Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2020, 21:56   #38
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
W końcu Alex musiała odpuścić. Ściskała broń w dłoni, choć zagrożenie nie mogło do nich wejść. W końcu trzeba było ogarnąć nocleg. Ona się do tego zgłosiła. Poskładała ich karimaty blisko siebie. Na zakładkę, żeby przypadkiem nigdzie nie dotykać nikłej jakości posadzki.

Potem przygotowała koce. Wszyscy mogli zająć swoje miejsca, a Alex zajęła się sobą. Cieszyła się, gdy mogła się przejść na czworakach na drugi koniec ich schronienia. Rozebrała się w kompletnej ciemności wsłuchując się w pochrapywania Sebastiana i deszcz stukający o dach. Było zimno. Bardzo zimno.
Alex rozwiesiła swoje mokre ubrania. Wiedziała, że to nic nie da. Było za zimno i za mokro. Ale przyzwyczajenie wygrało. Rozwiesiła więc bluzę i spodnie. Ze swojej torby wyciągnęła drugi komplet ciuchów. I wtedy ułożyła się obok Sebastiana. Mężczyzna był wielki. Chyba nawet większy od Victora.
Ciepłe myśli przepełniły umysł Alex. Wspomnienie brata. Wspomnienie Vica. Westchnęła ciężko. Przysunęła się ciasno do Sebastiana. Wszyscy ją opuszczali. Ginęli. Zginęli tragicznie jak matka, czy Max. Umierali z braku leków, jak jej ojciec. Wszyscy wokół umierali. Zacisnęła zęby. Łza spłynęła po jej policzku. Lewą dłoń położyła na nagiej piersi Donnelly’ego. Jego oddech uspokajał. Olbrzym, który gołymi rękami wyrwał drzewo. Złapał ją i ciągnął za sobą niczym szmacianą lalkę, praktycznie bez wysiłku. Sebastian dawał bezpieczeństwo. Tak jak jeszcze niedawno jej Vic. Czy jeszcze kiedyś go zobaczy? Co tu robiła? Czym były te istoty? Kim byli ludzie wokół niej? Nie wyobrażała sobie co by z nimi było bez wielkoluda. Z drugiej strony w pamięci miała tę dziewczynę z obozu. Wyglądała na chorą. Nie była w stanie maszerować. Zostawili ją. Zostawili ich. Czy powinni zostać? Co by to zmieniło? Zgineliby? Wszystko wskazywało, że ich grupa odciągnęła stwory od obozu. Być może uratowali tamtym życie ryzykując własnym. Nie była pewna. Niczego nie była pewna. Poza tym, że chciała przeżyć. A ta grupa ludzi była na to najlepszą szansą.

Złapała się na tym, że wodzi lewą dłonią po piersi olbrzyma z czułością. Napawała się jego słodkim ciepłem. Tak cennym w takiej chwili. Zamarła gdy to do niej dotarło. Co na to jego dziewczyna? Albo on gdyby się zorientował? Albo co by na to powiedział jej Victor? Czy go jeszcze zobaczy?

Miliony pytań kłębiły się w jej głowie gdy nagle zabrakło jej sił. Sen przyszedł szybko.
Przemierzała las... dobry, znajomy las, pełen śpiewu ptaków. Ciepły wiatr delikatnie pieścił jej skórę, słońce sączyło delikatne promienie między liśćmi koron wysokich drzew. W powietrzu czuło się wiosnę, rośliny aż pękały od życiodajnych soków, tworząc na potęgę kobierce kwiatów i liści, wabiąd do siebie owady. Zwykle zielono-bury las zmienił się w rajski ogród, nasycony żywymi barwami życia, tętniącym nimi aż czuło się mrowienie na skórze.

Polowała, dla sportu i na przyszłość - aby napełnić spiżarnię, bo sama nie czuła głodu ani zmęczenia. Podróż przez puszczę sprawiała jej przyjemność... aż wreszcie pośrodku zielenią ujrzała marmurowy kawałek... ramienia?

podeszła bliżej, rozgarniając gałęzie. Ukazał się pomnik, tropicielka... skądś go znała. Dotknęła zimnej, kamiennej powierzchni...

... a wtedy posąg się zmienił. Twarz nabrała ostrych rysów, zza zgrabnych pleców wyrosły mocarne, marmurowe skrzydła.

Wykuta postać w niegnaniu oka postarzała się, zamknięte powieki uchyliły sie, ukazując ciemne, puste oczodoły. Kamienny anioł zwrócił twarz ku Alex, z jego oczu popłynęły czarne łzy. Ręce wyciągnęły się do przodu, łapiąc kobietę za szyję. Ścisnęły mocno, odcinając dopływ tlenu. Nieczuła na szarpania, charczenie i drapanie kamienia ludzkimi dłońmi. Trzymała tak, póki w jej dłoniach nie pozostało martwe, pozbawione oddechu i duszy ciało.

Alex widziała je - widziała siebie samą, stojącą jakby z boku. Brakowało emocji, brakowało... czegoś jej brakowało... tylko…
Poranek był ciężki. Okazało się, że jeden ze snów był snem. Jednak płachta po której ściekała woda i ciasne poddasze przypomniała, że drugi sen nie był snem. Przez moment skrywała twarz w dłoniach. Potem dotarło do niej co się dzieje i zaczęła się szybko ubierać. Czy widzieli? Czy ją zaakceptują? A może dobrze się ukryła? Czy gdy dowiedzą się później, to się jej pozbędą?

Przemyślenia Alex zakrawały na powoli rozwijający się obłęd. Założyła bluzkę, bluzę i rękawiczkę. Potem wciągnęła wilgotne spodnie, suche skarpety i buty.

- Zdaje się, że mamy sporo kwestii do obgadania - powiedziała blondynka poprawiając fryzurę, tak, żeby włosy zakryły kolejną jej tajemnicę.
Sen opisany przez Amduat
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline