Ręka Dominika poruszyła się ponownie. Lekarze oczami własnymi, osprzętu oraz telefonu śledzili każdy ruch oraz odczyty. Te drugie pozostawały w normie. Były bardzo stabilne, nie wykazywały żadnych anomalii mogących świadczyć o jakiejkolwiek niespodziewanej aktywności.
Mimo to ręka dziecka poruszała się.
Cytat:
O REM BYŁO W KOMIKSACH/ CIĘŻKO PISAĆ/ BARDZO BOLI CHCE SPAĆ BEZ SNÓW
|
-
Obserwujemy właśnie zmieniający się charakter pisma. Czy ten się zgadza? - opisywał lekarz nagrywający zajście. Przeniósł kamerę na matkę, która pokręciła głową. Wyglądała na rozdartą. Z pewnością nie chciała, by jej syn cierpiał, ale także musiała bardzo chcieć, by się obudził.
-
Nie wiem co zdecydować... - wyraziła na głos swoje wątpliwości. Lekarz-dresiarz odpowiedział natychmiast.
-
Mówiłem pani, że my próbujemy go wybudzić. Nie chcemy, nie możemy i nie będziemy działać na szkodę naszych pacjentów. Przede wszystkim nie szkodzić. Jakiekolwiek próby pogłębiania istniejącej już śpiączki są działaniem na szkodę naszych podopiecznych, czemu sprzeciwiam się z całą stanowczością. Reprezentujemy naukę. Medycynę. Mamy obowiązek leczyć chorego zgodnie z metodami, które na drodze badań naukowych okazały się skuteczne. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której taka prośba padłaby z ust człowieka w pełni świadomego, dysponującego pewną wiedzą medyczną. Czy uważa pani, że którykolwiek lekarz bez badań i diagnozy podałby lek? To nie serial, a lekarze to nie doktor House. Tym bardziej nie podamy niczego na prośbę dziecka, którego procesy mózgowe nie przebiegają poprawnie, czego dowodem jest śpiączka. Najpierw badania, potem diagnoza, a na końcu leczenie. Przypadek pani syna jest... niezwykły, co sprawia, że należy zwiększyć środki ostrożności, nie zmniejszyć.
Witold otworzył oczy. Musiało go spotkać coś strasznego podczas snu. Może spadł z łóżka? Nie... Bolało go całe ciało. Szczególnie mocno szarpała go nera. To było takie uczucie jakby go ktoś kijem zajechał. Tyle, że jeśli się skupił bardziej, co nie przychodziło mu z łatwością, to wątroba też bolała. Przełyk palił i nic dziwnego. W końcu miał rurę wsadzoną w gardło...
Nagle spłynęła przytłumiona świadomość. Szpital. Przyrządy zaczęły wariować, piszczeć i pikać. Ciało Burego było dziwnie ciężkie. Ledwie ruszał rękami i nogami nie wspominając o jakiejś bardziej gwałtownej reakcji. Do sali wpadł lekarz.
-
Proszę się nie ruszać! Już to wyjmuję...
Jego ręce zaczęły pracować przy twarzy byłego żołnierza uwalniając go od rurki intubacyjnej. Oddychał z trudem. Jego oddech świszczał i czuł się przeraźliwie zmęczony tym krótkim działaniem.
Musiało się stać coś strasznego, że był tak potwornie sponiewierany, jednakże znacznie bardziej niepokojący był uśmiech doktora Cichockiego, jak głosiła plakietka. Pomimo stanu, w jakim znajdował się Bury, promieniał radością. Musiało być bardzo, bardzo źle, skoro cieszył się z ocknięcia.
Czuł się jak z waty. Głowę miał napchaną watą. Nie mógł zmusić się do pełnego skupienia, zaś świat przesłaniała mgiełka otępienia, przez którą nie mógł się przedrzeć. Skupianie myśli było czynnością niemalże bolesną. Z pewnością diabelnie męczącą.
Lekarz położył rękę na jego ramieniu.
-
Pana wnuk się ucieszy. Może pan mówić? Chciałby pan z nim porozmawiać?