Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-02-2020, 18:04   #161
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wcielenie do wojska nie należało do marzeń Karla i, prawdę mówiąc, miał ochotę powiedzieć oficerkowi, że może sobie tę propozycję wsadzić... do szuflady, ale doszedł do wniosku, że gra nie jest warta świeczki.

- Nie jestem wojakiem i nie będę - powiedział. - Ale żołnierzy podprowadzić mogę. Bo czegóż się nie robi dla dobra Imperium i cesarza.

A potem wyszedł, by przygotować się do wyruszenia.
Zabrał pancerz i broń. Nic więcej nie było mu potrzebne.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-02-2020, 22:39   #162
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Miejsce: Ostland; Las Cieni; obóz pod Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar obozu


Karl i Tladin



Setnik okazał się być profesjonalistą. Gdy Tladin i Karl przybyli do wskazanego wcześniej sadu chyba cały oddział był już zebrany do kupy i gotowy do drogi. Jednooki setnik przy pomocy dziesiętników ustawił tą pstrokatą zbieraninę w mniej więcej oddział gotów by ruszyć w dalszą drogę. Okazało się, że ludzie są istną zbieraniną bez żadnego wzorca w wyposażeniu. Zdecydowana większość miała za uzbrojenie broń ręczną. Począwszy od szabli, mieczy, młotów i toporów przez zwykłe siekiery, obuchy czy ciężkie, kowalskie młoty. Tarcze, broń zasięgową czy pancerz z prawdziwego zdarzenia mieli nieliczni. Więc była to pstra kompania lekkiej piechoty.

Właśnie w sadzie setnik przydzielił dwójce swoich nowych żołnierzy nowych podwładnych na czas nadchodzącej bitwy. Tladin dostał dwóch pomocników a Karl pięciu. - Trzymajcie się blisko mnie skoro macie być naszymi przewodnikami. - jednooki weteran o obcym akcencie przykazał im obydwu.

Gdy kompania była już ułożona jak trzeba setnik dał znak do wymarszu. Pstrokata kompania ułożona w niezbyt równe szeregi wyruszyła z sadu i z miejsca utknęła w ludzkim korku jaki wytworzył się w tym namiotowym miasteczku jakie nagle ożyło jakby jakaś czarownica zamieszała w swoim kotle. Wszyscy mieli ten sam pomysł czyli opuścić miejsce gdzie się znajdują i ruszyć w miejsce przeznaczenia. A miejscem przeznaczenia też było takie samo dla wszystkich oddziałów więc korek niezbyt miał okazję się rozładować. Wszyscy bowiem się kierowali na rżysko przylegające do wioski jaka stała się bazą dla ostlandzkiej armii.

Na tym rżysku, w scenerii ponurej, mrocznej ściany złowrogiego lasu, stopniowo zebrała się armia z całego obozu. Różne formacje, pod kierunkiem oficerów i podoficerów ustawiły się w niepełny czworobok zwrócone frontem do siebie. Dopiero teraz było widać, że jest tu całkiem spora armia. Były wolfenburscy halabardnicy z Byczych Głów ubrani w biało - czarne barwy Ostlandu i pod sztandarem głowy byka. Byli pstrokato ubrani Gebirgsjager. Był oddział rajtarów ze Srebrnych Hełmów. Do tego pikinierzy, włócznicy, łucznicy, kusznicy i sporo różnorodnych oddziałów pomocniczych jak ten do jakiego trafili Karl i Tladin. Wszystko to szurało nogami, przesuwało się, ustawiało, robiło albo zajmowało miejsce aby przygotować się do generalnego apelu.

Gdy wszystko już było gotowe ostatni wolny bok tego czworoboku został zamknięty przez ciężkozbrojną, dumną jazdę we wspaniałych pancerzacj i jeszcze wspanialszych rumakach bojowych. Do tego już pieszo przyszli gwarziści z Wielkich Mieczy. Ci też mogli robić wrażenie w swoich napierśnikach i wielką bronią jaką nieśli na ramieniu. Ci weterani wielu bitew po tym rżysku szli pięknym, równym krokiem jak na defiladzie. Razem z nimi przyszli też pojedyncze postacie w habitach i płaszczach z symbolami zdradzającymi stan kapłański Sigmara, Ulryka, Morra oraz Talla. No i zaczął się apel.

Do środka, tego improwizowanego placu apelowego, na pięknym białym koniu wjechał generał. Nawet jak go ktoś widział pierwszy raz to od razu widać było, że to jakiś generał lub ktoś o podobnym mu statusie. Miał pięknie zdobioną zbroję i podobny kropierz chronił jego białego rumaka który wydawał się bez trudu nieść ciężko opancerzonego jeźdźca. Przy sobie i przy siodle wódz ludzi miał całą masę dostępnego uzbrojenia od pistoletów w olstrach po jakieś nadziaki, szablę i kto wie co jeszcze.

I okazało się, że generał ma coś do powiedzenia swoim żołnierzom jakich zamierzał poprowadzić w bój. Głos miał donośny i co jakiś czas podjeżdżał do tego czy tamtego krańca placu. Tak jakby chciał przyjrzeć się podwładnym z bliska albo by chciał by oni mogli go dostrzec z bliska. No i pewnie chciał by każdy z w miarę bliska mógł bezpośrednio usłyszeć chociaż część tego co mówił. Za którymś razem podjechał też do kompanii setnika Nucci więc także Tladin i Karl mogli go ujrzeć i usłyszeć z całkiem bliska.

- Dziś odzyskamy to co nasze! Weźmiemy odwet za nasze krzywdy! Za krzywdy naszych bliskich! Rodzin! Żon! Kobiet! Dzieci! Za spalone obejścia! Za splądrowane domy! Za wyrżnięte stada! Za zniewagę przeciw prawom boskim i ludzkim! Za roznoszenie plugastwa! Dziś to my wymierzymy im sprawiedliwość! To my spadniemy na nich z karzącym mieczem! Pamiętajcie o tym! Gdy będziecie ich wyrzynać nie miejcie litości! Oni nam jej nie okazują więc i my nie będziemy! Zabijajcie każdą plugawą poczwarę jaką spotkacie! Ta ziemia, ten kraj, to miasto musi zostać z nich oczyszczone! Krwią i żelazem! I to my będziemy oczyszczycielami tego świata! - generał krzyczał w stronę zebranych żołnierzy i podkreślał swoje słowa ruchami buławy. Tak samo bojowej co zdobnej. Ale potrafił przelać swoje emocje do prostych, żołnierskich, serc Ostlandczyków. Po okrzykach jakie wznosili dało się wyczuć, że mają dość. Dość tych ostatnich klęsk i porażek. Dość uciekania, ustępowania pola. Wreszcie była okazja by odzyskać to co zabrało im leśne plugastwo. I słowa generała trafiły na podatny grunt. Zapewne wielu z nich pochodziło z południowych rejonów Ostlandu więc było bliższymi czy dalszymi sąsiadami nieszczęśników z Kalkengrad. Wiadomo było, że tym razem kosa trafiła na Kalkengrad. Ale jeśli nie zrobi się z tym porządku następne w kolejce mogą być ich pola, stada, rodziny i domy. Więc krzyczeli razem ze swoim generałem. Entuzjazm i żądza zemsty zdawał się parować i wnikać przez skórę od jednego do drugiego. Wojenna gorączka objęła całą armię.

Generał skończył swoją mowę i teraz był czas zaszczytów. Nastąpiła krótka ceremonia gdy kilku żołnierzy nagrodzono za ich dotychczasową służbę. Ktoś za bohaterską postawę w poprzednich zmaganiach dostał patent oficerski. Inny został pasowany na rycerza w uznaniu swoich zasług. Jeszcze komuś wypłacono nagrodę w solidnym mieszku monet. Ci nagrodzeni wzbudzali powszechną zazdrość bo teraz gdy stało się i słuchało o ich wyczynach to wydawało się, że każdy jeden wojak ma szansę zostać dostrzeżonym i nagrodzonym jeśli się tylko odpowiednio wykaże. W końcu żaden z tych nagrodzonych nie wyglądał na żadnego notabla bo żaden nie był konno. A mimo to nagrody wręczał im sam generał.

Po nagrodach i pasowaniach nadszedł czas kapłanów. W końcu Ci uzbrojeni mężczyźni i nieliczne kobiety zebrani na rżysku, pochodzili z różnych stanów i pochodzenia szli by zabijać i ginąć. Więc była okazja aby oddać swoje ciało i duszę pod opiekę dobrych bogów. Kapłani z wolna przechodzili od jednego do kolejnego oddziału błogosławiąc i udzielając otuchy. Czasem bogobojni wierni prosili kapłanów Morra o ostatnie namaszczenie gdyby przyszło im lec w boju. Wielu oddawało się opiece Sigmara który był patronem całej prowincji no i był bogiem - wojownikiem, popularnym patronem wśród wojowników Imperium. Ale i Ulryk, pan zimy i wilków, też cieszył się sporą popularnością.

Szczególne wrażenie robił oddział Wilczyc Ulryka. Niezbyt liczny oddział lekkiej piechoty. A jednak przez wzgląd na wygląd i wilcze wycie jakimi prosiły swojego patrona o wsparcie i błogosławieństwo to trudno je było przegapić. Dzikie zachowanie, wycie, wrzaski, malunki na twarzach, wszystko to sprawiało wrażenie jakby miało się do czynienia z jakimiś dzikusami z Północy. Ale w okrzykach dało się rozpoznać imię ich wilczego patrona a zapał jakich od nich promieniował zdawał się rozchodzić po innych oddziałach.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; droga do Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar maszerującej armii



Karl i Tladin



W końcu jednak zbiórka, apel, wojenne pasowanie i modły były już zakończne. Czas było ruszać w drogę do Kalkengrad. Tak jak się rzekł jeszcze w chacie oficer który rozmawiał ze zwiadowcami zaszczytne miejsce prowadzenia kolumny wojska przypadło kompani górskiej piechoty i kompani setnika Nucci która maszerowała zaraz za nią.

Oczywiście to był wymarsz całej armii a nie grupki kilku luźnych. Więc nawet jeśli odległość i droga się nie zmieniło nie było szans aby tak wielka chmara ludzi mogła się przemieścić równie prędko jak jakiś pojedynczy patrol. Gdy ktoś z dwóch przednich kompanii mógł rzucić okiem wstecz gdy ostatni raz patrzyli na obóz wojskowy to kolejne oddziały dopiero wchodziły na drogę albo jeszcze czekały na swoją kolej. Droga była tylko jedna, wiodła przez mroczne trzewia Lasu Cieni więc jasnym było, że cała armia nie stanie na jeden gwizdek przed murami miasta tylko będzie się z wolna wyłaniać kompania po kompanii. Dlatego taka ważna rola była tych oddziałów które szły na czele. Pocieszające mogło być to, że nawet pojedyncza kompania nie musiała obawiać się pojedynczego patrolu przeciwnika. Te kilka czy kilkanaście toporów i mieczy mogło usiec jakiegoś pechowca czy nawet klilku ale reszta ich imperialnych towarzyszy musiała ich rozsiec na mieczach. A by się skoncentrować w jakąś większą kupę zbrojnych przeciwnik też potrzebował czasu. I pod tym względem nadal można było liczyć na zaskoczenie jednej armii przez drugą. Nawet jesli wrogie patrole nie mogły przegapić marszu całej armii po jedynej drodze jaka prowadziła do zdobytego przez nich miasta.

No i skoro ruszała cała armia to poruszała się zgodnie z zasadami sztuki wojennej. Co prawda jako pierwsza szła kompania Gebirgsjager a za nimi kompania Nucci. Ale w zasięgu wzroku poruszały się luźne sylwetki sił lekkich jakie szły na przełaj przez dzikie ostępy. Ale szli luzem więc tempo mniej więcej zachowywali podobne co kompanie maszerujące rozjeżdżonymi koleinami drogi. Ich zadaniem było nie dopuścić do zakłócenia marszu sił głównych jakie poruszały się drogą. A jednak mieli sporo roboty co można było w większości wypadków usłyszeć a czasem także zobaczyć.

Co jakiś czas siły przeciwnika próbowały się z siłami osłony. Słychać było odgłosy walki w leśnej głuszy. Ludzkie i nieludzkie okrzyki. Triumfu, bólu, strachu. Trzaskanie mieczy, maczug i toporów. Warkot jakiś nieludzkich bestii. Odgłos rozszarpywanych ludzi i sieczonych nieludzi. Wezwania bitewnych rogów, trąbek i piszczałek.

Jedną z takich walk idący drogą mogli obserwować żołnierze maszerujący drogą. Wydawało się, że już któryś z patroli napastników przedarł się przez siły osłonowe. Już gromada z tuzina rogatych wojowników i ich dzikich, krwiożerczych ogarów mknęła pomiędzy drzewami i krzakami leśnej gęstwiny. Rzucili oszczepy i kilka z nich trafiło w jakichś pechowców idących w kolumnach. Ale wtedy sami dostali się pod atak z flanki. Kilka Wilczyc wypadło z dzikim wrzaskiem z krzaków. Zwierzoludzie mieli tylko czas aby się zwrócić przeciwko nowemu zagrożeniu. Dwie grupki starły się ze sobą w chaotycznej walce. Potyczka przemieniła się w serię pojedynków dzikich kobiet z dzikimi istotami z mrocznych mateczników. Topory przeciw toporom, kły przeciw zębom, tarcze przeciw maczugom.





- Nie zatrzymywać się! Naprzód, naprzód! Nie zatrzymywać się o to im chodzi! Naprzód! - setnik widząc to zamieszanie z pierwszymi rannymi i to co się działo na ledwo kilka dziesiątek kroków od drogi szybko zainterweniował zmuszając dziesiętników do pracy. Ci szybko opanowali to zamieszanie i kolumny kompanii ruszyły dalej stopniowo zostawiając za sobą tą leśną potyczkę. Nie tak daleko za nimi rzeczywiście maszerowała kolejna kompania więc postój mógł zakorkować wszystkie oddziały poruszające się tą drogą za nimi.



Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); popołudnie
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, gwar maszerującej armii


Karl i Tladin


Podróż przez leśną drogę do samego miasta mogła zająć podobny czas co podczas nocnej wycieczki. Przynajmniej na wyczucie Karla i Tladina. Gdy wreszcie ten mroczny las się skończył ukazała się równina jaka otaczała mury miasta. Od nocy nic się nie zmieniło więc nadal było to pobojowisko pełne gnijących trupów obu walczących stron. Padlinożercy tak się tutaj zadomowili, że kruki uciekały od takiej masy ludzkiej dopiero gdy ci do nich zbliżyli się na dwa czy trzy tuizny kroków. Za to smród tej zgnilizny uderzał w nozdrza znacznie mocniej niż podczas chłodnej nocy. A to, że w drugiej połowie dnia widać było więcej niż podczas nocy to pod tym względem akurat niekoniecznie stanowiło plus.

Zaraz na skraju lasu dwie czołowe kompanie rozdzieliły się. Gebirgsjager mieli do pokonania większy kawałek bo musieli przejść dookoła murów aby dotrzeć do swojej bramy podczas gdy druga kompania swoją miała prawie na wprost.

- Naprzód! Nie ociągać się naprzód! - setnik nie czekał na przybycie głównych sił. Dostał w końcu właśnie takie rozkazy które przekazał swoim podwładnym jeszcze w sadzie. Obie czołowe kompanie miały zająć bramy i okolicę. Zanim wróg się ogarnie i zorganizuje opór. I mieli utrzymać te punkty do czasu aż reszta oddziałów przejdzie przez te dwa wąskie gardła, oczyści drogę po czym wedrze się do miasta aby wyciąć w pień jego zdobywców. Plan wydawał się całkiem sensowny. Tylko nikt nie miał pojęcia jaka będzie reakcja rogatych. Jak szybka i jak silna. Jeśli będą zwlekać to do miasta zdążą dołączyć główne siły Ostlandczyków. Ale jeśli nie i uderzą z miejsca to los dwóch czołowych kompanii pozostawał w rękach dobrych bogów.

- Wy dwaj! - jednooki zakapior który dowodził tą kompanią zwrócił się bezpośrednio do Karla i Tladina gdy oddział maszerował w stronę południowej bramy. A po ich flance oddalali się chłopcy z górskiej piechoty zaś na skraju lasu pojawiła się kolejna kompania.

- Jak tylko przejdziemy przez bramę weźmiecie swoich ludzi i zabezpieczycie najbliższe budynki! Zwłaszcza dachy! Inaczej te cholery nas wystrzelają z góry! Macie zabezpieczyć najbliższe budynki! - setnik popatrzył na swoich przewodników sprawdzając czy zrozumieli polecenie. Jego uwagę odwróciły okrzyki z przodu. Żołnierze wskazywali na wieżę pod jaką mieli przejść. Widać było na nich kilka rogatych sylwetek. Co prawda tych kilku przeciwników nie mogło zatrzymać setki zbrojnego chłopa nie mówiąc o całej armii jaka za nimi ciągnęła. No ale jednak paru pechowców mogło oberwać, zwłaszcza, że broni zasięgowej w kompanii prawie nie było.

- Dziecinada! Nie zatrzymywać się! Naprzód! Musimy zdobyć i utrzymać bramę! - obcokrajowiec w służbie ostlandzkiej armii wydawał się być zdeterminowany wykonać otrzymane rozkazy i nie wahał się tego okazać. Więc i lekka piechota nawet na chwilę nie zwolniła zbliżając się do owej bramnej wieży. Już z odległości kilkudziesięciu kroków widać było zator jaki powstał na jej dnie co w nocy było widoczne właściwie dopiero jak się stało w samej bramie. Ale w prześwicie bramy nie było widać sylwetek żadnych przeciwników prócz tych na wieży. Tylko te wozy kawałek dalej jakie tworzyły barykadę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-03-2020, 16:31   #163
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sad


Karl doświadczonym wojownikiem nie był, lecz nawet on był w stanie ocenić wartość bojową kompanii, do której trafił. To byli ludzie, których każdy dowódca mógł bez żalu wysłać na pierwszą linię. Mięso armatnie i tyle.

A to nie było zbyt optymistyczne, przynajmniej z punktu widzenia obiektywnych obserwatorów. I nie najlepiej wróżyło tak Karlowi jak i Tladinowi.
- Jak was zwą? - spytał, patrząc na 'swoich' ludzi.

Przedstawili się kolejno. Oscar miał pasiaste spodnie, Brend miał przyczepiony drewniany kufel do paska, Thorsten był częściowo łysy, tylko tak trochę dziwnie bo z jednego boku głowy, Bogdan był chyba Kislevitą sądząc po fryzurze a Vlad jako jedyny miał łuk z tej całej piątki. Patrzyli na Karla z ostrożną rezerwą jaką często obdarza się nowych w danej grupie.

- Karl von Schatzberg - przedstawił się. - Rano wróciłem z miasta, więc wiem, jak tam wygląda sytuacja. Dopóki nie otrzymamy żadnych konkretnych rozkazów, to trzymacie się blisko mnie.
- Wiemy, setnik nas uprzedził
- odezwał się Brend i pozostali pokiwali głowami. Nadal nie wydawali się ani specjalnie przejęci ani uradowani z przydzielonej roli i nowego dowódcy. Raczej zachowywali obojętność i rezerwę.
- To na razie wszystko - powiedział Karl. Miał wrażenie, że ta piątka, podobnie jak i on, nie miała zamiaru być w tym miejscu w takim towarzystwie, ale na to nic nie można było poradzić. Przynajmniej chwilowo.
- Zbierajcie się, idziemy na apel.

Na apelu zaś Karl nie pchał się zbyt blisko kapłanów. Wierzył w bogów, ale też wierzył w to, że im mniej się im zawraca głowę, tym lepiej, bogowie pomagali zwykle tym, którzy sami o siebie dbali, a nie pozostawiali wszystkiego w rękach sił wyższych.

Droga przez las

Droga przez las była nieco urozmaicona, ale mimo wysiłków zwierzoludzi przemarsz nie został spowolniony, jako że ci, co zdołali dotrzeć w pobliże kompanii Nucci zostali starci z powierzchni ziemi przez Wilczyce.
Nie da się ukryć, że Karol był bardzo, ale to bardzo zadowolony, iż szalone kobiety walczą po ich stronie.

Kalkengrad


W końcu dotarli do bramy.
- Nie idziemy w pierwszej linii. - Karl powiedział do swoich ludzi, gdy setnik skończył udzielać instrukcji. - Nasze zadanie jest inne. Jeśli się po drodze uda nam ustrzelić jakiegoś rogacza, to dobrze, ale mamy inną robotę. Trzeba jak najszybciej się przedostać przez bramę i zająć dachy po tamtej stronie. To najważniejsze.
- Rozglądajcie się po drodze
- powiedział. - Trupów leży mnóstwo, więc jak zobaczycie łuki, kusze, strzały czy bełty to zabierajcie. W walce na dachach wszystko może się przydać.

Za bardzo nie było czasu na pogaduszki. Ledwo idąca przed nimi kompania górskiej piechoty odbiła w lewo aby dotrzeć do swojego celu a już setnik Nucci rozkazał im samym ruszać w kierunku wieży bramnej. Szli zawaloną trupami drogą więc szło się niezbyt dobrze ani miło. Ale na tyle marszowym tempem, że nie było czasu zwiedzać okolicy. Pod nogami żadna tarcza ani nic przydatnego nie przytrafiło się ludziom Karla, a samowolnie przeciwstawić się rozkazom setnika by opuścić oddział chyba nikt nie chciał. Wcześniej, jeszcze po drodze, tuż przed samym miastem jednemu z ludzi przydzielonych Karlowi udało się znaleźć jakąś przydatną tarczę i to było tyle jeśli chodzi o uśmiech losu. Teraz już szli do szturmu na wieżę bramną i cała reszta musiała zejść na dalszy plan.
- Tam, gdzie się da, trzymajcie się blisko murów - polecił Karl. - Musimy się jak najszybciej przedostać na drugą stronę muru, ale uważajcie na głowy.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-03-2020 o 13:17.
Kerm jest offline  
Stary 05-03-2020, 21:08   #164
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Sad

- Tladin Gladenson - przedstawił się i wyciągnął rękę do dwóch ludzi, którymi miał komenderować. Ci dwaj przedstawili się jako Franz i Friedrich. Z jednej strony byli dość nieufni względem nieludzia, ale z drugiej strony potężny pancerz i postura dodawała im otuchy.

- Byłem na zwiadzie w Kalkengard, w nocy. Widok nie będzie ciekawy. Mnóstwo trupów wszędzie. Żebyście nie spanikowali. Jak dojdzie co do czego, to trzymajcie się za moim plecami i pilnujcie, żeby nikt nie zaszedł mnie z tyłu. Umie któryś z was strzelać z kuszy?
Ludzie popatrzyli po sobie, pokiwali głowami.

- To masz - Tladin wcisnął broń i bełty Franzowi. - Ja się zajmę walką wręcz, wy będziecie mnie osłaniać.

Obaj mężczyźni pokiwali głowami na słowa swojego nowego zwierzchnika ale za bardzo nie kwapili się do rozmowy. Franz wziął od krasnoluda kuszę, obejrzał, w końcu wziął też kołczan bełtów który przymocował sobie do pleców i mniej więcej wyglądał jak kusznik.

 Apel

Gdy kapłani krążyli po placu rozdzielając błogosławieństwo, Tladin w myślach zmówił modły do Grimnira i Myrmydii. Nie było kapłana tych bóstw, więc modlił się sam, ściskając w garści relikwie, które nosił na szyi.

 Kalkengrad

Gdy tylko sforsowali bramę, Tladin rozejrzał się.
- Biorę budynek po lewej - krzyknął do Karla i wskazał dwójce towarzyszących mu ludzi, gdzie mają się udać. - Te bydlęta potrafią przeskakiwać z dachu na dach - instruował ich w biegu. - Dlatego nie wystarczy, abyśmy pilnowali drzwi na dole. Wy dwaj wejdziecie na dach, i będziecie pilnować, by nikt tam nie dostał się górą. Ja zaczekam przy drzwiach na dole i będę tu na nich polował. Jakby było bardzo źle, to uciekajcie do mnie. Jasne?

 
Gladin jest offline  
Stary 06-03-2020, 10:13   #165
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kalkengrad


Karl miał nieco inne zdanie na temat tego, gdzie najlepiej zająć pozycję.
- Weźcie coś, co się nada jako tarcze czy inne osłony i idziemy na dach - powiedział. - Wszyscy - podkreślił. - Nie interesujecie się tym, co się będzie działo na ulicach, tylko pilnujecie, żeby zwierzoludzie nie plątali się po dachach i nie atakowali stamtąd naszych. Trzymamy się razem, bo chociaż kilku na jednego może się komuś zdań niehonorową walką, to liczy się, byście to wy przeżyli, a tamci nie. Jasne?

Czas na rozmówki się skończył i zaczął się szturm. Wojacy z Ostlandu, pod wodzą swojego setnika przeszli w trucht gdy byli może dwa tuziny kroków od rozwalonej bramy by jak najprędzej przebyć niebezpieczny odcinek. Wojownicy bestii nie zamierzali się temu biernie przyglądać. Krzyczeli i ryczeli coś gardłowymi głosami wygrażając atakującym bronią i pięściami. Ale chyba nie mieli za bardzo broni zasięgowej, bo na tym poprzestali. Ci na dole też nie więc na razie jeszcze do starcia nie doszło.

Ale okazało się, że mają tam na górze beczki. Trupy. Ławy. I pieńki. Wszystko to ciskali z murów na kłębiący się na dole tłum. Ta względnie uporządkowana grupa atakujących skłębiła się w wąskim gardle bramy. Gdyby przejście było czyste to i tak pewnie by powstało zamieszanie. Ale teraz gdy było zatarasowane krajalnicą i stertami zabitych trzeba było się wdrapać tak samo jak podczas nocnej wycieczki. Potem przebiec czy przejść po tej chybotliwej konstrukcji aby wydostać się po wewnętrznej stronie bramy. Ci z tyłu napierali na tych z przodu. A na raz mogły się tam wdrapywać może ze trzy góra cztery osoby. Więc prawie setka wojowników ciurkała się z wolna przez tą bramę po ledwo kilka osób. A w ten skłębiony tłum z góry był okładany ławami i pieńkami przed jakimi właściwie nie było żadnej obrony. Ktoś oberwał, ktoś upadł, ledwo się podniósł a już ktoś inny go przewalił ponownie. Ale nie było innego wyjścia. To było jedyne dostępne przejście jakie pozwalało się dostać w głąb miasta. Na szczęście Tladinowi, Karlowi i ich podwładnym szczęście sprzyjało na tyle, że chociaż nabawili się otarć czy siniaków, oberwali czymś drobniejszym czy ktoś ich popchnął i przewrócił w tym kłębiącym się tłumie to jednak gdy gramolili się na kratę a potem biegli po niej to nic wielkiego im się nie stało.

Ale o porządku już nie mogło być mowy. Część oddziału jeszcze kłębiła się przed bramą, ktoś biegł za nimi, ktoś przed na oko tylko widzieli siebie nawzajem i swoich podwładnych. W tym chaosie nawet trudno było oszacować czy kogoś brakuje.

Gdy wybiegli na bruk pomiędzy bramą a barykadą było tam już kilkanaście osób. Na samym wozie stał setnik Nucci. Który próbował zaprowadzić jakiś porządek. Tutaj było kolejne wąskie gardło bo przejście było tylko jedno, to samo którego użyli w nocy zwiadowcy. Teraz każdy z wojaków próbował podskoczyć aby wspiąć się na wóz i wydostać się na zewnątrz. Dlatego chociaż niewielka część kampanii do tej pory zdążyła przedrzeć się przez bramę to znów musieli czekać na swoją kolej.

- Szukajcie innych przejść! Rozwalcie co się da! Veloce, veloce! - ponaglał ich setnik i żołnierze rzeczywiście próbowali znaleźć albo wyrąbać sobie przejście. Na zewnątrz zdążyło przejść kilku zaledwie żołnierzy którzy ustawili się w nierówny, luźny szereg próbując osłonić kolejnych przeprawiających się kolegów, gdy z okolicznych budynków i ulic rozległo się nieludzkie wycie. Z bocznej ulicy wypadły te wielkie wilczury, podobne do tych z jakimi w nocy zmagał się Tladin. I momentalnie uderzyły na ten nierówny szereg. Ci zwierzoludzie z wieży nad ich głowami też zaczęli ciskać w to wszystko czym się dało. Od hełmów po wzdęte ciała obrońców.

Karl strzelił z łuku do najbliższego zwierzaka.
- Trzymać się razem - rzucił do swoich ludzi. - Idziemy na drugą stronę. Vlad, ty zostajesz i strzelasz... byle nie do nas - dodał.
Ruszył w stronę barykady. Miał zamiar raz jeszcze strzelić, a potem zamienić łuk na miecz i tarczę i zaatakować czworonożnych przeciwników.

- Franz, dawaj tu - krzyczał w tym czasie Tladin, gdzieś obok. - Podsadzę cię. Właź na wóz i strzelaj. Potem pilnuj się, żeby biec za mną do budynku.
Sam khazad, po tym, jak pomógł człowiekowi wejść na górę, ruszył w stronę wąskiego przejścia, by się przedostać. Walił przy tym toporem, starając się poszerzyć przejście.

Początek starcia okazał się względnie korzystny dla sił imperialnych. Karlowi udało się znaleźć szczelinę gdzie kończył się jeden i zaczynał sąsiedni wóz by skorzystać ze swojego łuku. Bo same wozy, do tego wyładowane obciążeniem, przesłaniały widok wgłąb ulicy. Ale udało mu się znaleźć to miejsce. Tylko znów problem był taki, że najlepiej to widział plecy tego nierównego szeregu swoich pobratymców którzy gotowali się przyjąć szarżę leśnych wilczarzy. Więc samym sobą zasłaniali strzelcowi widok na atakujących ich stworzeń z leśnych trzewi. Ale wojenna fortuna uśmiechnęła się do łucznika i w pewnym momencie jeden z zaślinionych czworonogów zaczął biec przy samej ścianie więc wybiegł akurat na strzał dla łucznika. Karl wypuścił swoją strzałę i ta świsnęła obok ramienia skrajnego żołnierza po czym wbiła się gdzieś za barkiem czworonoga. Ten zawył krótko ale tylko na moment go to wybiło z rytmu. Został trochę z tyłu ale szarżował nadal. Drugiej strzały już Karl wystrzelić nie zdołał bo rozwścieczone stado leśnych wilków zderzyło się z pierwszym szeregiem obrońców. Teraz już obecna pozycja była dla strzelca bezużyteczna. Sami wojacy zasłaniali sobą widok chociaż i tak mieli chyba przewagę liczebną nad wilczarzami.

Tladin właściwie w ogóle nie widział co się dzieje za wozami. Bo z jednej strony był niższy od tych wysokich ludzi a z drugiej to te wozy mu skutecznie zasłaniały widok. Ale na słuch przez tych wszystkich krzyczących, biegających i walczących domyślił się, że za wozami zaczęło się już bezpośrednie starcie. W tym czasie pomógł Franzowi wleźć na wóz. Ten w jednej ręce trzymał jego kuszę a drugą łapał się za co się dało aby wdrapać się na ten wóz. Wspólnymi siłami poszło im to dość gładko i już chwilę później Franz gramolił się przez te wszystkie skrzynie i beczki jakie stanowiły zasłonę przed napastnikami. Niestety tymi co atakowali od strony bramy czyli w tym wypadku właśnie imperialne oddziały.

- Dalej, na drugą stronę! - Karl okrzykiem zachęcił swoich ludzi do przedostanie się przez barykadę. Miał nadzieję, że razem z tymi, co już się znaleźli po drugiej stronie mieszanki wozów, beczek i skrzyń, wnet rozprawią się z czworonożnymi przeciwnikami i będzie można dostać się na dach i zająć pozycję zanim nadciągną hordy zwierzoludzi.
Pomógł przeleźć Thorstenowi, a potem ruszył za nim, gestami zachęcając pozostałą trójkę do pójścia w jego ślady.

Karl pomógł co prawda wdrapać się Thortenowi na te wozy, skrzynie i beczki ale gdy sam spróbował tej sztuki okazała się wcale nie łatwa. Złapał jakiś fragment skrzyni który okazał się luźny i spadł z powrotem na bruk razem z człowiekiem który go chwycił. Karl musiał spróbować jeszcze raz. Tym razem się udało. Wdrapał się na wóz, potem przelazł przez ścianę skrzyń i beczek i znalazł się po wewnętrznej stronie wozów gdzie oryginalnie stali obrońcy odpierający atak od strony bramy. Teraz obrońcami bramy byli kopytni, którzy wciąż z niej ciskali co się tylko dało na ruchomą, wrzeszczącą ciżbę ludzką tłoczoną na dole.

W głąb głównej ulicy, tą którą w nocy udało mu się pokonać aż do placu dojrzał pocieszający widok. Imperialni wojacy otoczyli te dwa ostatnie ogary bestii i zwyczajnie zakuli je mieczami, szablami, maczugami i co tam kto miał właśnie na oczach Karla. Obok niego stanął Oscar który miał podobne kłopoty z pokonaniem nie bronionej barykady jak on sam. Ale dzięki temu chociaż on jeden był przy nim. Parę kroków za barykadą stał Thorsten, który chyba będąc sam nie bardzo wiedział co robić. Jego koledzy popędzani okrzykami dziesiętnika gdy skończyli potyczkę z czworonogami próbowali ustawić się mniej więcej w równy szereg. Cała dziesiątka zajmowała główną część ulicy tworząc cienką, pstrokatą linię jaka miała zatrzymać wszelkiego rodzaju ataki zanim reszta rozproszonego oddziału się nie zbierze. A ta reszta podobnie jak Karl i Tladin powoli ciurkała się przez te dwa wąskie gardła bramy i barykady. Stopniowo za plecami pierwszego zaczynał formować się drugi szereg chociaż wciąż był jeszcze niepełny. Zza pleców Karla i Tladina dochodziły wrzaski i odgłosy świadczące, że wieża bramna opanowana przez przeciwnika wciąż atakuje imperialnych. Ale na całą kompanię były to zbyt słabe ataki by mogły ją zatrzymać. Chociaż kilka świeżo leżących przy bramie ciał świadczyło, że jakimś pechowcom mogło się oberwać dość mocno.

Karl w końcu zeskoczył z wozu i ruszył przed siebie. Zatrzymał się za plecami tego wąskiego, pierwszego szeregu kompanii. Przy nim znajdował się tylko Thorsten, któremu wcześniej pomógł pokonać barykadę i Oscar który pokonał ją razem z nim. Reszta z jego piątki została gdzieś w tyle, bo dopiero co zwolnili miejsce by tamci mogli przejść. Niedaleko stał Tladin i dwóch jego ludzi. Ale z przeciwnej strony ulicy wyszło już kilku kopytnych rogaczy. Widać było, że porykują, grożą bronią i zbierają się do ataku. Chociaż na razie pierwszy szereg ludzi miał nad nimi prawie dwukrotną przewagę liczebną a wciąż dochodzili kolejni. Ale zapewne i rogacze wkrótce mogli otrzymać wsparcie.

Tymczasem Tladinowi dość gładko udało się przecisnąć przez barykadę. Co prawda machnął tam i tu toporem ale zdawał sobie sprawę, że to ma niewielkie znaczenie. Wozy były ustawione całkiem solidnie. Połączone łańcuchami, zakleszczone kołami, obciążone beczkami, skrzyniami i co tam tylko weszło. Nawet jakby mieć zaprzęg koński to bardzo trudno byłoby wyrwać chociaż jeden wóz z tych kleszczy. A piłą czy toporem oznaczało to solidną robotę do wykonania, nic co dałoby się zrobić w pośpiechu.

Gdy przedostał się na bruk po drugiej stronie barykady dojrzał jak milicjanci ustawiają się w szereg. Dobiegł do nich chyba jako jeden z pierwszych, bo nawet Franz który na samych wozach był pierwszy od niego musiał zostać aby przeładować kuszę. Dlatego dołączył do niego chwilę później. Jeszcze parę chwil dalej i akurat jak kilka domów dalej ukazali się pierwsi zwierzoludzie szykujący się do ataku dołączył do nich zagubiony gdzieś przy bramie Frederik. Po drugiej stronie zaś był Karl z dwójką swoich ludzi.

Karl wskazał budynek znajdujący się po prawej stronie ulicy.
- Do bramy, nim tamci dobiegną - powiedział. - I idziemy na dach. Najwyżej będziemy rzucać dachówkami i cegłami w zwierzoludzi - dodał, po czym ruszył w kierunku wskazanego przez siebie wejścia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-03-2020 o 13:20.
Kerm jest offline  
Stary 06-03-2020, 16:49   #166
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Jesteś - ucieszył się Khazad na widok Friedricha. - Biegiem do tamtego budynku! Macie dostać się do środka i zająć dach. Ja będę osłaniał wam tyły. Franz, w razie potrzeby wspomóż mnie strzałami! - wykrzykiwał Tladin, i już kręcił młynka toporem, ponaglając ludzi.
 
Gladin jest offline  
Stary 07-03-2020, 23:45   #167
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 45 - 2519.VIII.13; popołudnie

Miejsce: Ostland; Kalkengard; brama południowa
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, chaos i hałas bitwy


Karl i Tladin



Podobno każdy plan bitwy prędzej czy później nie wytrzymuje starcia z samą tą bitwą. Podobne wrażenie można było odnieść i teraz, na początku bitwy o Kalkengrad. O ile jeszcze sam początek walk, gdy kompania Nucci dość zwartym oddziałem podchodziła pod mury i samą bramę jeszcze było w tym widać jakiś ład, szyk i porządek to już sytuacja przy samej bramie zniweczyła całe to planowanie. Ludzie stłoczeni przy bramie musieli ładować się przez tą plątaninę ciał pojedynczo. Bieg przez tą makabryczną masę nabrzmiałych trupów nie należał ani do najłatwiejszych ani do najprzyjemniejszych. Dosłownie była to droga po trupach i przez mękę. Swoje trzy miedziaki dorzucali zwierzoludzie którzy opanowali wieżę. Na szczęście okazało się, że niewiele więcej. I chociaż było ich zbyt niewielu aby zatrzymać szturmującą bramę kompanię to jednak wprowadzali dodatkowy chaos na jaki nie bardzo zgromadzeni na dole ludzie mogli odpowiedzieć.

Za bramą niby można było spróbować jakoś uporządkować szyk. Tylko, że zaraz za nią zaczynała się barykada ze sprzęgniętych ze sobą wozów jaką pierwotnie obrońcy miasta próbowali po raz ostatni zatrzymać wlewającą się do środka falę najeźdźców. Teraz w rolę najeźdźców wcielali się wyzwoliciele swoich ostlandzkich braci i sióstr no ale im ta barykada utrudniała to wyzwalanie podobnie jak pewnie wcześniej kopytnym zdobywanie. Na szczęście przeciwnik nie zdołał jej obsadzić więc była nie broniona.

Setnik Nucci nie chciał dać przeciwnikowi naprawić tego błędu więc nakazał kontynuowanie szturmu. Co było pewnie i słuszne ale wprowadziło dodatkowy chaos w imperialne szeregi. Ledwo ktoś wybiegał z trzewi bramy, omijał spadające na niego kamienie, trupy i stołki a już musiał próbować jakoś wspiąć się czy przecisnąć przez te cholerne wozy. Jak już komuś się udało to tam pierwszy z dziesiętników którzy się przedostali przez te dwa, wąskie gardła próbowali zorganizować ludzką ścianę o jaką miały się rozbić kolejne fale zwierzoludzi i ich sojuszników którzy próbowaliby odbić barykadę i bramę. Dziesiętnik jako tako zdołał ustawić pierwszy szereg, gdy zaatakowały ich bojowe ogary rogatych. Co prawda tylko kilka i imperialna stal dość prędko sobie z nimi poradziła ale już widać było ze dwa domy dalej ich rogatych władców jacy szykowali się do szturmu. Milicjanci Nucci mieli początkowo niewielką przewagę liczebną nad kopytnymi co chyba tych drugich powstrzymywało przed natychmiastową szarżą.

Gdzieś w tym momencie poszatkowane przez te podwójne wąskie gardła grupki Karla i Tladina ciurkały się za plecami wąskiego szeregu milicjantów którzy mieli przyjąć na siebie pierwsze uderzenie. Rozpierzchli się, Karl w jedną a Tladin w drugą stronę zanim ta szarża nastąpiła.



Karl



Karl z dwoma towarzyszami pobiegł w kierunku wybranego budynku. Był tutaj w nocy ale wtedy nie miał okazji spenetrować trzewi tego domu a i teraz okoliczności niezbyt sprzyjały zwiedzaniu. Zostawił za sobą cały ten rejwach na głównej ulicy, dziesiętnika i jego ludzi, Tladina który coś jeszcze wrzeszczał do kogoś i młynkował toporem, setnika który usiłował z wozu zapanować nad tym chaosem i to starcie jakie lada chwila miało się rozpocząć. Pobiegł z Oscarem i Thorstenem do wnętrza budynku. Jeszcze bitwa na poważnie się nie zaczęła z jak na razie stracił kontakt z połową swoich ludzi. Zostali gdzieś przy barykadzie albo jeszcze dalej.

Budynek był splądrowany jak i poprzednie jakie widział w nocy. Nawet w biegu minęli jakieś ciała ale nie zatrzymywali się. Buty zadudniły po drewnianych schodach gdy biegli najpierw na piętro a potem jeszcze wyżej. Wydawało się, że im wyżej tym mroczniej. Na piętrze trochę światła wpadało przez małe okienko i przez uchylone drzwi od jakiegoś pomieszczenia. Gdy dobiegli do końca korytarza schody na poddasze były spowite prawie w całkowitym mroku. Z dołu i z zewnątrz dobiegały ich okrzyki i tumult czyniony na ulicy ale walka chyba się jeszcze nie zaczęła. Zaczęła się jakoś akurat gdy na tym poddaszu szukali klapy na sam dach spiesząc się i ponaglając nawzajem. A z dołu doszło ich dzikie wycie od jakiego mógł przejść dreszcz po plecach. A potem charakterystyczny łoskot uderzenia gdy żywa fala uzbrojonych ciał zderzyła się z żywą ścianą uzbrojonych ciał. Akurat wtedy znaleźli klapę i zaczęli po kolei wysakiwać na dach.

Dach był podobny do tego po jakimś Karl się strzelał, chował i zwiedzał sobie w nocy. Czyli z drewnianych belek pod dość sporym kątem co czyniło poruszanie się dość trudnym. Ale możliwym. Póki człowiek stał czy szedł uważnie to jeszcze było jak cię mogę. Gorzej gdyby trzeba było na nim walczyć, biegać czy skakać.

Z góry widok na inne dachy był znacznie lepszy. Ciągnęły się aż po horyzont czyli mury okalające miasto. Wyższe i niższe. większość budynków miała po te 2,5 kondygnacji więc była podobnej wysokości jak dach na jakim Karl znalazł się z dwoma towarzyszami. Z góry jednak miał zdecydowanie lepszy widok na bezpośrednią okolicę bramy.

Na dole zaczęła się walka. Wydawało się, że na samym początku impet zwierzoludzi, ich dzikość i furia zrobiły wrażenie na imperialnych. Pierwszy szereg wygiął się i cofnął pod naporem zbrojnego stada. Byli już pierwsi zabici i ranni. Ale w międzyczasie gdy Karl z Thorstenem i Oscarem pokonywali kolejne kondygnacje budynku przez barykadę zdążył się przedrzeć drugi szereg wojaków. Wsparli oni ten słabnący pierwszy szereg i teraz walka wydawała się dość wyrównana. Chociaż pierwszy szereg stracił już z ⅓, może ¼ swojego pierwotnego stanu a straty rogatych były zauważalnie mniejsze.

Co więcej od strony barykady wciąż nadchodzili kolejny wojownicy ludzi kierowani krzykiem setnika i dziesiętników ale i z głębi ulicy, od strony miasta formowała się kolejna grupka uderzeniowa zwierzoludzi.

Za to na dole, tuż za tą tężejącą linią ludzkich obrońców Karl dostrzegł “zgubioną” trójkę ludzi. Vlada, Brenda i Bogdana. Najwidoczniej udało im się przedrzeć przez barykadę ale stracili pierwszą trójkę z oczu. Tladina i jego dwóch ludzi też już nigdzie nie było widać.



Tladin



Tladin musiał poczekać aż Frederik do niego podbiegnie po pokonaniu barykady. W tym czasie Karl ze swoimi ludźmi już ruszył w kierunku wybranego przez siebie budynku po prawej stronie ulicy. Tladin miał zamiar zająć ten po lewej. I nadbiegający Frederik mógł mu się w tym wydatnie przydać w tym zadaniu skoro bez niego zostało ich tylko dwóch z Franzem. We trzech więc pobiegli do tego budynku.

Gdzieś mimochodem Tladin zorientował się, że trafił do tego samego budynku w jakim w nocy próbował pochwycić skocznego strzelca który go zaatakował. Teraz w dzień widział o wiele lepiej niż w nocy ale tamtego strzelca nigdzie nie było widać. Dwaj towarzysze zaczęli wyprzedzać go coraz bardziej gdy wbiegali po kolejnych schodach tupiąc głośno po drewnianych stopniach. Parter, piętro potem strych i dach. Taki był plan.

Tladin został na piętrze aby zablokować ewentualną pogoń. Już gdy wbiegali na to piętro słyszeli wycie i tupot wielu kopyt oznajmiający początek szarży która dosięgła celu gdy krasnolud został na piętrze a pozostała dwójka wciąż wbiegała na wyższe kondygnacje. Słyszał jak rozpędzona masa zbrojnych gruchnęła o drugą masę zbrojnych jaka próbowała ich zatrzymać. Efektu co prawda nie widział ale słyszał okrzyki wściekłości i bólu, jęki trafionych i konających, szczęk metalu, krzyki, wrzaski i cały ten bitewny tumult. Usłyszał też coś innego. Wściekłe warczenie i z góry schodów dojrzał jak przez wnętrze domu przemykają kudłate, czworonożne kształty aby zaatakować wrogów swoich panów. Jego samego nie dostrzegły albo zignorowały gdyż nie był na osi ich głównego ataku. Ale niespodziewanie jeden z tych ogarów czy jednak go dostrzegł czy po prostu skierował się w pełnym pędzie ku schodom to zaczął pędzić wprost na uzbrojonego krasnoluda.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-03-2020, 20:29   #168
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Krasnolud ustawił się przy wylocie schodów i spokojnie czekał na bestię. Musiała ona wbiec po schodach, co dawało Tladinowi przewagę wysokości, którą planował skutecznie wykorzystać. A i stwór pod górę nie mógł wykorzystać impetu szarży.

Wyglądało na to, że wilczurowi schody kompletnie nie przeszkadzają w szarży. Wpadł po nich z pełnym impetem w krasnoluda stojącego u ich szczytów. Temu jednak udało się zbić go z tropu dzięki swojej wojennej wprawie władania toporem. I dość szybko trafił czworonoga tym toporem wzmacniając cios przewag wysokości nad warczącym ogarem. Topór ze chrzęstem i chlustem krwawej posoki przerąbał się przez skórę, mięśnie i kości stwora nicując mu trzewia. Ogar zawył boleśnie i skorzystał z okazji gdy krasnolud wyszarpał swój topór z jego ciała i stoczył się z powrotem na dół po tych schodach. Tam na dole próbował odczołgać się powłócząc przetrąconymi, tylnymi łapami. Ale reszta jego kamratów już czmychnęła wcześniej na ulicę dołączając do walczących.

Tladin zadowolił się uzyskanym efektem i czuwał nadal, wsłuchując się w odgłosy dochodzące z dachu.

Tuż obok, tuż za ścianą, na ulicy toczyła się walka. Walka całych uzbrojonych grup i oddziałów. Na tyle głośna, że skutecznie zagłuszała inne odgłosy w tym te co miałyby pochodzić z wyższych kondygnacji. Co się działo u jego podwładnych tego krasnolud nie miał pojęcia. Na razie odkąd ten dogorywający ogar zniknął mu z pola widzenia zostawiając za sobą krwawe smugi tam na dole nikt ani nic się nie pojawił.

Tladin czekał. Dostał rozkaz niedopuszczenia strzelców na dach. Sam blokował wejście dołem i mógł mieć nadzieję, że dwóch ludzi daje sobie radę na górze. Dopóki nie wydarzy się nic, co pozbawiłoby sensu pierwotny rozkaz, będzie starał się go wypełnić.

Walka toczyła się bez chwili przerwy. Zdecydowanie przewyższało to jakąkolwiek bójkę w karczmie gdy ścierały się dwie uzbrojone strony. Tladin jednak nie uczestniczył w tych zmaganiach stojąc na straży schodów. Na słuch to nawet nie miał pojęcia kto zdobywa przewagę zaraz za ścianą, na ulicy przed budynkiem. Skoro jeszcze jedna strona nie wycięła czy nie zmusiła do ucieczki drugiej to widocznie walka była dość wyrównana. Słyszał zarówno okrzyki bojowe ludzi jak i zwierzoludzi. Tak samo jak krzyki bólu i agonii, trzask zderzającego się oręża i cały ten tumult. Dlatego pewnie nadciągający tupot usłyszał ledwo moment wcześniej niż ich zobaczył. Jak te koślawe ale zwinne, półludzie przemykają przez parter budynku w jakim się znajdował chyba go nawet nie zauważając. Zapewne chcieli wzorem swoich ogarów dołączyć do walki by zaatakować od flanki walczącą kolumnę ludzi.

Topór go świerzbiał, ale wojskowe przeszkolenie nawet na moment nie pozwoliło mu pomyśleć o narażeniu swojej misji, przez wdanie się w walkę. Jedna osoba i tak nie zmieni przebiegu bitwy, a zejście z posterunku mogło równać się wpuszczeniu na dach strzelców. To już mogło zmienić przebieg bitwy. Trzymał swą straż starając się nie rzucać w oczy i nie ściągać niepotrzebnych kłopotów.

Część kopytnych przebiegła przez parter nie zwracając uwagi na stojącą na górze schodów postać. Ale któryś w końcu zauważył Tladina. Zatrzymał się i ryknął wskazując go toporkiem towarzyszom. Część z nich odpowiedziała na ten zew i zaraz potem kilku z nich ruszyło pędem w górę schodów.

Krasnolud spokojnie przygotował się na ich natarcie. Cały zgromadzony przez lata kunszt wojenny skumulował się w tej chwili. Wykorzysta przewagę wysokości i jeżeli będzie trzeba, będzie krok po kroku wycofywał się po schodach. Wykorzysta każde wąskie przejście, by zmusić przeciwnika do walki jeden na jednego. Najważniejsze, to nie pozwolić żadnemu przemknąć się obok na górę.

 
Gladin jest offline  
Stary 12-03-2020, 20:34   #169
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karl z góry miał całkiem niezły widok na to, co działo się na ulicach. No i miał całkiem niezłe pole do popisu. A dokładniej - miałby, gdyby jego ludzie byli odpowiednio uzbrojeni.

- Rzucajcie w nich czym się da - powiedział. - Zrywajcie deski, rozwalcie komin i rzucajcie w te bestie.
Sam miał zamiar strzelać z łuku, w miarę starannie wybierając cele.

Tam na dole wszystko się kotłowało. Każdy z każdym, jeden szereg walczących przeciw drugiemu. Co prawda liczebność celów niby powinna ułatwiać strzelcowi trafienie gdy się strzelało w cel zbiorowy a nie pojedynczy cel. No ale w tym młynie jaki powstał na dole ulicy łucznik nie mógł sobie pozwolić na taki komfort bo mógłby trafić w któregoś ze swoich. Więc wycelował dokładnie w konkretnego zwierzoczłowieka. Tego co miał oczy na jakichś szypułkach czy coś takiego. Odległość na szczęście była o wiele mniejsza niż zazwyczaj co ułatwiało mu trafienie. Z kolei to jak tamci skakali i się okładali narzędziami wojny już mocno utrudniało te trafienie.

W końcu łucznik na dachu wypuścił strzałę i z satysfakcją obserwował jak pierzasty pocisk prawie z miejsca pokonał tą krótką odległość wbijając się tuż pod kawałek skóry jaki chyba robił kopytnemu za improwizowany pancerz. Stwór zaryczał wściekle ale nie upadł. Walczył dalej chociaż pocisk musiał go osłabić.

Zanim łucznik dobył następnej strzały do krawędzi dachu zbliżył się Thorsten. Trzymał jakiś kawałek oderwanej dechy którą cisnął w dół na pohybel rogatym łbom. Niestety drewniany pocisk nieszkodliwie grzmotnął o bruk nie raniąc nikogo. Oscar zaś mocował się z kolejnym improwizowanym fragmentem dachu który można było rzucić na dół.

A na dole się działo. Od pierwszego starcia pierwszy szereg ludzi zauważalnie stopniał, może nawet o połowę. Chociaż od strony barykady nadciągały kolejne posiłki więc ten ludzki mur powoli tężał. Rogaci też ponieśli straty ale nie aż takie. Atakowali z dziką furią jakby nie dostrzegali, że jest ich wyraźnie mniej. A tam na krzyżówkach już szykowały się następne rogate stwory do ataku. Chociaż przed strzałem wydawało się Karlowi, że było ich więcej a teraz kręciło się tam może dwóch czy trzech.

- Thorsten, ściągnij tu naszą trójkę - powiedział Karl. - Zaraz może się zrobić gorąco, a wtedy im nas tu będzie więcej, tym lepiej.

Ponownie strzelił, biorąc na cel kolejnego zwierzoludzia.

Ćwierć łysy skinął swoją czarno - łysą głową po czym chybocząc się ruszył po spadzistym dachu w kierunku klapy jaką tutaj weszli. Oskar w tym czasie dalej mocował się z jakąś dechą próbując podważyć ją swoją siekierką. Nawet wyglądało na to, że wkrótce powinno mu się to udać chociaż ta przyśpieszona rozbiórka dachu w tych warunkach i tak wydawała się mozolna i niezgrabna.

Gdy Karl odwrócił się znów w stronę ulicy dostrzegł ruch na przeciwległym dachu. Rozpoznał dwóch pomocników Tladina chociaż nie zaprzątał sobie głowy zapamiętywaniem ich imion. Jeden z nich dzierżył kuszę. Ostrożnie zbliżył się po krawędzi spadzistego dachu i wycelował w walczących. Jaki był tego efekt to już łucznik nie zarejestrował bo sam musiał napiąć swoje mięśnie aby pokonać sprężysty opór cisowego drewna. Wycelował i strzelił w walczącego rogacza. Znów trafił. Tym razem przeciwnik zachwiał się i upadł ze strzałą wystającą z barku.

Ale z góry nie wyglądało to najlepiej. Chociaż nie wyglądało też tragicznie. Ludzkich wojowników pierwszy szereg został zredukowany o połowę. Ale i ich przeciwnicy też ponieśli podobne straty. Wtem na z przeciwnej strony na flanki drugiego i trzeciego szeregu coś wpadło. Rozległy się krzyki zaskoczenia i odgłosy walki. Pechowo dla ludzi tylko dwóch czy trzech skrajnych żołnierzy mogło stawić odpór z tej strony. Pechowo dla Karla było to z przeciwnej strony ulicy więc sami walczący zasłaniali mu widok co tam się właściwie dzieje.

Gdy się nie wie, co się dzieje, można przerwać swe działania i czekać na rozwój sytuacji, albo dalej robić swoje, ze świadomością, że sytuacja i tak się rozwinie. Dlatego Karl strzelił po raz kolejny, po czym pospieszył by pomóc Oskarowi w oderwaniu fragmentu dachu, który można by spuścić między zwierzoludzi.
Co prawda szansa na to, by któryś z przeciwników bardzo ucierpiał, nie była zbyt wielka, ale zawsze mogło się okazać, że rzucony z góry pocisk kogoś zdekoncentruje.

Karl napiął swój łuk i posłał na dół kolejną strzałę. Znów trafił. Chociaż szanse na trafienie miał spore to jednak był tylko jeden. A na tak liczną zgraję jaka tam toczyła się na dole pojedynczy łucznik potrzebował by sporo czasu aby znacząco przeważyć szalę na korzyść swojej stronę. Zostawało po prostu robić swoją cegiełkę i ufać, że inni zrobią swoje.

A na dole pierwszy szereg został mocno zredukowany. Obecnie walczyła może 1/3 pierwotnego składu. Ale i rogacze ponieśli podobne straty. Na krzyżówkach ze dwa domy dalej zdążyła się ich uzbierać kolejna grupka gotowa lada chwila dołączyć do walczących. Zaś milicjantów zrobiło się już prawie pełne trzy czy cztery szeregi. Serce rosło gdy kolejni żołnierze omijali kocioł przy bramie, przełazili przez barykadę i pod komendą swoich dziesiętników dołączali do szeregów. Gorzej, że z tamtej lewej flanki wciąż trwała walka z ogarami.

W tym czasie Oscar poradził sobie z oderwaniem tej dechy z dachu i zaczął ostrożnie iść z nią w stronę skraju dachu by cisnąć ją na pohybel kopytnym. Karl odłożył swój łuk i pomógł mu w tej ostatniej fazie oraz przy ciśnięciu dechy na dół. Niestety upadła za plecami walczących zwierzoludzi nie czyniąc nikomu krzywdy.

- Jeszcze raz to samo - powiedział Karl. - Następnym razem się uda.
Gestem zalecił Oscarowi oderwanie kolejnej deski. Sam chwycił łuk i ponownie strzelił do tłumu zwierzoludzi, a potem rozejrzał się po dachach by sprawdzić, czy jacyś przeciwnicy nie pojawili się na dachach.

Karl razem z Oscarem mocował się z kolejnym fragmentem dachu który zamierzali przerobić na improwizowany pocisk ciśnięty w dół. Oskar pokiwał głową na znak zgody i razem używali rąk, butów, noży i broni aby poluzować ten kawałek dachu. Wtedy wydawało się że Karl wykrakał swoje obawy w złą godzinę. Na sąsiednich dachach dostrzegł ruch. Kilka sylwetek kilka dachów dalej. Od strony miasta. Dość zwinne pomimo fikania po tej niewygodnej krzywiźnie dachu. Zbliżali się w kierunku bramy.

- Bogowie dają nam okazję do pokazania, ile jesteśmy warci - powiedział cicho Karl. - Idą po dachach - ostrzegł Oskara. - Spowolnię ich, a ty szykuj broń, bo prędzej czy później tu przylezą.
Przyszykował łuk. Miał zamiar strzelać, gdy tylko tamci znajdą się odpowiednio blisko.
 
Kerm jest offline  
Stary 13-03-2020, 02:43   #170
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2519.VIII.13; popołudnie

Miejsce: Ostland; Kalkengard; brama południowa
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); południe
Warunki: jasno, umiarkowanie; pogodnie, chaos i hałas bitwy


Tladin



Plan Tladina był całkiem dobry. Zablokować sobą, swoim toporem i tarczą przejście w głąb budynku, ku wyższym kondygnacjom, korzystając z różnych wąskich gardeł aby przeciwninik nie mógł wykorzystać swojej przewagi liczebnej. Tak, całkiem dobry był ten plan. Tylko, że przeciwnik miał go pod ogonem.

Topór Tladina zbił ostrze włóczni nacierającego zwierzoczłowieka z małymi różkami na czole. Był w lepszej pozycji bo półczłowiek musiał walczyć stojąc na schodach co przy mobilnej walce na pewno mu nie pomagało. Zresztą zaraz przy drugim czy trzecim machnięciu topór z impetem trafił w odsłonięty bark zwierzoczłowieka i bez trudu przedarł się prawie do mostka krusząc i miażdżąc po drodze kości, tętnice i mięśnie. Stwór zawył boleśnie i dla obu stron było wiadome, że jego los już jest przesądzony. Ale nawet jak chciał się wycofać to nie mógł bo na wąskich schodach niezbyt było jak się minąć a miał za plecami swojego rogatego towarzysza. Uciekając tylko wystawiłby się na cios w plecy od krasnoludzkiego wojownika. Więc mimo śmiertelnej rany został i walczył dalej pewnie licząc na ocalenie z rąk swoich towarzyszy.

A ocalenie nie było wcale takie odległe. Widząc, że w niezbyt szerokich schodach może walczyć na raz tylko jeden z nich rogacze okazali się całkiem pomysłowi. Najpierw jeden i drugi odbili się od schodów, bez trudu wskakując na barierki schodów i już byli na piętrze! Jeszcze tylko musieli przejść przez te barierki ale to była prościzna!

A Tladin nic nie mógł wskórać bo chociaż rzeczywiście zakończył żywot pierwszego napastnika kolejnym ruchem topora to jego towarzysz zwinnie przeskoczył nad zsuwającymi się po schodach zakrwawionymi zwłokami i ruszył na przeciwnika skutecznie wiążąc go walką. Teraz Tladin nie miał za bardzo jak się wycofać z walki bez ryzyka otrzymania ciosu w plecy. Zresztą zwierzoludzie byli znacznie szybsi od niego. A kolejne wąskie gardło to były schody prowadzące na strych. Tylko korytarz jaki do nich prowadził biegł obok tych dwóch co właśnie przeskakiwali przez barierki.

Bardzo szybko więc Tladin został otoczony przez trójkę ryczących napastników. Nacierali z furią nie ustępując ani na chwilę. Na szczęście chociaż droga na górne kondygnacje była wolna a Tladin nie mógłby ich powstrzymać to skoncentrowali się na nim i żaden nie pobiegł na górę.

Walka była szybka i brutalna. Prawie od razu Tladinowi udało się zranić tego który wybiegł na niego ze schodów. Maczuga tamtego stwora z dziwnym pyskiem w kształcie ptasiego dziobu nieszkodliwie świsnęła ponad ramieniem krasnoluda zaś to ramie śmiało wrażyło mu topór w trzewia. Ptasiodzioby zawył boleśnie gdy topór zgrychotał mu miednicę. Ale jakoś ustał na swoich kopytach i dalej próbował chociaż wspomóc swoich towarzyszy w próbach zgładzenia krasnoluda.

To im się jednak nie udało. Topór sprawnie wyrąbał sobie wolną drogę. Raz odciął lewe ramię topornika wbijając się mu głęboko w żebra. Tamten zawył boleśnie i odskoczył w tył poza zasięg ciosu toporem. Prawie kolejnym ruchem tladinowy topór sieknął po trzewiach tego trzeciego. Stal zgarnęła ze sobą tak te trzewia jak i łuk szkarłatnej posoki. A powracający ruch prawie rozpołowił tego słaniającego się już co wcześniej oberwał już raz zaraz po wyjściu ze schodów. Zwierzoczłowiek zabeczał po raz ostatni i padł w konwulsjach na podłogę. Dwaj jego towarzysze ledwo już stali na nogach więc widocznie mieli dość bo salwowali się ucieczką w dół schodów które dopiero co tak zwinnie przeskakiwali.

Tladin zyskał chwilę na złapanie oddechu. Może dlatego usłyszał, że chałas na ulic nieco zmienił brzmienie. Słychać było ludzkie krzyki. Ale nacechowane radością zwycięstwa. Gwar bitwy też jakby na moment przycichł. Było nawet słychać co głośniej wrzeszczących rannych co do tej pory zagłuszały odgłosy walki.



Karl




Karl razem z Oscarem próbowali oderwać kolejny fragment poszycia dachu. Tym razem poszło chyba trochę łatwiej. A może to tak tylko się wydawało młodemu szlachcicowi. Znów musieli podejść do krawędzi dachu dźwigając tą oderwaną dechę i ciskając ją na dół. Ale znów z podobnym skutkiem jak poprzednio. Decha która mogła chociaż na chwilę przygnieść jakiegoś przeciwnika, może nawet zranić czy zabić stuknęła o bruk jednym końcem po czym gruchnęła resztą swojej długości zabijając co najwyżej jakieś pająki na chodniku czy trupy poległych.

Gdy Karl uniósł głowę z tej ulicy zorientował się, że na dachu po przeciwległej stronie ulicy też chyba się zorientowali w nadciągających grupkach dachowcu. Ten co miał kuszę próbował stanąć w miarę stabilnie na tym skośnym dachu, wycelował i strzelił. Bełt pomknął przed siebie ale chyba realnego efektu nie było.

Za to na dole dojrzał jak z budynku na dachu jakiego stali we dwóch wybiega Thorsten. Tylko tam niżej, na poziomie ulicy. Podbiegł do skołowanej trójki towarzyszy, złapał jednego za ramię i zaczął jednocześnie pewnie wrzeszczeć do nich i pokazywać na dach i ciągnąć do siebie. Bo tamci spojrzeli prosto na dach na Karla i Oscara po czym dali się zaprowadzić ćwierć glacy w stronę parteru budynku. Widać było z góry jak cała czwórka rusza z powrotem w kierunku wejścia.

Za tuż obok toczyła się zażarta walka. Oddział setnika Nucci przeformował się by sprostać nowemu zagrożeniu. Front który pierwotnie był zwrócony do ulicy prowadzącej w głąb miasta teraz stał się flanką. A flanka frontem. Większość żołnierzy była zwrócona tyłem w kierunku budynku na jakim stał Karl. Przed chwilą było nieciekawie gdy na ową flanę spadła z impetem nowa grupka zwierzoludzi tnąc, rąbiąc i siekąc zaskoczonych żołnierzy. Dołączyli do ogarów które już zmagały się z ich kolegami.

I w tym krytycznym momencie wreszcie wyrżnięto resztki tej pierwszej grupki rogaczy więc większość oddziału mogła zwrócić się ku nowemu zagrożeniu. Teraz mimo zamieszania i sporych strat przewaga liczebna imperialnych wojowników zrobiła swoje. Najpierw odepchnęli a potem zaczęli spychać kurczącą się pod naporem mieczy, szabel i toporów grupkę kopytnych aż ich resztki nie zdzieżyły i dały tyły czmychając przez okna, drzwi i dziury a przy okazji znikając Karlowi z pola widzenia. Kompania uniosła w górę broń aby wykrzyczeć swoją radość i triumf w tej pierwszej potyczce w tej bitwie.

Z góry Karl widział, że chyba dalej większość kompanii jest cała a przez to, że wchodziła do walki prawie pojedynczymi żołnierzam to spora część z nich nie brała jeszcze udziału w starciach. Ale widział też, że straty były zauważalne. Nie był pewny czy ktoś ocalał z pierwszych dwóch szeregów. Podobnie jak widział świeże ciała w okolicy bramy, tam też iluś z nich musiało polec

Ale chociaż na karczemną skalę to była wielka bitwa i właśnie odtrąbiono by zwycięstwo jednej ze stron a do tego tej właściwej to jednak w skali bitwy była to niewielka potyczka. Mogło podnosić na duchu, że pomimo zauważalnych strat okazała się zwycięska dla ostlandzkiej strony. Ale to była dopiero przygrywka.


---




Tladin i Karl



Z punktu widzenia dachu przerwy właściwie nie było. Z perspektywy ulicy mogło to pewnie wyglądać na odwrót przeciwnika. Ale z tamtej perspektywy nie było pewnie widać tych kicających, zwinnych kształtów jakie hycały po dachach. Wyglądało, że kopytni mają identyczny plan na walkę przy bramie jak imperialni: obsadzić strzelcami dachy i prażyć z nich w stronę wrogich wojowników na ulicy. Co prawda tych dachowców było względnie niewielu. Może z tuzin. Zbliżali się rozproszeni jak jakaś skacząca tylariera czy wachlarz stopniowo z różnych stron zbliżając się do bramy. Takie siły za bardzo nie mogły zagrozić całej kompanii czy innym oddziałom. Ale obecnie ich jedynym realnym przeciwnikiem i celem było ledwo kilku ludzi na dwóch dachach z czego łącznie mieli ze trzy sztuki broni zdolnej odpowiedzieć coś na dalszy zasięg.

Ale i na ulicy wojownicy setnika Nucci nie próżnowali. Jednooki bandyta podzielił swoje siły. Większość kompanii była już za barykadą. Z połowę ustawił w żywy kordon oddzielający wrogie natarcie od barykady z wozów a drugą połowę posłał właśnie do gwałtownej rozbiórki tej barykady. No i dostali posiłki. Przez bramę zaczęli się wyhylać pierwsi włócznicy w pstrokatych albo brunatnych kaftanach. Też wyglądało na raczej lekką piechotę. Ci próbowali ze swojej strony rozbić tą barykadę albo przepełznąć na drugą stronę. Powstało zamieszanie gdy ludzie zdawali sobie sprawę, że zbyt długo sami nie będą i przeciwnik wkrótce się zjawi.

- Wieża! Oczyścić wieżę! - przez pole bitwy dał się słyszeć czyjś rozkazujący głos. Dwie drużyny dziesiętników ruszyły z każdej strony wieży aby wziąć jej obsadę szturmem. Z przeciwnej strony, zza murów dał się słychać charakterystyczny świst pierzastej śmierci. Łucznicy musieli stać gdzieś w pobliżu murów ale za nimi więc nie było ich widać nawet z dachu. Ale było słychać ich pracę. Dzięki temu nieco przydusili rogaczy na wieży pozwalając obu drużynom milicji wbiec po schodach i zacząć szturm. Zwierzoludzie jednak zamknęli się w wieży i trzeba było rąbać drzwi czym się tylko dało aby wedrzeć się do środka.

No i oczywiście w końcu zaczęły pojawiać się większe oddziały rogatego wroga. Starcie lekkich sił dało czas większym oddziałom na zmobilizowanie się i dotarcie na pole walki. Kocie łby stukały gdy kopytni po nich maszerowali a czasem nawet biegli. Ci mieli już wyraźnie zwierzęce łby i rogi. Prawie każdy dzierżył jakąś broń ręczną i tarczę. Zbliżali się przy wtórze dziko wyjących piszczałek i waleniu w prymitywne tamtamy. Ale zanim starcie się wznowiło na tej kamienistej drodze i tak pełnej trupów po wcześniejszych i obecnych walkach zaczął się pojedynek strzelecki na dachu i zabawa w podchody. Z czego imperialni mieli do dyspozycji łuk długi i zwykły na jednym i lekką kuszę na drugim dachu. Z dachowców może co drugi miał jakiś łuk ale chyba prawie każdy miał coś co wyglądało na włócznie czy oszczep. Ci nie wahali się skorzystać z tego, że łucznicy szyją do grupki ludzi na dachu i śmiało przeskakiwali z dachu na dach coraz bardziej skracając dystans.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172