroją biegła paskudna szrama. Podobnie nad lewym okiem i aż do ucha. Także jego wzrok świadczył o tym, że się nie ugnie.

- Poczekam - odparł krótko Oktaw nie zmieniając pozycji.

I faktycznie, przyszło mu trochę poczekać. Telrayne, najwyraźniej spodziewając się takiego obrotu spraw oddaliła się na chwilę by wrócić akurat na czas w którym to poły namiotu rozsunęły się wypuszczając na zewnątrz Narsha wraz z Sintri.
- Oktaw? - zdziwił się castanic, gdy jego wzrok zatrzymał się na czekającym wojowniku. - Co cię tu sprowadza?

- Raporty terenowe. Raporty z walk z potworami. Raporty z sekcji, jeśli są. Chcę wiedzieć jakie jest ukształtowanie terenu włączając w to lasy oraz pola. Ze standardową wysokością traw. Na wszelki wypadek. Z czym możemy się spotkać, jakie są ich zwyczajowe zachowania, cechy charakterystyczne ataków oraz kluczowe punkty ich ciał - odparł wojownik.

Narsh słuchał, a z każdym słowem jego uśmiech się poszerzał.
- Nieźle, nieźle - podsumował w końcu. - Tyle tylko, że te wszystkie informacje, których pożądasz nie są dostępne. No, może nie wszystkie ale duża ich ilość znajduje się w bazie, a nie tutaj. Spróbuj jednak - wskazał dłonią wnętrze namiotu. - Tylko postaraj się tak za godzinę stawić na odprawie.
- W namiocie Hime - dodała Sintri, ściskając w dłoniach dwie, dość cienkie księgi.

- Każda dodatkowa informacja to kolejna mała przewaga - powiedział z lekkim uśmiechem, po czym skinął głową na potwierdzenie, że będzie. Spojrzał na strażników żołnierskim wzrokiem bez wyrazu.

Ten, który zabronił mu wstępu, skinął głową po czym zniknął na chwilę we wnętrzu namiotu. Gdy z niego wyszedł, poinformował.
- Dowódca zaprasza - po czym uniósł połę namiotu.
- Powodzenia - Narsh rzucił w kierunku Oktawa, a następnie ruszył w swoją stronę. Sintri jednak nie podążyła za nim, czekała sobie przy wejściu jakby nigdy nic.

- Będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli będziesz miała ochotę dołączyć - skłonił się lekko elince.

Odpowiedziała podobnym gestem, a następnie weszła do wnętrza namiotu jako pierwsza. Wewnątrz zaś zastali widok, który wyraźnie świadczył o tym, że znajdują się w obozie na wrogich terenach. Na szerokim stole który robił za biurko, znajdowała się duża i szczegółowa mapa wyspy.


Na niej ustawiono pionki. Jedne miały kształt namiotów, inne z kolei były czerwonymi, czarnymi i zielonymi flagami. Niemal na samym środku znajdowało się duże drzewo, miniatura tego, które górowało nad wyspą. Pod jedną ze ścian stał stojak na broń obciążony potężnym toporem. Obok znajdowała się ciężka zbroja. Pod druga ścianą umieszczono regały z księgami. Z tyłu widać było połowę prostego łóżka polowego i zarys fotela. Widok częściowo zasłaniał parawan. Zapewne była to część prywatna.
Przy samym stole, tuż obok pojedynczego, prostego krzesła, stał Lam, dowódca obozu i osoba która przywitała ich dnia poprzedniego.
- Słucham - “przywitał” ich twardym głosem kogoś, kto nie lubi gdy się marnuje jego czas.

- Będziemy potrzebować danych o terenie wyspy. Ukształtowanie, zalesienie, wszystko może być istotne przy ochronie księżniczki Hime. Dodatkowo informacje o potworach, jakie można spotkać, ich sposobach walki oraz budowie anatomicznej. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie informacje są dostępne, ale przyda się każda - odparł rzeczowo.

- Dopiero co przerobiłem te dane z waszym dowódcą - odpowiedział, marszcząc brwi. - Nie wiem co niby więcej mam dodać. Lasy, polany, trochę łąk i skały. To co widzieliście ze statku. I potwory. Różne - doprecyzował z westchnieniem. - Zapewne dowiecie się tego w trakcie odprawy. Nie mam czasu udzielać informacji każdemu członkowi drużyny osobno.
- Oktaw szuka szczegółów, słabych punktów - odezwała się, zwykle milcząca elinka.
- I co z tego panienko. Mam na głowie dość problemów żeby spełniać zachcianki każdego, kto chce poznać szczegóły. Też bym je chciał znać.
- I dostarczymy ich - zapewniła Sintri, kiwając powoli głową. - Współpraca za współpracę.
Dowódca przez chwilę sprawiał wrażenie osoby, która znajduje się na granicy wybuchu. Jego twarz wyraźnie poczerwieniała a dłonie zacisnęły się w pięści. W końcu jednak wziął głęboki oddech i pełen oporów wskazał dłonią na mapę.
- Masz chwilę więc się streszczaj. Konkretne pytania, pojedynczo.

- Lewo czy prawo? - zapytał elinkę.

- Zachód - odpowiedziała, podchodząc wraz z Telrayne do stołu.

- Jak blisko drzewa podchodzą pod szlak?

- Na waszej trasie to będzie bardziej kwestia jak bardzo szlak wżyna się pomiędzy drzewa - poprawił, sunąc palcem po zachodniej części mapy. - Jest to wyjątkowo niebezpieczny teren. Głównie dlatego, że nigdy nie można być pewnym czy ma się do czynienia z faktycznymi drzewami czy z potworami - dodał.

- Doskonale. Nie może być zbyt łatwo. Na co możemy się tam natknąć?

- Przede wszystkim ghilliedhusy - odpowiedział, sięgając po nieco już podniszczony wolumin, który okazał się być czymś w rodzaju dziennika. Przekartkował go pospiesznie. - Oto one - wskazał palcem na jeden z rysunków przedstawiający drzewopodobną istotę.


- Poza nimi łatwo się też natknąć na terronsy - kontynuował, wskazując na kolejny rysunek.


- Na koniec zaś Wędrowcy - wskazał następny obraz.


- To najczęściej spotykani przeciwnicy na tej trasie. Niekiedy zdarzy się Żniwiarz ale one zwykle nie zapuszczają się aż tak daleko. Podobnie jak Cromosy i reszta potworów zamieszkujących południową część wyspy.

- Jakie są ich wzorce ataków?

- Ghillie zwykle atakują znienacka korzystając ze swoich ostrych szponów. O ile zauważycie je pierwsi to nie powinniście mieć problemów bo są dość powolne. Podobnie jak Wędrowcy, chociaż te potwory wolą działać w pojedynkę, co nie znaczy, że od czasu do czasu nie trafi się ich większa grupa w jednym miejscu. Najgorsze są terronosy. Małe, wredne i do tego atakują w grupach po sześć lub więcej na raz. Szybkie do tego ale jak się je trafi to i giną szybko - wyjaśnił, chociaż widać było, że utrzymanie spokojnego tonu głosu kosztuje go trochę wysiłku.

Oktaw skinął głową.
- Małe i szybkie potrafią być gorsze niż duże i powolne. Są zidentyfikowane newralgiczne punkty tych istot?

Lam westchnął.
- Ghillie nie tolerują ognia ale poza tym są twarde jak skały. Niektóre raporty sugerują, że ich wrażliwymi punktami mogą być oczy ale to trzeba nie lada strzelca by trafić. Wędrowcy są łatwiejsi pod tym względem. Ich słaby punkt jest niemal na wyciągnięcie ręki - wskazał palcem na nieco jaśniejszy, owalny kształt po lewej stronie piersi potwora. - Jak się trafi w to miejsce to można śmiało uznać, że się wygrało. Tylko trzeba uważać na truciznę którą wydzielają i która jest ich ulubioną formą ataku. Bardzo mocna, nawet niektórzy kapłani sobie z nią niekiedy nie radzą - przyznał. - Te małe skurwiele zabija się jak większość potworów. Odetnij temu głowę to już nie wstanie - widać było, że terranosy nie są ulubionymi maskotkami dowódcy obozu.

- W przypadku Wędrowców wystarczy cięcie czy konieczne jest pchnięcie?

- Pchnięcia działają lepiej bo żeby je zabić trzeba trafić do wnętrza ich esencji, a ta znajduje się w tych… naroślach - wyjaśnił. - Niestety, jest to także miejsce skumulowanej trucizny, która te narośla wypełnia. Dlatego najlepiej pchnąć i szybko się wycofać - poradził.

- Lub uciec w bok. Najlepiej za plecy. Jakiej wysokości są te terranosy?

- Około metra wysokości - dłonią wskazał mniej więcej tą właśnie wysokość. - Ich… Cóż, chyba najlepiej powiedzieć że ręce są także ich bronią, podobnie jak głowy. Potrafią tym dźgać i w razie czego ciąć. Parszywe skurwiele - dodał, krzywiąc się.

- W przypadku stworzenia im drugiego uśmiechu na szyi efekt będzie podobny jak u ludzi?

- Tak - potwierdził. - Dodatkowo zwykle jest jeden, który przewodzi grupie. Jak się go zabije jako pierwszego to z resztą idzie już łatwiej.

- Jak takiego rozpoznać?

- Rozmiar. Będzie nieco wyższy od pozostałych. Do tego ma inne ubarwienie. Te są… Sam widzisz jakie i to obraz zwykłego terranosa. Ci, którzy dowodzą grupkami mają ciemniejsze ubarwienie i więcej w tym czerwonego niż fioletu - dodał, chociaż przy ostatnich słowach zawahał się nieco.

- Jaka jest charakterystyka Żniwiarzy?

- Plugawa - odpowiedział dowódca, ponownie przekładając karty w poszukiwaniu właściwego potwora.


- Magia, która je tworzy, nawet na kontynentach, jest przesiąknięta złem. Te jednak, które tu się znajdują wręcz nim promieniują. I są niebezpieczne. Bardzo. Dysk, który je… łączy - stuknął w obrazek by wskazać o co mu chodzi. - Mogą go wyrzucać na znaczne odległości. Jego ostre zęby są w stanie przeciąć nawet ciężką zbroję. Jedyny plus jest taki, że nie są szczególnie szybkie czy inteligentne.

- Czy to są dwie istoty? - zapytał przyglądając się uważnie rysunkowi.

- Jedna ale jak sam widzisz, stworzono ją z dwóch innych - wyjaśnił, a przez jego twarz przemknął grymas obrzydzenia.

- Ktoś próbował eliminować dolną część?

- Próbowali różnych rzeczy jednak raporty na ten temat zwykle nie trafiają do mnie bo ich rejon występowania znajduje się za daleko - odpowiedział, wyraźnie z tego powodu zadowolony.

- Czyli rozumiem, że nieznane są jego punkty witalne?

- Przynajmniej ja ich w tej chwili nie znam - potwierdził.

- Czyli improwizacja. A Cromosy?

Przed oczami Oktawa pojawił się kolejny obraz.


- Na waszym miejscu liczyłbym na to, że jednak na nie nie trafię - dowódca stwierdził ów fakt otwarcie i bardzo poważnym głosem. - Zwykle spotyka się je w parach. Są duże, większe od konia. Szybkie, zwinne i bardzo skuteczne. Na szczęście, tak jak mówiłem, nie zdarza się im docierać w te okolice. Póki co mieliśmy tylko dwa spotkania z nimi. Łącznie straciłem ośmioro dobrych ludzi, a kilku skończyło z pamiątkami do końca życia. Jeżeli na nie natraficie to… Powodzenia. W walce, bo ucieczka jest w tym wypadku tym gorszym wyborem. No, chyba że dosiadać będziecie pegazów.

- Czyli lepsi już Żniwiarze… Wiadomo gdzie najlepiej uderzać? Mam na myśli dobrze ukrwione części ciała, płytko osadzone nerwy, miękką skórę. Domyślam się, że to ostatnie to na podbrzuszu.

- Najlepiej odciąć im głowy - odpowiedział, zamykając księgę z trzaskiem. - Walczyłem z podobnymi na terenach Esseni. Nie wspominam tego szczególnie dobrze. Nasi łucznicy strzelali w ich łapy. Działało przynajmniej w kwestii ich spowolnienia. Do tego zdają się dzielić jedno serce, które umiejscowione jest tak samo jak u wilków i trafienie w nie także ma taki sam efekt.

- Zatem improwizacja. Dziękuję za poświęcony czas - podziękował Oktaw, ukłonił się na pożegnanie i wymaszerował z namiotu. Kilka chwil po jego opuszczeniu zwrócił się do elinki.

- Wiesz co oznaczają te flagi? - zapytał Sintri, na co elinka odpowiedziała skinieniem głowy.

- A co oznaczają? Szczególnie ta pierwsza zielona i czerwona.
- Misje - odpowiedziała, uśmiechając się lekko znad brzegów trzymanych woluminów.

- Musisz przyznać, że ta odpowiedź nic nie wnosi. Pytam pod kątem zadania, jakie mamy. Im mniej mam informacji, tym mniej jestem skuteczny.

- W takim razie powinieneś pomyśleć nad swoimi pytaniami - odparła, wcale nie zrażona krytyką. - Pierwsza zielona to misja zdobycia esencji Wędrowców. Zaznaczono nią jedno z potencjalnych miejsc ich występowania - wyjaśniła, chociaż coś się w tym wyjaśnieniu Oktawowi nie zgadzało.
- Czerwona to najprawdopodobniej miejsce katastrofy którą będziemy badać - dodała.

- Nie można pytać o charakter misji nie wiedząc, że jest to misja. Poza tym… czemu Wędrowcy akurat z tamtego miejsca? Po drodze powinniśmy się natknąć na kilku. Poza tym tamta flaga jest nam… trochę nie po drodze.

- Są różne rodzaje, zarówno pytań jak i Wędrowców - padła jej odpowiedź.

- Podobnie jak w poprzednim wypadku to nie jest odpowiedź.

- Być może odpowiedź musi jeszcze znaleźć odpowiednie uszy - wyjaśniła. - Interesować się powinieneś czerwoną flagą. Zielona w tym wypadku ciebie nie dotyczy.

- Nieprawda. O ile ja będę się tam kierować ze wszystkimi. Jeśli mnie tam nie będzie, masz rację i tylko wtedy.

- Zatem powinieneś zacząć od pytania o to, czy będziesz się tam kierował wraz ze wszystkimi. I czy w ogóle - odparła.

- Uważasz, że jesteś oszczędna w słowach, ale w rzeczywistości jesteś w nich rozrzutna. To jak wydawanie wielu miedziaków do wielu miejsc. Wiele słów, porozrzucanych po wielu miejscach na nic zamiast jednego, skoncentrowanego wydatku oznaczającego jednocześnie oszczędność. Dość, Sintri. Jeśli mam z wami nie podążać, to powiedz to od razu zamiast bawić się w półsłówka. Przykładam się do swojego zadania jak mogę. Jeśli tobie to nie pasuje, to mnie zwolnij. Jestem pewien, że księżniczka nie będzie protestować.

Przez chwilę przyglądała się mu, przechylając nieco głowę na prawą stronę. Jej prawe ucho opadło nieco, podczas gdy lewe zdawało się czegoś nasłuchiwać.
- Chwali ci się to, jednak pytasz o zadanie, które cię nie dotyczy oczekując pełnej odpowiedzi. Z tych, o które zapytałeś tylko oznaczone czerwoną flagą ma dla ciebie znaczenie. Drugie także, jednak miejsce oznaczone zieloną jest odłamem tego zadania i jest ono powierzone mojej osobie. O czerwonym zadaniu mówić publicznie nie możemy. O mojej części zielonego nie chcę. W tej chwili możemy zatem porozmawiać jedynie o tym, które dzielić będziesz z resztą drużyny, a które nie wymaga zboczenia z wyznaczonej trasy.

Pokiwał głową w zamyśleniu.
- Rozumiem. Rzeczywiście czerwone wymaga kilku pytań, ale pozostawię je na później. Skoro moja trasa nie będzie prowadziła do zielonego, to nie zamierzam pytać. Dziękuję za pojedynczy wydatek. Sporo rozjaśnił. Odnośnie głównego zadania nie mam pytań na obecną chwilę.

- Zatem pora na odprawę? - wtrąciła się Telrayne, która do tej pory milczała.
- Odprawę - potwierdziła Sintri. - W namiocie Hime - dodała. Oktaw mógł przy tym wyczuć, że elinka jest zadowolona. Najwyraźniej rozmowa z nim sprawiła jej przyjemność.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-02-2020, 17:10   #38
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Jako następny odezwał się wojownik.
- Sugeruję użycie zwiadowców. Lasy są tu gęste i podchodzą blisko pod szlak, co oznacza bezpośrednie sąsiedztwo zagrożenia. Szczególnie w pierwszej części trasy - wskazał na teren Wiecznego Lasu na mapie wraz z wąskim przesmykiem między górami nieco poniżej tego miejsca.
- W przypadku zaistnienia problemów za pomocą rogu można poprosić o wsparcie. Ponadto posłużenie jako przynęta powinno dość znacząco poprawić skuteczność uderzenia przez atak na plecy przeciwników. Zgłaszam się na ochotnika - dodał.
- Najwyraźniej będę przy Hime, czyli raczej nie całkiem z tyłu. - Westchnął Faran cicho i złapał się za rogi, zdawało się, że sam się doigrał tej pozycji, ale nie bardzo było jak z niej zrezygnować. - Co wiemy o wędrowcach i samych potworach na spodziewanej trasie przemarszu? Cokolwiek konkretnego, czy jedynie to, że są i być może dopadły jeden ze statków? - Zapytał rzeczowo Aman, przechodząc nad rewelacjami castanica do porządku dziennego.
- Wędrowcy to silne bydlaki rzygające trucizną, z którą mogą mieć problemy nawet kapłani. Lepiej tego unikać. Na szczęście są powolnymi samotnikami. Zazwyczaj. Strzelcy mogą próbować trafić w narośl po lewej stronie ciał, ale nie wtedy, gdy któreś z jednostek zwarcia będzie w pobliżu. Tam gromadzi się trucizna, więc może się zrobić gorąco. Ghilliedhusy przypominają drzewa. Chyba wszyscy już domyślają się ich taktyki, zaś drzewa bardzo blisko podchodzą pod szlak. Ostatnie, może najgorsze, terronsy. Małe, szybkie, ruchliwe. Występują w grupach od sześciu w górę. To są trzy podstawowe typy występujące najczęściej w okolicach szlaku - rzekł wojownik patrząc po kolei po wszystkich twarzach. Ostatecznie kolejny raz spojrzał na mapę.
- Dokładnie tak - Narsh skinął głową. - I oczywiście, zwiad będzie konieczny, do tego jednak celu mamy Rils - wskazał na białowłosą elinkę.
- Jeżeli jednak panicz Oktaw będzie chciał mnie wspomóc, nie widzę w tym przeszkód - zapewniła, machając przyjaźnie ogonem.
-Trujące i drzewne hę? Wiadomo skąd się tu wzięły? Zwykle spotyka się je gdzie indziej. - Dopytał mistyk
- Wypaczona magia - odezwała się elinka o króliczych uszach. - Skąd się wzięły, tego nie wiemy. Są jednak inne - dodała.
- Jak mówi Sintri i jak zauważył Faran - ponownie pałeczkę przejął Narsh. - Te potwory spotkać można i na lądzie, chociaż w innej formie. Tutaj są wypaczone, dlatego też potrzebujemy zebrać esencję Wędrowców do badań. Może to pomoże wyjaśnić dlaczego są takie, a nie inne i jaka magia na nie wpływa.
- Chciałbym wrócić do katastrofy statku Leandra. Wiadomo coś więcej? Przykładowo odnośnie przewidywanej przyczyny? Nie widziałem żadnego statku latającego nad lądem. Trasa naszego także nie przecinała linii lądu aż do doków.
- Ma to sens. - Mruknął Faran pod nosem. - Z tego co słyszałem, statki są po prostu łatwym kąskiem, dlatego nie zapuszczają się głębiej w ląd. Dlatego trochę mnie dziwi, że postanowili tam lecieć, nie zabezpieczywszy wcześniej trasy przelotu. - Wyraził swoje zdziwienie Aman.
- Leander znał zagrożenie - odpowiedziała Sintri. - Leciał niemal samym brzegiem.
- Niestety, najwyraźniej to nie wystarczyło - podjął wątek Narsh, gdy elinka umilkła. - Przynajmniej takie mamy podejrzenia bo nie licząc tego, że nie pojawił się w mieście, niewiele jest nam wiadome. Znamy mniej więcej trasę, którą obrał - przesunął palcem po mapie, podążając wzdłuż zachodniego brzegu. - Podejrzewamy, że do wypadku mogło dojść gdzieś w tym obrębie - wskazał na wzniesienia niedaleko miasta. - Niestety jest to teren bardzo niebezpieczny i trudny. Co prawda jest tam niewielki obóz, jednak póki co jego mieszkańcy są zajęci innymi problemami. Możliwe że przyjdzie nam się tam zatrzymać, jeżeli podróż zajmie dłużej niż planowane, a zapewne zajmie.
- Obóz jest w jakikolwiek sposób ufortyfikowany, czy to tylko zgrupowanie namiotów bądź wspólnych izb z belek? Jakie problemy, coś związanego z atakami, czy raczej samym zakładaniem i powiększaniem obozu? - Zapytał powoli Faran.
- Ataki - odezwała się Rils. - Niedaleko tego miejsca znajduje się królestwo Vekasa. Jest on bardzo niebezpieczny, chociaż przeważnie trzyma się gęstych części lasu, do których ciężko dotrzeć - wyjaśniła.
- Świetnie, wojna graniczna. Coś więcej na ten temat wiemy? Wielkość grup uderzeniowych, skład, częstotliwość? - Aman westchnął i złapał się za rogi.
- Wygląda na to że została mi lewa flanka. Atha Faran, podejrzewam że większość informacji i tak uzyskamy na miejscu. Sytuacja zdaje się na tyle płynna że wiadomości sprzed kilku dni mogą być już nieaktualne. - elf spojrzał na zebranych - Przyznaję że mnie niepokoi ilość potencjalnych potyczek, jako czarodziej potrzebuję spokojnego miejsca i przynajmniej kilkunastu minut do medytacji żeby odzyskać utraconą manę. Czy możemy uwzględnić to w planach? - zapytał.
- Jeżeli nadarzy się okazja - zastrzegł Narsh. - Misja jednak wymaga pewnej dozy pośpiechu.
- Dlaczego? - po raz pierwszy głos zabrała Hime, która najwyraźniej znudziła się już zabawą z panterą.
- Ponieważ nadal jest szansa na to, że Leander żyje - odpowiedział castanic, wzdychając przy tym. Wyraźnie widać było, że wolałby gdyby księżniczka na zabawie spędziła jednak nieco więcej czasu.
- Oczywiście, że żyje - zapewniła wesoło, podchodząc do stolika i biorąc swój kielich. - Prawda? - rzuciłą pytaniem w powietrze, po czym przyjrzała się wszystkim zebranym. - Rany, co wy tacy poważni? Idziemy przeżyć przygodę w końu - zaanonsowała radośnie, wznosząc naczynie w toaście. - Będziemy walczyć i zabijać i świętować i spędzać razem czas i … o i zbierać kwiatki! - zakończyła z zachwytem w oczach.
- Aha. W takim razie, im szybciej wyruszymy i tam dotrzemy, tym szybciej przeżyjesz tą upragnioną przygodę. - Stwierdził Aman. - Lepszy powód do pośpiechu? W końcu co może być lepszego, niż poszukiwania zaginionego statku. - Faran spróbował przedstawić wszystko rw bardziej rozsądnym dla elinki świetle.
- No właśnie! - podchwyciła. - No więc ruszamy - oznajmiła, podbiegając do Farana i łapiąc go za rękę. - No już, już, już - zaczęła skandować, rozlewając przy tym nieco wina. - Ile można rozmawiać. Wiemy gdzie, mamy wierzchowce, mamy słodycze więc chooodźmy juuuużżż.
- Dobrze, a wiesz gdzie masz broń, zbroję, podręczne mikstury i czy wszyscy pozostali są gotowi? - Zapytał po części Hime, a po części resztę.
Elf przyglądał się księżniczce. Jej zachowanie było tak… nieoczekiwane, że ciężko było pamiętać o jej prawdziwym wieku i statusie.
~ Nie zapominaj kim są elinki. To esencja bogini zaklęta w ciało, tylko dla niepoznaki wyglądające tak bezbronnie. Prawdopodobnie zdołałaby cię zabić zanim byś mrugnął okiem. ~ upominał siebie. ~ Tylko ciężko jest to zaakceptować gdy Rils jest w pobliżu, Czyż nie? ~ westchnął ciężko.
- Wasza Wysokość, przygotowania do podróży zawsze zajmują chwilę dłużej niż byśmy chcieli, jednak są niezbędne do właściwego funkcjonowania orszaku. Jestem pewien że wyruszymy tak szybko jak to tylko będzie możliwe.- elf wstał i skłonił się księżniczce.
- Kilka istotnych pytań wciąż pozostało bez odpowiedzi. Pierwsza to prawdopodobna przyczyna katastrofy statku. Druga to konflikt z Vekasem. Gdzie sięgają… “granice” jego terytorium? To przede wszystkim. Jakimi siłami dysponuje? - zapytał Oktaw.
- Oj… - Hime zamyśliła się na chwilę. - Wszystko spakowane! Oczywiście, że spakowane. Dlaczego miałoby nie być? Narsh, spakowałeś wszystko, prawda? - zwróciła się do castanica, który skinął głową. - No właśnie, spakowane - chciała klasnąć w dłonie, ale nie wyszło jej to jak planowała bowiem zapomniała, że nadal trzyma w dłoni kielich. Wino w najlepsze skorzystało z okazji do wyrwania się na wolność i chlusnęło lądując na sukience Rils.
- Ojej! - pisnęła wilcza elinka, podrywając się i próbując doprowadzić swoją szatę do porządku.
- Tak, spakowałem - odpowiedział Narsh, wydarzenie komentując jedynie nieco zmęczonym westchnieniem. - Najprawdopodobniej za wypadek odpowiedzialna jest magia tej wyspy, chociaż nie wykluczamy, że stały za tym siły przeciwników. Co zaś się tyczy Vekasa to jest on królem, o ile można go tak nazwać, Ghilliedhusów. Można zatem uznać, że jego królestwem jest cały las, chociaż on sam zdaje się nie wychodzić poza obszar najgęstszego skupiska drzew, w tym rejonie - wskazał palcem na ciemnozielony fragment mapy, niedaleko obozu, w którym mieli spędzić noc, o ile warunki będą im sprzyjać.
Elf skłonił się księżniczce jeszcze raz i podszedł do Rils. Przebiegł palcami po runach na dysku który miał u pasa i przywołał moc. Wino rozlane na sukience zaczęło się zbierać w jedno miejsce, na samym skraju i po chwili jego wielkie krople spadły w dół. Nim jednak dosięgnęły dywanu czarodziej mocami powietrza pochwycił je i zbierał je w lewitującą kulę, kontynuując dopóki na sukience nie było najmniejszego śladu cieczy. Kula wina podleciała następnie do kielicha i się w nim rozlała. Elf odstawił naczynie poza zasięg czyichkolwiek rąk.
- Cóż takiego cennego znajduje się w tej okolicy że obóz założono niemal w centrum wrogiego terytorium athe Nash? - zapytał.
Rils sprawiała wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłakać. Skinęła głową elfowi, po czym z krótkim “przepraszam”, a następnie “dziękuję paniczu”, wybiegła z namiotu.
- Droga - odpowiedział Narsh. - Tamtędy właśnie przebiega główna trasa łącząca ten obóz z miastem. Miejsce także jest dogodne. Nie wspominając o tym, że prędzej niż później zostanie postanowione oczyszczenie tego lasu także z jego władcy. Wypaczona magia wyspy nie pozostawi innego wyboru - dodał.
Czarodziej skinął głową. Nie było nic więcej do dodania, przynajmniej według niego.
- Wasza Wysokość pozwoli że się oddalę. - skłonił się księżniczce i wyszedł z namiotu poszukując Rils.
Aman również lekko westchnął lekko na ekscesy księżniczki. Natomiast zdawało się, że był póki co związany chcąc nie chcąc z jej świtą. Przynajmniej był już spakowany. -Nie podoba mi się ta magia, jeśli aż tak potrafi wypaczyć las i stworzenia, to obawiam się, że my również nie jesteśmy na nią odporni, przynajmniej na dłuższą metę. Pośpiech faktycznie jest wskazany. - Powiedział Faran skinięciem głowy dając znać, że jest gotów.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 28-02-2020, 19:26   #39
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Dzień wstał i powoli przechodzić zaczął w przedpołudnie. Słońca unosiły się wyżej i wyżej, rozświetlając niebo swym bliźniaczym blaskiem. Temperatura także zaczęła rosnąć, wypełniając powietrze wonią nagrzanej roślinności.
Obóz, już w pełni obudzony, tętnił życiem. Było głośno, było wesoło.

Z dwóch grup, które miały wyruszyć w głąb wyspy, pierwszą była ta, która miała ochraniać karawanę kupca Sejanusa. Tuż przed wyruszeniem spotkali się ponownie przed namiotem kwatermistrza. Tam otrzymali ostatnią część swojego ekwipunku, a mianowicie wierzchowce.


- Niebieskie Roany - poinformował swoją drużynę Tyrus, głaszcząc po karku bestię, która miała go nieść na grzbiecie. Ogier był nieco większy od pozostałych. Przebierając kopytami dawał także jasno do zrozumienia, że nie stworzono go do tego by stał w miejscu.
- Liczyłam na to, że jednak dostaniemy Tulpary - Okuri nie sprawiała wrażenia szczególnie zachwyconej swoim wierzchowcem. Zarówno ona jak i Rybka otrzymały najmniejsze zwierzęta, niewiele większe od kuców.
- Nie powinnaś narzekać - Tanelia już zdążyła się zaprzyjaźnić ze swoją klaczą. Bez wątpienia miało tu wiele do powiedzenia jabłko, które castaniczka przemyciła, a po którym nie został już nawet ślad.
- Lepiej już ruszajmy - ponagliła Mirin, wskakując na swojego ogiera.
- Co racja to racja - przytaknął Tyrus, idąc w jej ślady.

Wozy kupca czekały już przed mostem, łączącym niewielką część wyspy, na której rozbity był obóz, z główną. Była to stara, kamienna konstrukcja, która jednak nadal sprawiała wrażenie wystarczająco solidnej aby można było po niej przejechać wozami nie martwiąc się o wpadnięcie w przepaść.
- Zapowiada się całkiem przyjemny dzień - Sejanus, dosiadający dostojnie wyglądającego, białego wierzchowca, wyjechał im naprzeciw. Zaraz za nim, niczym jego cień, podążała czarnowłosa castaniczka. Do siodła miała przypiętą glewię.
- Mam nadzieję, że wszyscy jesteście gotowi - dodał, uważnym spojrzeniem lustrując całą grupę. Szczególną uwagę poświęcił damskiej części.
Dzień faktycznie był przyjemny, podobnie jak droga. Co prawda nie była ona wybrukowana, jednak na tyle dobrej jakości, że wozy mogły się po niej swobodnie poruszać. Woźnicy prowadzili zwierzęta pewną ręką, chociaż widać było u nich oznaki niepokoju spowodowanego nieznanym terenem oraz, bez wątpienia, opowieściami o czających się na podróżnych zagrożeniach.
Nic jednak nie wskazywało na to, by coś miało wyskoczyć na nich zza każdego krzaka, drzewa czy pagórka. Droga wznosiła się delikatnie i opadała, zaś w miarę posuwania się do przodu, zaczęła także zakręcać. Roślinność, którą z początku stanowiły głównie niskie krzaki i nieliczne drzewa, wkrótce zaczęła się zmieniać. Drzew przybywało, chociaż wciąż nie było ich na tyle by można je było określić mianem lasu. Ujrzeli go dopiero w okolicy południa, po tym jak okrążyli jeden z wyższych pagórków. Był gęsty i mroczny, a droga, która podążali, wcinała się w niego jak ostrze miecza. Niestety, ginęła równie szybko jak ugodzona takowym ofiara.
- Zatrzymamy się tu na szybki obiad - polecił Sejanus, wskazując na pagórek. Był to dobry punkt na postój, dający widok na większą część okolicy dzięki czemu można było dostrzec ewentualnego przeciwnika na długo przed atakiem.
Ponownie w drogę ruszyli po niecałych dwóch godzinach. Las zbliżał się do nich nieubłaganie. Cisza, która panowała wokoło, wcale nie pomagała pozbyć się wrażenia, które przykleiło się do nich gdy tylko opuścili miejsce południowego postoju. Czuli na sobie czyjś wzrok. Czyjeś oczy zdawały się śledzić każdy ich krok. Niestety, w gęstej, wysokiej trawie, która pyszniła się wszędzie tam, gdzie nie rosły drzewa, ciężko było dostrzec do kogóż to mogły należeć.
W las wjechali jednak bez żadnych niespodzianek. Nic ich nie zaatakowało ani nawet nie wychyliło się by taką próbę podjąć. Otuleni półmrokiem i przyjemnym chłodem, jechali dalej. Wrażenie bycia obserwowanym osłabło nieco, szybko jednak powróciło. Zdawało się, że to same drzewa ich obserwują. Niechętne intruzom, gotowe do tego by wystąpić przeciwko nim. Nagle zrobiło się jeszcze ciszej, niż wcześniej. Każde skrzypienie kół brzmiało w ich uszach nieznośnie głośno. Ich własne oddechy zdawały się rozsadzać im uszy. Parskania koni, szczęk broni, uderzenie końskiego kopyta o kamień. I te oczy, których dostrzec nie potrafili.
- Na prawo - szept Okuri zabrzmiał równie głośno co krzyk. Oczy wszystkich natychmiast zwróciły się w tamtym kierunku. Faktycznie, coś poruszało się wśród drzew i krzaków.
- Przed nami - ostrzegła Mirin, sprawiając że uwaga skupiła się teraz na drodze. Tam także coś się poruszało. Coś dużego, zlewającego się z samym lasem. Koń pociągowy ciągnący pierwszy wóz, zarżał głośno, sprawiając że w jego ślady poszły pozostałe.
- Ghilliedhusy! - Krzyknęła ostrzegawczo Tanelia, pędząc w ich stronę.
- Wędrowcy - niemal w tym samym momencie rozbrzmiał głos Okuri. Mirin już zeskakiwała ze swojego wierzchowca, szykując swoją lancę i tarczę. Podobnie uczynił Tyrus, rzucając lejce woźnicy i sięgając po swój ogromny topór.
- Nie chcę nikogo niepokoić ale nas otaczają - głos zabrała towarzyszka Sejanusa. Biorąc zaś pod uwagę odgłosy, które zaczęły docierać do ich uszu, mogła mieć sporo racji w tej kwestii.


Południe zbliżało się nieubłaganie. Widać to było nie tylko po umiejscowieniu słońc na niebie, ale także po zmianie w zapachach, jakie wypełniały obóz. Jak nic kucharze zabrali się już za przygotowywanie obiadu. Nagle nozdrza podrażniać zaczęła woń smażonej cebuli, grzybów i gotowanych ziemniaków. Jednocześnie zrobiło się nieco ciszej. Zadania na ten dzień zostały już rozdane i każdy zabrał się za swoją robotę. Trzeba było zadbać o wierzchowce, trzeba było uprzątnąć zagrody, trzeba zadbać o ekwipunek. Nowe grupy strażników stanęły na warcie, a poprzednie udały się na spoczynek. Niektórzy ruszyli w stronę głównej części wyspy. Zwiadowcy, posłańcy, w końcu także naukowcy. W pobliżu obozu nie brakowało wszak roślin, skał, pozostałości po istniejących kiedyś budowlach. Nie trzeba było podróżować daleko by zdobyć informacje o kulturze, która kiedyś zamieszkiwała ten fragment Arborei.

Ci jednak, którzy wraz z księżniczką mieli podróżować, nie wybierali się by odkrywać informacje o starożytnym ludzie. Ich zadaniem było dostarczyć nader żywiołową istotkę do głównej bazy, zwanej także przez niektórych miastem. Po drodze mieli zdobyć informacje o wydarzeniach znacznie bliższych niż setki lat. Jedyne, co ich z tymi naukowcami łączyło, którzy przed nimi ruszyli by badać najbliższą okolicę, to potrzeba zdobycia informacji o zamieszkujących wyspę potworach.
Gdy ponownie zebrano się przed namiotem Hime, jej wysokość czekała już w siodle swojej pantery. Machając wesoło nogami rozprawiała o urokach podróżowania przez nieznane tereny z Sintri. Chociaż w sumie ciężko to było nazwać rozmową, skoro tylko ona mówiła.
Na nich także czekały wierzchowce. Były ich dwa rodzaje. Pierwszy, nieco większy i mocniej zbudowany.


Drugi mniejszy i o ciemniejszym ubarwieniu.



Tych ostatnich była trójka, zatem można było przyjąć iż będą one służyć przedstawicielką rasy Elin. Teorię tą potwierdziła Rils, podchodząc do jednego z nich wraz z Atharielem.
- Są mniejsze ale za to nieco szybsze od Szarych Velikańskich - wyjaśniła elfowi, spoglądając na niego z zachwytem i oddaniem, które sugerowało postępujące zmiany w ich wzajemnej relacji.
- Liczyłam trochę na to, że to będą Tulpary - westchnęła Telrayne, podchodząc do swojego wierzchowca.
- Velikańskie nie są takie złe - Valeria podeszła do niej i do Oktawa. Jej siostra stała nieco z boku, uważnie przyglądając się całej trójce. Nie wyglądało na to by sama miała ochotę podchodzić.
- Proszę - do Farana podszedł Narsh, wręczając mu niewielkich rozmiarów, podłużny flet. - Gdy zrobi się źle masz z niego skorzystać. Pantera została wytresowana by na jego dźwięk wzbić się w powietrze - wyjaśnił.
Niedługo później cała grupa siedziała już w siodłach i pokonywała kamienny most łączący obóz z wyspą. Przyjemny wietrzyk chłodził ich ciała niosąc ze sobą woń dzikich kwiatów, nagrzanej słońcem twarzy i słonej wody. Zaraz po przekroczeniu mostu skierowali się na prawo. Ścieżka, którą jechali nie należała do szczególnie widocznych, jednak bez wątpienia ktoś ją kiedyś wytyczył i nawet po latach dało się ją wypatrzeć. Sintri odłączyła się od grupy w jakąś godzinę później.
- Dołączy do nas później - poinformował Narsh i było to wszystko czego dowiedzieli się na ów temat.
Hime z kolei usta się nie zamykały. Podziwiała kolory tęczy, świeżość powietrza, kolory kwiatów, ciszę lub też przeciwnie, odgłos spadającej wody gdy zbliżyli się do brzegu. Wypytywała o wszystko, a odpowiedzi tylko sprowadzały na odpowiadającego lawinę kolejnych pytań. Zanim dotarli do pierwszych, gęściej występujących drzew, wszyscy zdawali się być równie zmęczeni co po spędzeniu całego dnia w siodle. Szczęśliwcami w tej kwestii byli Oktaw i Rils, którzy wysforowali się do przodu gdy tylko łąki zostały za ich plecami. Wśród drzew bowiem panowała błoga cisza.

Sytuacja taka utrzymała się aż do chwili, gdy wjechali w gęstwinę. Syn Arganta od razu poczuł jak czyjeś oczy skupiają na nim swoją uwagę. Nie widać było do kogo należą, ale unoszące się na karku włoski sugerowały, że nie chodzi tu o jedną parę.

 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 04-03-2020, 12:29   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grupa Tyrusa - rozmówki przed wyruszeniem

Od dobrych stosunków z wierzchowcem wiele zależało, więc Gravaren rozpoczął znajomość ze swym ogierem od przekupstwa. Poczęstował go marchewką, a potem poklepał po szyi.
- Jak go zwą? - zwrócił się do wojaka, który przyprowadził wierzchowca.
- Blue Shadow - padła odpowiedź.
-Miło cię poznać, Blue Shadow - powiedział elf, co ogier skwitował próbą skubnięcia go w ucho.
- Ponoć latanie jest w tych okolicach szkodliwe dla zdrowia - powiedział do Okuri, która uznała ten rodzaj transportu za zbyt przyziemny.
- I co z tego? Jest znacznie przyjemniejsze. - Elinka nie dawała za wygraną.
- Lepiej krócej żyć, a przyjemniej? - Gravaren się uśmiechnął. Słowo "przyjemniej" było bezpieczniejsze, niż "pełną piersią".
- I szybsze - dodała, z wyraźnie słyszalnym wyrzutem w głosie. - Jakbyś spróbował to byś wiedział.
- Ma trochę racji - poparła ją Tanelia. - Latania nic nie przebije.
- Próbowałem - odparł Gravaren. - Mało jest rzeczy przyjemniejszych od latania, przyznaję.
- No właśnie! - Okuri wykrzyknęła z tryumfem, wskakując na swojego konika.
- Może przy następnej nam dadzą chociażby pegazy - dołożyła się Tanelia, podobnie jak elinka zajmując swoje miejsce w siodle. - Względnie, jak już zrobimy co tu będzie do zrobienia to może sama sobie kupisz latającego wierzchowca. Co prawda słyszałam, że trzeba na takiego fortunę wydać ale… - puściła oczko do Elinki. - Może Tyrus ci takiego kupi?
- To jest myśl.
- Okuri pomysł jak najbardziej do gustu przypadł.
- Na co czekasz? - Castaniczka przeniosła swoją uwagę na elfa. - Chcesz się pokazać jako ostatni?
- Na kogo - poprawił ją Gravaren, spoglądając na Rybkę.
Rybka nieco się guzdrała. Nie było jej widocznie śpieszno. Nie przygotowała nic dla swojego wierzchowca wobec czego postanowiła obdarzyć go pewną dawką czułości, by lepiej się zapoznać. W końcu i ona dosiadła go, gotowa do drogi.
W tym samym niemal momencie Gravaren znalazł się w siodle.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172