Snow wyłoniła się zza skrzyń i rozejrzała się dookoła. Po Zabraku i jego kumplach nie było już śladu. Nie sądziła, by zamierzali wrócić, skoro już pobili swojego dłużnika i nastraszyli jego rodzinę. Po części Stormchaser żałowała, że nie zdecydowała się szybciej wtrącić, ale rozsądek wygrał. Poza tym doszła do wniosku, że i tak niewiele by już wskórała. Przede wszystkim dlatego, że oprawcy dokonali największych szkód. Może gdyby znalazła się w tym miejscu dużo wcześniej, ale kiedy już przybyła, mężczyzna miał już rozkwaszony nos. Wtrącając się, kiedy te oprychy były w pobliżu, jedynie pogorszyłaby sytuację rodziny, a i siebie wpakowałaby w kłopoty.
Uśmiechnęła się do kobiety, która była cała w nerwach i najwidoczniej wzięła ją za kolejne niebezpieczeństwo.
- Spokojnie, nie chcę nikomu zrobić krzywdy - odezwała się uprzejmym tonem, wyciągając przed siebie dłonie w pojednawczym geście. - Kim oni byli? Czego chcieli? Mogę jakoś pomóc? Wiem, że to nie moja sprawa, ale nie jestem w stanie przejść obojętnie wobec cudzej krzywdy, a wy zdecydowanie potrzebujecie pomocy. Przynajmniej w opatrzeniu tych paskudnych ran. - Wskazała na mężczyznę.
- Jestem Snow Stormchaser - przedstawiła się, podchodząc bliżej i wyciągając dłoń, by przywitać się z nieznajomymi.