Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2020, 22:39   #162
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Miejsce: Ostland; Las Cieni; obóz pod Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar obozu


Karl i Tladin



Setnik okazał się być profesjonalistą. Gdy Tladin i Karl przybyli do wskazanego wcześniej sadu chyba cały oddział był już zebrany do kupy i gotowy do drogi. Jednooki setnik przy pomocy dziesiętników ustawił tą pstrokatą zbieraninę w mniej więcej oddział gotów by ruszyć w dalszą drogę. Okazało się, że ludzie są istną zbieraniną bez żadnego wzorca w wyposażeniu. Zdecydowana większość miała za uzbrojenie broń ręczną. Począwszy od szabli, mieczy, młotów i toporów przez zwykłe siekiery, obuchy czy ciężkie, kowalskie młoty. Tarcze, broń zasięgową czy pancerz z prawdziwego zdarzenia mieli nieliczni. Więc była to pstra kompania lekkiej piechoty.

Właśnie w sadzie setnik przydzielił dwójce swoich nowych żołnierzy nowych podwładnych na czas nadchodzącej bitwy. Tladin dostał dwóch pomocników a Karl pięciu. - Trzymajcie się blisko mnie skoro macie być naszymi przewodnikami. - jednooki weteran o obcym akcencie przykazał im obydwu.

Gdy kompania była już ułożona jak trzeba setnik dał znak do wymarszu. Pstrokata kompania ułożona w niezbyt równe szeregi wyruszyła z sadu i z miejsca utknęła w ludzkim korku jaki wytworzył się w tym namiotowym miasteczku jakie nagle ożyło jakby jakaś czarownica zamieszała w swoim kotle. Wszyscy mieli ten sam pomysł czyli opuścić miejsce gdzie się znajdują i ruszyć w miejsce przeznaczenia. A miejscem przeznaczenia też było takie samo dla wszystkich oddziałów więc korek niezbyt miał okazję się rozładować. Wszyscy bowiem się kierowali na rżysko przylegające do wioski jaka stała się bazą dla ostlandzkiej armii.

Na tym rżysku, w scenerii ponurej, mrocznej ściany złowrogiego lasu, stopniowo zebrała się armia z całego obozu. Różne formacje, pod kierunkiem oficerów i podoficerów ustawiły się w niepełny czworobok zwrócone frontem do siebie. Dopiero teraz było widać, że jest tu całkiem spora armia. Były wolfenburscy halabardnicy z Byczych Głów ubrani w biało - czarne barwy Ostlandu i pod sztandarem głowy byka. Byli pstrokato ubrani Gebirgsjager. Był oddział rajtarów ze Srebrnych Hełmów. Do tego pikinierzy, włócznicy, łucznicy, kusznicy i sporo różnorodnych oddziałów pomocniczych jak ten do jakiego trafili Karl i Tladin. Wszystko to szurało nogami, przesuwało się, ustawiało, robiło albo zajmowało miejsce aby przygotować się do generalnego apelu.

Gdy wszystko już było gotowe ostatni wolny bok tego czworoboku został zamknięty przez ciężkozbrojną, dumną jazdę we wspaniałych pancerzacj i jeszcze wspanialszych rumakach bojowych. Do tego już pieszo przyszli gwarziści z Wielkich Mieczy. Ci też mogli robić wrażenie w swoich napierśnikach i wielką bronią jaką nieśli na ramieniu. Ci weterani wielu bitew po tym rżysku szli pięknym, równym krokiem jak na defiladzie. Razem z nimi przyszli też pojedyncze postacie w habitach i płaszczach z symbolami zdradzającymi stan kapłański Sigmara, Ulryka, Morra oraz Talla. No i zaczął się apel.

Do środka, tego improwizowanego placu apelowego, na pięknym białym koniu wjechał generał. Nawet jak go ktoś widział pierwszy raz to od razu widać było, że to jakiś generał lub ktoś o podobnym mu statusie. Miał pięknie zdobioną zbroję i podobny kropierz chronił jego białego rumaka który wydawał się bez trudu nieść ciężko opancerzonego jeźdźca. Przy sobie i przy siodle wódz ludzi miał całą masę dostępnego uzbrojenia od pistoletów w olstrach po jakieś nadziaki, szablę i kto wie co jeszcze.

I okazało się, że generał ma coś do powiedzenia swoim żołnierzom jakich zamierzał poprowadzić w bój. Głos miał donośny i co jakiś czas podjeżdżał do tego czy tamtego krańca placu. Tak jakby chciał przyjrzeć się podwładnym z bliska albo by chciał by oni mogli go dostrzec z bliska. No i pewnie chciał by każdy z w miarę bliska mógł bezpośrednio usłyszeć chociaż część tego co mówił. Za którymś razem podjechał też do kompanii setnika Nucci więc także Tladin i Karl mogli go ujrzeć i usłyszeć z całkiem bliska.

- Dziś odzyskamy to co nasze! Weźmiemy odwet za nasze krzywdy! Za krzywdy naszych bliskich! Rodzin! Żon! Kobiet! Dzieci! Za spalone obejścia! Za splądrowane domy! Za wyrżnięte stada! Za zniewagę przeciw prawom boskim i ludzkim! Za roznoszenie plugastwa! Dziś to my wymierzymy im sprawiedliwość! To my spadniemy na nich z karzącym mieczem! Pamiętajcie o tym! Gdy będziecie ich wyrzynać nie miejcie litości! Oni nam jej nie okazują więc i my nie będziemy! Zabijajcie każdą plugawą poczwarę jaką spotkacie! Ta ziemia, ten kraj, to miasto musi zostać z nich oczyszczone! Krwią i żelazem! I to my będziemy oczyszczycielami tego świata! - generał krzyczał w stronę zebranych żołnierzy i podkreślał swoje słowa ruchami buławy. Tak samo bojowej co zdobnej. Ale potrafił przelać swoje emocje do prostych, żołnierskich, serc Ostlandczyków. Po okrzykach jakie wznosili dało się wyczuć, że mają dość. Dość tych ostatnich klęsk i porażek. Dość uciekania, ustępowania pola. Wreszcie była okazja by odzyskać to co zabrało im leśne plugastwo. I słowa generała trafiły na podatny grunt. Zapewne wielu z nich pochodziło z południowych rejonów Ostlandu więc było bliższymi czy dalszymi sąsiadami nieszczęśników z Kalkengrad. Wiadomo było, że tym razem kosa trafiła na Kalkengrad. Ale jeśli nie zrobi się z tym porządku następne w kolejce mogą być ich pola, stada, rodziny i domy. Więc krzyczeli razem ze swoim generałem. Entuzjazm i żądza zemsty zdawał się parować i wnikać przez skórę od jednego do drugiego. Wojenna gorączka objęła całą armię.

Generał skończył swoją mowę i teraz był czas zaszczytów. Nastąpiła krótka ceremonia gdy kilku żołnierzy nagrodzono za ich dotychczasową służbę. Ktoś za bohaterską postawę w poprzednich zmaganiach dostał patent oficerski. Inny został pasowany na rycerza w uznaniu swoich zasług. Jeszcze komuś wypłacono nagrodę w solidnym mieszku monet. Ci nagrodzeni wzbudzali powszechną zazdrość bo teraz gdy stało się i słuchało o ich wyczynach to wydawało się, że każdy jeden wojak ma szansę zostać dostrzeżonym i nagrodzonym jeśli się tylko odpowiednio wykaże. W końcu żaden z tych nagrodzonych nie wyglądał na żadnego notabla bo żaden nie był konno. A mimo to nagrody wręczał im sam generał.

Po nagrodach i pasowaniach nadszedł czas kapłanów. W końcu Ci uzbrojeni mężczyźni i nieliczne kobiety zebrani na rżysku, pochodzili z różnych stanów i pochodzenia szli by zabijać i ginąć. Więc była okazja aby oddać swoje ciało i duszę pod opiekę dobrych bogów. Kapłani z wolna przechodzili od jednego do kolejnego oddziału błogosławiąc i udzielając otuchy. Czasem bogobojni wierni prosili kapłanów Morra o ostatnie namaszczenie gdyby przyszło im lec w boju. Wielu oddawało się opiece Sigmara który był patronem całej prowincji no i był bogiem - wojownikiem, popularnym patronem wśród wojowników Imperium. Ale i Ulryk, pan zimy i wilków, też cieszył się sporą popularnością.

Szczególne wrażenie robił oddział Wilczyc Ulryka. Niezbyt liczny oddział lekkiej piechoty. A jednak przez wzgląd na wygląd i wilcze wycie jakimi prosiły swojego patrona o wsparcie i błogosławieństwo to trudno je było przegapić. Dzikie zachowanie, wycie, wrzaski, malunki na twarzach, wszystko to sprawiało wrażenie jakby miało się do czynienia z jakimiś dzikusami z Północy. Ale w okrzykach dało się rozpoznać imię ich wilczego patrona a zapał jakich od nich promieniował zdawał się rozchodzić po innych oddziałach.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; droga do Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar maszerujÄ…cej armii



Karl i Tladin



W końcu jednak zbiórka, apel, wojenne pasowanie i modły były już zakończne. Czas było ruszać w drogę do Kalkengrad. Tak jak się rzekł jeszcze w chacie oficer który rozmawiał ze zwiadowcami zaszczytne miejsce prowadzenia kolumny wojska przypadło kompani górskiej piechoty i kompani setnika Nucci która maszerowała zaraz za nią.

Oczywiście to był wymarsz całej armii a nie grupki kilku luźnych. Więc nawet jeśli odległość i droga się nie zmieniło nie było szans aby tak wielka chmara ludzi mogła się przemieścić równie prędko jak jakiś pojedynczy patrol. Gdy ktoś z dwóch przednich kompanii mógł rzucić okiem wstecz gdy ostatni raz patrzyli na obóz wojskowy to kolejne oddziały dopiero wchodziły na drogę albo jeszcze czekały na swoją kolej. Droga była tylko jedna, wiodła przez mroczne trzewia Lasu Cieni więc jasnym było, że cała armia nie stanie na jeden gwizdek przed murami miasta tylko będzie się z wolna wyłaniać kompania po kompanii. Dlatego taka ważna rola była tych oddziałów które szły na czele. Pocieszające mogło być to, że nawet pojedyncza kompania nie musiała obawiać się pojedynczego patrolu przeciwnika. Te kilka czy kilkanaście toporów i mieczy mogło usiec jakiegoś pechowca czy nawet klilku ale reszta ich imperialnych towarzyszy musiała ich rozsiec na mieczach. A by się skoncentrować w jakąś większą kupę zbrojnych przeciwnik też potrzebował czasu. I pod tym względem nadal można było liczyć na zaskoczenie jednej armii przez drugą. Nawet jesli wrogie patrole nie mogły przegapić marszu całej armii po jedynej drodze jaka prowadziła do zdobytego przez nich miasta.

No i skoro ruszała cała armia to poruszała się zgodnie z zasadami sztuki wojennej. Co prawda jako pierwsza szła kompania Gebirgsjager a za nimi kompania Nucci. Ale w zasięgu wzroku poruszały się luźne sylwetki sił lekkich jakie szły na przełaj przez dzikie ostępy. Ale szli luzem więc tempo mniej więcej zachowywali podobne co kompanie maszerujące rozjeżdżonymi koleinami drogi. Ich zadaniem było nie dopuścić do zakłócenia marszu sił głównych jakie poruszały się drogą. A jednak mieli sporo roboty co można było w większości wypadków usłyszeć a czasem także zobaczyć.

Co jakiś czas siły przeciwnika próbowały się z siłami osłony. Słychać było odgłosy walki w leśnej głuszy. Ludzkie i nieludzkie okrzyki. Triumfu, bólu, strachu. Trzaskanie mieczy, maczug i toporów. Warkot jakiś nieludzkich bestii. Odgłos rozszarpywanych ludzi i sieczonych nieludzi. Wezwania bitewnych rogów, trąbek i piszczałek.

Jedną z takich walk idący drogą mogli obserwować żołnierze maszerujący drogą. Wydawało się, że już któryś z patroli napastników przedarł się przez siły osłonowe. Już gromada z tuzina rogatych wojowników i ich dzikich, krwiożerczych ogarów mknęła pomiędzy drzewami i krzakami leśnej gęstwiny. Rzucili oszczepy i kilka z nich trafiło w jakichś pechowców idących w kolumnach. Ale wtedy sami dostali się pod atak z flanki. Kilka Wilczyc wypadło z dzikim wrzaskiem z krzaków. Zwierzoludzie mieli tylko czas aby się zwrócić przeciwko nowemu zagrożeniu. Dwie grupki starły się ze sobą w chaotycznej walce. Potyczka przemieniła się w serię pojedynków dzikich kobiet z dzikimi istotami z mrocznych mateczników. Topory przeciw toporom, kły przeciw zębom, tarcze przeciw maczugom.





- Nie zatrzymywać się! Naprzód, naprzód! Nie zatrzymywać się o to im chodzi! Naprzód! - setnik widząc to zamieszanie z pierwszymi rannymi i to co się działo na ledwo kilka dziesiątek kroków od drogi szybko zainterweniował zmuszając dziesiętników do pracy. Ci szybko opanowali to zamieszanie i kolumny kompanii ruszyły dalej stopniowo zostawiając za sobą tą leśną potyczkę. Nie tak daleko za nimi rzeczywiście maszerowała kolejna kompania więc postój mógł zakorkować wszystkie oddziały poruszające się tą drogą za nimi.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); popołudnie
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar maszerujÄ…cej armii


Karl i Tladin


Podróż przez leśną drogę do samego miasta mogła zająć podobny czas co podczas nocnej wycieczki. Przynajmniej na wyczucie Karla i Tladina. Gdy wreszcie ten mroczny las się skończył ukazała się równina jaka otaczała mury miasta. Od nocy nic się nie zmieniło więc nadal było to pobojowisko pełne gnijących trupów obu walczących stron. Padlinożercy tak się tutaj zadomowili, że kruki uciekały od takiej masy ludzkiej dopiero gdy ci do nich zbliżyli się na dwa czy trzy tuizny kroków. Za to smród tej zgnilizny uderzał w nozdrza znacznie mocniej niż podczas chłodnej nocy. A to, że w drugiej połowie dnia widać było więcej niż podczas nocy to pod tym względem akurat niekoniecznie stanowiło plus.

Zaraz na skraju lasu dwie czołowe kompanie rozdzieliły się. Gebirgsjager mieli do pokonania większy kawałek bo musieli przejść dookoła murów aby dotrzeć do swojej bramy podczas gdy druga kompania swoją miała prawie na wprost.

- Naprzód! Nie ociągać się naprzód! - setnik nie czekał na przybycie głównych sił. Dostał w końcu właśnie takie rozkazy które przekazał swoim podwładnym jeszcze w sadzie. Obie czołowe kompanie miały zająć bramy i okolicę. Zanim wróg się ogarnie i zorganizuje opór. I mieli utrzymać te punkty do czasu aż reszta oddziałów przejdzie przez te dwa wąskie gardła, oczyści drogę po czym wedrze się do miasta aby wyciąć w pień jego zdobywców. Plan wydawał się całkiem sensowny. Tylko nikt nie miał pojęcia jaka będzie reakcja rogatych. Jak szybka i jak silna. Jeśli będą zwlekać to do miasta zdążą dołączyć główne siły Ostlandczyków. Ale jeśli nie i uderzą z miejsca to los dwóch czołowych kompanii pozostawał w rękach dobrych bogów.

- Wy dwaj! - jednooki zakapior który dowodził tą kompanią zwrócił się bezpośrednio do Karla i Tladina gdy oddział maszerował w stronę południowej bramy. A po ich flance oddalali się chłopcy z górskiej piechoty zaś na skraju lasu pojawiła się kolejna kompania.

- Jak tylko przejdziemy przez bramę weźmiecie swoich ludzi i zabezpieczycie najbliższe budynki! Zwłaszcza dachy! Inaczej te cholery nas wystrzelają z góry! Macie zabezpieczyć najbliższe budynki! - setnik popatrzył na swoich przewodników sprawdzając czy zrozumieli polecenie. Jego uwagę odwróciły okrzyki z przodu. Żołnierze wskazywali na wieżę pod jaką mieli przejść. Widać było na nich kilka rogatych sylwetek. Co prawda tych kilku przeciwników nie mogło zatrzymać setki zbrojnego chłopa nie mówiąc o całej armii jaka za nimi ciągnęła. No ale jednak paru pechowców mogło oberwać, zwłaszcza, że broni zasięgowej w kompanii prawie nie było.

- Dziecinada! Nie zatrzymywać się! Naprzód! Musimy zdobyć i utrzymać bramę! - obcokrajowiec w służbie ostlandzkiej armii wydawał się być zdeterminowany wykonać otrzymane rozkazy i nie wahał się tego okazać. Więc i lekka piechota nawet na chwilę nie zwolniła zbliżając się do owej bramnej wieży. Już z odległości kilkudziesięciu kroków widać było zator jaki powstał na jej dnie co w nocy było widoczne właściwie dopiero jak się stało w samej bramie. Ale w prześwicie bramy nie było widać sylwetek żadnych przeciwników prócz tych na wieży. Tylko te wozy kawałek dalej jakie tworzyły barykadę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline